czwartek, 11 czerwca 2015
Crecimos juntos - pożegnanie
No tak, dotarliśmy tu razem. Wszystko kiedyś dobiega końca, a więc przyszedł czas również na tego bloga. Dziękuję czytelnikom, komentatorom, obserwatorom, v-lovers oraz jakby nie patrzeć moim rodzicom haha, bo bez nich nie byłoby mnie tutaj XDDDDD. Czuję się jak na jakieś wielkiej gali, więc będę pisać jak potłuczona. Nie chcę robić z tego odejścia jakieś wielkiej ceremonii pełnej wzruszeń, bo szczerze? Ten blog jest taki, jak każdy inny. Pewnie nie raz widzieliście posty pożegnalne, bo nie ukrywajmy, że ten do takich należy. Nie próbujcie prosić mnie żebym została, bo to wam się nie uda. Nie chcę dalej pisać o Violettcie ani o niczym innym. Wyczerpały mi się pomysły, chęci, a poza tym serial również niedługo zniknie z anteny. To definitywny koniec. Myślę jednak, że jesteście zadowoleni... Na pewno znalazło się mnóstwo osób, którzy odeszli, bo Ariana to nie Ally albo historia była nudna, albo z jakiś innych powodów. Starałam się. Chciałam jak najlepiej ją zastąpić i doprowadzić historię do końca i szczerze? Jestem dumna ze swojej pracy. Bloga nie usunę, bo może kiedyś ktoś coś może... będzie chciał to czytać ponownie? Lub nie? Nie wiem, zgaduję. To tak na wszelki wypadek. Dobra, kochani... To co? Żegnamy się? Po raz ostatni mój podpis
///Ari <3
niedziela, 7 czerwca 2015
Epilog
W jednej chwili, może trochę więcej... całe życie się obraca, zmienia... Czy na lepsze? Nie zawsze, niestety. Czegoś żałuję? Absolutnie nie! Każde mrugnięcie, westchnięcie, kłótnia, pocałunek składają się w logiczną całość. Człowiek zawsze dochodzi w życiu do takiego stanu, w którym uśmiecha się sam do siebie z myślą: tak, tak właśnie musiało być. I nie ważne ile złego cię spotkało, jeśli osiągnęliśmy pełnie szczęścia, to oznaka, że było warto. Uważam za największy dar od losu, jaką jest moja rodzina: Dolores An Esmeralda Verdas, Leon Verdas oraz ja - Violetta Verdas. Po schodkach wspinałam się do pełni życiowego szczęścia. Do osiągnięcia celu nie ma windy. Jest jedna droga przez schody, bardzo dużo tych schodów, ale to ty wybierasz, czy wspinasz się coraz wyżej, czy spoczniesz na którymś z nich i więcej nie ruszysz. Myślę, że każda chwila z Leonem mnie czegoś nauczyła, poprawiła moje nastawienie do świata i samej siebie. All you need is love - Miłość do siebie, do partnera, do świata, do życia, do przyjaciół, do rodziny, do chwil. Wszystko, czego potrzebujesz to miłość, nic więcej. Nauczyłam się definicji miłości na nowo. Nie sama. Dotarliśmy tu razem i niczego nie żałuję.
środa, 3 czerwca 2015
Rozdział 58: Razem
Szliśmy w bardzo wolnym tempie. Nigdzie nam się nie śpieszyło. Na zewnątrz, choć noc, to i tak było bardzo ciepło. Nie ma chyba nic bardziej romantycznego niż spacer w świetle gwiazd i księżyca. Ściskałam jego dłoń. Leon niespodziewanie przykucnął, wciąż delikatnie trzymając moją rękę. Nie chciałam udawać głupiej. To ten moment, za chwilę krzyknę "tak"! Zamknęłam oczy.
- Tak! - wrzasnęłam. Zajęło to sekundę, gdy zorientowałam się, że pytanie wcale nie padło. Zdjęłam powieki z oczu. Leon puścił mą dłoń i zawiązywał buty
- Bym się jeszcze przewrócił - zacisnął mocno sznurówki. Stałam skołowana. On tak naprawdę, czy sobie żartuje? Poprawił buta i wstał. Bez żadnego słowa wyminęłam go.
- Viola - zawołał głosem, jakby był rozbawiony. Okręciłam się o 180 stopni z pytającą miną. Leon zmniejszył odległość, która nas dzieliła. Ukląkł wtórnie. Z kieszeni koszuli wyjął czerwone pudełko. Jeśli w środku znajdą się jakieś kolczyki lub nie wiem... coś w stylu Leona, to chyba sobie stąd pójdę. - Kochanie, zostaniesz moją żoną? - spytał, ukazując zawartość. Był to piękny, błyszczący pierścionek z niewielkim diamentem. Znam się na szlachetnych kamieniach. To na pewno diament. Spoglądałam na niego z niewzruszoną miną
- Nie - oznajmiłam, a z twarzy Verdasa zmył się uśmiech - tata mi zabronił - wyznałam. Chłopak spuścił ramiona. - Żartowałam. Kocham cię. - Leon nawet nie zdążył powstać. Rzuciłam mu się na szyję i nie zamierzałam puścić. Łapiąc równowagę, pocałował mnie namiętnie.
*Ludmiła*
Decyzja nie należy do łatwych. Kilkoma słowami mogę zepsuć lub ułożyć sobie życie. Niby do odważnych świat należy, ale czy powinnam aż tak ryzykować? Potrzebuję kogoś, kto by pomógł mi wybrać, doradzić. Ja naprawdę się boję, że cała równowaga zostanie zaburzona... Dżem czy nutella?!?! Czym posmarować kanapki? Przecież śniadanie to najważniejszy posiłek dnia, a więc jego skład w dużym stopniu zależy od dalszej części dnia, a dzisiejszy dzień może być tym przełomowym w moim życiu, a nie chcę raczej zniszczyć go jedną kromką chleba. Powinnam zadzwonić do Feder'a. On mi doradzi. Najlepiej jakby był tu ze mną. Co dwie głowy to nie jedna, powiadają... Gdy już odnalazłam wzrokiem telefon, rzuciłam się na niego jak gepard na swoją zdobycz, ale oczywiście mam dużo więcej uroku niż jakiś tam kocur. Federico mam na szybkim wybieraniu. Dwa kliknięcia i jesteśmy w kontakcie.
- Hej - wyśpiewałam do słuchawki
- Leon - rozpoczął zaspanym głosem chłopak. Pomylił mnie z Leonem. Super. Czy to oznacza, że ostatnią noc spędził z nim? Czy on jest gejem... homoseksualistą, przepraszam.
- Zdradzasz mnie? - krzyknęłam, naśladując typową akcję z telenoweli. Za dużo telewizji, wiem, wiem.
- Ludmiła? - rozpoznał mój pisk. Pewnie bez pomocy komórki udało mu się dosłyszeć. Mam bardzo wyrazisty głos. Nie chcę mówić donośny, skrzeczący. Po prostu wyrazisty.
- Mam problem. Musisz szybko do mnie przyjść. Potrzebuję cię - wprowadziłam go w tajemniczość. Nic więcej nie zamierzam zdradzać. I tak za dużo wie.
- Coś się stało? - przejął się. Zasłoniłam głośnik i zachichotałam. Jestem wredna... Ale bardzo bym chciała żeby mnie odwiedził. Jak widać należę do grupy oryginalnych dziewczyn, które nie potrafią powiedzieć zwyczajnie "hej, stęskniłam się. Przyjdziesz?". To nie takie łatwe. Kilka dni temu stwierdziłam, że to za szybko na związek, że Fran wciąż jest z nami, i że to by był rodzaj zdrady. Po kilku samotnych nocach i rozmyślaniu o nim, chyba zmieniłam zdanie. Oczywiście, tęsknie za Fran, czuję jej obecność i wiem, że spogląda na nas z nieba. Znałam ją doskonale. Francesca pragnęłaby przede wszystkim naszego szczęścia. Teraz pewnie uśmiecha się do nas, a by okazać swoją miłość, pojawiło się słońce. To ona swoimi rękoma odgania chmury. Tak bardzo mi jej brak. Oddałabym chyba każdy skarb. by znów zamienić z nią parę słów. Chociaż te dwa: kocham cię.
- Przyjedź - nalegałam. Słyszałam głośne westchnięcie z jego strony
- Zaraz będę. Oby było to coś ważnego, bo przerywasz mój sen. - czy jest coś ważniejszego ode mnie samej? No halo, tutaj Ludmiła Ferro! Rozłączył się. Posmarowałam dwie kromki chleba. Jedna dla mnie, druga dla niego. Położyłam je obok siebie na talerzu. Wybór należy do niego. Zbyt dużo presji ciąży na mnie, muszę się z nim nią podzielić. Federico musiał chyba zamówić odrzutowiec, bo dzwonek do drzwi rozbrzmiał niezwykle prędko. Ogarnęłam swoje włosy. Energicznie pociągnęłam za klamkę
- Witaj! - przywitałam go radośnie, otwierając drzwi na oścież. - Jesteś mi niezwykle potrzebny - oznajmiłam, a on podniósł do góry brew. Chwyciłam jego dłoń i zaprowadziłam do kuchni. Rozłożyłam ręce, prezentując kanapki. - A teraz mów: dżem czy nutella. Pamiętaj od tego wyboru zależy moje życie
- Czy drugą kanapkę będę mógł zjeść ja? - spytał, oblizując wargi. Pokiwałam głową - Ty bierz dżem, nutella moja. - rzucił się z łapami na jedzenie. Z uśmiechem na twarzy oboje jedliśmy nasze śniadanie, siadając naprzeciw siebie. - Zawołałaś mnie tylko żeby wybrać kanapkę? - pochwalił się swoim iście zaistym spostrzeżeniem. Naprawdę szybko zebrało mu się na to pytanie.
- Może wcale nie chodziło o to, tylko po prostu chciałam, żebyś do mnie przyjechał - użyłam najsłodszego głosiku, jaki potrafiłam wykrzesać. Stracił moją charakterystyczną barwę. Fede uśmiechnął się pod nosem. Wstał z krzesła i się do mnie zbliżył. Złapał obydwie me dłonie i zamknął oczy. Delikatnie musnął moje wargi.
- Jesteś jedyną osobą, dla której mógłbym zerwać się ze snu nawet o 8 rano - stwierdził, a ja parsknęłam śmiechem
- To chyba najromantyczniejsze zdanie, jakie od ciebie usłyszałam - gadałam przez cichy chichot. Chłopak nie pozwolił mi się dalej dusić. Zakończył moją męczarnie przyjemnym pocałunkiem.
- Tak! - wrzasnęłam. Zajęło to sekundę, gdy zorientowałam się, że pytanie wcale nie padło. Zdjęłam powieki z oczu. Leon puścił mą dłoń i zawiązywał buty
- Bym się jeszcze przewrócił - zacisnął mocno sznurówki. Stałam skołowana. On tak naprawdę, czy sobie żartuje? Poprawił buta i wstał. Bez żadnego słowa wyminęłam go.
- Viola - zawołał głosem, jakby był rozbawiony. Okręciłam się o 180 stopni z pytającą miną. Leon zmniejszył odległość, która nas dzieliła. Ukląkł wtórnie. Z kieszeni koszuli wyjął czerwone pudełko. Jeśli w środku znajdą się jakieś kolczyki lub nie wiem... coś w stylu Leona, to chyba sobie stąd pójdę. - Kochanie, zostaniesz moją żoną? - spytał, ukazując zawartość. Był to piękny, błyszczący pierścionek z niewielkim diamentem. Znam się na szlachetnych kamieniach. To na pewno diament. Spoglądałam na niego z niewzruszoną miną
- Nie - oznajmiłam, a z twarzy Verdasa zmył się uśmiech - tata mi zabronił - wyznałam. Chłopak spuścił ramiona. - Żartowałam. Kocham cię. - Leon nawet nie zdążył powstać. Rzuciłam mu się na szyję i nie zamierzałam puścić. Łapiąc równowagę, pocałował mnie namiętnie.
*Ludmiła*
Decyzja nie należy do łatwych. Kilkoma słowami mogę zepsuć lub ułożyć sobie życie. Niby do odważnych świat należy, ale czy powinnam aż tak ryzykować? Potrzebuję kogoś, kto by pomógł mi wybrać, doradzić. Ja naprawdę się boję, że cała równowaga zostanie zaburzona... Dżem czy nutella?!?! Czym posmarować kanapki? Przecież śniadanie to najważniejszy posiłek dnia, a więc jego skład w dużym stopniu zależy od dalszej części dnia, a dzisiejszy dzień może być tym przełomowym w moim życiu, a nie chcę raczej zniszczyć go jedną kromką chleba. Powinnam zadzwonić do Feder'a. On mi doradzi. Najlepiej jakby był tu ze mną. Co dwie głowy to nie jedna, powiadają... Gdy już odnalazłam wzrokiem telefon, rzuciłam się na niego jak gepard na swoją zdobycz, ale oczywiście mam dużo więcej uroku niż jakiś tam kocur. Federico mam na szybkim wybieraniu. Dwa kliknięcia i jesteśmy w kontakcie.
- Hej - wyśpiewałam do słuchawki
- Leon - rozpoczął zaspanym głosem chłopak. Pomylił mnie z Leonem. Super. Czy to oznacza, że ostatnią noc spędził z nim? Czy on jest gejem... homoseksualistą, przepraszam.
- Zdradzasz mnie? - krzyknęłam, naśladując typową akcję z telenoweli. Za dużo telewizji, wiem, wiem.
- Ludmiła? - rozpoznał mój pisk. Pewnie bez pomocy komórki udało mu się dosłyszeć. Mam bardzo wyrazisty głos. Nie chcę mówić donośny, skrzeczący. Po prostu wyrazisty.
- Mam problem. Musisz szybko do mnie przyjść. Potrzebuję cię - wprowadziłam go w tajemniczość. Nic więcej nie zamierzam zdradzać. I tak za dużo wie.
- Coś się stało? - przejął się. Zasłoniłam głośnik i zachichotałam. Jestem wredna... Ale bardzo bym chciała żeby mnie odwiedził. Jak widać należę do grupy oryginalnych dziewczyn, które nie potrafią powiedzieć zwyczajnie "hej, stęskniłam się. Przyjdziesz?". To nie takie łatwe. Kilka dni temu stwierdziłam, że to za szybko na związek, że Fran wciąż jest z nami, i że to by był rodzaj zdrady. Po kilku samotnych nocach i rozmyślaniu o nim, chyba zmieniłam zdanie. Oczywiście, tęsknie za Fran, czuję jej obecność i wiem, że spogląda na nas z nieba. Znałam ją doskonale. Francesca pragnęłaby przede wszystkim naszego szczęścia. Teraz pewnie uśmiecha się do nas, a by okazać swoją miłość, pojawiło się słońce. To ona swoimi rękoma odgania chmury. Tak bardzo mi jej brak. Oddałabym chyba każdy skarb. by znów zamienić z nią parę słów. Chociaż te dwa: kocham cię.
- Przyjedź - nalegałam. Słyszałam głośne westchnięcie z jego strony
- Zaraz będę. Oby było to coś ważnego, bo przerywasz mój sen. - czy jest coś ważniejszego ode mnie samej? No halo, tutaj Ludmiła Ferro! Rozłączył się. Posmarowałam dwie kromki chleba. Jedna dla mnie, druga dla niego. Położyłam je obok siebie na talerzu. Wybór należy do niego. Zbyt dużo presji ciąży na mnie, muszę się z nim nią podzielić. Federico musiał chyba zamówić odrzutowiec, bo dzwonek do drzwi rozbrzmiał niezwykle prędko. Ogarnęłam swoje włosy. Energicznie pociągnęłam za klamkę
- Witaj! - przywitałam go radośnie, otwierając drzwi na oścież. - Jesteś mi niezwykle potrzebny - oznajmiłam, a on podniósł do góry brew. Chwyciłam jego dłoń i zaprowadziłam do kuchni. Rozłożyłam ręce, prezentując kanapki. - A teraz mów: dżem czy nutella. Pamiętaj od tego wyboru zależy moje życie
- Czy drugą kanapkę będę mógł zjeść ja? - spytał, oblizując wargi. Pokiwałam głową - Ty bierz dżem, nutella moja. - rzucił się z łapami na jedzenie. Z uśmiechem na twarzy oboje jedliśmy nasze śniadanie, siadając naprzeciw siebie. - Zawołałaś mnie tylko żeby wybrać kanapkę? - pochwalił się swoim iście zaistym spostrzeżeniem. Naprawdę szybko zebrało mu się na to pytanie.
- Może wcale nie chodziło o to, tylko po prostu chciałam, żebyś do mnie przyjechał - użyłam najsłodszego głosiku, jaki potrafiłam wykrzesać. Stracił moją charakterystyczną barwę. Fede uśmiechnął się pod nosem. Wstał z krzesła i się do mnie zbliżył. Złapał obydwie me dłonie i zamknął oczy. Delikatnie musnął moje wargi.
- Jesteś jedyną osobą, dla której mógłbym zerwać się ze snu nawet o 8 rano - stwierdził, a ja parsknęłam śmiechem
- To chyba najromantyczniejsze zdanie, jakie od ciebie usłyszałam - gadałam przez cichy chichot. Chłopak nie pozwolił mi się dalej dusić. Zakończył moją męczarnie przyjemnym pocałunkiem.
Subskrybuj:
Posty (Atom)