sobota, 22 lutego 2014

One Shot ~ Odpowiedź zamknięta pod kluczem. // By: Pauline Verdas.

Hej! Jestem Pauline Verdas i napisze wam tutaj OS. Będzie on o miłosnych rozterkach Violi, między Tomasem a Leónem. Można się domyślić za kim jestem ;D

***
     Brunetka siedziała skulona w swoim pokoju na łóżku. Jedna decyzja, a tyle konsekwencji. Wydaje się to byc takie łatwe, a jest takie trudne. Jest to decyzja, której nie można zmienić. Oby dwaj są jak dwie strony medalu. Jedna, jest taka bezpieczna, taka jak miś, do którego można się przytulać i wypłakać. Druga, zaś niebezpieczna i pociągająca. Każdą kocha. Poprawka. Każdego kocha. Tylko.. Którego bardziej? Któego jak chłopaka, a którego jak brata? Niektórzy z jej otoczenia sądzą, iż decyzja jest łatwa. Lecz, jeśli poznasz ją bliżej, zrozumiesz jej sytuacje. Bo, jak to jest kochać 2 osoby? Niemożliwe.
     Dziewczyna przebrała się i poszła do kuchni. Wyciągnęła z lodówki szklanke wody i usiadła. Ponownie zaczęła rozmyślać, co jakiś czas popijając wodą. Bo tak właściwie, co to jest miłość? Uczucie, które jest tlenem, bez którego nie możesz żyć, coś czego nie da się pisać? A może, coś, co jest denerwujące, dla niektóych ludzi. Tacy ludzie żyją nieodwzajemnioną miłością.
     Właśnie miała wychodzić z kuchni, lecz coś ją zatrzymało. Tym czymś, jest pukanie do drzwi kuchennych. Podeszła do nich, lecz nikogo tam nie było. Już chciała odejść, gdy zobaczyła list pod drzwiami. Otworzyła drzwi i się rozejrzała. Gdy zobaczyła, że nikogo nie ma, szybko wzięła list i poszła do pokoju, próbując nie natknąc się na ojca. Udało jej się. Jak była już w pokoju otworzyła koperte i zaczęła czytać.
Droga, Violetto!
Wiem, iż nie wybrałaś, lecz chciałbym a być wiedziała, że kocham Cię najmocniej na świecie. Jakąbyś decyzje podjęła, mnie już nie będzie. Będe na tym lepszym świecie. Choruje. Choruje na raka płuc. Mało mi zostało, więc zostawiłem ten list. Mało oznacza pół roku. Pamiętaj, bądź szczęśliwa!
Twój, León ♥
      Argentynka, teraz sobie uświadomiła, że odpowiedź była zamknięta pod kluczem. Kluczem, który uaktywnił się troche za późno. Szybko zbiegła po schodach. Niestety natknęła się na Germana. 
- A gdzie to się panienka wybiera? - Spytał zdenerwowany. 
- Idę do Leóna! Muszę wykorzystać ten czas! - Wykrzyknęła i wyszła z domu, zostawiając w nim zaciekawionego ojca. Ruszyła w stronę parku. Przeszła przez niego i podeszła do posiadłości Verdas'ów.  Zapukała. Otworzyła jej Caroline, mama Leóna. 
- Słoneczko! Co ty tu robisz? Wejdź! - Powiedziała na jednym tchu.
- Jest León? - Spytała szatynka gdy już weszła. 
- Siedzi w pokoju. Jak chcesz to tam wejdź.
    Gdy to powiedziała Violetta szybko wbiegła po schodach i zapukała do drzwi ukochanego. Gdy usłyszała ciche Prosze weszła do pokoju,
- Violetta?! Co ty tu robisz o tej porze?
- Przyszłam do Ciebie. Jak się czujesz?
- Dobrze, ale... dlaczego tu przyszłaś?
- Dostałam Twój list.
- Jaki list?
- Czekaj.. - Dziewczyna wyszła  na chwile i spojrzała na pismo. Tomas. Dziewczyna wbiegła z płaczem do pokoju. Gdy szatyn to zobaczył szybko ją przytulił.
- T-tomas - Wychrypiała.
- Co Tomas? - Spytał zdenerwowany.
- On mi napisał list, że chorujesz, a bym wybrała jego! Ale... Ja już zdecydowałam.
- I...? - Spytał.
    Dziewczyna w opowiedzi pocałowała go namiętnie. León odwzajemnił pocałunek. Gdy się od siebie oderwali pokazał ten swój piękny uśmiech. ^^
- Czyli jesteśmy razem? - Spytała niepewnie.
    Jego odpowiedź była oczywista. Pocałował ją.
- Taka odpowiedź wystarczy? - Zapytał podnosząc jedną brew do góry.
- Jasne! Dobra ja ide. Tata mi zrobi pewnie awanture.

     
 Gdy brunetka doszła do domu zauważyła wściekłego ojca. Gdy ta przeszła obok niego ten szarpnął nią mówiąc
- Pakuj się! O 2.00 may samolot! I bez gadania! - Dziewczyna z płaczem pobiegła na góre do pokoju. Wysłała wszystkim SMS o treśći :
Kochani! 
Musze Was zostawić. Teraz gdy mam chłopaka o któym mażyłam ( Dedyk dla Leosia ;** ) musze wyjechać. Ojciec mnie wywozi, dokładniej. Co dalej będzie - niewiem. Prosze... Nie zapominajcie o mnie. Jak tylko skończe 18* Wróce!
Kocham Was, Violetta ;**
   Po wysłaniu brunetka spakowała się i wyszła. Ostatni raz spojrzała na dom i wsiadła do taksówki. 
*2 lata później*
    Życie brunetki bardz się zmieniło. 2 razy zryto jej
psychike. Lecz dzięki temu, wydoroślała. Dziś kończy 18 lat i wraca do BA. Czy ktoś o niej pamięta? Tak. Wszyscy. Lecz tylko dwie chcą o niej pamiętać. Fran i... Cami.  León jest podrywaczem. Vilu wraca tylko dla jej BFF. Gdy wreszcie wylądowała. Szybko zabrała wszystko co jej z saolotu i pobiegła do odprawy. Była 1. Gdy odprawa się skończyła i była na lotnisku zauważyła Fran i Cami stojące tyłem. Podbiegła do nich i rzuciła się na szyje mówiąc Siema! 
- Violetta! Nareszcie! Jak my tęskniłyśmy! Jak się czujesz po ostatnim? - Wtedy w jej czach pojawiły się łzy, Tak. Dokłądnie 2 dni temu poraz drugi zryto jej psychike. 
    Trzy przyjaciółki szły teraz przez park. Po drodze mijali znajomych im ludzi, lecz one nie zwracały na nich uwagi. Były zajęte rozmową. Nawet nie zauważyły, iż minęły najbliższych im facetów. Gdy szatyn zobaczył JĄ, nie mógł uwieżyć. Obiecał, że nie zapomni, a zastąpił ją sobie jeszcze Tego samego dnia. Teraz było mu wstyd. Szybko podbiegł do dziewczyn i wziął Vilu na barana. Ta, gdy się zrientowałą zaczęłą krzyczeć i się śmiać. 
- León! Idioto! Puść Mnie! - Mówiłam przez śmiech. 

- I to tak do siebie wróciliście? - spytała Amelka. 
- Tak skarbie. To chyba odpowiedni moment. - Mówiła Vilu. 
- Co się stało? - Spytał jej mąż, León. 
- Jestem w ciąży! - Powiedziala radosna a León okręcił ją wokół własnej osi. Może i Amelka miała 4 latka, dużo rozumiała. 
 A potem żyli długo i sczęśliwie z trójką dzieci....
THE END!
---
Ile ja to pisałam? Godzina i pół? Tak, tyle. 
Podoba się? Jak się pewnie domyśliliście -  o Leonetcie. 
No... To tyle.
Pozdro <33

piątek, 21 lutego 2014

Ally wyskakuje z kolejną notką.

Kochani... wspaniali wy moi...
Od czego by tu zacząć?
Jestem w trakcie tworzenia One Shot'a o... wow, ale szok... Leonettcie.
Co was zdziwi. Napisałam prolog, 1 rozdział i kawałek 2 rozdziału nowego opowiadania.
Czy to oznacza, że dziwaczka Ally znów wraca na bloggera?
Nie wiem... może!
(i teraz takie "Po co? Nikt cię tu nie chce")
Nadal twierdzę, że nie umiem pisać, ale tyle trudu włożyliście w to żeby mnie tu zatrzymać...
Eh, kochani jesteście. Dziękować, dziękować!
Tylko ten... Komentować One Shot'y dziewczyn bo... bo tak i już!
Laureatki konkursu: Chcecie te nagłówki czy nie? Jeśli nie - spoko. Mniej pracy dla mnie, ale jeśli chcecie to piszcie bo potem posądzicie mnie o to, że nie wywiązałam się z umowy!
Ally <3333

One Shot ~ "Razem na dobre i na złe"

Rodzina daje pełnie szczęścia, ale żeby założyć prawdziwą rodzinę trzeba być na to gotowym. Ta historia pokaże, że coś co miało być piękne nie zawsze takie jest.
 

Młoda dziewczyna, rok temu skończyła szkołę. Zdała wszystkie egzaminy w wyróżnieniem. Główna rola w bardzo popularnym serialu „Violetta” pozwoliły jej się wybić. Teraz jest sławna, każdy ją zna mowa tu o Mercedes Lambre. Jej życie było bajką, robiła to co kocha, znalazła wspaniałych przyjaciół, którymi byli Rouggero, Lodovica, Alba, Tini i Jorge. Związała się z Xabim, chłopakiem, który kochał ją nad życie i był w stanie zrobić dla niej wszystko. Pewnego dnia jednak wszystko się zmieniło jej świat legną w gruzach.
 

Był poniedziałek Mercedes wracała z planu zdjęciowego do swojego apartamentu, czekał tam na nią jej ukochany, lecz kiedy była już nie daleko zaczęło jej się kręcić w głowie a po chwili nastała jedna wielka ciemność. Zemdlała. Drobna osóbka leżała na chodniku z krwawiącą głową nie dając oznak życia. Xabi długo czekał na blondynkę, ale ona nie wracała. Postanowił iść na plan i zobaczyć co się stało. Kiedy wychodził z hotelu na chodniku zobaczył ranną dziewczynę i przeczuwał kto to może być. Przerażony podbiegł do dziewczyny i rozpoznał swoją ukochaną Mechi. Ze łzami w oczach reanimował dziewczynę do przyjazdu karetki, w głowie powtarzając sobie w kółko „ To nie może się dziać naprawdę, dlaczego, nam dlaczego ??”. Kiedy zjawiło się pogotowie zabrali dziewczynę natychmiast do szpitala. Po zrobieniu koniecznych badań przewieziono blondynkę na oddział i zlecono Xabiemu obserwowanie ukochanej, aż do przebudzenia. Serialowy Marco rzecz jasna nie opuszczał swojej księżniczki nawet na moment. Kiedy wreszcie panna Lambre otworzyła swoje powieki, szatyn był bardzo szczęśliwy, natychmiast pocałował swoją ukochaną i pobiegł po lekarza. Mercedes jednak nie pamiętała co się stało i choć usilnie próbowała sobie coś przypomnieć, to wszystkie jej próby kończyły się strasznym bólem głowy. Po kilku minutach wrócił Xabi razem z lekarzem, niosącym wszystkie wyniki gwiazdy. Okazało się że serialowa Ludmiła straciła dużo krwi i gdyby nie jej chłopak, który usilnie ją reanimował pewnie by jej tu nie było. Kiedy lekarz skończył mówić to zdanie Lambre natychmiast uścisnęła swojego wybawcę. Lekarz oznajmił zakochanym również, że przyczyną utraty przytomności była ciąża w której właśnie Mercedes była, doktor zapewnił, że z dzieckiem wszystko w porządku i pogratulował młodym. Para była zaskoczona, „super nowa” delikatnie uniosła kąciki swoich ust ku górze wyobrażając sobie wspólną przyszłość. Lecz brunet nie podzielał radości swojej ukochanej, wręcz przeciwnie był załamany tą wiadomością. Mechi szybko zauważyła zmartwienie na twarzy swego chłopaka i pocałowała go delikatnie lecz z uczuciem, po całusie zwracają się do Xabiego powiedziała: 
- Nie martw się wszystko będzie dobrze. To wspaniale, że jestem w ciąży, kocham cię a dziecko tylko umocni nasze relacje.
- Tylko, że my jesteśmy za młodzi mamy po 20 lat, nie jesteśmy gotowi na dziecko czy ty tego nie rozumiesz !! – krzyknął smutny brunet gasząc tym krótkim zdaniem cały optymizm blondynki, wypowiedziawszy te słowa wyszedł ze szpitala bez słowa wyjaśnienia. Lambre wysłuchawszy swojego ukochanego, była załamana on miał rację, po jego wyjściu łzy pojedynczo spływały z jej policzków, na co dzień była silna i rzadko kiedy płakała, ale zrozumiała, że to koniec jej idealnego świata, świata którego jedynym problemem było założenie na koncert butów z zeszłego sezonu. Xabi tym czasem siedział na ławce w pobliskim parku i zastanawiał się nad tym co teraz będzie, nie mógł uwierzyć w to co się stało. Chowając twarz w dłoniach siedział w tej pozycji parę godzin myśląc nad tym co zrobić, nie mógł tak po prostu odejść.
Mercedes leżała na łóżku cała zapłakana, bała się, że Xabi ją zostawi i zostanie sama z dzieckiem. Musiała się przespać, ta cała sytuacja ją przerastała. Serialowy Marco nadal siedział w parku, lecz postanowił spojrzeć na tą sprawę bardziej optymistycznie, myślał o tym jaki był by szczęśliwy patrząc na swoje dziecko, razem ze swoją dziewczyną którą kochał nad życie wyobrażał sobie jak bawią się razem w parku, i ta właśnie wizja uświadomiła mu jak idiotycznie się zachował. Zrozumiał, że nie ważny jest wiek, najważniejsza jest Mercedes i dziecko, jego dziecko. Przemyślawszy wszystko pobiegł w stronę szpitala. Ale Xabi zrozumiał to za późno, Lambre stała już w łazience z paczką tabletek w ręce, chciała się pozbyć problemu, pragnęła zniszczyć to dziecko. Zamierzała nafaszerować się wszystkimi możliwymi tabletkami jakie znalazła w swojej szpitalnej szafce. Właśnie brała do ust kolejną tabletkę kiedy ktoś szarpnął ją za rękę, odwróciwszy się spojrzała na osobę trzymającą ją za jej drobną dłoń i zobaczyła szatyna którego tak kochała. On patrząc w jej błyszczące od łez oczy pocałował ją, przez ten namiętny pocałunek przekazał wszystkie uczucia jakie żywi do blondynki. Po tym cudownym świadectwie uczuć objął dziewczynę w tali powiedział spokojnie
- Nie możesz zabić tego dziecka, naszego dziecka, siedząc w parku uświadomiłem sobie, że ta ciąża to najlepsze co nas w życiu spotkało, pokochałem tego malca – mówiąc to delikatnie dotknął dłonią brzucha ukochanej
- Ale, przecież powiedziałeś, że jesteśmy za młodzi i….. – zamilkła gdyż Xabi przerwał jej odpowiadając
- Wiem co mówiłem, to było głupie, wiek nie ma znaczenia a razem na pewno sobie  poradzimy – zakończył rozmowę
Mechi uśmiechnęła się szeroko. Jej życie z powrotem wróciło na właściwy tor, miała chłopaka z którym może przejść przez wszystko a już za parę miesięcy przyjdzie na świat ich dziecko. Ta sytuacja tylko umocniła uczucia i więź między nimi. Mercedes Lambre znów była szczęśliwa i z optymizmem patrzyła na ich wspólną przyszłość.

 ________________________________________________________________________________


No to macie OS, beznadziejny jak zawsze, ale cóż nie wszyscy mają taki talent jak Ally <333
W pierwotnej wersji koniec był tragiczny ale zmieniłam na happy and, szczerze to sama nie wiem dlaczego, tak jakoś wyszło….. z resztą dosyć smutku przyniosło mi odejście Ally – najlepszej blogerki na świecie, więc niech jedna historia będzie szczęśliwa !!!
Jak się wam spodoba (w co osobiście wątpię) to zapraszam tutaj http://jesttakamiloscktoranigdynieumiera.blogspot.com/  -  Dopiero zaczynamy <333
Pozdrawiam Kinga Verdas-Blanco <333                                                             
                          

wtorek, 18 lutego 2014

One Shot - "Miłość przetrwa wszystko" Jortini | Autor: Ada Verdas

Drobna brunetka siedziała na swoim łóżku i paczyła co się dzieje za oknem. Jej świat runął rok temu. Jej książę z bajki zdradził ją. Jorge Blanco, bo tak  nazywał się jej były chłopak zdradził ją z Valerią Baroni. Nie mogła i dalej nie może się z tym pogodzić. Wyjechała do Madrytu ze swoją rodziną. W skład jej rodziny wchodziła mama - Mariana, brat - Francisco i tata - Alejandro. Byli szczęśliwą rodziną. Miała też kuzynkę - Mercedes. Mercedes ma brać ślub z Ruggero Pasquarelli. Ślub ma się odbyć za jeden dzień w Buenos Aires. Rodzina Martiny, tak właśnie miała na imię brunetka, wybierała się na to wydarzenie. Martina ma być być świadkową od strony Panny Młodej, a od strony Pana Młodego świadkiem ma być Jorge. Tini dobrze wiedziała, że będzie musiała się z nim spotkać. Z jednej strony się cieszyła, a z drugiej nie chciała widzieć swojej miłości u boku innej kobiety. Jorge dalej był z Valerią. Dalej go kochała. To z nim przeżyła swój pierwszy pocałunek.


~.~


Kiedy nadszedł ten dzień Martina nie była pewna swoich uczuć. Wszyscy czekali tylko na nią. Jorge dobrze wiedział, że to co zrobił to największy błąd  w jego życiu. Chciał to wszystko wyjaśnić, lecz Martina wyjechała i zerwała z nim wszystkie kontakty. Wiedział, że żadna dziewczyna nie da mu takiej samej miłości. Kochał, kocha i zawsze będzie kochał tylko Tini. Zwrócił się do swojej dziewczyny:
- Valeria, wybacz, ale już cię nie kocham. Prawdę mówiąc to nigdy cię nie kochałem. Przepraszam jeśli cię zraniłem. 
Valeria rozpłakała się i szybko pobiegła do domu. Po dwóch minutach zjawiła się brunetka. Była pięknie ubrana. Miała na sobie fioletową sukienkę kończą się przed kolanami. Na stopach założone szpilki tego samego koloru co sukienka. Przywitała się z Parą Młodą. Popaczyła w piękne, zielone oczy Jorge z tęsknotą i smutkiem.Weszli do kościoła, za nimi cała reszta gości. Martina usiadła za Mechi, a Jorge za Ruggero. Ceremonia była piękna. Tini bardzo się cieszyła ze szczęścia kuzynki. Ruggero jest jej przyjacielem. Też chciała być szczęśliwa, tylko z Jorge.


~.~


Po skończonej ceremonii Para Młoda zaczęła wychodzić, za nimi wychodzili Tini i Jorge. Ponieważ przejście było wąskie, Martina i Jorge zderzali się ramieniami. Nic do siebie nie mówili. Po wyjściu z kościoła Tini zaczęła biec w stronę auta swojego taty. Po drodze potknęła się o kamień i wiedziała, że zaraz uderzy o ziemię. Zamknęła i czekał na uderzenie. Zamiast uderzyć znalazła się w ramionach jakiegoś chłopaka. Otworzyła oczy i zobaczyła oczy, które mogły należeć tylko do jednej osoby - Jorge. Zatonęła w jego oczach. Cała zdrada poszła w tym czasie w nie pamięć. Byli w tej pozycji jakieś pięć minut, gdy nagle Martina przypomniała sobie o tych wszystkich wydarzeniach. Szybko wstała i zaczęła znowu podążać w stronę auta. 
- Tini, wszystko w porządku? - zapytał brat.
- Tak, wszystko w porządku. - odpowiedziała.


~.~


Po kilku minutach byli już na miejscu. Sala była wyjątkowa pod każdym znaczeniem tego słowa. Do Martiny podeszła Lodovica. Lodovica jest najlepszą przyjaciółką Tini, jest narzeczoną Xabianiego. Za pół roku odbędzie się ich ślub. 
- Hej Tini, widziałaś Albę i Facu? Wszędzie ich szukam i nie mogę znaleźć. - zapytała.
- Może są przy barze? - odpowiedziała pytaniem na pytanie. 
- Aha. Dzięki. Do zobaczenia. - uśmiechnęła się i odeszła.


~.~


Dochodziła północ. Prawie wszyscy są pod wpływem alkoholu. Jedynie Martina, Lodovica, Candelaria, Alba i Jorge nic nie pili. 
- Czy mogę prosić panią do tańca? - zapytał Jorge, kierując pytanie do Tini.
- No, dobrze. - opowiedziała i wstała. Poszli na parkiet. Martina położyła na ramionach chłopaka, a on złapał ją w talii. Zaczęli  poruszać się w rytm muzyki. Martina starała się nie spoglądać na oczy chłopaka. Po chwili Jorge zrobił coś czego Tini się nie spodziewała. Złapał ją mocniej i zaczął zbliżać się do jej ust. Dziewczyna chciała się uwolnić, lecz Jorge trzymał ją za mocno. Po kilku sekundach przestała się wyrywać, bo wiedziała, że nie wygra. Chłopak delikatnie pocałował  dziewczynę.
- Jorge, nie możemy być razem, Nie chodzi tu oto, że mnie zdradziłeś, tylko chodzi tu o mnie. Jestem śmiertelnie chora. Lekarze mówią, że został mi tylko miesiąc życia. Przepraszam. - powiedziała Martina i odbiegła. Jorge był zszokowany wyznaniem dziewczyny. Już wiedział dlaczego Tini nie dzwoniła do niego, nie wysłała listu. Szybko pobiegł za dziewczyną. Nie zdążył jej dogonić. Usiadł na ziemi i schował twarz w dłonie. Nigdy nie był tak bardzo załamany. Dziewczyna jego życia ma umrzeć za miesiąc. Nic nie mógł zrobić.


~.~


Po dziesięciu minutach do załamanego chłopaka podszedł Ruggero. On wiedział o chorobie Tini od pół roku. Nie pytając wiedział o co chodzi. Usiadł koło chłopaka. 
- Dlaczego mnie to spotkało?! Najpierw spotkałem wspaniałą dziewczyną, potem ją zdradziłem, a na sam koniec dowiedziałem się, że umrze. - powiedział załamany Jorge. Ruggero postawił go trochę na nogi.


~.~


Przez trzy tygodnie stan Martiny bardzo się pogorszył. Francisco zadzwonił do Jorge i poinformował go o zaistniałej sytuacji. Jorge wiedział, że jak nie teraz zobaczy się z Tini to już jej nie zobaczy na tym świecie. Pojechał szybko do domu Tini. Zapukał do drzwi. Po chwili drzwi się otworzyły, a w nich stał Francisco. Wpuścił go do środka. Rodzina Martiny zatrzymała się u Mercedes i Ruggero, z powodu stanu Martiny. Jorge wszedł po schodach i z kierował się do pokoju Martiny. Otworzył delikatnie drzwi i zobaczył Martinę leżącą na łóżku. Na widok chłopaka uśmiechnęła się. Jorge podszedł do niej i usiadł na krześle koło łóżka. Złapał ją za rękę. Popaczył jej w oczy.
- Nie ważne co się wydarzy to na zawsze będziesz w moim sercu. Kocham Cię najbardziej na świecie. - rzekł z łzami w oczach Jorge.
- Jorge, mam do ciebie jedną prośbę. Wiem, że na pewno umrę, ale ty przeżyj swoje życie najlepiej jak będziesz mógł. Zrób to dla mnie. - poprosiła Tini.
- Obiecuję. - odpowiedział chłopak i zaczął zbliżać się do ust dziewczyny. Pocałował ją ostatni raz. Był to bardzo delikatny, a za razem pełen miłości pocałunek.


~.~


Nagle Tini obudziła się w jakieś sypialni. Nie wiedziała co się stało. Popaczyła na swoją prawą dłoń, na której była obrączka. Zauważyła, że ktoś leży koło niej. Obróciła głowę i zobaczyła Jorge. Na jego ręce była taka sama obrączka. Jorge zaraz się obudził.
- Kochanie, to tylko zły sen. - pocieszył ją.
- Mówiłam ci, że cię kocham? - zapytała Tini.
- Z tysiąc razy. Też cie kocham. - odpowiedział Jorge i pocałował ją namiętnie.


^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^

Hej!
Tak to ja zajęłam 1 miejsce w konkursie (wciąż nie mogę w to uwierzyć)
Jestem nieogarnięta (tak tylko ostrzegam) :D
Jak chcecie to zadawajcie pytania w komentarzach dotyczące mojej osóbki,  ja na nie odpowiem :P
Też jestem ludziem xD
Co do One Shot:
- Wiem jest krótki
-  Jest słabo napisany
-  Napisałam go na początku grudnia tam tego roku w dwa dni.
Zapraszam na 6 rozdział
Mam nadzieję, że Ally nie ma mi za złe, że to opublikowałam.

Ada Verdas

KONIEC SPAMU, NIE WYRABIAM!

Kochani... (zaczyna się miło)
Grzecznie proszę... NIE SPAMOWAĆ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Widzę wasze ogromne zaangażowanie, ale ja jak na razie nie zmienię zdania!
Chyba, że wolicie żebym tak, jak Teddy udostępniła bloga tylko dla zaproszonych = dla nikogo
Dziękuję za wasze komentarze. To miłe, ale czy wy nie macie innych zajęć np. no nie wiem... SWOJE ŻYCIE?!
KONIEC NARODOWEGO SPAMU! xDD
Jeśli was to ucieszy to zaczęłam prolog zupełnie nowego opowiadania ALE TO NIE OZNACZA, ŻE WRACAM!!!!!! Nie wykluczam możliwości, że nigdy go nie opublikuję. Wiecie jaka matma jest... matematyczna? Taka nie do ogarnięcia + w piątek do 17 w szkole na treningu do koszykówki. ZAZDRO CO? Nie, lepiej nie. - z innej beczki xd po co podkreślone? yyy... Nie wiem...

Teraz do drugiej części "nie wyrabiam".
Laureatki konkursu: Z kim nagłówki? Opisać dokładnie albo mniej więcej... Może pod komkiem lub na poczcie fanki.leonetty@tlen.pl albo na GG.
Zaprosiłam was już do autorów. Teraz wystarczy wejść na gmaila i potwierdzić.
Nie zgłosiła się jeszcze Fran Love i Pauline Verdas... -.-
Srutki tutki... To tyle? XD



poniedziałek, 17 lutego 2014

Wyniki konkursu na kolaż/przeróbkę

INFO DLA TINITY: TO WSZYSTKO TO SĄ PRZERÓBKI
Wiecie, musiałam to dodać bo dziecko by nie zrozumiało i by wielką aferę robiło...

NIE WRACAM! Nadrabiam tylko zaległości. Dziś (okropny dla mnie dzień) 17 luty (koniec ferii), a więc również czas na ogłoszenie wyników na przeróbkę i kolaż. Zgłoszeń nie otrzymałam zbyt wiele... Jednak każda praca miała to "coś" w sobie.
Przeróbek - 2
Kolaży - 4
Niewiele, ale postanowiłam, że każda z dziewcząt otrzyma nagrodę, by było sprawiedliwie. Zacznijmy może najpierw od przeróbek.
Tutaj nie umiem się zdecydować... Obydwie prace są ciekawe i widać, że bloggerki włożyły w nią dużo wysiłku... Postanowiłam w tym wypadku zrobić remis. 

Francesca Love































Każda z nich miała ciekawy pomysł dlatego z pewnością zasłużyły na 1 miejsce.
Nagrody:
- nagłówek by Ally 
- reklama bloga przez dwa tyg
- dedykacja rozdziału  - heheszki... rozdziału nie będzie
- możliwość wglądu do next rozdziału  - i znów... hehehe.... możliwość wglądu do OS, którego jeszcze nie skończyłam
- możliwość zostania autorem bloga przez kilka dni *

GRATULUJĘ DZIEWCZYNY!


Dalej... KOLAŻE!

I tutaj... kurde, ja nie powinnam organizować konkursów. Dlaczego mnie nie powstrzymaliście? DLACZEGO?
1. miejsce - Ariana i Jagoda Krempa - nagrody, te co w przypadku przeróbki zdjęcia
2. miejsce - Kinga Verdas - Blanco i Pauline Verdas - nagłówek, reklama bloga przez 2 tyg, zostanie autorem bloga przez 1 dzień*
Pauline Verdas


Jagoda Krempa

Ariana

Kinga Verdas-Blanco








































































Nagłówki zrobię, kiedy będę miała chwilkę czasu.

Wszystkich zwycięzców proszę o zostawienie komentarza pod tym postem z adresem gmail w celu odnalezienia was i waszych blogów oraz konta blogger. W innym przypadku nagroda przepadnie. 

Przyszli chwilowi autorzy bloga: 
a) prawa:
- możecie opublikować posty z reklamami swoich blogów
- możecie publikować tutaj swoje One Shot'y
- możecie zorganizować zabawy
- możecie przeglądać statystyki bloga
- możecie przejrzeć wszystkie komentarze albo ich część w funkcji "komentarze"
- możecie przejrzeć wszystkie zakamarki, nieudostępnione dla zwykłego czytelnika
- możecie kopiować wszystkie zdjęcia i gify

b) zakazy:
- zabraniam zmieniania czegokolwiek od nagłówka, po posty, listy czytelników, ustawienia bloga, szablon, układ oraz nazwę itd.
- zabraniam usuwania komentarzy, postów itp.
- zabraniam wulgaryzmu w postach
- zabraniam obrażania kogokolwiek w postach
- zabraniam podszywania się pode mnie, zaczynając od sformułowania "Ally kazała powiedzieć..." itp.

W razie jakichkolwiek niezgodnością, bądź pytań piszcie śmiało: 48637673
Te zakazy mogłyby was jakoś zniechęcić do mnie albo odstraszyć, ale mam nadzieję, że rozumiecie o c mi chodzi. Nie chcę potem jakiś niezgodności... To chyba tyle.

niedziela, 16 lutego 2014

Epilog

Patrzyła jak jej chłopak pręży przed nią muskuły. Próbuje udowodnić jej, że jest bardzo męski, a malowanie ścian to dla niego błahostka. Nagle cała trójka usłyszała głośny alarm, przypominający syrenę policyjną. Wystraszyli się. Violetta odstąpiła boku Leona i zaczęła biegnąć w kierunku hałasu, rozchodzącego się na caluteńki dom. Przechodząc akurat obok chwiejącej się drabiny, która w tym momencie powinna być przytrzymywana przez Feder'a, usłyszała krzyki Marco. Dziewczyna odwróciła głowę. Zauważyła tylko przestraszoną minę Argentyńczyka, która z każdą sekundą zaczęła się do niej przybliżać. Nie miała okazji by wykonać żadnego ruchu. Nie trzeba było długo czekać, a ona wraz z Marco już leżeli na podłodze.

Otworzyła delikatnie oczy. Podniosła głowę i przeanalizowała teren, który ją okalał. Zdjęła ręce z blatu i zatrzepotała rzęsami z niedowierzania. Wstała z dość wysokiego stołka. Zauważyła swój pamiętnik na stoliku, na którym jak widać zasnęła. Otworzyła na pierwszej stronie. Co zobaczyła? Pustą, fioletową kartkę delikatnie przyozdabianą rysunkowymi kwiatami.
- Co jest? - zmartwiła się i przewróciła kawałek papieru tak by znaleźć się na drugiej z kolei stronie. Pusto. Dziewczynę zamurowało. Co z jej notatkami, zwierzeniami, zapiskami, które dzień w dzień uzupełniała i dzieliła się swoimi przeżyciami? Gdzie podział się opis dnia, w którym po raz pierwszy pocałowała chłopaka? Zniknął? Rozpłynął się? Dziwił ją również fakt, że znajduje się na lotnisku. W pobliżu brak Leona, Marco, Federico'a... Wszystkich jej znajomych. Z powrotem umiejscowiła się na krześle i odłożyła fioletowego koloru sekretnik na blacie. Podparła swoją twarz dłonią i ślepo wgapiała się w przechodni. Nagle ujrzała postać Germana, ciągnącego za sobą bagaże oraz idącego w kierunku córki. Na twarzy dziewczyny pojawił się uśmiech, który ciepło odebrał ojciec. - Tato - krzyknęła - Co my robimy tutaj, na lotnisku? Co z twoją nogą, ręką czy czymś tam? Gdzie Leon i reszta? - zadała pytania. Inżynier tylko podrapał się w głowę i spojrzał na Castillo podejrzliwym wzrokiem
- Kto to Leon?
- Nie zgrywaj się. Leon to mój chłopak - wyznała Violetta
- Co, co, co? Słucham? A co z Diego?
- Tato, co się z tobą dzieje? Zerwaliśmy kilka miesięcy temu - poinformowała szatyna
- Okay, powoli... Zerwałaś z Diego'em, a teraz jesteś z jakimś Leonem?
- Tak, tato. To właśnie powiedziałam. Wiedziałeś o wszystkim! - brunetce przed oczyma zrobiło się ciemno. Wyczuła woń męskich perfum i obecność kogoś znajomego. - Leon! - wykrzyknęła radośnie i zdjęła dłonie ze swojej twarzy. Zawiodła się.
- Jaki Leon? Mam czuć się zazdrosny? - zapytał przez śmiech Diego
- To jest jakiś żart, prawda? Nieśmieszny...
- To nie żart. Ale się cieszę, że przyjechałaś do Argentyny i to na stałe! - odrzekł uradowany Diego i ucałował policzek Violetty. Dziewczyna nadal nie pojmowała, co dzieje się wokół niej. Przecież przeżywała już ten dzień i to ponad rok temu... - Musisz poznać moich znajomych. Ha, Federico cię powali na nogi swoimi akcjami, zaręczam.
- Federico? Okay... A co z jego młodszą siostrą?
- Francescą? Skąd ich znasz?
- Bo to moja najlepsza przyjaciółka. Diego, nie zgrywaj się.
- Co? Najlepsza przyjaciółka? Zawsze sądziłem, że Fran kumpluje się z Camilą i Larą... Ale spoko... - przewrócił oczyma na znak zakłopotania
- A Leon?
- Jaki Leon? Nie znam żadnego Leona...
- Twój najlepszy przyjaciel! - wykrzyczała - były najlepszy...
- Viola, przyśniło ci się coś.
- Nie, nie, nie! To niemożliwe. Byliśmy w Buenos Aires, zerwałam z tobą, miałam nowych przyjaciół, chłopaka, chodziłam do szkoły muzycznej... Potrafiłam śpiewać - opowiedziała swoją historię w skrócie, a Diego tylko zmarszczył brwi. Uraziło go to, co przed sekundą usłyszał... Nigdy nie miał zamiaru zranić swojej dziewczyny

Valió la pena todo hasta aquí
porque al menos te conocí


Valió la pena lo que vivimos
lo que soñamos
lo que conseguimos

Valió la pena, pude entender
que cada historia es una razón

Para estar juntos, para creer
para que suene nuestra canción

hoy somos tantos, hoy somos más
hoy más que nunca

Puedo volar!
[...]
Zaśpiewała by udowodnić sobie, że to nie sen czy chory wytwór jej wyobraźni. Głos miała piękny i przejrzysty. Diego był pod wielkim wrażeniem.
- Violetta, jesteś niesamowita, ale nadal nie wiem kim jest ten Leon. Coś ci się musiało przyśnić - objął dziewczynę ramieniem i spojrzał głęboko w oczy
- Viola, Diego! - zawołał German obładowany bagażami - Chodźcie mi pomóc z walizkami - Diego rozśmieszyła pozycja ojca jego dziewczyny. Absolutnie nie radził sobie z torbami. Argentyńczyk opuścił bok brunetki i zerwał się biegiem do Germana. Violetta rzuciła okiem na pamiętnik. Może faktycznie to wszystko było jednym, długim snem? Nie istnieje facet idealny, jakim wydawał się być Leon Verdas. Sądziła, że znalazła szczęście, ale wszystko wykonało obrót o sto osiemdziesiąt stopni. Czy na lepsze? Okaże się kiedyś... W dalekiej przyszłości.
_________
Lalalal, zabijcie mnie!
Znów zakończyłam nie Leonettą xd
A więc ten... chyba się żegnamy, c'nie?
Dziękuję wam za te komentarze. Chciałabym zostać, ale ja już nie potrafię pisać. Nie, poprawka... Zacznijmy od tego, że ja nigdy nie umiałam... Ale znacznie się pogorszyłam. Zawodzę was. Nie odchodźcie z blogów z mojej winy. Nie utożsamiajcie się ze mną bo ja nie jestem żadną wyrocznią. Jeśli prowadzenie bloga sprawia wam przyjemność, no to go prowadźcie, ludzie. Wkrótce o mnie zapomnicie, a ten blog tak, jak to ujęła Tinita (-.-) będzie zaśmiecał net.
JESZCZE RAZ. Dziękuję wam za wszystkie pozytywne komentarze bo negatywnych chyba nie naliczyłam, poza Tinitą, ale ją olać trzeba. Dziecko niedorozwinięte zostanie takie na zawsze, co zrobić?! Tak, wiem... MIŁA JA! Wyświetlenia - tutaj wielki szok! xD Dziękuję, dziękuję całym serduszkiem, które chyba jeszcze jako tako posiadam. (może). Chcecie hejtujcie, nie to nie. Bimbam na to. Oficjalnie Ally przestaje istnieć, ale nie piszcie do mnie Sandra. Nie lubię mojego imienia. Chyba wszystko, co miałam do przekazania. Zaczęłam pisać OS. Mam całkiem sporo, ale nie wiem czy kiedykolwiek go skończę i opublikuję. Każdy już zapomni o... A nie ważne. PAPAPPA <3

piątek, 14 lutego 2014

Oppan Ally style!

Są takie chwile, gdy w życiu trzeba zejść ze sceny z godnością...
Trzeba wiedzieć, kiedy nadejdzie ta pora by się pożegnać
Coś, co kiedyś nazywałaś pasją, teraz jest twoją kulą u nogi...
Stwierdzasz, że już się do tego nie nadajesz...
Że zawodzisz samego siebie, ale też i innych...
Zapałka, która napędzała całą machinę zgasła, a ty razem z nią...
Tym akcentem chcę was pożegnać.
Długo się zbierałam, myślałam, ale stwierdzam, że to ten właśnie czas.
Ten blog to jakiś chaos.
Mogę go porównać do źle skonstruowanego roweru, który z każdym dniem się rozpadał.
Teraz stanął i odmówił posłuszeństwa.
Epilogu nie piszę. Sami ułóżcie zakończenie tego opowiadania w głowie. W ten sposób każdy będzie zadowolony.
Entre dos mudos? - blog zawieszony
Ally? - powoli przestaje istnieć
Będę tęskniła za tak wspaniałymi czytelnikami, komentatorami i ludźmi.
Żegnajcie :*
Nie mam nic więcej do dodania.
Al... Sandra




Rozdział 44: Akcja "polowanie na ciasteczka"

***
Następnego dnia obudziły ją krzyki ojca. Zdenerwowała się, gdyż szanowany inżynier, jakim był German Castillo podnosi głos tylko i wyłącznie w nagłych wypadkach. W nagłych wypadkach oraz na Violette przy każdej możliwej okazji. Tym razem jego córka nic nie zawiniła, więc zostaje ta druga opcja - "nagły wypadek". Dziewczyna zdjęła z gałek ocznych powieki, oswobodziła swoje ciało z kołdry i zerwała się na równe nogi.
- Co jest, tato? - pytała, zbiegając po schodach na dół. Krzyk nie ustąpił. - Tato! - dreptała w kierunku kuchni.
- Ty diable wcielony, ty! - słyszała. Minęła próg drzwi. Rozejrzała się po pomieszczeniu, wykonując
paniczne ruchy głowy. Zrozumiała, że akcja jest rozgrywana w innym pokoju. Z powrotem wróciła do salonu, gdyż stamtąd dobiegały krzyki. Nigdy nie przypuszczała, że taki widok okaże się być prawdziwym. German, odziany w granatowego koloru szlafrok gania z miotłą gosposi w dłoni za chłopakiem Violetty. Brunet przeskoczył kanapę, przewrócił lampę, a przy tym potknął się o dywan i upadł na Germana. Salon wyglądał jakby przeszło przez nie tornado. Zniszczenia, które wyrządził Leon były niczym na tle zniszczeń spowodowanych przez ojca Violi. Rozlana kawa w kuchni, dziury w ścianach od silnego uderzenia miotłą, poduszki rozrzucone dosłownie wszędzie, fotele powywracane "do góry nogami", fruwające papiery rozliczeniowe Germana, połamane nogi od krzeseł...
- Co wy wyprawiacie? - ośmieliła się zadać pytanie brunetka. Po chwili z góry zbiegły pozostałe domowniczki wraz z Jade, która jako jedyna zareagowała na bałagan... specyficznie
- Widzę, że robicie remont. Tak, tak. Przydałoby się tu odrobinę feng shui... - rozmyślała
- Leon - Viola podeszła do chłopaka i podała mu rękę w ramach pomocy. Verdas chętnie skorzystał i podniósł się na równe nogi. German jęknął. Zarówno Esmeralda, jak i Angie podbiegły do niego na ratunek. Obydwie przepychały się by udzielić mu pomocnej dłoni. - Co ci odbiło? Po co tu przyszedłeś? Wiesz jaki jest mój ojciec. Nie rozumiem... - wyciągnęła bruneta na bok i szeptała z pretensjami, podczas gdy kobiety usiłowały podnieść inżyniera z podłogi.
- Mam dla ciebie niespodziankę, ale najpierw musiałem zapytać twojego tatę o zgodę. Chyba nie w porę... - wyznał. Castillo zamurowało. "Co to za niespodzianka?", miała zamiar wykrzyczeć, ale zorientowała się, że to teraz nie najważniejsza sprawa. Jednak nutka ciekawości przewijała się przez myśl. Co wymyślił Leon, skoro potrzebuje pozwolenia najpierw od ojca? "Chyba nie chce mi się oświadczyć, prawda?", zażartowała w myślach.
- Ty! - wygroził palcem pan Castillo - Wynocha z mojego domu! - skierował wypowiedź do Leona. Był wściekły, rozdrażniony, a do tego potłuczony. Czuł mocny ból w kolanie, ale postanowił, że najpierw rozprawi się z winowajcą, a dopiero potem zacznie narzekać na swoje problemy zdrowotne.
- To zgadza się pan?
- Ha, wolne żarty! Wynocha albo wezwę policję
- German, uspokój się - stopowała go Esmeralda i oparła swoją dłoń na jego barku. Szatyn syknął, a przestraszona kobieta odsunęła rękę. Leon jeszcze raz spojrzał błagalnie na ojca ukochanej, lecz ten miał ochotę zabić go wzrokiem. Brunet spuścił głowę. Wiedział, że nie najlepiej rozdał karty, a w tej grze zwycięsko mimo pozorów wyszedł inżynier. Verdas opuścił posesję swojej dziewczyny, ale to nie oznaczało, że się poddał. "Wrócę tu", obiecał sobie w myślach
- Bezczelne dziecko - zaklinał pod nosem mężczyzna i rzucił się bezsilnie na podłogę. Był przekonany, że w tym miejscu stoi jak byk skórzany fotel. Niestety, mebel po całym pościgu zmienił swoje położenie, a German upadł niefortunnie na prawą rękę. Zawył z bólu. Kobiety zaniepokoiły się i bez wysłuchiwania żadnych sprzeciwów zawiozły ojca Violetty do szpitala. Nakazały dziewczynie by została w domu i pomogła Oldze ogarnąć dom z kompletnego harmidru. Gosposia wygnała natomiast brunetkę na górę. Doszła do wniosku, że sama posprząta lepiej, gdy nikt nie będzie kręcił się jej pod nogami. Vilu pomknęła do swojego pokoju. Czekała na informacje na temat stanu zdrowia ojca dłużej niż godzinę. Siedziała na łóżku i otworzyła pamiętnik. Nadal trapiło ją pytanie, o jakiego typu niespodziankę miał Leon na myśli... Nagle usłyszała dźwięk komórki. Z nadzieją, że to Esmeralda, Angie bądź German, podniosła telefon z pościeli. "Leon", przeczytała. Przeciągnęła palcem po ekranie.
- Le...
- Otwórz drzwi - nakazał
- Co ty znów wymyśliłeś? - zadała pytanie, ale usłyszała tylko głuchą ciszę w słuchawce. Posłusznie podeszła do drewnianej powierzchni i pociągnęła za klamkę. Nikogo nie ujrzała. Nie była do końca pewna, o które dokładnie drzwi chodziło brunetowi. Zbiegła po schodach na dół. Minęła Olgę. Kobieta podrygiwała w rytm muzyki, puszczanej z odtwarzacza mp3, równocześnie zmiatała z podłogi szkło. Violetta jednym ruchem ręki udostępniła wejście do jej domu trzem facetom. "Leon, Marco, Fede", naliczyła. Zmarszczyła brwi, przyglądając się przebraniom chłopaków.
- Ekipa sprzątająca - oświadczył ukochany brunetki i rozłożył ręce by ta bez krępacji mogła przyjrzeć się każdemu detalowi jego ubioru. Olga wyciągnęła słuchawki z uszu i odwróciła głowę w kierunku gości
- O, Leon... A tych pozostałych to nie znam... Co wy tu robicie? W... czymś takim? - zaśmiała się, ale po chwili przyjęła oburzoną pozę.
- Trochę tu nabałaganiłem... - przyznał ze skruchą chłopak
- Trochę? - wybuchła śmiechem gosposia - Trochę to mało powiedziane, Leon. Spóźniliście się. Wszystko posprzątane, pozamiatane, poukładane...
- A ściany? - dopytał Federico
- Co "ściany"? Przydałoby się odmalowanie, ale...
- My się tym zajmiemy - zaręczył Leon
- To kiepski pomysł. Tata może przecież zaraz wrócić - próbowała spławić całą paczkę córka Castillo. Podeszła do chłopaków i usiłowała wypchnąć trójkę przyjaciół za drzwi. Leon zaparł się nogami. Czuł drobne dłonie dziewczyny na swoich plecach. Brunetka nie należała do silnych kobiet, dlatego z łatwością mógł utrzymać równowagę. Nie drgnął mimo wielkiego trudu, jaki wkładała Castillo by pozbyć się gości.  Verdas odwrócił głowę i pocałował w policzek, stojącą z tyłu Viole.
- Wszystko mamy pod kontrolom, spokojnie - oświadczył brunet, a pozostała dwójka mu przytaknęła.

Vilu odpuściła. Stała obok ze skrzyżowanymi rękoma. Olga postanowiła dobrze ugościć pomocników, piekąc całej trójce ciasteczka. Leon przestawił kanapę oraz fotele przy pomocy Marco. Fede obserwował przyjaciół w pracy, a sam co chwile zaglądał do kuchni w oczekiwaniu na wypieki gosposi. Kobietę bardzo irytował natrętny chłopak. Z takiej racji, za każdym razem kiedy zbliżył się do piekarnika, obrywał ze ścierki w głowę. Prawdę mówiąc, Włoch nawet nie dotknął pędzla. Był zajęty, a do tego uparty. Gdy po pół godzinie pracy, w domu rozległ się hałas, spowodowany pukaniem do drzwi, Olga jako pierwsza zerwała się by otworzyć. Ten moment był wręcz idealny dla Feder'a - złodzieja ciasteczek. Marco prosił go o przytrzymanie drabiny, kiedy to chłopak będzie malował górną część ścian. Włoch kiwnął głową na znak
zgody. Podszedł do kumpla i ścisnął mocno chwiejący się metal. Ciemnowłosy wdreptał po stopniach na najwyższy szczebel. W jednej dłoni trzymał puszkę z farbą, w drugiej pędzel. Buzia mu się nie zamykała. Mówił o wszystkim, ale jednocześnie o niczym. Sądził, że wszyscy wsłuchują się w jego opowieści z zainteresowaniem i dreszczykiem emocji. Prawda była taka, że nikt oprócz niego samego nawet nie spoglądał na felerną ścianę. Leon prężył muskuły przed Violettą, a Fede... jak to Fede... Był najoryginalniejszy ze wszystkich tu zebranych. Zakradł się na paluszkach do kuchni, zostawiając Marco z chwiejącą drabiną sam na sam. Fede uklęknął przed piekarnikiem. Oblizał swoje wargi, dotknął otwartymi dłońmi szybki urządzenia. W ułamku sekundy zorientował się, że powierzchnia jest gorąca. Odsunął dłonie gwałtownie i syknął. Doprowadził siebie do postawy prostej. Włożył pod bieżącą wodę oparzone dłonie i odetchnął z ulgą, zamykając oczy. Następnie skierował wzrok z powrotem na piekarnik z zadziornym uśmieszkiem. Zamknął kurek od kranu, strzepał kropelki wody z powierzchni skóry. Potarł dłoń o dłoń. Zgarnął ze stołu ściereczkę Olgity. Niczym pantera zaczaił się na urządzenie, które porównywał do skrzyni ze skarbem w środku. Padł na podłogę, zaczął się czołgać by dodać dramatyczności całej akcji. W głowie słyszał podrywaną muzykę szpiegowską. "Prawa, lewa, prawa, lewa", dopingował sam siebie. Odkleił się od podłoża skocznym krokiem, lądując na dwie stopy. Przez ścierkę dotknął uchwytu od piekarnika i pociągnął w swoją stronę. W całym domu rozległ się głośny alarm. Olga przemyślała każdą opcję ze strony Włocha. Wpadł.
___________
Hihi... Romantyczne prawda?
Taki rozdział walentynkowy. Miłość Feder'a do ciastek <3 przetrwa wszystko, czyż nie?
Okay, nabijam się... Do rzeczy!
Najlepszego moi kochani czytelnicy z okazji walentynek! <3 Dużo miłości i te inne duperele :D
Ponieważ iż gdyż nie przepadam za tym kompletnie dupnym świętem, nic nie przygotowałam. Żadnego OS... Żadnej zabawy, ALE!!!!!!!!! Przypominam o konkursie! Tak, też was kocham. Jest mało zgłoszeń, tak samo jak czasu... 17 luty... Tik-tak! Ym... Wszystko? Wszystko!

wtorek, 11 lutego 2014

Rozdział 43: Uwierz w miłość

***
Stała przytwierdzona do podłoża tak jakby podeszwy jej butów zostały sklejone super mocnym klejem. Nie oczekiwała tego rodzaju odpowiedzi. "To za szybko...", próbowała wyjaśnić sama sobie zachowanie jej chłopaka. Zrobiła jeden krok w przód, zaraz potem zatrzymała się. Nie wiedziała co powinna uczynić. Dogonić Feder'a i zapytać czemu odmówił, czy może zgrywać nieprzystępną, wrócić do domu, udawać, że ma wszystko i wszystkich gdzieś, a tak naprawdę dręczyć się w duchu pytaniem "dlaczego"? Dwa wyjścia, dwa wybory i dwa odmienne skutki. Jej ciekawość zwyciężyła. Pomknęła w kierunku domu rodzeństwa. Stanęła przed drzwiami, uniosła złożoną w piąstkę dłoń na wysokość ucha, energicznie uderzyła w drewnianą powierzchnię, dzięki czemu po całym mieszkaniu Federico'a i Francesci rozległ się hałas.
- Ty otwórz! - słyszała męski wrzask
- To Ludmiła - powiadomiła brata Włoszka
- Nie otwieraj - rozkazał chłopak. Zabolało to panienkę Ferro. Nie skrzywdziła go przecież, nie oszukała. Zapytała tylko czy chce z nią i jej rodziną jechać nad jezioro. To nie przestępstwo, tylko miły gest. Teraz już blondynka zupełnie nie rozumiała dlaczego Federico tak się zachowuje.
- To twoja dziewczyna... - pociągnęła za klamkę. Pierwsze, co rzuciło się jej w oczy to burza włosów Ludmiły. Dziewczyna stała odwrócona. Skłonna była odpuścić sobie odwiedziny u chłopaka. - Hej, zaczekaj! - krzyknęła szatynka. Zero reakcji ze strony "super nowej". - Ludmiła, zaczekaj, no! - blondynka odwróciła głowę ku Fran
- Powiedz Fede, że jeśli ma mnie dość to powinien powiedzieć mi to w twarz! - wykrzyczała wściekła Ferro
- Co? Fede? Ciebie? Dość? - Francesca była zaskoczona. Jeszcze rano jej brat skakał do sufitu ponieważ w planach miał spotkanie swojej dziewczyny. Co mogło się zmienić przez niecałą godzinę? Aż tak wiele?
- Tak. Fede. Mnie. Dość. - potwierdziła rozdrażniona Lu. Starała się nie uronić ani jednej łzy.
- Kłamiesz! Federico cię kocha. - szatynka zbliżyła się do dawnego wroga. Chwyciła ją mocno za rękę i zaczęła ciągnąć w kierunku drzwi. Blondynka próbowała wszystkiego by uwolnić się z uścisku Włoszki, ale siostra Fede była zbyt silna. Mimo szarpania i krzyków, Ferro znalazła się w mieszkaniu swojego chłopaka. Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej, co miało oznaczać, że jest oburzona. Przeskoczyła z jednej nogi na drugą. - Federico!- zawołała szatynka i wielkimi susami przemierzyła odległość z parteru na piętro.
- Lu już poszła? - zapytał pełen nadziei chłopak. Ferro słysząc te słowa, coraz bardziej kusiło by wziąć nogi za pas i wrócić do domu, spakować się oraz wyjechać na w pełni zasłużony urlop.
- Ta... Nie rozumiem. Czemu jej unikasz?
- Nie unikam... - ciemnowłosa przytakiwała sarkastycznie głową - Dobra, unikam, ale to dlatego bo... bo... ona chce mnie zabrać nad jezioro - wyrzucił z siebie Feder. Francesca dalej nie rozumiała jego problemu
- I... - gestykulowała rękoma by kontynuował
- I??? - dziwił się
- Dlaczego nie chcesz z nią jechać? Chyba nie cykasz się jej rodziców, prawda?
- Nie, ale... - przerwał swoją wypowiedź. Spojrzał w przestrzeń za dziewczyną i nie wydusił z siebie nawet słowa
- Ale co? Oj, Fede... no mów! - zniecierpliwiona siostra naciskała na bruneta - Ojca Ludmiły się tak boisz?
- Nie. Boję się spać poza domem... w lesie... bez telewizji... bez wi fi... bez kibelka... bez lustra!!! - zaakcentował dwa ostatnie wyrazy i przyłożył piąstkę do ust - Ta myśl mnie po prostu wykańcza psychicznie - Ludmiła słyszała całą rozmowę z dołu. Gdy zrozumiała, że to nie ona sama w sobie jest problemem dla chłopaka, ale brak dóbr XXI wieku, wybuchła śmiechem. Tak przerażająco głośnym, że Feder aż podskoczył. Spiorunował wzrokiem siostrę, a sam nabrał na policzkach rumieńca.

***
Niby jeden, zwyczajnie rozpoczęty dzień... Ciche kroki, głośne rozmowy, zakochane spojrzenia...
- Za co ty tak właściwie mnie kochasz? - zapytała odważnie Violetta, siadając na betonowy stopień
- Za co? - zastanawiał się brunet, czyniąc to samo, co ukochana - Nie mam pojęcia za co cię kocham, ale cię kocham bo cię kocham i nie umiem tego inaczej wytłumaczyć - wyznał zadowolony z siebie Leon. Oparł łokieć o kolano i zawiesił wzrok na Castillo
- Co? Leon, czemu się tak na mnie patrzysz? - Viola czuła, że spłonęła rumieńcem. Verdas pogładził dłonią policzek dziewczyny. Przysunął się i zamknął oczy.
- Z drogi śledzie, debil jedzie! - za ich plecami coś się działo. Skierowali głowy w przeciwnym kierunku, przerywając tym samym jakże cudowny moment dla tej dwójki.
- Serio? - jęknął zawstydzony chłopak. Odkleił się od betonu i skacząc po schodkach doszedł do osoby na rowerze. Violetta zmarszczyła brwi. Kierując się ciekawością, przydreptała do pięknookiego. - Babciu, co ty tu robisz? - spytał przez zęby chłopak. Wizyta rodzinki podczas randki to nie najlepszy pomysł. Do tego Celia nie należy do stonowanych, zrzędliwych staruszek z drewnianą laską przy boku. Celia była oryginalna i wyjątkowa w swoim rodzaju, rzekłabym... nadzwyczaj specyficzna!
- A jak ci się wydaje? Śmigam na kradzionym składaku - spowodowała na ciele drobnej Vilu dreszcze. Jej wyrazisty głos... Castillo nigdy nie słyszała z ust osoby w podeszłym wieku tak głośnej dykcji
- Babciu, obiecałaś, że tutaj...
- A to kto? - przerwała, zdejmując z nosa wielkie gogle. Przekręciła głowę w lewą stronę, odchyliła ją, po chwili znów zbliżyła. Ścisnęła poliki Violetty. - Niezłą se wyrwałeś. Babcia Celia ząbki powyrywa.
- Babciu! - skarcił kobietę wnuczek. Siwowłosa z niebieskimi pasemkami zaprzestała dręczeniu brunetki. Pchnęła rękoma zakochanych, poprawiła okulary, nogi położyła na pedały od roweru. Zaczęła wysilać mięśnie... Tyle było ją widać.
- Twoja babcia trzyma się całkiem dobrze - zauważyła dziewczyna
- Wiem... temu nie chcemy zostawiać ją samą w domu. - Castillo zachichotała - Kiedy to nie był żart. Ja mówię serio, bardzo serio, bardziej serio niż serio, serio, ale tak serio, serio! - rozłożył dłonie i przy stopniowaniu wyrazu poruszał nimi delikatnie w górę, a następnie w dół, co wyglądało jakby stał się policjantem, który właśnie zarządza ruchem drogowym.
- Ale ja ci wierzę, serio, bardzo serio, bardziej serio niż serio, serio, ale tak serio, serio - naigrawała się ze swojego chłopaka, a towarzyszący przy tym śmiech miał tylko dolać oliwy do ognia
- Ha, ha, ha... Bardzo zabawne, Violetta - mówił sarkastycznie Leon.
- Leon, zmieniając temat... Ty naprawdę znów mnie tu zostawisz?
- Wiesz, że tego nie chcę - odgarnął pasmo włosów Violi za ucho
- Wiem. Znów cię stracę, znów się rozstaniemy, a to uczucie może nie przetrwać tak długiej rozłąki, zrozum... My nie mamy szans - poprawiła fryzurę do poprzedniego stanu
- Uwierz w miłość - nakazał.
- Ale...
- Zamknij oczy - poprosił - O nic nie pytaj. Zamknij! - dziewczyna zaufała Verdasowi. Nigdy jej nie zawiódł. Dlaczego teraz miałoby być inaczej? Pięknooki oddalił się od córki inżyniera. Ona to czuła, ale mimo pozorów nie odkleiła od siebie powiek. Wierzyła w ideał faceta, którego reprezentuje Leon. Chłopak chwycił dziewczynę w talii. Stał z tyłu. Wiatr powiewał włosy Violi, które łaskotały ciemnowłosego w twarz. - unieś ręce - wydał kolejne polecenie, które Violetta wykonała bez najmniejszych oporów.

No soy ave para volar,
Y en un cuadro no se pintar
No soy poeta escultor.
Tan solo soy lo que soy.


Las estrellas no se leer,
Y la luna no bajare.
No soy el cielo, ni el sol...
Tan solo soy.

Pero hay cosas que si sé,
Ven aquí y te mostraré.
En tus ojos puedo ver....
Lo puedes lograr, prueba imaginar.

Podemos pintar, colores al alma,
Podemos gritar iee ee
Podemos volar, sin tener alas...
Ser la letra en mi canción,
Y tallarme en tu voz.
[...]
Rozległ się silny głos, głos jak dzwon, który w przepiękny sposób udowodnił Violettcie, że warto wierzyć w miłość.
__________
Hahahahhha
Buahahhaha
hueheueheue
Huhuuhuh
A wiecie co?
hahahahaha
uhuhuhuhuh
Pomarańcza...
hahahahaha
ahahahahahaha
uuuu...
Jest...
hahahahaha
uhuhuhuhuhhu
hehehehehe
... pomarańczowa... ahahahahahaah
Witajcie, witajcie? Tęskniliście? xd "O, jakie ładne krzesło. to naprawdę ładne krzesło. Pięknie krzesło. Chcę zdjęcie" XDD
Odperdoling na maxa
Po tym jakże pięknym akcencie... do next'a ludziska, do next'a!

sobota, 8 lutego 2014

Rozdział 42: Najpiękniejsza chwila

***
Wróciła do domu. Diego tylko odprowadził ją do bramy. Dalej poszła sama.
- Tato - krzyknęła. Szatyn w między czasie podniósł się z fotela i zbliżył do córki. Dziewczyna stała, mając
ręce splecione ze sobą. Wzrok utopiła w podłodze. German posłał jej złowrogie spojrzenie, którego Violetta nie zauważyła.
- Kłamstwa, kłamstwa, wszędzie kłamstwa - ułożył dłonie na biodrach. Starał się wzbudzić poczucie winy w córce, przemawiając donośmy głosem.
- Nie rozumiem... - wydukała Viola
- Miałaś spotkać się z Francescą, a wyszłaś z Diego'em, prawda?
- No tak, tato, ale...
- Kiedy ty się nauczysz, że nie warto okłamywać ojca? Dlaczego wciąż mnie oszukujesz?
- Ale...
- Violetta - krzyknął German w celu przekrzyczenia brunetki
- No co? Znów chcesz mi dać szlaban? Za co? Jestem dorosła. Musisz to wreszcie zrozumieć.
- Do swojego pokoju - wskazał palcem kierunek, w którym powinna się udać jego córka. Dziewczyna nie dyskutowała. Wciąż mając głowę spuszczoną na dół, udała się po schodach na piętro. Zajęła miejsce na łóżku. Otworzyła pamiętnik. Do ręki wzięła długopis. Od tej chwili znalazła się w innym wymiarze. Wszystko powoli nabierało barw. Nagle, jej wyimaginowany świat zniszczył sygnał wiadomości. Brunetka podniosła z szafki nocnej telefon. "Fran", przeczytała.
Viola, mam dla ciebie taką niespodziankę, że padniesz! Za 5 minut w parku? 
Mimo wielkich chęci, dziewczyna wiedziała, że nie może. Jej ograniczeniem był ojciec. 
Nie mogę... tata... Wybacz! - odpisała. Smutek malował się jej na twarzy coraz częściej i zostawał nieprawdopodobnie długo. 
MUSISZ! Park, za 5 minut, będziesz - zarządziła Włoszka. 
"To na pewno coś ważnego..." - myślała Castillo. Zerwała się ze swojego miejsca. Komórkę schowała do torebki, pamiętnik również. Te dwa przedmioty są nieodłącznym elementem jej wyposażenia, gdziekolwiek wychodzi. Zeszła po schodach na palcach. Rozejrzała się na półmetku, czy przypadkiem nie napotka ojca. Po chwili skocznymi kroczkami znalazła się już na dole. 
- Viola... - usłyszała głos Angie. Brunetka przyłożyła palce do ust 
- Ciiii - syknęła - Nie widziałaś mnie - szepnęła
- Ale... - Angie dalej ciągnęła temat. 
- Nie, nie, nie - wygrażała palcem jej uczennica. Później znów ułożyła go na swoich wargach. - Mnie tu nie ma - zgarbiła się lekko. Dzieliło ją od drzwi kilka kroków. Dotknęła dłonią klamkę i pociągnęła do siebie. Sukces! Violetta wymknęła się z domu bez wiedzy ojca. Dalej droga do parku była prosta. Dziewczyna przełamała coś w sobie... Pragnęła by malarz, który tak często preferuje smutek od szczęścia, w tej chwili postarał się skierować kąciki jej ust ku górze. Przebiegła na drugą stronę ulicy. Szła w kierunku umówionego miejsca. Jej sukienkę podwiewał wiatr, w tle słychać było akompaniament gitary i... melodia... Dokładnie taka sama jak z jej wyobrażeń... głos... tekst... 

Te confieso que sin ti no se seguir.
Luz en el camino tu eres para mi.
Desde que mi alma te vio.
Tu dulzura me envolvió.
Si estoy contigo se detiene el reloj.

Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Przysiadła na moment na najbliższym siedzeniu. Jej serce zaczęło walić jak szalone. Bała się tylko by nie eksplodowało. Wolnym krokiem doszła do ławki, na której siedział Leon we własnej osobie. Dołączyła swój wokal do jego piosenki. Wiedziała, że to zbyt piękne, że to jej sen, wyobrażenia, marzenia, lecz nie chciała niszczyć tej chwili i znów powrócić do... Nie, nie warto nawet o tym wspominać. Przez cały utwór dwójka nie mogła oderwać od siebie wzroku. Dopełniali się, tak jak ich głosy.
- Leon, jak to możliwe? Gdzie Francesca? Co ty tu robisz? To mój sen? Jak... - zadawała panicznie pytania Violetta. Brunet posłał w jej kierunku szczery uśmiech.
- Francesca... ona tylko pomogła mi tu ciebie ściągnąć - wyjął z kieszeni komórkę
- To jej telefon - zauważyła
- Zgadza się - schował go ponownie.
- Co ty tu robisz? Byłeś w Hiszpanii
- Tak... ale moja babcia... ona... no ten... - plątał się w swojej wypowiedzi. Violetta zrozumiała z jaką trudnością jest mu wypowiadać każde kolejne słowo na temat jego rodziny.
- Ja przepraszam... nie wiedziałam - odgarnęła kosmyk włosów za ucho
- Spokojnie. Babcia żyje. - zaśmiał się brunet - ona nawet przyjechała tu z nami na parę dni
- Na parę dni? - zdziwiła się dziewczyna - Nie zostajesz w Buenos Aires na zawsze?
- Nie - oznajmił, biorąc do płuc powietrze - Rodzice chcą mnie wypisać ze studia
- Leon, nie da się z tym nic zrobić? Nie możesz zamieszkać u Feder'a? Proszę, nie wyjeżdżaj
- Nie przejmuj się teraz tym - wstał z ławki. Wyciągnął rękę przed siebie, a Violetta bez zawahania chwyciła ją mocno. Przytuliła się do jego umięśnionego ramienia. Przez calusieńki spacer dziewczyna nie miała możliwości otworzenia ust. Leon tak dużo opowiadał o Hiszpanii, że nawet nie dał dojść Castillo do słowa. Nie przeszkadzało to jej. W jego głos mogłaby się wsłuchiwać godzinami i nawet nie odczułaby znudzenia. Przemierzali uliczki. W pewnym momencie Leona naszła myśl - A ty... - podrapał się w głowę - Nie, to głupie - stwierdził
- Hej... Zacząłeś, a więc skończ
- Tylko nie bądź zła, okay? - zatrzymał się. Violetta pokręciła twierdząco głową.
- Ty nadal mnie kochasz? Ja wiem, że to głupie, ale musiałem zapytać. Znalazłaś sobie już kogoś? - brunetka zmierzyła go wzrokiem. - Oł... rozumiem - puścił z uścisku dłoń ukochanej
- Leon, zwariowałeś? - zapytała oburzona. Stanęła na palcach, zamknęła oczy i zbliżyła swoje wargi do warg Verdasa. Złożyła na nich delikatny pocałunek, w którym wyraziła wszystkie swoje uczucia. Fakt, że zaraz pięknooki znów opuści Buenos Aires w ogóle ją teraz nie interesował. Żyła chwilą, a ta chwila, była najpiękniejszą chwilą od czasu wyjechania Leona z kraju. Zniknął z ich miasta, ale nie z jej serca.
__________
Krótki? No, życie!!!
Wasze blogi pokomentuje i nadrobię po feriach. Serio, teraz to w domu jestem na dwie godziny. Nabazgrałam coś i spadam. Przez najbliższy tydzień to wiecie... Zresztą, co was to pewnie obchodzi?
Przypominam o konkursie!
Ally ma urlopik! <3
Na "Entre dos mundos" 8 rozdziałek :D


czwartek, 6 lutego 2014

Rozdział 41: Jestem zajęty, chica

3 miesiące później
***
Wreszcie nastały długo wyczekiwane przez wszystkich wakacje. W ten oto sposób pierwszy rok Violetty w Studiu On Beat dobiegł końca. Wielkie show, chwila istnienia Ludmiły, owacje dla uczniów aż wreszcie... pożegnanie z nauczycielami oraz układanie planu na calusieńkie dni lata. Tyle się zmieniło, tyle wydarzyło przez ostatni miesiąc.
- Tato, idę do Fran! - krzyknęła Violetta, chwytając za klamkę od drzwi wyjściowych. Wszystko przebiegało po jej myśli. Bez Leona. Próbowała namówić tatę by znów przeprowadzić się do Madrytu, czyli ich ojczyzny. Działa pod wpływem emocji. Nie pomyślała, że gdy wyjedzie straci przyjaciół. Germanowi Castillo jest bardzo dobrze w Buenos Aires i nie śniło mu się wracać do Hiszpanii. Mimo długim namową córki, nie uległ jej wpływom. Zostali.
- Miłej zabawy - odkrzyknął odwiecznie zapracowany German. Viola pewnie pchnęła dłonią drzwi. Jej oczom ukazała się osoba.
- Diego, ale co ty tu robisz? - na twarzy Castillo wymalowało się zdziwienie. Nie była w każdym bądź razie zła.
- O mało co nie oberwałem drzwiami, ale tak poza tym... Świetnie!
- Przepraszam - Viola zasłoniła sobie dłońmi usta - Gniewasz się?
- Przecież mnie znasz... Najlepszego! - zakrzyknął i rozłożył ręce w kierunku Violetty.
- Nie rozumiem - zmarszczyła brwi i odsunęła się od szatyna o kilka kroków. Diego kiwnął głową.
- Ha, wiedziałem, że zapomnisz. Dziś mija rok odkąd się poznaliśmy - poinformował szatyn brunetkę
- Rok? Ty to liczysz? - zaśmiała się. Widząc powagę na twarzy przyjaciela, ustąpił chichot. - Daj rękę - nakazał, a dziewczyna schowała dłoń za plecy
- Nie! - powiedziała przez śmiech. Szatyn przeskoczył z jednej nogi na drugą i głośno westchnął
- No daj... - Violetta lekko wysunęła dłoń w przód. Chłopak widząc gest, szybko ją chwycił. Tak jakby bał się, że gdy teraz tego nie zrobi, później nie będzie miał szansy. Doszli do bramy posesji Castillo. Zatrzymali się, a Viola wyrwała rękę z uścisku przyjaciela.
- Gdzie idziemy?
- Przed siebie - oznajmił.
Tak, zgadza się. Violetta po raz kolejny zaufała Diego. Był przy niej, kiedy tego potrzebowała, kiedy Leon mieszkał za oceanem. Z każdym dniem ich relacje się polepszały. Francesca przestrzegała wielokrotnie przyjaciółkę przed szatynem. On nigdy nie wniósł do jej życia nic pożytecznego, jednak nie wahała się zaryzykować i dać kolejną szansę dla Diego'a. Nie chciała się z nim ponownie wiązać, ale status "przyjaciół" jej odpowiadał. W tym momencie dogadują się wyśmienicie, tak jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki charakter Leona przeszedł na ciało Argentyńczyka. Violetta częściej widywała swojego byłego chłopaka niż najlepsze kumpele.
 Dwójka nastolatków szła chodnikiem, do momentu gdy Diego stanął jak wryty.
- Idziesz? - podpytała Vilu
- Nie. To tutaj - wskazał palcem drzewo
- Tutaj? - spojrzała na okazałą roślinę. Znów sięgnęła pamięcią do chwil sprzed trzech miesięcy. Nie chciała tego. Marzyła o zapomnieniu o Verdasie raz na zawsze. Teraz, gdy prawie jej się to udało wspomnienia
ponownie wróciły i opanowały jej umysł - Leon, to wasz domek na drzewie - szepnęła, wyobrażając sobie Verdasa na miejscu swojego przyjaciela
- Nie Leon, jestem Diego. Pamiętasz? - wymachiwał dłońmi przed twarzą Violi, by sprowadzić ją na Ziemię.
- Tak, tak, ale... - potrzęsła głową
- Wszystko okay? - zmartwił się Diego
- Nie, znaczy tak, ale... Chodźmy stąd. Proszę
- Co, dlaczego? Chciałbym ci coś pokazać. To kiedyś była nasza...
- Baza - dokończyła dziewczyna - Znam tę historię i nie mam najmniejszej ochoty znów ją sobie przypominać... - brunetka odwróciła się i ścisnęła dłonie w pięści. Zamknęła oczy by za wszelką cenę pozbyć się wszelkich myśli o Leonie. Chłopak rzucił wzrok jeszcze raz na drzewo. Niczego nie rozumiał.
- Co? - szepnął pod nosem i dogonił przyjaciółkę. Położył dłoń na jej ramię. Dziewczyna się zatrzymała i odwróciła tak, by ich wzrok ponownie się spotkał.
- Przepraszam cię za moje grymasy - wyznała Castillo
- Nie szkodzi... Nie zrzędzisz aż tak bardzo - posłał jej cwaniacki uśmieszek.
- Ej... - syknęła. Nagle oboje usłyszeli coraz głośniejszy dzwonek. Viola wzdrygnęła i sięgnęła ręką do swojej torebki - Tata - zakomunikowała i przyłożyła komórkę do ucha.
- Kierunek dom! Teraz!- krzyknął do słuchawki mężczyzna i rozłączył połączenie.

***
Leżała w swoim cieplutkim łóżeczku, opatulona jasną kołdrą. Głowa powodowała wgłębienie w poduszce, a jej czarne włosy rozkładały się na całej jej powierzchni. Przez podwójne okno wdzierały się pierwsze promienie słoneczne, które usiłowały zbudzić ze snu Włoszkę. Dziewczyna jednak nie miała ochoty na pobudkę. Przekręciła się na drugi bok i przytuliła swoją poduszkę koloru liliowego. Po chwili usłyszała ciche stąpanie oraz skrzypienie drzwi. Otworzyła oczy i lekko odchyliła głowę, by sprawdzić co jest grane. Ujrzała Feder'a, trzymającego w dłoniach tackę z jedzeniem. Ucieszyła się w duchu i zamknęła oczy. Włoch zbliżał się na paluszkach do łóżka siostry. Ułożył tackę na półce nocnej i pochylił się nad dziewczyną. Szatynka uśmiechnęła się lekko. Oczekiwała ciepłych słów, jak na przykład "wstawaj śpioszku" albo "królewno pora wstać". Zamiast tego jakże mądry braciszek, kochający swoją młodszą o rok siostrzyczkę, spoliczkował ją lekko.
- Ty deklu! - wykrzyknęła zdenerwowana dziewczyna i poderwała się na równe nogi
- Witaj, witaj! Podnoś tyłek bo zaraz Ludmi przyjdzie...
- Która godzina? - Francesca zgarnęła telefon z półki nocnej. - dziesiąta? - zdziwiła się i wskazała palcem drzwi. Włoch zrozumiał gest. Posmutniał i robił mini kroczki ku wyjściu.
- Dobrze, odchodzę więc... W sercu czuję ból... - ułożył dłoń na klatce piersiowej, w miejscu gdzie znajduje się główny narząd układu krwionośnego - Żal pogrążył mnie całego...
- Nie zgrywaj się! - skrzyżowała ręce na klatce piersiowej Włoszka.
- Dobra, dobra! Widzimy się w sądzie - oświadczył i ścisnął klamkę. Po chwili znalazł się na korytarzu. Drzwi ponownie się uchyliły - Aha. Zrób coś z tymi włosami, chyba, że starujesz na tap madl dla pięknych inaczej... - seplenił - ale pamiętaj. Ja również biorę udział i nie dam tak łatwo za wygraną.
- Oj idź już - dziewczyna podniosła poduszkę z łóżka i rzuciła nią w kierunku Feder'a
- Czekaj! - uniósł ręce do góry - To zabieram - podszedł do szafki nocnej i podniósł z niej tackę. - Jeszcze zgłodnieje... - trzasnął drzwiami, a Francesca z pozycji siedzącej, wróciła do pozycji leżącej. Cicho się zaśmiała.

***
Włoch tanecznym krokiem zszedł po schodach na dół. "Do Ludmiłki, do Ludmiłki" - śpiewał pod nosem. Stanął obok lustra, wyjął z kieszeni grzebień i przeczesał swoje włosy, pstryknął palcami, po czym wskazał swoje odbicie w lustrze.
- Och Fede, jak ja cię kocham! Jesteś taki przystojny, boski i wspaniały... - zmienił głos na bardzo piskliwy, próbując naśladować dziewczynę - Ajć... Za późno chica, ja mam dziewczynę. Jestem zajęty, a teraz pozwalam ci pogrążyć się w smutku i rozpaczy. Składam najszczersze kondolencję. Sorki... Ludmiła na mnie czeka - odpowiedział pełen radości i po raz kolejny w dniu dzisiejszym zaczął tańczyć. Wybiegł na dwór. - Ricardo, stary... nie wyjdę dziś z tobą na kręgle. Idę spotkać się z Ludmiłą - zagadał przypadkowego przechodnie, którego nigdy w życiu wcześniej nie widział. - Isabel, ten gość jest już zajęty - wskazał kciukami samego siebie. Dalej wędrował, podrygując w rytm melodii ułożonej w głowie. Zatrzymał się w parku. Zajął najbliższą ławeczkę i rozsiadł się dokładnie tak, jak zawsze przed meczem. Oparł plecy, ręce rozłożył i wpatrywał się w niebo. - Ktoś tu spóźnialski jest... - zaśpiewał."Hej... Chwila... Czy ja w ogóle się umawiałem z Ludmiłą na dzisiaj?", myślał. Podrapał się w głowę i panicznie sięgnął po telefon.
- Fede! - usłyszał głośny pisk. Podniósł się z ławki. Nie musiał minąć moment, a na jego szyi już uwieszona była dziewczyna
- To ja do ciebie dzisiaj dzwoniłem? - zapytał skołowany - myślałem, że... a nie ważne
- Nie dzwoniłeś, ale właśnie się do ciebie wybierałam - poinformowała go Ludmi - A więc... Mam super wiadomość - blondynka cały czas się uśmiechała.
- Ja też... Jak na dżentelmena przystało powiem pierwszy.
- Fe...
- Słuchaj mnie! Wszyscy w mieście wiedzą, że jesteśmy parą - złożył dłoń w pięść i przyłożył ją do ust. Był zadowolony z siebie. Ludmiła zmierzyła go wzrokiem
- I co z tego? - spytała poważna - Teraz ty mnie posłuchaj. Z rodzicami jadę na wakacje nad jezioro
- I mnie zostawisz?
- Fede, Ludmi się nie przerywa! Chcesz jechać z nami? - ścisnęła jego dłoń, wciąż posyłając mu słodkie uśmieszki. Z twarzy brunetka zeszła cała radość. Wgapiał się ślepo w swoją dziewczynę.
- Nie! - wrzasnął i oswobodził się od blondynki. Uciekł, zostawiając ją samą w parku.
___________
Ok, skończyłam jednak wcześniej.
Wiecie jak trudno jest mi pisać na tym blogu coś wesołego? Masakra jakaś :p
Na "Entre dos mundos" to normalka, ale tu!?
Hym, ham, hum... bardzo źli za Diego? Nie? Tak myślałam, że się nie gniewacie :P Kochani... myślałam nad tym by się pocałowali, a więc dziękować Germanowi. Tyle... Do next'a

Lalal, tralalla, hahah!

Ah, witajcie zacni człowiekowie!
Co znowu wymyśliłam? Szczerze... nic!
Chcę was tylko poinformować, że mam ferie i z rozdziałami przez te niecałe (już) dwa tygodnie nic nie wiadomo. Pracuję teraz nad jednym... Będą już wakacje, trochę nieogarniętego Fede. Mam już pomysły na ten 2 sezon, ale nie do końca... ugh! Chodzi mi o to, że w tym tygodniu pojawi się co najwyżej jeden rozdział. + zaniedbuję tumblr'a... SORKI!
Lodo, wbijaj do Polski, no!
Czy tylko ja rozpaczam, że nie będzie Lary w 3 sezonie? xD
Heheszki... to tyle... :D

niedziela, 2 lutego 2014

Rozdział 40: Nie pozwolę by ocean nas rozdzielił

***
Poznała prawdziwe oblicze swojej "przyjaciółki". "Na serio moim zachowaniem byłam podobna do niej?" - zastanawiała się blondynka. "Nie... ja traktowałam ludzi dużo gorzej" - odpowiedziała sobie w myślach. Nie
mogła uwierzyć, że zaledwie kilka miesięcy temu brała wszystkich za służących bądź powietrze. Straciła Natalię - osobę, którą wkroczyła na zły tor, jednak... na pewno niczego co do tej pory uczyniła nie żałuje. W końcu gdyby była normalną nastolatką, bez podwyższonej samooceny, bez wiary w siebie i swoje możliwości, Federico nie zwróciłby na pannę Ferro uwagi. Bo czym by się wyróżniała spośród innych? Hmm, a może wszystkie drogi prowadzą do Rzymu? Za pewne już nigdy się o tym nie przekona. Jest jej dobrze teraz. Z Fede, który się o nią troszczy. Na pewno wyjście z pewnych nawyków nie będzie proste... ale postara się.
Po odejściu Natalii, Ludmi znów zajęła miejsce na parapecie. Ponownie utworzyła z nóg huśtawkę i oparła się rękoma o powierzchnie. Głowę uniosła tym razem ku górze. Obserwowała sufit do momentu gdy ktoś nie usunął z jej pola widzenia gładkiej płaszczyzny. Włoch spoglądał na nią z małej odległości, stojąc blisko ukochanej i pochylając się nad jej twarzą. Dziewczyna uśmiechnęła się. Poczuła woń jego perfum, ujrzała błysk w oku. Ruch dłonią Fede, przeczesując swoją grzywę absolutnie i zawsze ją urzekał. Ten moment sprawił, że banan na twarzy Ferro nigdy nie był tak wielki. Pierwszy raz uśmiechnęła się szczerze, pięknie i uroczo. Brunet roześmiał się cicho, a ona nie rozumiała o co mu chodzi. Natychmiastowo spoważniała. On widząc grymas na twarzy blondynki, zareagował błyskawicznie. Palcami wskazującymi dotknął kącików jej ust i skierował ku górze. Po chwili bez jego pomocy uśmiech znów zawitał na twarzy Ludmiły.
 Fede skradł buziaka pannie Ferro. Dotknął jej dłoni. Czuł, że to właśnie ich moment, że teraz wszystko się ułoży. Ludmiła po kilku sekundach odepchnęła go od siebie i wstała na równe nogi, wyślizgując się z "klatki" utworzonej przez umięśnione ręce Feder'a. Przeczesała palcami swoje włosy, po czym spuściła zwinięte w pięść dłonie na dół wzdłuż swojego ciała.
- Uhh- jęknęła ze złości
- Co się stało? - zapytał zmieszany Feder
- Denerwujesz mnie! - krzyknęła Ferro. Był to znak dla Włocha. "Aha, ona mnie nie kocha. Pięknie!" - pomyślał i wywrócił oczyma.
- O co ci znów chodzi, Ludmiła?
- O to... że kocham cię bardziej niż samą siebie - dziewczyna trąciła jego dłoń swoją dłonią. - a wiesz jak rzadko wymawiam to zdanie. Nie zmarnuj tego - przestrzegła go, a on ucałował jej czoło.
- Nie zmarnuję, obiecuję ci. Za bardzo mi na tobie zależy.
- Ekhem... - usłyszeli za sobą ciche chrząknięcie. Odwrócili głowy i oboje ujrzeli Francescę. Dziewczyna posłała w ich kierunku niewinny uśmieszek. Mając ręce splecione ze sobą, trzymając je na wysokości brzucha, podeszła do pary. Ludmiła zrobiła krok w tył i popatrzyła z zaciekawieniem na siostrę jej chłopaka. - Fede... My musimy sobie coś wyjaśnić
- Odejdź! - rzekł stanowczo i spiorunował ją wzrokiem
- Nie, nie odejdę dopóki mi tego nie wytłumaczysz. Ludmiła, zostawisz nas samych? - skierowała się do blondynki, a ona z lekką niechęcią była gotowa wykonać polecenie
- Nie, Ludmiła zostaje. Czego chcesz? - warknął. Francesca posmutniała i zaczęła bawić się palcami, nieustannie na nie spoglądając.
- Od kiedy jesteśmy sobie tak obcy? Nie mam pojęcia co miałeś na myśli, mówiąc że jestem zdolna do "czegoś takiego". Nie przepadam za Ludmiłą... sorki - zwróciła się do Ferro, wypowiadając ostatni wyraz - ale jeśli tobie daje szczęście to ja, jako twoja siostra powinnam się cieszyć, nie?
- Tak. Szkoda, że nie zrozumiałaś tego wcześniej... rano... kiedy wysyłałaś sms'a Ludmile. - skrzyżował ręce na klatce piersiowej
- Co? - zdziwiła się jego siostra - ja dziś nie pisałam do Ludmiły. Ja nawet nie mam jej numeru. - otworzyła torebkę i zaczęła grzebać w niej do momentu, gdy wreszcie znalazła pożądany przedmiot. - proszę, sam zobacz! - wymachiwała telefonem przed twarzą Włocha
- Nie będę niczego sprawdzał. Wierzę Ludmile!
- Fede... - pisnęła blondynka - to nie Fran wysłała mi tego sms'a. To Nat... ktoś inny.
- Ha! - krzyknęła szatynka, wymachując palcem wskazującym, po czym się trochę speszyła i spuściła wzrok.
- Oł... - zmarszczył brwi Włoch - Sorki, Fran? - uśmiechnął się niewinnie, a ta go przytuliła z całych sił.
- Kocham cię, braciszku!
- Hej, hej, ja mam dziewczynę - oznajmił i wyrwał się z uścisku siostry, unosząc ręce do góry. Poprawił marynarkę i objął ramieniem Ludmiłe. Włoszka otworzyła usta z lekkim uniesieniem kącików ku górze. Chwile później wyszedł z sali muzycznej Marco i ucałował Włoszkę w policzek.
- Fran, zgoda? - spytała z nadzieją blondynka
- Eh... Zgoda! - zakrzyknęła Fran
- Tuliś, tuliś! - skandowali faceci. Szatynka pokręciła na boki głową i rozłożyła ręce. Blondynka wpadła w jej ramiona.

***
Nie miała szczęścia w sprawach sercowych. Gdy tylko się zakochała, zaufała i oddała swej miłości, wszystko zaczęło się komplikować. Najpierw Diego... który okazał się kompletną pomyłką. Teraz cierpiała z powodu Leona...
Po przeczytaniu listu Violetta nie potrafiła, a może nie chciała zgrywać twardej. Łzy spływały po jej policzku jedna za drugą, tworząc strumienie. Stała jak wryta. Nie umiała nawet przestać patrzeć się na kartkę. Czytając tekst piosenki, którą napisał Leon, w głowie wyobraziła sobie siebie z ukochanym. Nuciła pod nosem melodie wymyśloną na poczekaniu. Jej wyobraźnia pomogła Violettcie wyimaginować Verdasa.
Dzięki temu brunetka przeniosła się do innego świata.
 "Tylko ja, ja i on" - powtarzała w głowie. Domy, ulica, drzewa i wszystko, co ją otaczało zamieniło się w piękną, bogato zdobioną salę balową. Violetta uśmiechnęła się sama do siebie. Była zadowolona ze swojego dzieła. Nadal stała jak wryta. Spojrzała na swój ubiór, który składał się z złotej sukienki i pasujących do niej butów. Wzrokiem szukała żywej duszy. Krążyła korytarzami, śpiewając słowa piosenki zawartej w liście. Nagle otrzymała odpowiedź w postaci dalszej części utworu. Nie wiedziała kto jest wykonawcą, ale słowiczy głos nasuwał na myśl tylko Leona. Śpiewała głośniej tak, by ukochany ją usłyszał, a koniec końców znalazł. Dalej pałętała się z pomieszczenia do pomieszczenia, do momentu gdy dotarła do sali balowej. On tam był. Był, śpiewał... BYŁ! Violetta uśmiechnęła się do niego i podeszła bliżej. Leon wyciągnął dłoń przed siebie. Brunetka pewnie ułożyła swoją rękę na ramieniu Verdasa. Chłopak objął ją w talii. Rozpoczął się ich taniec. Wirowali po parkiecie w rytm przecudownego utworu. Opowiadał o miłości, którą siebie nawzajem darzyli. Różnica była jedna, ale zasadnicza. Piosenka ta posiada przesłanie o jakże wielkim uczuciu dwóch zakochanych, którzy cieszą się każdym razem spędzonym dniem. Tutaj... możliwe, że nie będzie takich dni. Leon wyjechał... Opuścił Buenos Aires, a Violetta pożegnała go w tak wredny sposób. Żałowała swojego zachowania. Chciałaby cofnąć czas do momentu ich pierwszego pocałunku, jej pierwszego pocałunku. Miała ochotę wznieść się do gwiazd wraz z Leonem. Czuła, że to Bóg zesłał na Ziemię anioła stróża pod postacią człowieka. Przy Verdasie nic jej nie groziło... Z sekundy na sekundy Violetta czuje, że coś traci. Tak jakby część niej przestawała istnieć. Czy może być możliwe, że w przeciągu trzech miesięcy ich związku, zdążyła aż tak się zakochać w człowieku, którego niegdyś uważała za znajomego, kumpla... przyjaciela?
- Kocham cię... i nie pozwolę by ocean nas rozdzielił - przestała śpiewać. Puściła słowa na wiatr. Sala balowa ponownie zamieniła się w szarą rzeczywistość. Otarła słone łzy z policzków i żałobnym krokiem  podążała w kierunku swojego domu. Wszystko przypominało jej Leona.
- Fede, i tak nie masz u niej szans. No zobacz tylko : ładna, pięknie się śmieje ... - zapamiętała jako dzień ich poznania
- Viola, płaczesz ? - zapytał Leon. Brunet zabrał ręce sprzed
mojej twarzy i uniósł podbródek do góry. Ujął mą twarz w dłonie - Przy mnie możesz czuć się bezpieczna - powiedział i złożył swoje wargi na moich. Wykonał pierwszy krok, pocałował mnie.
- Przepraszam, ale dłużej już tak nie mogłem. Kocham cię, Viola choć wiem, że nasz związek jest nierealny. Nie zaprzeczysz, prawda ?
- Nie Leon, zaprzeczę. Myślę o tobie, śnisz mi się...
- Ale Diego ... Jest moim przyjacielem, to nie w porządku
- Diego nie musi wiedzieć, nikt nie musi
- Jesteś tego pewna ? Ja muszę mieć jasność. Znaczę dla ciebie coś więcej czy ... 
- Tak, chcę być wreszcie szczęśliwa. Mieć osobę przy sobie, która mnie nie zrani. Nie zrobisz mi tego, prawda Leon ?
- Nigdy - doskonale pamiętała ich rozmowę sprzed ponad trzech miesięcy. Ta ławeczka... To tam rozpoczęli ich związek, który teraz rozpadł się niczym titanic o górę lodową. Próbowała uciec od odgłosów, które zapełniały całą jej głowę. Dotarła do domu. Otworzyła drzwi i wykrzyczała imię ojca. Ten jak na alarm zjawił się w salonie kilka sekund po usłyszeniu wołania.
- Viola... Płakałaś! - zauważył
- Tato, kochasz mnie, prawda?
- Ale...
- Prawda?
- Tak! - odpowiedział stanowczo
- Mam do ciebie prośbę
- Słucham
- Wyprowadźmy się do Hiszpanii. Na stałe. - oznajmiła z powagą w głosie Violetta. German zamarł. Nie znał powodów, dla którego jego córka chce opuścić to miejsce. Jest mu tu dobrze i nie śni się szatynowi by wyjechać z Buenos Aires.

______________
Epilog przerobiony na rozdział :D Haha, tak w sumie zmieniłam tylko końcówkę Violetty ;P
Rozdziałek, tak jak wspomniałam w poście kończy 1 sezon opowiadania. :D
Idę pisać na drugiego bloga :D Dziękóweczka za wszystkie zgłoszenia do konkursu. Mała korekta: przerobione zdjęcia, kolaże, nagłówki, komiksy, rysunki własnoręcznie wykonane... Wszystko co związane z grafiką i jednocześnie serialem "Violetta" mile widziane!
Zapraszam na 7 rozdział
NAJLEPSZEGO DLA MARYŚKI/Lucky!!!!!! Kocham cię! Spełnienia marzeń i kasy itp. itd! <33333