sobota, 27 grudnia 2014

Rozdział 26: Prezentacja piosenek

***
Zakochałem się w Ludmile, pomimo jej wad. Zaoferowałem jej miłość i opiekę. Zapewniłem, że zostanę z nią do końca, nawet gdy między nami coś się zepsuje, jak teraz. Oboje cierpimy po zerwaniu, tak sądziłem. Lecz powrót do siebie to też nienajlepsze rozwiązanie. Mimo wszystko poszedłem za nią, chciałem pogadać, być może pogodzić się. Ta rozłąka za dużo mnie kosztowała. Podążałem za nią w przekonaniu, że gdy stanę z nią twarzą w twarz, wszystko samo się naprawi.
- Ale ja nic nie czuję do Fede -  Ua... A w lewym narożniku nokaut. Federico pokonany przez byłą dziewczynę. Cóż za emocje, proszę państwa.
- Co? - wydusiłem zaledwie. Sam nie mam pojęcia czemu. Do tego, eh... Fran też mnie nie chce. Federico bez dziewczyny. Uh, jak to paskudnie brzmi. Dziewczyny nienawidzą Feder'a. Jeszcze gorzej. Dużo bardziej wolałem opcję "Fede w związku z ciastkami... A, z Ludmiłą również". Gra na dwa fronty, pewnie, gdy w grę wchodzą ciastka. Czekoladowe, mmm. Uśmiechałem się głupio, chyba tego nie kontrolowałem. Dziewczyny spoglądały na mnie nieco podejrzliwie. Zgubiłem wątek. O czym to ja... A tak. - Ludmiła, nie chcesz ze mną już być?
- Ależ chce - krzyknęła nagle. Fran posmutniała. O tak, laski lecą na Feder'a. Zawodnik podnosi się, nie odklepał. Federico dalej w grze. Stoczy swoją ostatnią walkę. Z kim? Kogo mam wybrać? Smutek Fran działa na mnie źle, bardzo źle. Czuję się winny. Dlaczego? Za to Ludmiły szczęście mnie pobudza do działania. Czy ja właśnie kłócę się ze samym sobą? Kocham Fran? A może Ludmi? Obie? Federico stoczy swoją ostatnią walkę z samym sobą. Nie ma już odwrotu.
- Ale ja już nie. - pokręciłem przecząco głową. Włożyłem dłonie w kieszenie. Teraz obie się smuciły. Moja była dziewczyna z zawstydzenia zerknęła na czubki swoich butów - Przepraszam - rzuciłem szybko. Czuję, że dobrze postąpiłem. W ten sposób nie daję nadziei żadnej z nich, a sam mam czas na przemyślenia co do wyboru. Wróciłem do domu.

***
Ranek, Studio.

Dziś dzień prezentacji naszych piosenek. Jestem podekscytowana! Ludmiła wchodzi na scenę, chwyta mikrofon do ręki. My, publiczność tylko obserwujemy. Nasze spojrzenia zawieszone są tylko na niej. Ile ja bym dała, by znaleźć się na jej miejscu. Widać, że ma talent, jest pewna siebie i swoich umiejętności. Te cechy wyróżniają ją spośród tłumu.

Quién le pone límite al deseo
cuando se quiere triunfar
No importa nada, lo que quiero
es cantar y bailar

La diferencia está aquí dentro,
en mi circuito mental 
Soy una estrella destinada a brillar

Oh, oh, oh, somos el éxito
Oh, oh, oh, somos magnéticos
Oh, oh, oh, somos lo máximo
Como sea, dónde que sea, voy a llegar.

Może piosenka sama w sobie opowiada o zadufanej gwiazdeczce, jednak wszystko doskonale komponuje się z jej wizerunkiem. Po zakończeniu występu jako pierwsza zaczęłam klaskać w dłonie. Nie przepadam za Ludmiłą jako osobą, jednakże trzeba przyznać, że nieprzypadkowo trafiła do szkoły muzycznej i stoi na scenie. Nauczyciele docenili jej wysiłek również brawami. Po chwili w sali rozszedł się applause. Artystka ukłoniła się z szerokim uśmiechem, ściskając mocno mikrofon. Byłam w nią zapatrzona, do czasu gdy Leon nie objął mnie znacznie mocniej ramieniem niż dotychczas. Oprzytomniałam. Zatonęłam w jego przewspaniałych oczkach, uśmiechając się.
- Czuję, że już niedługo to ty będziesz stała tam zamiast niej. - ułożył swe dłonie na moich ramionach. Wciąż to do mnie nie dociera. Leon spośród tylu pięknych dziewczyn wybrał akurat mnie.
- Wiesz co ja czuję? - chłopak uniósł brew do góry. Zainteresowałam go. - Czuję, że od kiedy cię poznałam, jestem w stanie zrobić wszystko. Bardzo, bardzo, bardzo cię kocham. - ścisnęłam go najmocniej jak tylko potrafiłam. Leon zakaszlał, a ja się odsunęłam. Na jego polikach ukazały się cudowne dołeczki. Mój chłopak nagle oddalił się ode mnie. Dosłownie wskoczył na scenę. Podszedł do Ludmiły, opierając swój łokieć o jej ramię. Przytakiwał głową, gdy nauczyciele wychwalali jej występ. Sala wybuchła śmiechem.
- Zostaw mnie - rozkazała, odsuwając się od Leona
- Teraz moja kolej - czułam, że zaraz rozpęta się wojna. Niby kiedyś należeli do tej samej paczki, z tego co mi wiadomo, ale nienawidzą się z każdym dniem coraz bardziej. Sam wzrok Ludmiły posiadał w sobie olbrzymią ilość kwasu i nienawiści. Dziewczyna z niechęcią oddała mikrofon w ręce bruneta. Zeszła ze sceny z podniesioną głową. Widać, że przepełnia ją duma. Leon sięgnął po gitarę, a mi przypomniał się ten dzień, gdy go zobaczyłam po raz pierwszy. Wtedy, gdyby ktoś próbował mi wmówić, że ja i on teraz kiedyś będziemy parą, chyba bym parsknęła ze śmiechu. Teraz nasz związek jest realny. Rozegrał pierwsze akordy, na sali zapanowała cisza. Ja znam tę melodię. Śpiewał mi ją na jednej z naszych randek. Tekst był cudowny, od serca. Czułam, że gdy zaczął śpiewać, robił to dla mnie. Uśmiechałam się, bo co innego mogłam zrobić? Byłam mega szczęśliwa. Po zakończeniu występu w klasie rozniosły się jeszcze głośniejsze brawa niż w przypadku Ludmiły.
- Cisza! - krzyknęła wspomniana diva. Po raz kolejny była w centrum uwagi. - Czym się tak zachwycacie? Nie dość, że fałszował to jeszcze beznadziejnie wymyślił linię melodyczną oraz tekst. - wyraziła swoją opinię blondyna. Niestety, albo i stety każdy wywrócił oczami i dalej klaskał w dłonie.
- Cudownie. Naprawdę, Leon. Postarałeś się - wychwalała Angie.
- Dziękuję - skinął głową.
- No to czas na piosenkę grupową - zaprosiła nas na scenę nauczycielka. W dłonie chwyciłam mikrofon. Z mojej twarzy nie potrafiłam choć na moment zdjąć uśmiechu. Czułam, że wreszcie spełniam marzenia. Stałam, oczekując na swoją kolej. On Beat, On Beat, kocham tą piosenkę! Ni stąd ni zowąd poczułam delikatny ból na moim ramieniu. Spojrzałam na Francescę, która lekko pchnęła mnie swoim barkiem. Melodia leciała dalej, a ja chyba z tych emocji pominęłam swoją kwestię. EXTRA! Spaliłam się ze wstydu... Violetta, musisz się ogarnąć! Refren wyszedł nam perfekcyjnie, tak samo jak każda kolejna zwrotka. Może nikt nie zwrócił uwagi na moją pomyłkę?
- Pacany - rozpoczął Gregorio, który w dniu dzisiejszym chyba był przyjaźnie do nas nastawiony. Wydawał się taki milszy i... bardziej wyrozumiały? - To było mniej beznadziejne niż zwykle, dlatego... flalflalfala - zasłonił swoją buzię ręką, przez co nie zrozumieliśmy ani słowa.
- Wykorzystamy te piosenki do pierwszego, oficjalnego koncertu w Studiu On Beat! - sprostowała Angie. Głośne wiwaty w pomieszczeniu świadczyły o tym, że pomysł był epicki. Nie wierzę, że wystąpimy przed szerszą publicznością niż tą co zwykle, czyli uczniami szkoły. To cudowne! - Spokojnie - podśmiewała się nauczycielka. Ona sama cieszyła się jak głupia, to widać, ale jako że jest dorosła musiała ukrywać swoje emocje, Tak to bynajmniej wyglądało z mojej perspektywy. - Znamy wasze możliwości - kontynuowała, gdy szmery ucichły - dlatego już wybraliśmy artystów wykonawczych
_________
1) Kto będzie śpiewał na koncercie?

Ale zagadka xD Nie wiedziałam co wymyślić, więc no... 
Rozdział = beznadzieja. Ale takie też muszą być, bo... bo muszą. Zawsze się zdarzy gorszy, życie. 
Emmm, nie mam pojęcia czym Ariana(w sensie ja) mogłaby was jeszcze zanudzić. 
Może po prostu... do next!

piątek, 26 grudnia 2014

Zabawa - wykreślanka Lodo

Ok, ok. Wracamy do zabawy. Trochę o niej zapomniałam, ale ciiii! 
Zgodnie z waszym życzeniem zdjęcie Lodo numer 6 wyautowało! Szkoda, kochałam je...
Jak każde pozostałe nanan. Lodo jest cudowna lalala. 
Oto pozostały zbiór. Głosować, komentować oraz wyczekiwać następnego rozdziału ;) 
Pracuję nad projektem dla was. Oby wypalił. :*
Cudowna Lodo *o*




wtorek, 23 grudnia 2014

Feliz Navidad

Feliz Navidad!
(wesołych świąt!)

Kochani, tutaj mało aktywna Ariana, która przeprasza za zaniedbywanie bloga. Cóż, nie teraz o tym wypada gadać. Pragnę życzyć wszystkim czytelnikom tego jakże opustoszałego bloga (nie dziwię się) zdrowych, spokojnych, wesołych, szczęśliwych, niezapomnianych, ciepłych, bogatych, rodzinnych oraz wyjątkowych świąt. Niech się spełnią wasze najskrytsze marzenia. Nie będę pisać tu o ocenach, mamy wolne, po co wspominać o... szko... eh, nieważne. Cudownej atmosfery, śniegu, mikusia bogatego ^^, żeby te wolne dni mijały jak najwolniej i  nawet my Polacy - naród, który nie okłamujmy się uwielbia narzekać - byśmy wreszcie byli szczęśliwi, pięknych wspomnień. Co do sylwestra, cóż... i tak z niego niewiele zapamiętacie XD żartuję. XD Bezpiecznego przede wszystkim. 





piątek, 19 grudnia 2014

Rozdział 25: Cukier źle na mnie działa

- Historia od początku miała miejsce u ciebie w salonie chwile po tym jak w tajemniczy sposób wszystkie ciastka upieczone przez Olgę zniknęły. - wypowiedziała nadzwyczaj zmęczonym głosem Francesca. Opadała z sił. Na razie wszystko jeszcze jest dla mnie jasne. Ciastka, chłopaki, salon. Okay. Co dalej? - Zapewne teraz myślisz, że to Leon zjadł każdą sztukę? - zapytała, a ja pokręciłam przecząco głową
- Skądże znowu? - zakpiłam i machnęłam ręką. Ej, ja nie kłamałam. Podejrzewałam WSZYSTKICH chłopaków, nie samego Leona,  z czego wynika, że Fran absolutnie nie miała racji.
- Może dlatego, że to łakomczuch? - zadrwiła z Leosia Ludmiła, uśmiechając się do niego sztucznie. Chłopak odwzajemnił gest. Ależ oni się uwielbiają! Normalnie status na facebooku "w przyjaźni z Leonem Verdas"
- Co się stanie, jeśli ci powiem, że to ty praktycznie każde ciastko pożarłaś? - ponownie wyłonił się zza kanapy Maxi, po czym bezsilnie opadł na podłogę. Chwila, czy on sugeruje, że jestem łakoma? I niby sama zjadłam wszystko? Kpiny! gdyby nawet... co ma to wspólnego z całą sprawą? Kiwałam głową pionowo, by kontynuowali.
- Zostawiłaś mi marne jedno ciastko, dziękuję ci bardzo - zawył Feder i na zasadzie focha, odwrócił się do mnie plecami.
- Okay, okay! - zastopowałam. - Co za różnica kto ile zjadł ciastek? - wstałam z dywanu. Wykonałam kilka kroków ku kanapie, na której się umiejscowiłam, podkurczając nogi do brody. - W jaki sposób ty masz podbite oko? - wskazałam wzrokiem na Fran - ty nawet się nie ruszasz - szturchnęłam barkiem Leona - Ludmiła ma sąsiada na swojej głowie - zaśmiałam się cicho. Blondyna zagarnęła włosy do tyłu. Przez pół sekundy fryzura zmniejszyła swą objętość. Tak jak mówiłam. Pół sekundy i ani setnej dłużej. - Lara spadła z żyrandola... - wymieniałam kolejne mega dziwne zdarzenia
- Daj tłumaczyć dalej - stęknęła Włoszka. Podpierając się rękoma o blat stołu, wywlokła się z dotychczasowego miejsca i zajęła te między mną, a oparciem sofki. Przez ten krótki odcinek drogi bardzo dużo jęczała. Wszystko ją bolało... - Eh... Zjadłaś jedno ciastko. Zasmakowało ci. Zjadłaś drugie ciastko dużo szybciej. Po piątym zagarnęłaś całą tackę nam sprzed nosa. Schowałaś się za kanapą, gdzie trzymając w dłoniach po trzy ciastka, każde zaznaczałaś zębami, że są twoje. Szczerze? Pożerałaś je szybciej niż samochód pożera benzynę - zarumieniłam się. Ja tego tak nie pamiętam. Sądzę, że Fran mnie wrabia. Przypominam sobie jedynie, że po tym pierwszym ciastku się skończyło... A później... kolejne... Za to po tym trzecim... mam pustkę  w głowie. Nie mogę wywołać dalszych wspomnień... - Maxi wpadł na genialny pomysł by zakraść się od strony tylnej i zwinąć ci te ciacha. Były pyszne - rozmarzyła się
- Tak, no i ja zgłosiłem się na ochotnika skoro byłem pomysłodawcą - ciągnął dalej temat wcześniej wspomniany chłopak. - skoczyłem na kanapę i wyczekiwałem odpowiedniego momentu aż uniesiesz tackę odrobinę w górę. Nachyliłem się trochę. Ty pociągnęłaś mnie za rękę i przeleciałem przez oparcie. Upadłem na twarz i coś przeskoczyło mi w kręgosłupie. Nadal boli! - zaakcentował wyraźnie - No... dalej to wiesz... Byłem zbyt leniwy by wstać - tłumaczył się. Pokiwałam głową na boki. Znam ten ból gdy ułożysz się na tyle wygodnie, że nie chce ci się wstać. Tyle, że on nie czuł się komfortowo... Bywa i tak.
- Ja natomiast - wcięła się na nowo Francesca - oberwałam od ciebie z pięści przy kolejnej i ostatniej z mojej strony próbie odebrania ci czegokolwiek. Nigdy nie widziałam takiej furii , jejciu! - wydusiła Włoszka, podnosząc się z kanapy. Udała się do kuchni. Wróciła z workiem lodu, przyłożonym do oka.
- Urządziliśmy sobie nawet zawody, kto odbierze ci tacę to wygrywa - zakomunikował Leon, wciąż nie ruszając niczym poza ustami. Dotknęłam jego ramienia, a on pisnął. Aż ciężko uwierzyć, że to ja wyrządziłam im aż tyle szkód. Cukier źle na mnie działa...
- Ty wygrałaś - stwierdził Feder. Zaśmiałam się, a reszta gości spojrzała na mnie wrogo. Wróciłam do poprzedniej, poważnej mimiki twarzy.
- Powiedzmy, że to, co usłyszałam wyjaśnia wiele. Zastanawia mnie jedno, jak Ludmile zrobiłam to... - gestykulowałam bujną fryzurę blondyny na własnych włosach - coś  - palnęłam. O dziwo, dziewczyna nic nie krzyknęła, nie skrzywdziła mnie, a nawet nie pisnęła, gdy poruszyłam drażliwy dla niej temat.
- To akurat nie zrobiłaś ty - wybuchł śmiechem Leon, wytykając blondynę. Nawet nie zdążyłam mrugnąć, a ta cała wielka diva już miała buraka na twarzy. Moi goście również ostatkami sił wyśmiewali niemiłą koleżankę. Chyba dlatego bo zawsze twierdzi, że jest najlepsza i nigdy w życiu nie ośmieszyła się publicznie. Zawsze starannie ułożone włosy, piękne kreacje, cudne buty, makijaż, dodatki... jejciu! Ona naprawdę dążyła całą sobą do perfekcji. Teraz, ten jeden raz, jeden jedyny ona przez to, co się stało, ma okazję zasmakować, jak to jest być po drugiej stronie, z której bezkarnie drwiła. Niech wie, że to strasznie nieprzyjemne...
- Ludmiła rano prostowała sobie włosy, podczas kąpieli w twojej wannie. - oświadczyła na głos Lara. Oczy wyszły mi na wierzch. Jak można być takim kretynem by wchodzić do wody, trzymając w ręku urządzenie podłączone do prądu? Ona usiłowała się zabić? O to jej chodziło? Spoważniałam.
- Wiem, uh! - blondynka walnęła ręką w stół i po raz setny poprawiła swoje nieposkromione włosy.
- A co z moimi rodzicami? - po części domyślałam się, że cukier spowodował u mnie dziwne zachowanie, być może nawet halucynacje, bądź po prostu ten wypadek mamy po prostu mi się przyśnił...
- Śpią - zredagowała krótko Camila, podnosząc się z ziemi. Wzięła do rąk zwinięty w rulonik śpiwór - Musze spadać, pa! - pożegnała wszystkich
- A co z piosenkami? Jutro mamy je przedstawiać, a mamy tylko jedną... - przypomniało mi się nagle. To istotna uwaga.
- Ludmiła napisze jedną - odrzekła Francesca i wykonała podobne ruchy co rudowłosa. - A jedną zaśpiewa Leon - dodała po chwili. Chłopak uśmiechnął się w moją stronę. Jejciu, jakie on ma słodkie dołeczki. W ten uśmiech mogłabym wgapiać się nieprzerwanie latami. A jak przeczesuje palcami włosy... ideał! Jakie ja mam szczęście, że natrafiłam właśnie na niego.
- Violu, okay? - dotknął mojego ramienia, a ja pokiwałam głową. - Pytałem się czy mogę jeszcze trochę zostać, a ty nic nie odpowiadałaś, pomyślałem... - przerwałam mu
- Gdzie wszyscy? - rozejrzałam się po salonie, w którym pozostała na kanapie tylko już nasza dwójka.
- Przecież żegnali się - wskazał kciukiem drzwi, spojrzenie powędrowało za jego gestem. Uciekli, gdy ja rozmarzałam o Leonie... Wtopa!
- Możesz - odpowiedziałam na jego wcześniej zadane pytanie. Chłopak przekręcił głowę i zmarszczył brwi. - Możesz jeszcze zostać - roześmiałam się.

***
Właśnie wracałam od Violetty. Wyszłam jako... bodajże druga. Co ja noszę w tej torbie, że jest tak niesamowicie ciężka? - myślałam, poprawiając gruby pasek zsuwający się z ramienia. Nim zauważyłam coś mnie odciążyło. Mój wzrok powędrował automatycznie za tym... czymś. Śpiwór na ziemi, cudnie. Schyliłam się po niego, lecz w między czasie również i torba spłatała mi figla. W rezultacie końcowym obydwa bagaże leżały na glebie.
- Pomogę ci, Fran. - usłyszałam za sobą przyjacielski głos. Odwróciłam głowę. Burza blond włosów wskazywała tylko i wyłącznie na Ludmiłę. Zaakcentowałam wdzięczność za jej pomoc uśmiechem, który odwzajemniła. Kątem oka zauważyłam, że ona sama tych bagaży po nocce nie posiada. Znając Ludmiłe, wiem, że zamówiła taksówkę by zawiozły jej wszystko pod dom... - Bo wiesz... - rozpoczęła głosem, który mówi, że Ludmi wcale nie robi tego dla mnie bezinteresownie. Wywróciłam oczyma, czego chyba nie zauważyła. Niosłam tylko śpiwór, Ludmi torbę. Obydwie podążałyśmy w kierunku mojego domu. - Wiem, że tobie podoba się Feder - wiedziałam! Jak brzmi przysłowie? Gdy nie wiesz o co chodzi, zawsze chodzi o pieniądze. W naszym przypadku brzmiałoby ono tak: Gdy nie wiesz o co chodzi, zawsze chodzi o chłopaków. Przyjaciółka zwróciła głowę do mnie i wymieniłyśmy nasze spojrzenia.
- Nie, nie! - kłamałam. To bez sensu by kłócić się o Feder'a. Tak, podoba mi się... Bardzo mi się podoba... Bardzo, bardzo mi się podoba. Okay, kocham go. Ale, kurde, Ludmiła też. A Fede chce być tylko z Ludmiłą. Może udawać, że jest mu obojętna, ale to tylko ukrywanie prawdy. Jeśli już muszę wybierać swoje szczęście lub szczęście przyjaciół, to decyzja jest banalnie prosta. Czuję, że tak trzeba.
- Fran, nie jestem idiotką - jej głos był inny niż zazwyczaj, bez tej charakterystycznej piskliwości. Zwolniła kroku, a ja się dopasowałam.
- Nasza przyjaźń znaczy dla mnie więcej niż Federico... - szepnęłam, odwracając wzrok od Lu.
- Ale ja nic nie czuję do Fede - stanęłyśmy
- Co? - uprzedziła mnie pytaniem osoba, podążająca za nami
________
1) Kto podążał za Ludmiłą i Francescą?

Wesołych <3
///Ari :)





środa, 3 grudnia 2014

Rozdział 24: Jestem temu winna

Wyostrzyłam wzrok. Z zaciekawieniem wsłuchiwałam się w słowa policjanta. Ten człowiek musi zapłacić za to co zrobił mojej mamie. Teraz walczy o życie... ta osoba powinna ponieść konsekwencje.
- To pani Angie Saramego - oznajmił. Angie... Angie... Angie? Wymieniłam spojrzenie z Leonem. Złość, zawiedzenie, niedowierzanie, strach, to te emocje towarzyszyły mi mimo podanych leków. Tata wstał z siedzenia i wraz z mężczyzną z mundurem zjechali na parter windą. Jeżeli moja matka umrze i to przez Angie... Ja nigdy jej tego nie wybaczę, nigdy.
- Violu - Leon szturchnął mnie lekko i pokazał palcem faceta w jasnoniebieskim stroju. Stanęłam z nim twarzą w twarz.
- Przykro mi. Ona odeszła... - spuścił głowę. PRZYKRO? Nawet nie próbował udawać współczucia... To stała formułka. "Tak, tak, przykro mi, umarła ci mama, czy pies... co za różnica.." Puste słowa! Za placami lekarza przez drzwi wydostali się równie "przybita" reszta załogi.
- Bzdura, wam nie jest przykro. Nie wiecie, jak to jest. Straciłam matkę, rozumiesz, człowieku?! - wykrzyczałam załzawiona.
- Ja naprawdę wiem jak pani się czuje. But first, let me take a selfie! - rzucił od czapy. Na wierzch wyjął nowiuteńkiego smartphone'a obitego w kolorową obudowę i nie zważając na mój stan oraz fakt, że przed chwilą dowiedziałam się, że jestem półsierotą, on pstryknął nam zdjęcie z rąsi, wystawiając kciuk do góry.
- Ty chyba człowieku jesteś chory! - wrzasnęłam kompletnie zirytowana, rozdrażniona, zła, rozwścieczona wręcz i zlekceważona. JAK DO CHOLERY MOŻNA TAK SIĘ ZACHOWAĆ? - Leon - zwróciłam głowę w jego stronę by zainterweniował i możliwie jak najdotkliwiej przemówił temu baranowi do rozsądku. Ku mojemu zdziwieniu Verdas tańczył układ horse dance do "gangnam style" wraz z moim ojcem oraz policjantem. Odchyliłam głowę to tyłu, mierząc wzrokiem mężczyzn, zachowujących się dosłownie jak dzieciaki.
- Oppan gangnam style! - gestykulował kręcenie lassem Leon. - Viola, tańcz - nakazał. Jego słowa podziałały na mnie jak urok. Bez zastanowienia dołączyłam się do horse dance, co uczyniła reszta załogi szpitala. Muzyka po chwili ucichła, a mój chłopak odśpiewał ostatni wers. Cały szpital znikł, rozpłynął się. Co ze mną? Ja natomiast znalazłam się na kanapie w salonie, we własnym domu. Moje nogi okrywał różowy koc taty. Przetarłam oczy. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, stwierdzając, że bez wątpienia to posesja należąca do Castillo, na sto procent. Jedną kończynę wysunęłam spod okrycia i ustawiłam ją na panele, chyba.
- Au! - czy panele popiskują? Nie? Ups... Przeanalizowałam powierzchnie, znajdującą się pod moimi stopami.
- Leon? - byłam prawie pewna. Nogi z powrotem założyłam na sofce, a mój partner wstał z podłogi w niezwykle zwolnionym tempie. Z ręką umiejscowioną na plecach, stękał i skwasił minę.
- Czy to oznacza, że już z tobą okay?
- Jak to "czy wszystko ze mną okay"? Co się stało? Jak znal... - pytałam jak opętana, do czasu gdy pewna osoba mi nie przerwała.
- Znów zaczniesz nami szarpać? - zawył Federico, który właśnie podniósł wrak człowieka w stylu Leona. Znów? Nie, to pytanie powinnam zadać im, nie sobie. Co tu się tak właściwie działo? Czemu wszyscy z naszej klasy leżą na podłodze jak zabici? Co wydarzyło się po szpitalu, czy w ogóle byłam w szpitalu? To sen... Nic nie trzyma się kupy. Był wypadek, czy go nie było? Pytając samą siebie na pewno niczego się nie dowiem...
- Co tu jest grane? - wybuchłam wreszcie. Leon opadł na kanapę, jak gdyby co najmniej przez kilkanaście godzin pracował ciężko fizycznie. Twarz Verdasa przypominała osobę, która kolejną noc z rzędu żyje na energetyku, bez snu. Nawet taki wesołek, jakim zazwyczaj bywa Fede przypominał wypompowany balonik.
- C... Co? Ty się pytasz "co"?! - przybrał oburzony ton głosu Maxi, który wyskoczył zza kanapy. Przestraszona jego nagłym pojawieniem, odskoczyłam od oparcia sofki. Ogarnęłam się po sekundzie. Moja twarz wyrażała jedynie ciekawość.
- Viola... - marudziła Francesca , podnosząc głowę z blatu stołu.
- Jejku! - pisnęłam na widok jej skóry, pomalowanej w okolicach jednego oka na fioletowo. Zasłoniłam swoje usta dłońmi. A jeśli to nie farba? Czy Fran biła się z kangurem? Ja chyba coś przegapiłam. Włoszka przechyliła głowę na drugi bok i westchnęła głośno. Podparła swą czaszkę o rękę ze smutną miną. Nagle przed moimi oczyma z sufitu, a dokładnie żyrandolu przemknęła błyskawicznie postać, przedmiot... nie wiem właściwie co. Dopiero gdy skleiło się z podłogą, mogłam przerażona stwierdzić, że to Lara. Zeskoczyłam z łóżka i zbliżyłam się do niej. Uklękłam. Odgarnęłam włosy za ucho. Poklepałam ją po ramieniu. Dlaczego nikt nie reaguje?
- Zostaw mnie! Odejdź! - błagała, turlając się po dywanie jak najdalej od mojej postaci.
- Może mi ktoś wreszcie powiedzieć co tu się wydarzyło? Ja kompletnie nic nie rozumiem. - podniosłam pretensjonalnie głos. Najpierw ta scena w szpitalu, a teraz to? Chyba rzeczywiście zwariowałam, oby... Bo jak inaczej wytłumaczyć ten ciąg zdarzeń? Ukryta kamera, przedwczesny żart primaaprilisowy?
- Jesteś niebezpieczna - warknęła Ludmiła. Wypatrzyłam na jej bluzce pomarańczową od bodajże soku plamę. Tak naprawdę nie wiem czemu najpierw zwróciłam uwagę na ten średniej wielkości "wzorek", a jej bujne afro nie zrobiło na mnie wrażenia?
- Ludmiła, czyżbyś znalazła współlokatora? - zaśmiał się Leon. Blondyna uniosła lewą część górnej wargi do góry i potrzęsła głową, co świadczyło tyle, że nie zrozumiała co ma na myśli. Wskazałam palcem za Leonka jej fryzurę, susząc ząbki.
- Zabiję, zabiję, no! - ruszyła w moją stronę. Zasłoniłam swoje ciało rękoma by odeprzeć atak. Na szczęście ta "niezwykle szczelna" tarcza była zbędna. Ferro bowiem upadła na ziemię po tym jak potknęła się o odkurzacz, leżący wpół drogi ode mnie.
- Dobra, przepraszam Ludmiła. Po prostu nie wiem z jakiego powodu wszyscy jesteście tak źle do mnie nastawieni? Może wreszcie ktoś łaskawie mi opowie, dlaczego jesteście w takim stanie? - wyraziłam skuchę co do "supernovej", za którą się uważa. Ciekawość zżera mnie od środka, a tworząc wrogów jeden po drugim, nie dojdę prawdy. Rozłożyłam ręce, wyczekując na tłumaczenia przyjaciół.
__________
1) Czy Violetta zwariowała, czy to wszystko naprawdę miało miejsce?
2) Co wydarzyło się w domu Castillo?
3) Czy rzeczywiście Esmeralda umarła?

Namieszałam odrobinę he he he XD Rozdział dziwny, ale taki miał być. Mało Leonetty, sorki
Dobra, pyśki. Do następnego rozdziału ;)

wtorek, 25 listopada 2014

Rozdział 23: Zostań ze mną, potrzebuję cię.

Wyjęłam telefon z kieszeni. Odeszłam od pianina oraz znajomych. Nie miałam ochoty na żarty z ich strony, podczas gdy do mnie dzwoni ojciec. On jest zbyt łatwowierny, a niewinny kawał potrafiłby obrócić w coś na tyle poważnego by wezwać policję... Zupełnie tego nie chciałam. Przeszłam do kuchni. Stanęłam przed blatem kuchennym, o który oparłam łokieć. Przeciągnęłam dotykiem po zielonej ikonce słuchawki wyświetlonej na telefonie i przyłożyłam komórkę do ucha.
- Hej, tato - rozpoczęłam rozmowę niezwykle miłym głosem, niech wie, że nic złego tu się nie dzieje, a nasz dom w dalszym ciągu stoi cały, bez uszkodzeń, bez interwencji straży, policji, czy grabarza.
- Violetto... - spuścił powietrze z płuc. Wypowiedział jedno słowo, a z niego bez problemu potrafiłam wyczytać, że coś nie jest w porządku. Wyczuwałam ulgę przy wymawianiu wyrazu, tak jakby dzwonił, by się upewnić czy jestem bezpieczna...
- Tak, stało się coś? - i mój ton głosu zmienił się na nieco mniej rozbawiony
- Violu - zawtórował równie przerażony. Głucha cisza w słuchawce powoli zaczęła mnie irytować. Trwała ona około 30 sekund, które trzymały mnie coraz bardziej w napięciu. To oczywiste, że coś się stało.
- Tato? - upewniałam się, czy wciąż prowadzimy rozmowę przez telefon. Usłyszałam głośny wydech.
- Twoja mama - po raz kolejny się zablokował. Nic nie potrafił z siebie wydusić.
- Mama?! - krzyknęłam. Coś jest na rzeczy... Coś niedobrego. Trudno przechodzi mu to przez gardło, ale ja również boję się o to zapytać. Jednak... to chyba jedyny sposób by dowiedzieć się jeszcze paru informacji - M... miała wypadek? - głos mi się załamywał. Liczyłam, że zaprzeczy. Pociągnięcie nosem z jego strony było jasną odpowiedzią. Oczy mi się zeszkliły. A więc to prawda. Zluźniłam uścisk w dłoni, przez co smartphone upadł na ziemię. Wzrok powędrował za zbliżającą się ku podłodze komórką. Potem huk, a ja nie wykazałam żadnej reakcji. Odgarnęłam włosy, wpadające mi do ust. Dopiero po kilku sekundach zrozumiałam, że dławię się własnymi łzami.
- Violuś - zawołał wesoły Leon, przekraczający próg oddzielający kuchnię od salonu. - Czemu płaczesz? - zauważył niemalże natychmiastowo mój stan. Zamknęłam oczy i rzuciłam mu się w objęcia. On przycisnął mnie do siebie jeszcze bardziej, pogładził czubek mojej głowy, a następnie złożył na niej pocałunek. Chłopak przytulał mnie, nie pytając o powód smutku. Nie, tym razem nie pomogło nawet jego ciepło, które zazwyczaj działa jak gaz rozweselający.
- Zawieź mnie do najbliższego szpitala - nakazałam, odchylając lekko głowę. Leon uniósł jedną brew do góry. Nic nie wiedział, więc jego reakcja kompletnie mnie nie dziwiła. - Zawieź mnie do mamy, miała... wypadek - ponownie wybuchłam płaczem i przyłożyłam swoją czaszkę do jego klatki piersiowej. Pozostawiłam na błękitnej koszuli Verdasa czarne od maskary plamy.
- Zadzwonię po taksówkę - zarządził i wyjął z kieszeni telefon. Odstąpiłam jego boku. Z wzrokiem wciąż wbitym w ziemie zrobiłam kilka kroków by przejść do salonu, gdzie moi znajomi bawili się w najlepsze. Francesca, która zajmowała miejsce przy pianinie, odgrywając melodie "Euforia", przy której tańczyli wszyscy pozostali, nagle zaprzestała.
- Violetta? - stanęła na równe nogi. Każdy zwrócił się w moją stronę, to ja byłam głównym obiektem zainteresowania - Ty płaczesz? - zbliżyła się do mnie i ścisnęła me dłonie.
- Taksówka przyjedzie za pięć minut - zakomunikował Leoś
- Co jest grane? - dopytywała przestraszona Lara.
- Moja mama miała wypadek - uprzedziłam Verdasa przed poinformowaniem grupy. Każde słowo wypowiadałam cicho i bez emocji.
- Spróbujcie napisać te piosenki, ja pojadę z Violettą - spojrzałam na bruneta i w podzięce wykrzesałam maluteńki, prawie niewidoczny uśmiech.
- Tak, super! - usłyszeliśmy krzyk - Pewnie, extra! Wy sobie pojedziecie i zostawicie nam czarną robotę, wrócicie na sam koniec i jeszcze podpiszecie się pod naszą pracą. Nie, nie, nie, Ludmiła Ferro na to nie idzie. - blondyna wymachiwała nam przecząco palcem przed twarzą. Czy ona nie ma choć odrobinę w sobie współczucia? Tak, to zadanie jest ważne, a nasze "wymigiwanie się od pracy" nie jest okay, ale są sprawy ważne i ważniejsze. Rodzina należy do tych NAJważnieszych, więc nie mogłam zostać.
- Ludmiła! - wrzasnął Fede - Jej mama jest w szpitalu, dziewczyno... Ty na serio nie masz uczuć. - oburzył się Włoch. Ludmiła wyrazem twarzy ukazała skruchę. Jeszcze dłużej bylibyśmy świadkami kolejnych kłótni, gdyby nie dźwięk klaksonu taksówki. Leoś nasunął na moje ramiona sweter, leżący w przedpokoju. Razem wsiedliśmy do samochodu. Na dworze było już ciemno, a uliczki oświetlały jedynie lampy oraz księżyc, będący dziś w pełni. Chmury zasłoniły gwiazdy. Wszystko wydawało mi się takie... bez wyrazu. Dostrzegłam pewne podobieństwo... Księżyc jest ogromny i jasny, a obok niego znajdują się setki, tysiące, miliony... miliardy bądź więcej gwiazd, które z mojego punktu widzenia są niewielkie, ale również świecą bardzo jasno. Razem z księżycem tworzą na niebie coś niesamowitego, rozpromieniają noc. Zmrok nigdy nie będzie tak piękny, gdy na niebie zabraknie malutkich lecz istotnych punkcików. Dlatego ten wieczór wydawał mi się tak mało magiczny jak zazwyczaj. W moim życiu to ja jestem księżycem. Odgrywam największą rolę... jednak... bez rodziców oraz przyjaciół, którzy przybierają postać gwiazd nawet najweselsze wspomnienie byłoby bez wyrazu. Leon siedział przy mnie. Wciąż obtulał mnie swym ramieniem, ponieważ wiedział, że tego teraz najbardziej potrzebuję. W zasadzie nie wiem nawet czy z moją mamą to coś poważnego. Może to tylko niewinne zwichnięcie nogi, złamanie lub delikatne przecięcie. Oby! "Mamo, jadę do ciebie".

Od pani przy kontuarze dowiedziałam się, że Esmeralda Castillo aktualnie leży na 2 piętrze. W pośpiechu dobiegłam tam razem z Leonem. Winda nawaliła... Żwawym tempem przechodziliśmy wzdłuż korytarza, zaglądając przez okienka, do której sali mamy się udać. 56,57,58... 59! Tata siedział już przy łóżku mamy, podłączonej do respiratora. Ściskał jej dłoń, głowę spuszczając na dół. Było tak cicho, że usłyszałam jego modły. Pewnie nawet nie zwrócił uwagi, że tu jestem. Podeszłam do ojca i obtuliłam go ramieniem. Ten zawiesił na mnie wzrok, a po chwili zerknął na Leona. Nie znał go, może się domyślał kim był dla mnie, ale nie miał już nawet siły ani ochoty wdawać się w kłótnie.
- Mamusiu, bądź silna. Jestem przy tobie, jesteśmy tu wszyscy. Zostań ze mną, potrzebuję cię - wymawiałam, przykładając swój polik do jej polika. Przez myśl nie przeszło mi pytać taty o jej stan. Leżała nieprzytomna...Wszystko było widać czarno na białym. Nie jest dobrze, jest bardzo źle. - Pamiętasz, jak mi śpiewałaś, gdy byłam mała?

Y vuelvo a despertar en mi mundo
siendo lo que soy
Y no voy a parar ni un segundo,
mi destino es hoy
Y vuelvo a despertar en mi mundo
siendo lo que soy
Y no voy a parar ni un segundo,
mi destino es hoy
Nada puede pasar
Voy a soltar todo lo que siento, todo, todo...
Nada puede pasar
Voy a soltar todo lo que tengo
Nada me detendrá

Śpiewałam dla niej, wierząc, że mnie usłyszy. To ona kiedyś, gdy byłam dzieckiem kołysała mnie do snu w rytm tej melodii. Nagle obaj mężczyźni wraz ze mną podnieśli głowy do góry. Włączył się alarm, a dokładniej to respirator zaczął piszczeć. Jestem duża, wiem co to oznacza.
- Ratujcie moją mamę! - wrzeszczałam na cały szpital. Leon automatycznie pociągnął mnie za nadgarstek i tak jak u mnie w domu przycisnął mnie do swojego ciała. Odepchnęłam bruneta. Z sekundy na sekundę czułam, że ją tracę. Lekarze wparowali błyskawicznie. Wygnali nas z sali i kazali poczekać na zewnątrz. Pielęgniarka zasunęła żaluzje w oknie, w którym mogłam obserwować pokój. Zrobiła to przed mym nosem. - Zostań! - wpadłam w histerię. Płakałam, krzyczałam... Dostałam od jednej pani w uniformie tabletki na uspokojenie. Usiadłam bezradnie na krzesło. Wtedy już nic nie czułam. Będąc w furii, uwalniałam emocje, które teraz kłębią i mnożą się w środku. To samo odczuwał tata, tyle że on musiał udawać przede mną twardego. Tak przynajmniej sądziłam. Po 10 minutach od całej akcji na drugie piętro pojawili się również policjanci. Stanęli przed ojcem.
- Czy pan jest mężem Esmeraldy Castillo? - tata kiwnął głową - Znamy sprawcę wypadku
________
1) Kto jest sprawcą wypadku?

Tam dam, dam! Ostatni rozdział by Ally, reszta pisana jest przeze mnie. Starałam się kopiować styl Ally (w dobrym tego słowa znaczeniu), byście nie odczuli większej różnicy między mną a Ally. Jeśli mam być szczera to coraz mniej czasu mam na pisanie rozdziałów. Ciągle tkwię przy tym 32. Eh. Trzymać kciuki. Teraz rozdziały postaram się dodawać dwa razy w tygodniu heheszky. Wiem, że długo czekacie, przepraszam. Na sam koniec gifek z Arianą <3 
///Ari <3

poniedziałek, 24 listopada 2014

Zabawa - wykreślanka Lodo

Czas na wykreślankę z Lodovicą Comello, odtwórczynią roli Francesci. 
Jest to jedna z moich ulubionych postaci, jak i aktorek z obsady "Violetty". 
Ok, ok. Zasady są takie same jak poprzednio. (najgorsze zdjęcie typujecie w komentarzu)
Przepraszam za dość długą nieobecność. Rozdział niebawem. 
Kocham 
///Ari <3




niedziela, 16 listopada 2014

Rozdział 22: On Beat

***
Cudem uniknęłam talerza lecącego w moją stronę, chyba talerza. Jeśli to nie był fart, to nie wiem... Wystarczyło bym odruchowo odsunęła głowę, a oszczędziłam swojemu nosowi bólu, z którym by się zetknął, jeśli ten talerz... naczynie... coś... trafiłoby na moją twarz. Ma się ten refleks szachisty, tak. Niestety, jest i również druga strona medalu. Przy moim jakże cudownym uniku wytrąciłam szklankę z napojem wprost na dywan. Chyba wolałabym oberwać tym talerzem... Można prosić o replay? Nie? Szkoda...
- Fede, kiedy przyszedłeś? - warknęłam rozdrażniona
- Dwa dodać pięć i trzy czwarte, no... jakąś minutę temu - przyłożył palec wskazujący na skroni, udając, że główkuje
- Dobra, okay - starałam się go uspokoić - Ale czemu rzucałeś we mnie talerzem? - ponownie wybuchłam, klęcząc na rozlaną colą po całym dywanie. Leoś odruchowo zbliżył się do mnie i pomógł mi podnieść szklanki, które o dziwo nie zbiły się po zderzeniu z podłogą
- Leon kazał - Włoch zgonił na przyjaciela. Przeszyłam ukochanego złowrogim spojrzeniem. Teraz będzie się tłumaczył, to będzie dobre. Kątem oka ujrzałam jak przyjaciel mojego chłopaka rozsiada się na sofę, zakładając nogi na stół.
- Leon... - wyszepnęłam. Oboje zaprzestaliśmy dotychczasowych czynności i jak na sygnał przywróciliśmy się do pozycji prostej. Verdas by załagodzić sytuację, ukazał przede mną białe jak perły zęby. - No słucham... - popędzałam go
- Bo wiesz... - uniósł kąciki ust jeszcze wyżej. Na jego polikach pojawiły się przesłodkie dołeczki. Cudem utrzymywałam pokerową twarz, by nie czuł się zbyt pewnie. To było trudne, uwielbiam gdy uśmiecha się w ten sposób. Wygląda wtedy jak niewinny dzieciaczek, na którego nie potrafię się gniewać. - Zauważyłem... - rozpoczął niepewnie, co wyglądało jakby wciąż wymyślał historyjkę - że koło ciebie... - ciągnął dalej - leci no ten - gestykulował rękoma bym dokończyła za niego. Wpasowałam się w jego ruchy i również kręciłam kółka dłońmi
- No ten, co?
- Mucha. Taka ogromna mucha - oszacował wielkość muchy na jeden metr, odzwierciedlając jej długość rękoma. Kręciłam sarkastycznie głową z głupawym uśmiechem. - Ale naprawdę była wielka. No i ja, Leon Verdas bohater, postanowiłem cię uratować, a ponieważ jestem tak utalentowany to rzuciłem tym talerzem żeby ją odgonić. Trafiłem w nią i po muszce. Ta dam? - rozłożył ręce niczym tancerz po zakończeniu występu. Ten uśmiech, ah... I tak wiem, że po prostu bawił się z Fede... Eh, taki czasem bywa, i tak go kocham. Bardzo, bardzo, bardzo! Oplotłam jego szyję i przycisnęłam się do niego. Tak, w jego uścisku mogłabym pozostać kilka dni, tygodni, a nawet miesięcy. - Fede, kupiła to - krzyknął do kolegi naprzeciwko. Odepchnęłam go delikatnie od siebie i wymieniłam z nim kpiący wzrok. Przymarszczyłam brwi i jedną dłoń oparłam o biodro. - Otworzę! - wykrzyknął na połowę domu i zbliżył się do drzwi. Czy tak w ogóle ktoś pukał albo dzwonił? - Fran, Ludmi i reszta tych no... - pstrykał palcami, opierając się o futrynę. Rzeczywiście oni tam stali... ale jak... jak on to zrobił? - Pacanów?! - krzyknął. Ludmiła przepchała się w drzwiach, wnosząc do domu kilkanaście toreb, którymi zasypała całą moją kanapę. Ja tylko z Federico'em oglądaliśmy jak w oczach znika nam cały salon. Heh, przynajmniej nie będzie widać plamy, jej.
- Przyniosłam bagaż podręczny. Zaraz Leon i Fede zniosą mi moje łóżko, laptopa, biurko, stół, zestaw fryzjerski oraz szafę - wyliczała na palcach blondyna. Włoch wraz z Argentyńczykiem wybuchli śmiechem
- Dobre, Ludmi - Fede poklepał byłą dziewczynę po ramieniu.

Koniec końców okazało się, że Ludmiła zgrywała się z chłopaków z tym całym łóżkiem i innymi zbędnymi bzdetami. Choć mój salon przez ponad godzinę tonął w torbach wszystkich uczestników nocowania, poświęciliśmy jednak chwilę na zakwaterowanie się, uporządkowanie wszystkiego oraz najważniejsze - udostępniliśmy przejście do pianina, które stało w centrum. Miejsce przy instrumencie zajął Leon. Ja stanęłam obok niego, Diego nastroił gitarę, tak samo jak Fede. Dziewczyny, Maxi i Broadway stanęli naprzeciw pianina.
- Zmęczyłem się, przerwa - zarządził Leon i zrzucił się głową na klawisze. Federico odłożył gitarę i skoczył na wolną kanapę.
- Super, piszemy piosenkę o mnie i z głowy. Pablo i Angie powiemy, że wszyscy się zgodzili - Ludmiła przepchała tyłkiem Leosia z jego miejsca i palcami nacisnęła na klawisze - Mam już nawet pierwszą zwrotkę - pochwaliła się
- Nie - krzyknął Leon i płynnym ruchem ręki zrzucił Ferro z siedzenia. Ta odgarnęła włosy sprzed twarzy, podniosła się i tupnęła nogą
- Nienawidzę cię - rzuciła
- Zarządzam koniec przerwy - ogłosił Federico, szarpiąc struny gitary
- Na na, na na... na na, na na... nanana na na, na naaaa - zanuciłam sobie podkład piosenki bardzo cichutko. Na razie wolałam nie przedstawiać melodii grupie, dopóki nie wymyślę czegoś sensownego
- To dobre - kręcił twierdząco głową Leoś. Chyba mnie usłyszał . Utopił wzrok w klawisze. Wytupał nogą rytm, a za chwilę odegrał fragment przed uczniami
- Świetne. On Beat, On Beta... o o o On Beat, On beat! - wymyślił oraz odśpiewał początek piosenki. Zaskoczyli mnie swoim tempem. Ledwie dorwali się instrumentów, a już komponujemy wspólnie utwory. Ten akurat wyobrażałam sobie jak żywiołowy, z powerem oraz melodią, która jak raz utknie w głowie to nie wydostanie się z niej dopóty dopóki tego nie odśpiewasz. Nie musiała minąć godzina, a nasza pierwsza piosenka była praktycznie gotowa, "On Beat". Ah, sam ten tytuł mówi wiele. Jest taki muzykalny, rytmiczny... Wychwalam tytuł, ale to tylko urywek jeszcze genialniejszego tekstu. Po ciężkiej pracy Olga przyniosła do salonu ciastka, czekoladowe, uwielbiane przez... w zasadzie każdego. W mgnieniu oka tacka pozostała pusta. Dosłownie wszyscy mieli ochotę na więcej wypieków od Olgi, niestety gosposia skorzystała, że Ramallo aktualnie był w domu i razem wyjechali na miasto po zakupy.
- Pyszne, mmm - oblizywał palce Włoch o starannie wystylizowanej fryzurze
- Wracajmy do pra... - starałam się popędzić całą ekipę. Może odrobinę przesadzałam... W końcu mamy gotową jedną piosenkę, zostały dwie oraz sporo godzin na ich skończenie, a chwila przerwy wyjdzie nam na dobre. Tak, jednak mimo tego chciałam napisać je jak najszybciej. W monecie gdy poganiałam moich kolegów ze studia, poczułam w kieszeni spodni wibracje komórki.
_____________
1) Kto dzwoni do Violi i w jakiej sprawie?

400 000 wyświetleń, jeje :D 
Szkoła... buuuu
Violetta 3 w Polsce jejeje 
Jutro poniedziałek buuu x3421
Kto chce wolne? Wszyscy? Tak myślałam. 
Rajciu, jakie spóźnienie z tym rozdziałem o.O
Tylko 4 komki pod ostatnim, smuteczekkk ;((
Dobra, nie rozpisuje się. Do następnego 

piątek, 7 listopada 2014

Rozdział 21: Mamy dwie doby

***
- Z racji takiej, że ja i Angie mamy was już totalnie dość, zostawiamy wam zadanie, które musicie wykonać w 48 godzin. My musimy wyjechać na... - przerwał swoją wypowiedź Gregorio i zagubionym wzrokiem zerknął na nauczycielkę obok. Zakłopotanie na twarzy kobiety wnioskowało jedynie tyle, że ma zamiar calusieńką grupę perfidnie okłamać. - ymm - mężczyzna pojękiwał, czyli wprost przedłużał czas na udzielenie dalszej informacji, fałszywej informacji
- na szkolenie - palnęła w pośpiechu Angie, w nadziei, że nikt z zebranych nie podejrzewał ich o łganie. Każdy z uczniów po kolei spoglądali na siebie z kpiną. Nie trzeba było być geniuszem bądź szanowanym detektywem by wykryć kłamstwo. Przewróciłam oczyma i poruszyłam brwiami na znak, że wcale się nie nabrałam. Zresztą... jak wszyscy tu zebrani.
- Tak, właśnie - przytaknął profesor - Teraz możecie wrócić do domu - głośne wiwaty mówiły same za siebie. Pomysł z dwudniowym odpoczynkiem odpowiadał nam. Znaczy...  Zajęcia z Gregorio i Angie mi się podobały, nie mam im nic do zarzucenia... Niekiedy oczywiście ich zachowanie, ale i również zachowanie między innymi Feder'a oraz Ludmiły doprowadzają mnie szału, ale zapisałam się do Studia by spełniać marzenia, poznać ludzi, śpiewać i tańczyć. Nie potrzebny mi odpoczynek... - Spokój - krzyknął. Z paniką w oczach spojrzał na Ludmiłę. Chyba w trosce o to czy nie rozpęta kolejnego zamieszania. Przecież jak można krzyczeć na Ludmiłę, prawda? Przecież jest supernovą, jest idealna, jest gwiazdą, bla, bla, bla. To nie tak, że nie lubię Ludmi. Po prostu... przy najbliższej okazji bez żadnych skrupułów mogłabym grzmotnąć ją którąś z tych gwiazd, które widzi jak opowiada o wszechświecie...- Chciałem wam powiedzieć, że macie dwie doby na napisanie trzech piosenek, które zaprezentujecie na przedstawieniu w studio w tę sobotę
- W tę sobotę? - wykrzyczała zszokowana Camila i chwyciła się za głowę
- Gregorio - błagalnie zawyła Francesca, która również uważała, że dwa dni na napisanie piosenek oraz na próby to o wiele za mało. Mieli racje. Nie wyrobimy się.
- Angie, Gregorio. Te pozery nigdy nie zdołają napisać trzech fantastycznych piosenek w dwa miesiące, a co dopiero w dwa dni? Ja tu jestem gwiazdą i to ja powinnam zarówno śpiewać, napisać jak i zaprezentować wszystkie trzy piosenki. Mam już nawet tytuł jednej, "stworzona by błyszczeć", hm- Ludmiła ciągle się uśmiechała, marszcząc przy tym nos. Zaakcentowała ostatnie słowa, co dodało pewności jej wypowiedzi. Jej twarz przypominała szczurka, ale mniejsza o skojarzenia.
- Nie, Ludmiła. Ja też chcę napisać swoją piosenkę i ją zaśpiewać - Leon poderwał się nagle, by jak zwykle rozpocząć kłótnie z panną Ferro.
- Ja również - stwierdził Federico z cwaniackim uśmiechem.
- Skoro oni piszą, to ja też chcę - oznajmił Diego, na którego wszyscy skupili swój wzrok. Posiadał swoją chwilę by zabłyszczeć, w końcu nie codziennie się zdarza by wszyscy z klasy, a w szczególności elita spoglądali tylko i wyłącznie na niego. Lu usiłowała zamrozić go wzrokiem. Gdyby tylko była obdarzona nadnaturalnymi mocami... wtedy każdy z niewyjaśnionych przyczyn by ustąpił jej miejsca na scenie - Albo i nie... - wycofał swoje wcześniejsze słowa szatyn. Chwile odczekał aż oczy kolegów powędrują na inny obiekt, ponieważ czuł się nieswojo.
- Viola też powinna - wywołał moje imię Leoś. Wyszczerzyłam w jego kierunku wdzięcznie ząbki. Diego zakaszlał.
- Co ma ten frajer, czego ja nie mam? - szepnął pod nosem Hernandez - włosy, pieniądze, ciuchy, uśmiech, nazwisko? - dręczył się pytaniem. Wszystko słyszałam, ale nie do końca rozumiałam sens jego słów.
- Violette - Verdas postanowił oszczędzić mu kilku dni nad rozkminą, co posiada, a czego nie. Diego spuścił wzrok na czubki swoich sportowych butów. Leon zatryumfował. Chyba się nie lubią.
- Gregorio, to... - rozpoczęła na nowo temat Fran. Gdy nauczycieli nie posiadała w zasięgu wzroku, zaczęła rozglądać się na wiele stron za nimi, lecz ci jakby rozpłynęli się. Na placu pozostaliśmy sami z wydzielonym zadaniem, odmiennymi poglądami oraz złością i zazdrością, przepełniającą wielu z nich. Niby po wyjeździe integracyjnym wiele się zmieniło, niestety... Wiele to czasami i tak za mało.

***
Po jakieś godzinnej kłótni przed szkoła NARESZCIE doszliśmy do jakiegoś porozumienia. Przez 60 minut wybraliśmy dom, w którym zabierzemy się za komponowanie, próby oraz wytypujemy osoby, które wykonają nasze utwory na sobotnim spektaklu. Potrzebny był nam dom ze stałym dostępem do lodówki, pianina, gitary oraz z miejscem na śpiwory, gdyż potrzeba nam niemalże całych dwóch dób. Wiadomo jest oczywiście, że odliczymy od tego czas na sen, ale im dużej będziemy razem, tym szybciej to skończymy. Zaproponowałam, że mój dom byłby idealnym zakwaterowaniem. Tata i mama pracują i w mieszkaniu są tak praktycznie jedynie rano i wieczorem, lodówka oraz gosposia jest, instrumenty są, co sprawia, że panują tu idealne warunki, więc dlaczego nie? W mgnieniu oka wróciłam do domu. Poinformowałam Olgę, Ramallo o nocce. Zadzwoniłam do matki, która wyraziła zgodę. Wbiegłam na górę do siebie do pokoju, by poszukać jakiego śpiwora, czy coś. Podłączyłam słuchawki do mp3, które następnie włożyłam do ucha. W rytm muzyki podrygiwałam, wywalając z szafy ubrania, twierdząc, że na samym dnie znajdzie się jakiś śpiwór. Jakiś się tam znalazł, lecz bałagan, który zostawiłam po sobie był przeogromny i szanse na to, że zdołam go ogarnąć przed przybyciem znajomych był jak 1:400000... Wyjęłam z biurka białą kartkę oraz czarny marker. Trzymając zatyczkę w buzi, napisałam bardzo wyraźnie "Teren skażony, nie wchodzić".
- No i super - pochwaliłam swoją pracę. Prędko zawiesiłam ogłoszenie na drzwiach. "ding-dong", rozbrzmiał dźwięk dzwonka. "Ciekawe kto przyszedł pierwszy? Oby nie Ludmiła, oby nie Ludmiła...", modliłam się w myślach. Zbiegłam po schodach w nadziei, że moje przypuszczenia nie znajdą swojego potwierdzenia.
- Hej, piękna - zakrzyknął brunet, który bez oczekiwanie na jakiegokolwiek domownika, wlazł sobie do mojego domu jak gdyby był już stałym bywalcem.
- Dla ciebie pani piękna - chrząknęła Olga, mierząc Leona wzrokiem. Poruszyła brwiami i pokierowała w moją stronę kciuki uniesione w górę.
- Leoś - ukazałam mu rząd zębów. Pobiegłam w jego stronę i rzuciłam mu się na szyję. Chłopak uniósł mnie w górę i okręcił się wraz ze mną dookoła własnej osi. Nasze spojrzenia nieustannie się wymieniały. - Napijesz się czegoś? - podtrzymywałam rozmowę
- Coli? - zaproponował, badając czy posiadamy ją na stanie.
- Chwilunia - poprosiłam by czekał, unosząc dwa palce wskazujące w górę. Wybrałam się do lodówki po dwie szklanki coli. Nalałam napój do kubeczków, tak by nie rozlać. W końcu ze mną i moim szczęściem nic nie wiadomo. Mogę trzymać litr coli w ręce, a nagle ni stąd, ni zowąd okaże się, ze zalałam ją cały dom. Tak, tak... Violetta potrafi, powiadają. Trzymając dwie szklanki w dwóch dłoniach usunęłam się z kuchni, niosąc je do salonu. Cały wzrok skupiałam na naczyniach. Nie chciałam żeby choć jedna kropelka wydostała się na dywan, bo Olga by tego nie przeżyła. "Wiesz jak trudno się zmywa plamy z dywanu", wyobrażałam sobie już ją w fartuchu, z miotłą i złością na twarzy i gdy przemawia do mnie tym karcącym głosem... Nieprzyjemne uczucie.
- Uwaga! - usłyszałam ostrzeżenie, padające z ust mojego chłopaka. Natychmiastowo usiłowałam wybadać wzrokiem konkretnie na co mam uważać.
____________
1) Na co uważać ma Violetta?

Rozdział z dłuuuuugim opóźnieniem. Sami wiecie - szkoła. Eh, szkoda gadać/pisać. Do next. 
Niedługo 400 000 wyświetleń ;) Nic nie przygotowałam. Żadnego OS, zabawy... nic ;( Pseplasam. Może coś wymyślę, ale pewnie nie. Wystarczy sam post z podziękowaniami? XD Oks, wyczekujcie kolejnego posta. Buziaki!
///Ari <3

sobota, 1 listopada 2014

Zabawa - Wykreślanka Tini

Zdjęcie numer 5 wyautowane. Zostały dwa. 
Wybierajcie te, które ma odpaść. 
Po Tini będzie Lodo tak, jak mówiłam. 
Tyle. Buziaki!



wtorek, 21 października 2014

Rozdział 20: Spóźniona

***
Czułam, że ciekawość próbuje zwyciężyć ponad wszystko. Toczyło walkę z rozsądkiem, który mówił, że sama obecność Leona mi wystarcza. Po prostu, ja i on, a reszta to tylko dodatki. Fakt faktem to co dla mnie przygotował było niesamowite. Czy istnieje takie określenie jak coś niesamowitniejsze od niesamowitości? Chyba nie... Jednak z mojego punktu widzenia miałabym prawo nazwać Leona najniesamowitniejszogenialowspaniałoromantycznowyjątkowocudownym facetem na Ziemi i sądzę, że każdy kto by go poznał, przyznał mi by rację. Z nim wszystko jest takie proste i... nieskomplikowane. Kocham Larę jako przyjaciółkę, ale to zupełnie inne uczucie niż darzę Leona.
- Chcesz wiedzieć co to za niespodzianka? - wymachnął dłonią przed mymi oczami. Chyba odrobinę się rozmarzyłam i kompletnie zapomniałam, że on siedzi tuż obok mnie. Ups. Skinęłam głową. Chłopak wstał z koca i wyciągnął ku mnie rękę. Dotknęłam jego dłoni i również usunęłam swoje ciało z materiału. Przystojniak nadstawił łokieć, a ja bez zawahania przełożyłam pod nim rękę. Szliśmy i szliśmy. Momentami twierdziłam, że mój chłopak chce mnie zaciągnąć do Brazylii... Nie nudziłam się, zwyczajnie nogi nie marzyły o wędrówce... długiej wędrówce.
- Leoś - jęknęłam, a on skupił wzrok na mnie. Wyraził mimiką twarzy, że mam kontynuować - Nogi mnie bolą - wyznałam bez owijania w bawełnę.
- Jeszcze kawałek i dojdziemy - uzyskałam informację, która tłumaczona na mój język oznacza "nie denerwuj mnie, będziemy szli jeszcze bardzo długi odcinek drogi i nie jęcz". Tak właśnie przekształciłam sobie to zdanie. Leon nie wypowie mi tego wprost bo... bo po prostu taki jest.
- Leon - stanęłam i spuściłam na dół ramiona z miną zbitego pieska. Odchyliłam do tyłu głowę, ukazując jak bardzo zmęczenie dało się we znaki. Brunet przewrócił oczami, co najwidoczniej było dobrą wróżbą dla mnie. Chłopak zbliżył się do mojego ciała i biorąc głęboki wdech, zdecydował się mnie nieść na plecach aż do końca trasy. Nie podważałam jego decyzji, wręcz przeciwnie. Ścisnęłam go bardzo mocno, bym nie spadła. Bardzo odpowiadała mi taki środek transportu. "Czy masz już dość silników, benzyny i ciągłego stania na czerwonych światłach? Czy ciebie też denerwuje warkotanie motocykli, spaliny samochodu bądź ciągłe przebieranie nogami na rowerze? Jeśli tak to mamy idealnie rozwiązanie. Leon - jako przyszłość motoryzacji. Już dość ze stacjami benzynowymi i zakazami. Leon Verdas do nabycia u rodziny Verdas." Nie, nie, żartuję. Leoś jest tylko mój. Poza tym nie spełnia nawet kryterium 10km/h, więc i tak by nie wypaliło.
- Jesteśmy - wyprostował się, a ja zeskoczyłam na ziemię. Rozejrzałam się dookoła. Słyszałam w tle ciche stękanie Verdasa.
- Hmm - westchnęłam - Czy mi się wydaję, czy szliśmy dwa razy dłuższą drogą do ulicy, skąd odbierze mnie mama? - wydedukowałam jedno z najbardziej prawdopodobnych rozwiązań. Zerknęłam na Leona, który stał ugięty w pół, łapiąc oddech - Jejciu, kochanie - ułożyłam dłoń na jego plecach - Mogłeś mówić, że jestem za ciężka
- Co? - ponownie przyjął prostą pozycję ciała - drobniak mi wypadł z kieszeni i ten... no. - schował monetę do kieszeni, a ja wypięłam w jego stronę język. Zapewne kłamał. Nie chciał żebym dalej kwestionowała jego siłe, więc wymyślił sobie wymówkę z pieniędzmi. - I tak, przeszliśmy dłuższą drogą bo myślałem, że spacer będzie idealnym dopełnieniem naszej randki, ale nie przewidziałem, że kogoś z nas dwóch zaczną boleć nogi. Podpowiem, że tym kimś nie byłem ja
- Moim skromnym zdaniem ta randka była najlepszą ze wszystkich moich randek - ogłosiłam zgodnie z prawdą - zapewne dlatego, że to była moja pierwsza - dodałam nieśmiało i dużo ciszej. Przystojny brunet mimo wszystko zrozumiał co mu przekazałam. Objął mnie ramieniem i pocałował w policzek. - Leoś, bardzo mi na tobie zależy. Jesteś moim pierwszym chłopakiem, pierwszym z którym wszystko jest tak na poważnie. Wiem, że będziemy się kłócić i że czasami będziesz miał mnie dość, ale... Leon, proszę. Nie zrań mnie na tyle żebym żałowała, że cię poznałam. Domyślam się, że to co łączyło cię z Francescą było dla ciebie bardzo ważne. Nie baw się ani jej uczuciami, ani moimi. Nie chce być zabawką na pocieszenie albo przedmiotem, który ma wzbudzić jej zazdrość. Chcę cię kochać i być kochana - starałam się mówić przekonująco. To dla mnie ważne. Nie mam zamiaru robić sobie nadziei i zakochiwać się w nim z każdym dniem coraz bardziej aż w końcu on złamie mi serce, a jedno z moich obaw okazałoby się już nie tylko wytworem wyobraźni.
- A ja chcę być z tobą - uspokoił mnie. W duchu modliłam się by zaraz za tym stwierdzeniem nie pojawiło się żadne "ale", które prawdopodobnie zepsuło by cały dzisiejszy dzień. - Tak, Violetto. Kocham cię. - wypowiedział nieco dziwnie. Tak jakby nie kierował tego do mnie, ale do siebie, jakby sam sobie dopiero teraz to uświadomił - Francesca była ważna, ale to należy do przeszłości. Te uczucie minęło. Teraz mam ciebie. - utopił swój wzrok w mych tęczówkach, trzymając mnie za dłonie. Ja tylko lekko się uśmiechnęłam. Przymknęłam oczy. Wyczułam, że on się do mnie zbliża i że chce przypieczętować tę randkę całusem. Czekałam na to. Niewiele brakowało, a pragnienie jego ust zostałoby zaspokojone. Błysk reflektorów rozświetlił ciemność, jaką stworzyłam, nakładając na gałki oczne powieki. Natychmiastowo odskoczyłam od chłopaka. Leon tylko skwasił się na twarzy i podrapał swój tył głowy.
- Tak. Moja mama już jest - wskazałam kciukiem znajome auto, informując przy tym Leona. On nie wyglądał na specjalnie uradowanego. Pomachałam mu na pożegnanie, z wciąż towarzyszącym mi bananem na twarzy. Następnie otworzyłam drzwi żelaznego pudła i zapakowałam się do środka.

Po powrocie nie mogło się obyć bez pytań z kim, gdzie i dlaczego tak długo byłam. Mój tata chwilami jest zbyt ciekawski, niestety, choć z drugiej strony stokrotnie wolę go takiego niż gdyby kompletnie nie uczestniczył w moim życiu. Udzieliłam mu wymijających odpowiedzi, którego go nie usatysfakcjonowały. Trudno, na ten moment zdanie "chcę mi się spać" powinno mu wystarczyć. Podreptałam na górę. Rzuciłam torebkę na łóżko i wparowałam do garderoby w celu zmiany ubrania na pidżamę. Uwielbiam moje sukienki, ale taka milusia, luźna i słodziaśna pidżamka jest o wiele wygodniejsza. Poczułam się, że zmęczenie wręcz rozkazuje mi położyć się spać, jednak uzależnienie od bloga oraz fanów było silniejsze. Szybciutko zalogowałam się na moje konto i sprawdziłam ile mam wyświetleń. 30 658 231, "naprawdę nieźle", stwierdziłam. Podparłam brodę o wewnętrzną część dłoni. Nawet nie zorientowałam się kiedy moje oczy zaczęły się przymykać. Trwało to moment, a ja zasnęłam na siedząco.

Ta noc minęła mi strasznie. Przez pozycję, w jakiej spałam nabawiłam się okropnego bólu pleców.
- Ałć - zajęczałam po rozprostowaniu się. - Nigdy więcej - przysięgłam, odchodząc od biurka. Z myślą, że godzina nie spłatała mi figla, w rutynowym, porannym tempie odwiedziłam moją garderobę. Wybrałam dla siebie zestaw, zwinęłam torebkę wraz z komórką z łóżka. Przełożyłam pasek przez ramię i postukując obcasem o drewno, zeszłam na dół. Przy stole nie było żywej duszy, nawet śniadanie zniknęło. - Olga? - zapytałam, a gosposia wychyliła się zza futryny, oddzielającej salon od kuchni
- Tak? - wycierała szmatką mokry talerz
- Gdzie wszyscy?
- W pracy - poinformowała mnie. Już chciałam zadać kolejne pytanie odnośnie śniadania, ale szatynka uprzedziła mnie - A ty nie w Studio?
- Zaraz wychodzę - uspokoiłam ją, wciąż będąc w przekonaniu, że zostało mi 45 minut do rozpoczęcia zajęć
- Zaczynacie dziś później? - Olga dalej zasypywała mnie pytaniami, które dawały mi coraz więcej do myślenia.
- Nieee... - przeciągnęłam samogłoskę. Poskładałam całą wypowiedź w całość. Rodzice są już w pracy, a zaczynają ją o tej samej godzinie, co ja lekcje z Studio, Olga zmywa naczynia po śniadaniu, które rutynowo zostało rozłożone tak, byśmy zjedli je całą rodziną, do tego te pytania, czy zaczynam zajęcia później... Wszystko jasne. Panicznie wyjęłam komórkę z torby by sprawdzić czy jestem spóźniona. - Już 11? - krzyknęłam. Biegiem zerwałam się w kierunku szkoły. Musiałam zaspać. Felerny budzik, ugh. Na szczęście przystanek umiejscowiony jest niedaleko mojego domu. Szybko złapałam autobus, który podążał akurat pod same mury On Beat Studia. Po drodze przeglądałam masę sms'ów jakie zostawili mi na przemian Leon i Lara. Martwili się dlaczego nie dotarłam na 3 lekcje. Nie posiadałam czasu by odpisywać na każde po kolei, więc wysłałam jedną wiadomość. "Zaspałam, zaraz będę", napisałam. Wysiadając z publicznego środka transportu, zauważyłam jak tłum ludzi zbliża się do mnie. Część po prostu wsiadła w autobus, ale ta znacznie większa grupka stanęła przy mnie. Naliczyłam, że to zbiorowisko składało się z calusieńkiej mojej klasy. Przyszli mnie przywitać? Jak miło.
- Violuś - krzyknął Leon i niemalże automatycznie mnie przytulił. Te ciepło, zapach jego perfum oraz jego bliskość... Uwielbiam gdy to robi.
- Co się dzieję? Czemu wszyscy tu czekamy i na co? - upraszałam się o odpowiedź na trapiące mnie pytania. Wytypowałam wzrokiem mojego chłopaka, jako tego, który miał mnie doinformować.
- W sumie to nikt nie wie. Wydaję mi się, że to Gregorio i Angie czegoś od nas chcą. To chyba coś poważnego bo słyszałem kłótnie pod pokojem nauczycielskim - rozjaśnił mi brunet.
- Coś na zasadzie "Jam jest Gremlin, przywódca rodu gregoriów spod gatunku siępodupiępodrapię... A ja jestem Angeles, przywódczyni plemienia ,,zniszczę gregoriowy ród siępodupiępodrapię ponieważ mam tajną broń, którą jest drapaczka i posiadam dłuższą nazwę, więc jestem ważniejsza"", tak, ja też słyszałem ich historię - próbował nas rozbawić Federico. Parsknęłam śmiechem, nie z jego jako takiej humorystycznej opowieści, lecz z nauczyciela i nauczycielki przebranych za greckich bogów z gniewną miną.
- Federico, po lekcji do dyrektora - krzyknął mu do ucha mężczyzna, a ten aż się zaczerwienił. Chwyciłam się za małżowinę ponieważ również i mnie drażnił ten krzyk.
- Mówiłem, że to prawda - dodał cicho Włoch
- Federico! - wrzasnęła równie rozwścieczona Angie. Zabolało mnie drugie ucho.
- Po co my tu jesteśmy? - usłyszeliśmy głos spośród tłumu. Nauczyciele ubrani w białe szaty wreszcie ochłonęli. Gregorio ujął do ręki mikrofon, a po sprawdzeniu głośności urządzenia, zaczął stopniowo rozjaśniać nam powód zgromadzenia.
_________
1) Jaki jest powód zgromadzenia?

Rozdział pisany oczami Violi. Podoba się? Mi chyba wygodniej się pisze w trzeciej osobie XD 
Dobra, nie przedłużam bo i tak nie mam nic mądrego do napisania, tak, tak. Pa. 
///Ari :D 

poniedziałek, 20 października 2014

Zabawa - wykreślanka Tini

Wykopaliście najlepsze zdjęcie :( Wy... wy.. Ah, trudno. Życie. (w sumie wszystkie mi się podobały XD)
Następna wykreślanka z Lodo
Które zdjęcie następne ma odpaść? 
Info o rozdziale: 
- Ally od 20 rozdziału postanowiła pisać w pierwszej osobie oczami Violi. 
- W rozdziale brak Femiły. 
Wczytajcie się w nie i napiszcie w komentarzu czy wolicie w pierwszej osobie żebym pisała, czy w trzeciej. Ja dopiero dobrnęłam do napisania 32 rozdziału. W sumie to go zaczynam, ale cii i pisze w 3 osobie ;)



piątek, 17 października 2014

Rozdział 19: Druga pierwsza randka

***
- Trzecia pierwsza randka? Co? - rozbawiło to bardzo Violę. Dziewczyną zachichotała, zasłaniając sobie usta. - Leon... - ukazała swoje białe ząbki i wtuliła się jeszcze bardziej w ciało ukochanego - widzisz? Za to cię kocham. Umiesz mnie rozśmieszyć i dbasz o mnie. Wiem, że nie umiałbyś mnie w jakikolwiek sposób zranić. - zacisnęła uścisk.
- Violetta, ty chyba czegoś tu nie rozumiesz. Gdzieś zniknęły wszystkie rzeczy, które przygotowałem dla nas. - córka inżyniera odsunęła czaszkę od umięśnionego ramienia faceta. Zmarszczyła brwi, stając naprzeciw jego.
- Gdzie zniknęły? Wyparowały? Leoś,w sumie... bez tego jest też fajnie. Ja mam ciebie, a ty masz mnie i nic więcej mi nie potrzebne. - uspokoiła go ciepłymi słowami. Mimo tego z buzi Leona wciąż nie schodził grymas. Tyle starań na marne.
- Miało wyjść idealnie - rzucił smutnie.
- I wyszło - po raz kolejny starała się udowodnić ukochanemu, że to nie miejsce ani gadżety sprawiają, że czuje się kochana, ale osoba u jej boku. Cała jej wypowiedź była całkowicie szczera.
- Chwileczkę - podniósł radośnie palec wskazujący do góry. - Jeden skręt w lewo, potem prawo i prosto. Pomyliłem się - przypomniał sobie. Ujął dziewczynę za rękę i zaczął ciągnąć ją za sobą, nie uświadamiając wybranki jaki jest konkretny cel ich pośpiechu
- Zwolnij - wołała Violetta, której nie podobał się ten sposób poruszania się. Ciężko jest skakać po trawie w butach na podwyższeniu, do tego mając na uwadze, że w każdej chwili może wpaść na kamień i wylądować na glebie. Stanowczo była przeciwna tej pogoni... w zasadzie nie domyślała się za czym. Verdas nie bardzo przejął się pojękiwaniem Violi. Uważał, że skoro samo jego towarzystwo jej wystarczy i nic innego nie ma znaczenia, to w tej sytuacji nie powinna zabierać głosu. W końcu są razem... - Leon - wydusiła zdyszana. Chłopak nieznacznie zwolnił. Dostrzegł kałużę, która wcześniej wydawała mu się być kępką trawy. Oboje biegli prosto na nią. Leon gwałtownie zahamował, lecz Violetta nie miała tyle szczęście. Wykonała o dwa kroki więcej niż jej chłopak, a tym samym poślizgnęła się na plamie błota i upadła tyłkiem w kałużę. Jej obawy się potwierdziły. Cudownie. Młody muzyk odliczał w głowie sekundy nim rozpęta się kłótnia. 3... 2... 1... - Leon! - wrzasnęła Castillo. Chłopak automatycznie przy niej uklęknął. Wina leżała zdecydowanie po jego stronie.
- Sorki, Violuś - wyciągnął w jej kierunku dłoń. Dziewczyna chwilę się wahała czy skorzystać z pomocy czy odpłacić się ukochanemu w podobny sposób. Brunetka przyjęła  jego ofertę. Nie jest zbytnio mściwa. Chłopak doprowadził ją do prostej postawy. - Ha, Viola, jesteśmy praktycznie na miejscu
- Nie obraź się, ale jestem cała przemoczona, zimno mi i nie mam ochoty siedzieć w tych ubraniach kilka godzin. Wolę wrócić do domu - przejechała wewnętrzną częścią dłoni po swoich ramionach. Leon skinął głową. Zdjął z siebie rozpinaną koszulę i okrył nią swoją dziewczynę. Sam został w białym podkoszulku. Przewiewny, cienki materiał to nie to samo co ciepła bluza, ale może choć w małym stopniu uchroni córkę inżyniera przed chorobą. Violi zrobiło się żal ukochanego. Przygotowywał dla niej niespodziankę naprawdę długo, a teraz ona nawet nie ujrzy i nie pochwali go za to. - Leoś, w sumie to ubrania wyschną, a skoro twierdzisz, że jesteśmy prawie na miejscu...
- Nie, jeszcze się przeziębisz - zatroszczył się o nią. Obtulił ukochaną ramieniem i kierował jej ciało w przeciwną stronę. Ta jednak zaparła się nogami o glebę i stawiała opór.
- Ale ja chcę, Leon. Chcę zobaczyć, co dla nas przygotowałeś.
- Tak, a jak zachorujesz to nie pozostawisz mi wyboru - Viola zwróciła ku niemu zaciekawiony jego odpowiedzią wzrok - Będę musiał wszystkim mówić, że jesteś chora z miłości do mnie - podsumował. Violetta wykonała kołowrotek oczyma - No co? - wzruszył ramionami

Mina Violetty, gdy odkryła czarujące miejsce, zdecydowanie była warta tylu godzin przygotowań. Piknik wyszedł lepiej, niż planował to pomysłodawca całej randki. Cały prowiant został spożyty, a skórki od pomarańczy posłużyły za szeroki uśmiech przystojniaka. Zielona pozostałość po arbuzie stanowiła większy opór, ale ostatecznie również wylądowała na miejscu śnieżnobiałych zębów Verdasa. Oczywiście, jak na artystów przystało nie mogło się obyć bez odśpiewania piosenki.

Jeśli to miłość to nic więcej nie trzeba
nic, nic więcej.
Jeśli to miłość zapomnij o kalendarzu
I nic, nic nad to
Dokąd ja idę idziesz też ty
będziesz mi towarzyszyć
Dokąd pójdziesz pójdę ja
i będę za tobą iść.

Miłość wisi w powietrzu,
zbliż się do mnie,
Stawiasz na to co czuję
Miłość wisi w powietrzu,
zaufaj mi.
Zaraz zobaczysz że czas nie istnieje
tylko przeznaczenie, które na zawsze nas połączyło.

Jeśli to miłość to nic więcej nie trzeba
nic, nic więcej.
Jeśli to miłość zapomnij o kalendarzu
I nic, nic nad to
Dokąd ja idę idziesz też ty
będziesz mi towarzyszyć
Dokąd pójdziesz pójdę ja
i będę za tobą iść.
[...]
Dziewczyna wzruszyła się zarówno przesłaniem utworu, jak i faktem, że chłopak skomponował go tylko i wyłącznie dla niej. Bez zastanowienia wtuliła się w ciało chłopaka. Kompletnie zapomniała o przemoczonym własnym ubraniu. To nie odgrywało większego znaczenia. Pamięć na telefonie dwójki w ciągu całego dzisiejszego dnia zmniejszyła się. Leon robił zdjęcia Violettcie z zaskoczenia. Gdy dziewczyna się zorientowała, zaatakowała jego by odebrać mu komórkę. Nie obyło się również bez sefie dwójki, które robili sobie dosłownie co kilka minut.
- Najlepsze zostawiłem na koniec - szepnął do ucha. Pięknookiej bez żadnej kontroli pojawił się uśmiech na twarzy.
________
1) Co jeszcze przygotował Leon?

Sweet randeczka by Ally. Czy u Leonetty nie jest przypadkiem zbyt kolorowo? XD
W ogóle ten, dzięki za komentarze :D Nie wiem co tu pisać. Ally zawsze miała coś mądrego lub mniej mądrego do napisania, a ja... no ten, no. No. Poinformuje może wszystkich o czymś, czego pewnie nikt nie wie. DZIŚ PIĄTECZEK! Oh yes. Czujecie to? Hehs, ja nie. Chora... Dobra, bezsens. Kończę. Cześć. Do następnego. 
///Ari <3

wtorek, 14 października 2014

Zabawa - wykreślanka Tini

Nanana, odpadło kolejne zdjęcie Tinity (z sesji do magazynu "El Planeta Urbano"), które miało numer 6. Szkoda, ładne zdjęcie, ale cóż. Wasz wybór XD 
Lecimy dalej. Głosować w komkach, które eliminujemy jako następne. 
Podoba wam się zabawa? Czy po Tini chcielibyście Lodo? A może dla odmiany jakoś chłopaka... Jorge? Chętnie poznam wasze opinie.
Nwm czy dam radę opublikować w tym tygodniu rozdział. Czekajcie. 
Papapapa <3



niedziela, 12 października 2014

Rozdział 18: Przygotowania do randki

***
Brunetka wciąż wymieniała spojrzenie ze swoją kuzynką. Ciężko było odgadnąć jakie emocje w niej drzemią. Jej wyraz twarzy nic nie przedstawiał, no może poza obojętnością w oczach. Violetta rozłożyła ręce wzdłuż swojego ciała.
- Violetta, jesteś dziewczyną Leona? - oczekiwała natychmiastowego udzielenia informacji. Obydwie stały niczym przytwierdzone podeszwami do podłoża. Nie wykonały żadnego ruchu stopami. Niezręczna cisza po zadanym pytaniu coś oznaczała. - Violetta! - poganiała Lara
- Tak, ale nie rozumiem dlaczego masz do mnie o to pretensję - automatycznie rozpoczęła ciąg tłumaczeń, który mógłby trwać dłużej gdyby nie interwencja kuzynki
- Okay - wzruszyła ramionami, będąc skora zakończyć rozmowę
- Lara - zawołała Vilu i przydreptała bliżej krewnej - Czujesz coś do Leona?
- Nie - zaprzeczała, wyglądając na pewną swych słów. Pogłaskała ramię brunetki i przekręciła głowę w lewo, nadając swojej twarzy życzliwości - Uważaj na niego, jasne? Nie zawsze serce jest dobrym doradcą, a ludzie nie koniecznie są takimi, za jakich ich mamy. - poklepała przykryte wcześniej dłonią miejsce i pomachała na pożegnanie. Violetta z grzeczności powtórzyła gest. "Co oznaczają słowa Lary, ona coś wie i nie chce żebym się od niej dowiedziała. Czy Leon jest w stanie mnie zranić, a może mówiła o kimś innym? Może mnie okłamała, mówiąc, że nic nie czuje do niego? Nie, to nie w jej stylu. Lara często kłamie, ale mnie jeszcze nigdy nie oszukała, tak sądzę. Powinnam chyba sama dojść do prawdy, choć zapewne nie dam rady... Czy jak zapytam Leona o tę rozmowę, powie mi wszystko? Ale jeśli nic nie ma do ukrycia wyjedzie na to, że mu nie ufam... Co mam teraz zrobić? Zostawić to tak i udawać, że nic nie słyszałam? To chyba najlepsze rozwiązanie",  rozmyślała o dalszym postępowaniu. Płaszcz tchórzostwa został zarzucony na plecy Castillo, wybrała bowiem najłatwiejszą drogę bez obawy o przyszłość.

***
Poprawiał ostatnie dekoracje, pragnąc by ta randka wyszła idealnie. Postanowił zadbać nawet o szczegóły. Wmówił Federico, że dziś wyjeżdża z Buenos Aires na wystawę motorów, to pierwsze co przyszło mu do głowy. Choć Verdas nigdy nie pokazywał zainteresowania do motocross'u jego przyjaciel z łatwością uwierzył w zmyłkę, to samo z Francescą oraz innymi, którzy mogliby rozpocząć poszukiwania bruneta w obrębie miasta z jakąś sprawą. Te popołudnie należało do Violetty.  Wybrany park był w sporej odległości od szkoły muzycznej Studio OnBeat. Wszystko w wierze, że nikt nie zdoła przeszkodzić dwójce na ich drugiej pierwszej randce. Piknik nie jest wyszukanym pomysłem na tego typu spotkanie, pokusiłabym się rzec, że to bardzo oklepane, lecz otoczenie oraz dalszy plan działania nie należał do tych ściągniętych z romantycznych filmów. Jedno pojedyncze drzewo, z którego leniwie spadały kolorowe liście, zielona polana, a pod konarami umieszczony koc, przykryty setkami balonów. W centrum stał zapakowany prowiantem wiklinowy koszyk. Od koca prowadziła dróżka, która przez pierwszą godzinę randki musi pozostać zagadką. Leon porozwieszał kolorowe lampki pośród gałęzi drzew. Trochę z tym zachodu, ale efekt był zachwycający. Przygotowanie wszystkiego zajęło mu trzy godziny, dokładnie tyle wystarczyło jego wybrance by się ubrać, umalować, ułożyć fryzurę, porozmawiać z rodzicami, ponarzekać, że Leon nie napisał sms'a z adresem miejsca randki, jak obiecał oraz zamartwianie się tym, że rozmowa Lary chyba wcale nie była bez powodu. "Wystawił mnie", przeszło przez myśl Violi. Trzymając telefon w uścisku dłoni, szła po schodkach na górę by przywrócić się do poprzedniego wyglądu. Drink-drink, uratował Leona przed grubymi tłumaczeniami sms. " Park przy ulicy Maradony 35", odczytała.
- Aaa - pisnęła ze szczęścia. Zmieniła swój tor ruchu i rzuciła się na szyję ojca - Napisał - wrzasnęła Germanowi do ucha.
- Violetta - skarcił córkę i odkleił ją od siebie. Chwycił się za małżowinę i przeszył dziewczynę chłodnym spojrzeniem - Kto napisał?
- Lara - palnęła bez zastanowienia
- Od kiedy Lara to chłopak? - skrzywił się inżynier i spiorunował nastolatkę jeszcze bardziej karcącym wzrokiem
- Przejęzyczyłam się. - kłamała pięknooka, lecz po minie taty domyślała się, że coś kiepsko jej to idzie - Bo ten... - wymachnęła rękom. Nagle Esmeralda pojawiła się jak grom z jasnego nieba, jej wybawienie. - Lara napisała, żebym do niej wpadła bo ma dla mnie niespodziankę, a mama obiecała, że mnie do niej zawiezie, prawda? - postanowiła wykorzystać tę szansę. Matce może opowiedzieć o tym, że od niedawna spotyka się z Leonem, ale boi się reakcji nadopiekuńczego taty, który nigdy w tym domu nie widział gości płci męskiej z interesem do jego córki. Zawsze przychodzą biznesmeni z ofertami dla inżyniera.
- Tak, chodź bo się spóźnimy - kobieta poparła swoje oczko w głowie, w nadziei, że Viola dostarczy jej trochę akcji z życia wziętych.

Przejazd samochodem minął szybko. Pół godziny wystarczyło by Esmeralda dowiedziała się o Leonie, Diego'u, randkach, elicie, studio, Larze... wszystkim. Kobieta doskonale zrozumiała powód, dla którego oszukuje ojca i mając świadomość, że to złe, mimo wszystko stwierdziła, że Violetta wybrała właściwą decyzje. Auto stanęło, matka zaciągnęła ręczny. Leon stał tuż obok kupy żelaza. Po chwili drzwi się otworzyły, a z nich wydostała się jedna postać, to samo zdarzyło się z przeciwnej strony. Pani Castillo wyciągnęła ze sobą parasolkę. Niczym tygrysica czapnęła nastolatka za dłoń i przycisnęła mu trzonek od parasolki pod szyję.
- Mamo! - wyraziła swoje oburzenie córka i w natychmiastowej reakcji podbiegła do kobiety - Zostaw go - Leon zakaszlał
- Zrobisz jej krzywdę albo ją zranisz to uwierz mi, że wiem jak się posługiwać wszystkimi narzędziami kuchennymi. Znam nawet technikę jak unieruchomić człowieka zwykłym długopisem, także uważaj - zagroziła chłopakowi, kompletnie ignorując niezadowoloną córkę.
- Zostaw go! - rozkazywała krzykiem Vilu. Wreszcie jej błagania zostały wysłuchane, a parasolka swoim czubkiem wylądowała na ziemi.
- Pamiętaj - palcem środkowym oraz wskazującym zasygnalizowała, że ma ucznia studio na oku. Wsiadła w samochód i tyle było ją widać.
- Miła ta twoja mama - pomasował swoją szyję
- Ciesz się, że nie przedstawiłam cię mojemu tacie - oczy Leona przybrały wielkość monet
- Zgrywasz się - parsknął pełen nadziei, że to tylko taki nieśmieszny dowcip, którym jego ukochana chce go nastraszyć
- Niestety nie - poklepała go po głowie dla otuchy
- Ej, układałem to włosy bardzo długo - zawył poprawiając natychmiastowo swoje lśniące włosy
image- Przestań się pindrzyć bo pomyślę, że przyszłam na randkę z przyjaciółką, a nie chłopakiem - dogryzła mu z przekonaniem, że Leoś zaprzestanie układaniu fryzury na nowo. Jej założenie potwierdziło się
- He, he, he - symulował udawany śmiech. Objął Violettę ramieniem i zaczął ją prowadzić do miejsca, które dostosował do ich wspólnej randki. Droga dłużyła się w nieskończoność. Verdas stracił odrobinę orientacje, jednak jego przeczucie twierdziło, że marsz zajął im zbyt wiele czasu. Na szczęście rozpoznał wysokie drzewo w oddali, już wiedział jak dalej iść. Podwyższyło mu to samoocenę, która już wcześniej przekraczała granicę normy.
- Daleko jeszcze? - dopytywała Vilu, gdy dzieliło ich kilkanaście kroków od rośliny ze zdrewniałą łodygą. Na skroniach Verdasa pojawił się pot.
- Co powiesz na trzecią pierwszą randkę?
_________
1) Czy Lara wie o czymś, o czym nie wie Vilu?
2) Czy ma to jakikolwiek związek z Leonem?
3) Czyżby kolejna randka Leonetty nie wypaliła?

Ta dam! Kolejny rozdział. Późno. Trudno. Bywa. Z każdym rozdziałem wydaje mi się, że to wszystko jest bez sensu. Jest mało komentarzy, co wydaje mi się być równoznaczne z tym, że publikuję rozdziały dla paru osób. Jestem im wdzięczna, że zostawiają choć "<3" bo wiem, że nie robię tego sama dla siebie. Wiem, że rzadko tu zaglądam... Siła wyższa. Ten tydzień mam trochę luźniejszy. tylko jedna praca klasowa z matematyki... Proszę o zostawienie w komentarzu linku do własnych blogów. Zajrzę, skomentuję rozdział, może nawet zaobserwuję, jeśli mnie zaciekawi blog. 
Pracuję także nad projektem, który na razie jest tajemnicą. Nie chcę wam za dużo zdradzać, bo nawet nie wiem do końca, czy to wypali. Dziękuję czytelnikom wszystkim, nie zapomnijcie o tych linkach. Ariana pozdrawia <3
///Ari <3