wtorek, 25 listopada 2014

Rozdział 23: Zostań ze mną, potrzebuję cię.

Wyjęłam telefon z kieszeni. Odeszłam od pianina oraz znajomych. Nie miałam ochoty na żarty z ich strony, podczas gdy do mnie dzwoni ojciec. On jest zbyt łatwowierny, a niewinny kawał potrafiłby obrócić w coś na tyle poważnego by wezwać policję... Zupełnie tego nie chciałam. Przeszłam do kuchni. Stanęłam przed blatem kuchennym, o który oparłam łokieć. Przeciągnęłam dotykiem po zielonej ikonce słuchawki wyświetlonej na telefonie i przyłożyłam komórkę do ucha.
- Hej, tato - rozpoczęłam rozmowę niezwykle miłym głosem, niech wie, że nic złego tu się nie dzieje, a nasz dom w dalszym ciągu stoi cały, bez uszkodzeń, bez interwencji straży, policji, czy grabarza.
- Violetto... - spuścił powietrze z płuc. Wypowiedział jedno słowo, a z niego bez problemu potrafiłam wyczytać, że coś nie jest w porządku. Wyczuwałam ulgę przy wymawianiu wyrazu, tak jakby dzwonił, by się upewnić czy jestem bezpieczna...
- Tak, stało się coś? - i mój ton głosu zmienił się na nieco mniej rozbawiony
- Violu - zawtórował równie przerażony. Głucha cisza w słuchawce powoli zaczęła mnie irytować. Trwała ona około 30 sekund, które trzymały mnie coraz bardziej w napięciu. To oczywiste, że coś się stało.
- Tato? - upewniałam się, czy wciąż prowadzimy rozmowę przez telefon. Usłyszałam głośny wydech.
- Twoja mama - po raz kolejny się zablokował. Nic nie potrafił z siebie wydusić.
- Mama?! - krzyknęłam. Coś jest na rzeczy... Coś niedobrego. Trudno przechodzi mu to przez gardło, ale ja również boję się o to zapytać. Jednak... to chyba jedyny sposób by dowiedzieć się jeszcze paru informacji - M... miała wypadek? - głos mi się załamywał. Liczyłam, że zaprzeczy. Pociągnięcie nosem z jego strony było jasną odpowiedzią. Oczy mi się zeszkliły. A więc to prawda. Zluźniłam uścisk w dłoni, przez co smartphone upadł na ziemię. Wzrok powędrował za zbliżającą się ku podłodze komórką. Potem huk, a ja nie wykazałam żadnej reakcji. Odgarnęłam włosy, wpadające mi do ust. Dopiero po kilku sekundach zrozumiałam, że dławię się własnymi łzami.
- Violuś - zawołał wesoły Leon, przekraczający próg oddzielający kuchnię od salonu. - Czemu płaczesz? - zauważył niemalże natychmiastowo mój stan. Zamknęłam oczy i rzuciłam mu się w objęcia. On przycisnął mnie do siebie jeszcze bardziej, pogładził czubek mojej głowy, a następnie złożył na niej pocałunek. Chłopak przytulał mnie, nie pytając o powód smutku. Nie, tym razem nie pomogło nawet jego ciepło, które zazwyczaj działa jak gaz rozweselający.
- Zawieź mnie do najbliższego szpitala - nakazałam, odchylając lekko głowę. Leon uniósł jedną brew do góry. Nic nie wiedział, więc jego reakcja kompletnie mnie nie dziwiła. - Zawieź mnie do mamy, miała... wypadek - ponownie wybuchłam płaczem i przyłożyłam swoją czaszkę do jego klatki piersiowej. Pozostawiłam na błękitnej koszuli Verdasa czarne od maskary plamy.
- Zadzwonię po taksówkę - zarządził i wyjął z kieszeni telefon. Odstąpiłam jego boku. Z wzrokiem wciąż wbitym w ziemie zrobiłam kilka kroków by przejść do salonu, gdzie moi znajomi bawili się w najlepsze. Francesca, która zajmowała miejsce przy pianinie, odgrywając melodie "Euforia", przy której tańczyli wszyscy pozostali, nagle zaprzestała.
- Violetta? - stanęła na równe nogi. Każdy zwrócił się w moją stronę, to ja byłam głównym obiektem zainteresowania - Ty płaczesz? - zbliżyła się do mnie i ścisnęła me dłonie.
- Taksówka przyjedzie za pięć minut - zakomunikował Leoś
- Co jest grane? - dopytywała przestraszona Lara.
- Moja mama miała wypadek - uprzedziłam Verdasa przed poinformowaniem grupy. Każde słowo wypowiadałam cicho i bez emocji.
- Spróbujcie napisać te piosenki, ja pojadę z Violettą - spojrzałam na bruneta i w podzięce wykrzesałam maluteńki, prawie niewidoczny uśmiech.
- Tak, super! - usłyszeliśmy krzyk - Pewnie, extra! Wy sobie pojedziecie i zostawicie nam czarną robotę, wrócicie na sam koniec i jeszcze podpiszecie się pod naszą pracą. Nie, nie, nie, Ludmiła Ferro na to nie idzie. - blondyna wymachiwała nam przecząco palcem przed twarzą. Czy ona nie ma choć odrobinę w sobie współczucia? Tak, to zadanie jest ważne, a nasze "wymigiwanie się od pracy" nie jest okay, ale są sprawy ważne i ważniejsze. Rodzina należy do tych NAJważnieszych, więc nie mogłam zostać.
- Ludmiła! - wrzasnął Fede - Jej mama jest w szpitalu, dziewczyno... Ty na serio nie masz uczuć. - oburzył się Włoch. Ludmiła wyrazem twarzy ukazała skruchę. Jeszcze dłużej bylibyśmy świadkami kolejnych kłótni, gdyby nie dźwięk klaksonu taksówki. Leoś nasunął na moje ramiona sweter, leżący w przedpokoju. Razem wsiedliśmy do samochodu. Na dworze było już ciemno, a uliczki oświetlały jedynie lampy oraz księżyc, będący dziś w pełni. Chmury zasłoniły gwiazdy. Wszystko wydawało mi się takie... bez wyrazu. Dostrzegłam pewne podobieństwo... Księżyc jest ogromny i jasny, a obok niego znajdują się setki, tysiące, miliony... miliardy bądź więcej gwiazd, które z mojego punktu widzenia są niewielkie, ale również świecą bardzo jasno. Razem z księżycem tworzą na niebie coś niesamowitego, rozpromieniają noc. Zmrok nigdy nie będzie tak piękny, gdy na niebie zabraknie malutkich lecz istotnych punkcików. Dlatego ten wieczór wydawał mi się tak mało magiczny jak zazwyczaj. W moim życiu to ja jestem księżycem. Odgrywam największą rolę... jednak... bez rodziców oraz przyjaciół, którzy przybierają postać gwiazd nawet najweselsze wspomnienie byłoby bez wyrazu. Leon siedział przy mnie. Wciąż obtulał mnie swym ramieniem, ponieważ wiedział, że tego teraz najbardziej potrzebuję. W zasadzie nie wiem nawet czy z moją mamą to coś poważnego. Może to tylko niewinne zwichnięcie nogi, złamanie lub delikatne przecięcie. Oby! "Mamo, jadę do ciebie".

Od pani przy kontuarze dowiedziałam się, że Esmeralda Castillo aktualnie leży na 2 piętrze. W pośpiechu dobiegłam tam razem z Leonem. Winda nawaliła... Żwawym tempem przechodziliśmy wzdłuż korytarza, zaglądając przez okienka, do której sali mamy się udać. 56,57,58... 59! Tata siedział już przy łóżku mamy, podłączonej do respiratora. Ściskał jej dłoń, głowę spuszczając na dół. Było tak cicho, że usłyszałam jego modły. Pewnie nawet nie zwrócił uwagi, że tu jestem. Podeszłam do ojca i obtuliłam go ramieniem. Ten zawiesił na mnie wzrok, a po chwili zerknął na Leona. Nie znał go, może się domyślał kim był dla mnie, ale nie miał już nawet siły ani ochoty wdawać się w kłótnie.
- Mamusiu, bądź silna. Jestem przy tobie, jesteśmy tu wszyscy. Zostań ze mną, potrzebuję cię - wymawiałam, przykładając swój polik do jej polika. Przez myśl nie przeszło mi pytać taty o jej stan. Leżała nieprzytomna...Wszystko było widać czarno na białym. Nie jest dobrze, jest bardzo źle. - Pamiętasz, jak mi śpiewałaś, gdy byłam mała?

Y vuelvo a despertar en mi mundo
siendo lo que soy
Y no voy a parar ni un segundo,
mi destino es hoy
Y vuelvo a despertar en mi mundo
siendo lo que soy
Y no voy a parar ni un segundo,
mi destino es hoy
Nada puede pasar
Voy a soltar todo lo que siento, todo, todo...
Nada puede pasar
Voy a soltar todo lo que tengo
Nada me detendrá

Śpiewałam dla niej, wierząc, że mnie usłyszy. To ona kiedyś, gdy byłam dzieckiem kołysała mnie do snu w rytm tej melodii. Nagle obaj mężczyźni wraz ze mną podnieśli głowy do góry. Włączył się alarm, a dokładniej to respirator zaczął piszczeć. Jestem duża, wiem co to oznacza.
- Ratujcie moją mamę! - wrzeszczałam na cały szpital. Leon automatycznie pociągnął mnie za nadgarstek i tak jak u mnie w domu przycisnął mnie do swojego ciała. Odepchnęłam bruneta. Z sekundy na sekundę czułam, że ją tracę. Lekarze wparowali błyskawicznie. Wygnali nas z sali i kazali poczekać na zewnątrz. Pielęgniarka zasunęła żaluzje w oknie, w którym mogłam obserwować pokój. Zrobiła to przed mym nosem. - Zostań! - wpadłam w histerię. Płakałam, krzyczałam... Dostałam od jednej pani w uniformie tabletki na uspokojenie. Usiadłam bezradnie na krzesło. Wtedy już nic nie czułam. Będąc w furii, uwalniałam emocje, które teraz kłębią i mnożą się w środku. To samo odczuwał tata, tyle że on musiał udawać przede mną twardego. Tak przynajmniej sądziłam. Po 10 minutach od całej akcji na drugie piętro pojawili się również policjanci. Stanęli przed ojcem.
- Czy pan jest mężem Esmeraldy Castillo? - tata kiwnął głową - Znamy sprawcę wypadku
________
1) Kto jest sprawcą wypadku?

Tam dam, dam! Ostatni rozdział by Ally, reszta pisana jest przeze mnie. Starałam się kopiować styl Ally (w dobrym tego słowa znaczeniu), byście nie odczuli większej różnicy między mną a Ally. Jeśli mam być szczera to coraz mniej czasu mam na pisanie rozdziałów. Ciągle tkwię przy tym 32. Eh. Trzymać kciuki. Teraz rozdziały postaram się dodawać dwa razy w tygodniu heheszky. Wiem, że długo czekacie, przepraszam. Na sam koniec gifek z Arianą <3 
///Ari <3

poniedziałek, 24 listopada 2014

Zabawa - wykreślanka Lodo

Czas na wykreślankę z Lodovicą Comello, odtwórczynią roli Francesci. 
Jest to jedna z moich ulubionych postaci, jak i aktorek z obsady "Violetty". 
Ok, ok. Zasady są takie same jak poprzednio. (najgorsze zdjęcie typujecie w komentarzu)
Przepraszam za dość długą nieobecność. Rozdział niebawem. 
Kocham 
///Ari <3




niedziela, 16 listopada 2014

Rozdział 22: On Beat

***
Cudem uniknęłam talerza lecącego w moją stronę, chyba talerza. Jeśli to nie był fart, to nie wiem... Wystarczyło bym odruchowo odsunęła głowę, a oszczędziłam swojemu nosowi bólu, z którym by się zetknął, jeśli ten talerz... naczynie... coś... trafiłoby na moją twarz. Ma się ten refleks szachisty, tak. Niestety, jest i również druga strona medalu. Przy moim jakże cudownym uniku wytrąciłam szklankę z napojem wprost na dywan. Chyba wolałabym oberwać tym talerzem... Można prosić o replay? Nie? Szkoda...
- Fede, kiedy przyszedłeś? - warknęłam rozdrażniona
- Dwa dodać pięć i trzy czwarte, no... jakąś minutę temu - przyłożył palec wskazujący na skroni, udając, że główkuje
- Dobra, okay - starałam się go uspokoić - Ale czemu rzucałeś we mnie talerzem? - ponownie wybuchłam, klęcząc na rozlaną colą po całym dywanie. Leoś odruchowo zbliżył się do mnie i pomógł mi podnieść szklanki, które o dziwo nie zbiły się po zderzeniu z podłogą
- Leon kazał - Włoch zgonił na przyjaciela. Przeszyłam ukochanego złowrogim spojrzeniem. Teraz będzie się tłumaczył, to będzie dobre. Kątem oka ujrzałam jak przyjaciel mojego chłopaka rozsiada się na sofę, zakładając nogi na stół.
- Leon... - wyszepnęłam. Oboje zaprzestaliśmy dotychczasowych czynności i jak na sygnał przywróciliśmy się do pozycji prostej. Verdas by załagodzić sytuację, ukazał przede mną białe jak perły zęby. - No słucham... - popędzałam go
- Bo wiesz... - uniósł kąciki ust jeszcze wyżej. Na jego polikach pojawiły się przesłodkie dołeczki. Cudem utrzymywałam pokerową twarz, by nie czuł się zbyt pewnie. To było trudne, uwielbiam gdy uśmiecha się w ten sposób. Wygląda wtedy jak niewinny dzieciaczek, na którego nie potrafię się gniewać. - Zauważyłem... - rozpoczął niepewnie, co wyglądało jakby wciąż wymyślał historyjkę - że koło ciebie... - ciągnął dalej - leci no ten - gestykulował rękoma bym dokończyła za niego. Wpasowałam się w jego ruchy i również kręciłam kółka dłońmi
- No ten, co?
- Mucha. Taka ogromna mucha - oszacował wielkość muchy na jeden metr, odzwierciedlając jej długość rękoma. Kręciłam sarkastycznie głową z głupawym uśmiechem. - Ale naprawdę była wielka. No i ja, Leon Verdas bohater, postanowiłem cię uratować, a ponieważ jestem tak utalentowany to rzuciłem tym talerzem żeby ją odgonić. Trafiłem w nią i po muszce. Ta dam? - rozłożył ręce niczym tancerz po zakończeniu występu. Ten uśmiech, ah... I tak wiem, że po prostu bawił się z Fede... Eh, taki czasem bywa, i tak go kocham. Bardzo, bardzo, bardzo! Oplotłam jego szyję i przycisnęłam się do niego. Tak, w jego uścisku mogłabym pozostać kilka dni, tygodni, a nawet miesięcy. - Fede, kupiła to - krzyknął do kolegi naprzeciwko. Odepchnęłam go delikatnie od siebie i wymieniłam z nim kpiący wzrok. Przymarszczyłam brwi i jedną dłoń oparłam o biodro. - Otworzę! - wykrzyknął na połowę domu i zbliżył się do drzwi. Czy tak w ogóle ktoś pukał albo dzwonił? - Fran, Ludmi i reszta tych no... - pstrykał palcami, opierając się o futrynę. Rzeczywiście oni tam stali... ale jak... jak on to zrobił? - Pacanów?! - krzyknął. Ludmiła przepchała się w drzwiach, wnosząc do domu kilkanaście toreb, którymi zasypała całą moją kanapę. Ja tylko z Federico'em oglądaliśmy jak w oczach znika nam cały salon. Heh, przynajmniej nie będzie widać plamy, jej.
- Przyniosłam bagaż podręczny. Zaraz Leon i Fede zniosą mi moje łóżko, laptopa, biurko, stół, zestaw fryzjerski oraz szafę - wyliczała na palcach blondyna. Włoch wraz z Argentyńczykiem wybuchli śmiechem
- Dobre, Ludmi - Fede poklepał byłą dziewczynę po ramieniu.

Koniec końców okazało się, że Ludmiła zgrywała się z chłopaków z tym całym łóżkiem i innymi zbędnymi bzdetami. Choć mój salon przez ponad godzinę tonął w torbach wszystkich uczestników nocowania, poświęciliśmy jednak chwilę na zakwaterowanie się, uporządkowanie wszystkiego oraz najważniejsze - udostępniliśmy przejście do pianina, które stało w centrum. Miejsce przy instrumencie zajął Leon. Ja stanęłam obok niego, Diego nastroił gitarę, tak samo jak Fede. Dziewczyny, Maxi i Broadway stanęli naprzeciw pianina.
- Zmęczyłem się, przerwa - zarządził Leon i zrzucił się głową na klawisze. Federico odłożył gitarę i skoczył na wolną kanapę.
- Super, piszemy piosenkę o mnie i z głowy. Pablo i Angie powiemy, że wszyscy się zgodzili - Ludmiła przepchała tyłkiem Leosia z jego miejsca i palcami nacisnęła na klawisze - Mam już nawet pierwszą zwrotkę - pochwaliła się
- Nie - krzyknął Leon i płynnym ruchem ręki zrzucił Ferro z siedzenia. Ta odgarnęła włosy sprzed twarzy, podniosła się i tupnęła nogą
- Nienawidzę cię - rzuciła
- Zarządzam koniec przerwy - ogłosił Federico, szarpiąc struny gitary
- Na na, na na... na na, na na... nanana na na, na naaaa - zanuciłam sobie podkład piosenki bardzo cichutko. Na razie wolałam nie przedstawiać melodii grupie, dopóki nie wymyślę czegoś sensownego
- To dobre - kręcił twierdząco głową Leoś. Chyba mnie usłyszał . Utopił wzrok w klawisze. Wytupał nogą rytm, a za chwilę odegrał fragment przed uczniami
- Świetne. On Beat, On Beta... o o o On Beat, On beat! - wymyślił oraz odśpiewał początek piosenki. Zaskoczyli mnie swoim tempem. Ledwie dorwali się instrumentów, a już komponujemy wspólnie utwory. Ten akurat wyobrażałam sobie jak żywiołowy, z powerem oraz melodią, która jak raz utknie w głowie to nie wydostanie się z niej dopóty dopóki tego nie odśpiewasz. Nie musiała minąć godzina, a nasza pierwsza piosenka była praktycznie gotowa, "On Beat". Ah, sam ten tytuł mówi wiele. Jest taki muzykalny, rytmiczny... Wychwalam tytuł, ale to tylko urywek jeszcze genialniejszego tekstu. Po ciężkiej pracy Olga przyniosła do salonu ciastka, czekoladowe, uwielbiane przez... w zasadzie każdego. W mgnieniu oka tacka pozostała pusta. Dosłownie wszyscy mieli ochotę na więcej wypieków od Olgi, niestety gosposia skorzystała, że Ramallo aktualnie był w domu i razem wyjechali na miasto po zakupy.
- Pyszne, mmm - oblizywał palce Włoch o starannie wystylizowanej fryzurze
- Wracajmy do pra... - starałam się popędzić całą ekipę. Może odrobinę przesadzałam... W końcu mamy gotową jedną piosenkę, zostały dwie oraz sporo godzin na ich skończenie, a chwila przerwy wyjdzie nam na dobre. Tak, jednak mimo tego chciałam napisać je jak najszybciej. W monecie gdy poganiałam moich kolegów ze studia, poczułam w kieszeni spodni wibracje komórki.
_____________
1) Kto dzwoni do Violi i w jakiej sprawie?

400 000 wyświetleń, jeje :D 
Szkoła... buuuu
Violetta 3 w Polsce jejeje 
Jutro poniedziałek buuu x3421
Kto chce wolne? Wszyscy? Tak myślałam. 
Rajciu, jakie spóźnienie z tym rozdziałem o.O
Tylko 4 komki pod ostatnim, smuteczekkk ;((
Dobra, nie rozpisuje się. Do następnego 

piątek, 7 listopada 2014

Rozdział 21: Mamy dwie doby

***
- Z racji takiej, że ja i Angie mamy was już totalnie dość, zostawiamy wam zadanie, które musicie wykonać w 48 godzin. My musimy wyjechać na... - przerwał swoją wypowiedź Gregorio i zagubionym wzrokiem zerknął na nauczycielkę obok. Zakłopotanie na twarzy kobiety wnioskowało jedynie tyle, że ma zamiar calusieńką grupę perfidnie okłamać. - ymm - mężczyzna pojękiwał, czyli wprost przedłużał czas na udzielenie dalszej informacji, fałszywej informacji
- na szkolenie - palnęła w pośpiechu Angie, w nadziei, że nikt z zebranych nie podejrzewał ich o łganie. Każdy z uczniów po kolei spoglądali na siebie z kpiną. Nie trzeba było być geniuszem bądź szanowanym detektywem by wykryć kłamstwo. Przewróciłam oczyma i poruszyłam brwiami na znak, że wcale się nie nabrałam. Zresztą... jak wszyscy tu zebrani.
- Tak, właśnie - przytaknął profesor - Teraz możecie wrócić do domu - głośne wiwaty mówiły same za siebie. Pomysł z dwudniowym odpoczynkiem odpowiadał nam. Znaczy...  Zajęcia z Gregorio i Angie mi się podobały, nie mam im nic do zarzucenia... Niekiedy oczywiście ich zachowanie, ale i również zachowanie między innymi Feder'a oraz Ludmiły doprowadzają mnie szału, ale zapisałam się do Studia by spełniać marzenia, poznać ludzi, śpiewać i tańczyć. Nie potrzebny mi odpoczynek... - Spokój - krzyknął. Z paniką w oczach spojrzał na Ludmiłę. Chyba w trosce o to czy nie rozpęta kolejnego zamieszania. Przecież jak można krzyczeć na Ludmiłę, prawda? Przecież jest supernovą, jest idealna, jest gwiazdą, bla, bla, bla. To nie tak, że nie lubię Ludmi. Po prostu... przy najbliższej okazji bez żadnych skrupułów mogłabym grzmotnąć ją którąś z tych gwiazd, które widzi jak opowiada o wszechświecie...- Chciałem wam powiedzieć, że macie dwie doby na napisanie trzech piosenek, które zaprezentujecie na przedstawieniu w studio w tę sobotę
- W tę sobotę? - wykrzyczała zszokowana Camila i chwyciła się za głowę
- Gregorio - błagalnie zawyła Francesca, która również uważała, że dwa dni na napisanie piosenek oraz na próby to o wiele za mało. Mieli racje. Nie wyrobimy się.
- Angie, Gregorio. Te pozery nigdy nie zdołają napisać trzech fantastycznych piosenek w dwa miesiące, a co dopiero w dwa dni? Ja tu jestem gwiazdą i to ja powinnam zarówno śpiewać, napisać jak i zaprezentować wszystkie trzy piosenki. Mam już nawet tytuł jednej, "stworzona by błyszczeć", hm- Ludmiła ciągle się uśmiechała, marszcząc przy tym nos. Zaakcentowała ostatnie słowa, co dodało pewności jej wypowiedzi. Jej twarz przypominała szczurka, ale mniejsza o skojarzenia.
- Nie, Ludmiła. Ja też chcę napisać swoją piosenkę i ją zaśpiewać - Leon poderwał się nagle, by jak zwykle rozpocząć kłótnie z panną Ferro.
- Ja również - stwierdził Federico z cwaniackim uśmiechem.
- Skoro oni piszą, to ja też chcę - oznajmił Diego, na którego wszyscy skupili swój wzrok. Posiadał swoją chwilę by zabłyszczeć, w końcu nie codziennie się zdarza by wszyscy z klasy, a w szczególności elita spoglądali tylko i wyłącznie na niego. Lu usiłowała zamrozić go wzrokiem. Gdyby tylko była obdarzona nadnaturalnymi mocami... wtedy każdy z niewyjaśnionych przyczyn by ustąpił jej miejsca na scenie - Albo i nie... - wycofał swoje wcześniejsze słowa szatyn. Chwile odczekał aż oczy kolegów powędrują na inny obiekt, ponieważ czuł się nieswojo.
- Viola też powinna - wywołał moje imię Leoś. Wyszczerzyłam w jego kierunku wdzięcznie ząbki. Diego zakaszlał.
- Co ma ten frajer, czego ja nie mam? - szepnął pod nosem Hernandez - włosy, pieniądze, ciuchy, uśmiech, nazwisko? - dręczył się pytaniem. Wszystko słyszałam, ale nie do końca rozumiałam sens jego słów.
- Violette - Verdas postanowił oszczędzić mu kilku dni nad rozkminą, co posiada, a czego nie. Diego spuścił wzrok na czubki swoich sportowych butów. Leon zatryumfował. Chyba się nie lubią.
- Gregorio, to... - rozpoczęła na nowo temat Fran. Gdy nauczycieli nie posiadała w zasięgu wzroku, zaczęła rozglądać się na wiele stron za nimi, lecz ci jakby rozpłynęli się. Na placu pozostaliśmy sami z wydzielonym zadaniem, odmiennymi poglądami oraz złością i zazdrością, przepełniającą wielu z nich. Niby po wyjeździe integracyjnym wiele się zmieniło, niestety... Wiele to czasami i tak za mało.

***
Po jakieś godzinnej kłótni przed szkoła NARESZCIE doszliśmy do jakiegoś porozumienia. Przez 60 minut wybraliśmy dom, w którym zabierzemy się za komponowanie, próby oraz wytypujemy osoby, które wykonają nasze utwory na sobotnim spektaklu. Potrzebny był nam dom ze stałym dostępem do lodówki, pianina, gitary oraz z miejscem na śpiwory, gdyż potrzeba nam niemalże całych dwóch dób. Wiadomo jest oczywiście, że odliczymy od tego czas na sen, ale im dużej będziemy razem, tym szybciej to skończymy. Zaproponowałam, że mój dom byłby idealnym zakwaterowaniem. Tata i mama pracują i w mieszkaniu są tak praktycznie jedynie rano i wieczorem, lodówka oraz gosposia jest, instrumenty są, co sprawia, że panują tu idealne warunki, więc dlaczego nie? W mgnieniu oka wróciłam do domu. Poinformowałam Olgę, Ramallo o nocce. Zadzwoniłam do matki, która wyraziła zgodę. Wbiegłam na górę do siebie do pokoju, by poszukać jakiego śpiwora, czy coś. Podłączyłam słuchawki do mp3, które następnie włożyłam do ucha. W rytm muzyki podrygiwałam, wywalając z szafy ubrania, twierdząc, że na samym dnie znajdzie się jakiś śpiwór. Jakiś się tam znalazł, lecz bałagan, który zostawiłam po sobie był przeogromny i szanse na to, że zdołam go ogarnąć przed przybyciem znajomych był jak 1:400000... Wyjęłam z biurka białą kartkę oraz czarny marker. Trzymając zatyczkę w buzi, napisałam bardzo wyraźnie "Teren skażony, nie wchodzić".
- No i super - pochwaliłam swoją pracę. Prędko zawiesiłam ogłoszenie na drzwiach. "ding-dong", rozbrzmiał dźwięk dzwonka. "Ciekawe kto przyszedł pierwszy? Oby nie Ludmiła, oby nie Ludmiła...", modliłam się w myślach. Zbiegłam po schodach w nadziei, że moje przypuszczenia nie znajdą swojego potwierdzenia.
- Hej, piękna - zakrzyknął brunet, który bez oczekiwanie na jakiegokolwiek domownika, wlazł sobie do mojego domu jak gdyby był już stałym bywalcem.
- Dla ciebie pani piękna - chrząknęła Olga, mierząc Leona wzrokiem. Poruszyła brwiami i pokierowała w moją stronę kciuki uniesione w górę.
- Leoś - ukazałam mu rząd zębów. Pobiegłam w jego stronę i rzuciłam mu się na szyję. Chłopak uniósł mnie w górę i okręcił się wraz ze mną dookoła własnej osi. Nasze spojrzenia nieustannie się wymieniały. - Napijesz się czegoś? - podtrzymywałam rozmowę
- Coli? - zaproponował, badając czy posiadamy ją na stanie.
- Chwilunia - poprosiłam by czekał, unosząc dwa palce wskazujące w górę. Wybrałam się do lodówki po dwie szklanki coli. Nalałam napój do kubeczków, tak by nie rozlać. W końcu ze mną i moim szczęściem nic nie wiadomo. Mogę trzymać litr coli w ręce, a nagle ni stąd, ni zowąd okaże się, ze zalałam ją cały dom. Tak, tak... Violetta potrafi, powiadają. Trzymając dwie szklanki w dwóch dłoniach usunęłam się z kuchni, niosąc je do salonu. Cały wzrok skupiałam na naczyniach. Nie chciałam żeby choć jedna kropelka wydostała się na dywan, bo Olga by tego nie przeżyła. "Wiesz jak trudno się zmywa plamy z dywanu", wyobrażałam sobie już ją w fartuchu, z miotłą i złością na twarzy i gdy przemawia do mnie tym karcącym głosem... Nieprzyjemne uczucie.
- Uwaga! - usłyszałam ostrzeżenie, padające z ust mojego chłopaka. Natychmiastowo usiłowałam wybadać wzrokiem konkretnie na co mam uważać.
____________
1) Na co uważać ma Violetta?

Rozdział z dłuuuuugim opóźnieniem. Sami wiecie - szkoła. Eh, szkoda gadać/pisać. Do next. 
Niedługo 400 000 wyświetleń ;) Nic nie przygotowałam. Żadnego OS, zabawy... nic ;( Pseplasam. Może coś wymyślę, ale pewnie nie. Wystarczy sam post z podziękowaniami? XD Oks, wyczekujcie kolejnego posta. Buziaki!
///Ari <3

sobota, 1 listopada 2014

Zabawa - Wykreślanka Tini

Zdjęcie numer 5 wyautowane. Zostały dwa. 
Wybierajcie te, które ma odpaść. 
Po Tini będzie Lodo tak, jak mówiłam. 
Tyle. Buziaki!