czwartek, 31 października 2013

One Shot / Autor : Ally

Kończyłam właśnie moje śniadanie czyli kanapkę z serem. Konsumując posiłek co chwile uśmiechałam się raz do Angie, raz do taty. Po zakończeniu posiłku podziękowałam Oldze i ucałowałam policzek mojego ojca. Przełożyłam pasek od torebki przez moje ramię i takim oto sposobem byłam gotowa. Zbliżając się do wyjścia usłyszałam pukanie do drzwi. Otworzyłam je pospiesznie, a w progu ustał Leon. Natychmiastowo rzuciłam mu się na szyję.
- Hej, gotowa na kolejny dzień w studio ? - zapytał się
- Gotowa, jak nigdy ! - uśmiechnęłam się
Dzisiaj w naszej szkole muzycznej odbywają się castingi do przedstawienia. Nie liczę może na główną rolę, ale mam nadzieję, że dostanę się do pierwszoplanowej obsady... Oby
Zawiadomiłam domowników o moim wyjściu i ruszyłam razem ze swoim chłopakiem do studia. Droga była nam tak dobrze znana, że nawet nie wiem kiedy znaleźliśmy się na miejscu. Był to chyba wynik tego, że z Leonem rozmawia mi się fantastycznie i zawsze jak z nim jestem tracę poczucie czasu. Usiadłam na jednej z ławek, a brunet obok mnie. Czekałam na swoją kolej. Przede mną była już tylko Francesca. Stresowałam się jak nigdy wcześniej. Leon wyczuł mój strach i obtulił mnie swoim ramieniem. Tak bardzo go kocham i cieszę się, że go mam.
- Violetta Castillo, twoja kolej - zawołał mnie na salę dosyć niski mężczyzna z siwizną na głowię
- Pokaż im co umiesz - Leon ścisnął kciuki w ramach dopingu
Posłałam mu szczery uśmiech i popędziłam do pomieszczenia, w którym już byli jurorzy.
- Co nam zaśpiewasz, Violetto ? - zapytał się mnie jeden z nich
- " En mi mundo" - odpowiedziałam i kiwnęłam głową na znak, że jestem w pełni gotowa
Ahora sabes que
Yo no entiendo lo que pasa
Zaczęłam śpiewać pierwsze dwa wersy i wtedy do sali wpadł zdyszany Maxi :
- Ratujcie się ! - wykrzyczał
Spojrzeliśmy się na niego jak na głupka, a to zwykle Andreas wywołuje u wszystkich taki stan.
- Maxi, nie wiem czy widzisz, ale mamy w tej chwili casting do przedstawienia i sądzę, że żarty mogą spokojnie poczekać, jasne - wypraszał go z sali Pablo
- Kiedy ja ... Sami zobaczcie - raper skinieniem ręki wyciągnął nas na dwór
Przed studiem ujrzeliśmy ogromne... ogromne coś. Nie wiem co to było dokładnie. Przymrużyłam oczy i potrzęsłam lekko głową.
- Ja mam jakieś omamy czy naprawdę z tej żelaznej machiny wychodzą zielone stwory ubrane w niebiesko-srebrne kombinezony ? - zapytałam się dodatkowo przecierając moje oczy
- Nie, ja też je widzę - odpowiedział mi zdziwiony Leon - Tylko ... jak to możliwe ? Oni nie istnieją.
- Nie istnieją ? Wolne żarty. - uchyliła się pokrywa od statku bodajże z kosmosu, a z niego wyszedł jeden z stworków przemawiając do nas marsjańskim głosem
- To się nie dzieję naprawdę - zaczęłam się szczypać
- Nędznicy, jam jest król Atopideków*. Przemierzyłem kilka galaktyk by się tu do was dostać i zniszczyć wasz bardzo zepsuty zresztą świat. - przemówił władca tych przedziwnych kosmitów
- Co my ci takiego zrobiliśmy ? - zapytała się Angie
- Milcz, kobieto ! - wrzasnął po czym z jego oczu wystrzeliły czerwone lasery, które omal co nie zabiły mojej ciotki. Trafiły tuż obok niej, a dokładniej w zieloną trawę, która w sumie teraz nie jest już taka zielona lecz czarna.
- Jeszcze coś masz zamiar powiedzieć ? - zapytał się zdenerwowanej nauczycielki
- N..n...nie - wydukała cicho
- Głośniej
- Nie !
- No ja myślę, ale i tak muszę was poinformować, że cała rasa ludzka, poprawka. Obleśna rasa ludzka do północy będzie całkowicie zgładzona. Tylko ty ! - brzydki stwór wskazał na Ludmiłe - Ty mi się podobasz. Oszczędzę cię jeśli zgodzisz się być moją żoną - podszedł do niej po czym ucałował jej dłoń
- Nie - odmówiła
- Nie ? Zmienisz zdanie. Straże zabrać ją na pokład.
- Nie bój się Ludmi ja cię obronię. - stanął tuż przed nią Fede - Ona nigdzie z tobą nie pójdzie
- A skąd ta pewność ? - Atopidek zaśmiał się
- Nie wiesz do czego jestem zdolny stojąc w obronie osoby, którą kocham
- Kochasz mnie ? - zapytała się blondynka spoglądając w jego oczy
- Kochasz ją ? - wszyscy zebrani zapytali się chórem
- Tak, kocham i dlatego nie pozwolę aby taki stwór, jak ty mi ją zabrał
- To takie ... piękne - jeden ze straży uronił łzę, którą natychmiast starł - No co ? To, że chcę zniszczyć Ziemię, to nie znaczy, że nie mam uczuć
- Hej no ! Co wam jest ? Zwykle jak objaśniłem różnym istotą na innych planetach mój plan to zaczynają panicznie uciekać, a wy ? - dowódca złożył ręce w geście niezadowolenia - Nie załapaliście ? Pryskać - syknął
Uczyniliśmy dokładnie tak, jak rozkazał. Cały czas trzymałam się ręki Leona. W pewnym momencie upadłam.
- Violka, wstawaj - pośpieszała mnie Fran
- Nie mogę. Bardzo boli mnie kostka ... - złapałam się za kończynę
- Lećcie, ja się nią zajmę - Leon zgłosił się na ochotnika do pomocy
- Na pewno ? - zapytał się Maxi
- Tak, biegnijcie !!!
- Leon, ratuj siebie - wypowiedziałam zdanie jak z filmu
Chłopak nic nie odpowiedział tylko wziął mnie na ręce. Niósł mnie tak przez kilka przecznic aż ktoś chwycił go w okolicach łokcia.
- Tutaj - usłyszeliśmy cichy szept Federica, który uchylił lekko drzwi od baru Resto
Weszliśmy do środka po czym mój ukochany ułożył mnie na jednym z blatów. Ucałował moje czoło i dołączył do chłopaków, którzy zasłaniali okna przeróżnymi tkaninami tak, by nikt z zewnątrz nie zobaczył tu żywej duszy. Koło mnie na krześle siedziała Ludmiła, która chowała swoją twarz w dłoniach.
- Hej, wszystko będzie dobrze. Ja to wiem - próbowałam ją pocieszyć
- Nic nie będzie dobrze - odeszła ode mnie z łzami w oczach i gdyby nie ten okropny ból kostki poszłabym do niej i przytuliłabym ją tak mocno, ile tylko moje mięśnie mogłyby z siebie wykrzesać. Na szczęście wyręczył mnie Fede.
Leon wrócił do stolika, na którym musiałam leżeć. Czułam się taka bezradna bo oni nie dość, że muszą martwić się jak zahamować inwazje kosmitów... Jak to śmiesznie brzmi ... to jeszcze ja im przeszkadzam.
- Violu, noga już mniej boli ? - zamartwiał się Leon
- Tak - skłamałam. Cierpiałam, ale to nie był najlepszy moment na użalanie się nad sobą. Są sprawy ważne i ważniejsze, a akurat moja boląca kostka nie wliczała się do żadnej z nich.
- Widzę, że nie mówisz mi prawdy. Violka, nie ukrywaj tego - Leon przytulił mnie do siebie
- Hej, a gdzie Andreas ? - zauważyła słusznie Cami
Wszyscy spojrzeliśmy na rudą przyjaciółkę ze strachem w oczach. Leon przełknął głośno ślinę i skierował swój wzrok na mnie.
- Nie ma go. Przepadł, takie życie. Ja nie chcę umierać ! - mazgaił się Tomas
Ej, ale co on tu z nami robi ? Biegł w stronę swojego domu, który jest spory kawał stąd... Nie ważne
- Fede, gdzie ty idziesz ? - pytała się blondynka
- Jak to gdzie ? Po naszego lekko nieogarniętego przyjaciela, który jak sądzę uważa, że te stwory to jego rodzeństwo.
W normalnych okolicznościach wybuchłabym śmiechem, ale dziś ? Dziś jest najgorszy dzień w moim życiu.
- Fede, ale jak coś ci zrobią ?
Chłopak nic nie mówiąc wpił się w jej usta. Po pocałunku wybiegł z Resto.
- Idę z nim - oświadczył Maxi po czym puścił oczko do Naty i wyszedł
- Leon, nie. Nie możesz mnie zostawić - oparłam się na łokciach
- To mój kumpel ... - po jego słowach mój smutek nabrał wyrazistości
- A co ze mną ? - wydukałam
- Kocham cię - wyznał
- Ja ciebie potrzebuję ! - wyszeptałam mu na ucho
Leon spojrzał na drzwi potem na mnie i potem jeszcze raz na drzwi. Przysunął sobie krzesło obok stolika, które służyło mi jako dość niewygodne łóżko, ale nie mam co narzekać. Sekundy później usłyszeliśmy donośny krzyk dobiegający z zewnątrz. Wszyscy oprócz mnie poderwali się ze swoich miejsc.
- A jeśli to Fede ? - Ludmiła zaczęła panikować
- Nie wypowiadaj tego zdania ponownie - rozkazałam
- Róbcie co chcecie, ja idę sprawdzić czy nic mu nie jest
- Ludmi, nie wychodź - krzyczał Leon lecz za późno. Blondynka zatrzasnęła za sobą drzwi.
- No to pięknie ... Dobra, żadna osoba z tych, którzy zostali nie ma prawa dotknąć klamki, jasne ? - Fran stanęła przy drzwiach jednocześnie zagradzając przejście
- Jednorożec ! - wrzasnął Tomas i odepchnął Fran. Otworzył drzwi i po prostu wybiegł.
- Nie można go tak samego puścić. On zginie. Sama nie wierzę, że to mówię ... - dramatyzowała Fran
- Najwyraźniej ... - zaśmiał się Leon
- To nie śmieszne - Włoszka pociągnęła za klamkę i zatrzasnęła za sobą drzwi
- Fran ! - krzyknęłam i już chciałam wyjść za nią, ale Leon ułożył swoją dłoń na moim ramieniu. Z kostką jest odrobinę lepiej
- Viola, proszę nie rób tego
- To moja przyjaciółka. Nie mogę jej zostawić samej. Jest dla mnie jak siostra. Leon, nie nawet nie próbuj mnie zatrzymywać
- Uspokój się, rozumiem cię w stu procentach, ale ja się o ciebie martwię. Ja pójdę, ty zostań - w tym momencie usłyszeliśmy głośny trzask. Odruchowo spojrzeliśmy się przez okno. To, co zobaczyliśmy było tragiczne. Drzewa straciły wszystkie liście tak, jak podczas jesieni, niebo stało się ciemne, ulice było zepsute, a wraz z powietrzem unosiły się również drobinki pyłu
- Leon, czy to nadal nasze piękne Buenos Aires ? - zapytałam załamana - chłopak patrzył się w przestrzeń, a ja wtuliłam się w jego ciało - Leon ... - widziałam w jego oczach błysk, który zwykle świadczy o tym, że ma plan. Próbowałam z jego spojrzenia wywnioskować co mu chodzi po głowie, ale nie wyszło mi to najlepiej - Czy ty chcesz ich pokonać głupotą Andreasa ? - palnęłam
- Co ?
- Nic ... - zawstydziłam się
- Musimy działać. - powiedział stanowczo
- To co robimy ? Oni mają lasery, statki kosmiczne oraz prawdopodobnie naszych przyjaciół, a my ?
- My mamy siebie - oznajmił Leon
- Zrozum, to nie komedia romantyczna, to jest świat realny. Jeśli teraz będziemy zasypywać się komplementami, poniesiemy klęskę
- Ale ja mówię na serio. Myślisz, że te potwory doświadczyły czegoś takiego jak miłość ?
- Ty coś knujesz, prawda ?
- A byłbym sobą gdybym powiedział "nie"? - uniósł jedną brew do góry. Leon wybiegł na dwór, ja za nim.
- I co geniuszu, co teraz ?
- Nie wiem, przecież to ty jesteś specjalistką od improwizacji - uśmiechnął się cwaniacko, a ja uderzyłam go w ramie
- Wy ! - wskazał na nas zielony ludek i strzelił laserem w naszą stronę. Leon odepchnął mnie. Znalazłam się na ziemi cała w kurzu. Wielka ciemna "mgła" piasku nie pozwoliła mi na zobaczenie mojego chłopaka w całej okazałości.
- Leon ! - krzyknęłam - Leon, gdzie jesteś ? - do oczu napływały mi łzy
- Tutaj - chłopak położył swoją dłoń na moim ramieniu mówiąc bardzo spokojnie jak na tę okoliczność - szybko zmywamy się
- Oszalałeś ? - uniosłam się
- Viola, nie bawmy się teraz w bohaterów, którzy chcą ratować świat. Nie chcę by coś ci się stało
- Stop ! Wszyscy traktujecie mnie jak małe dziecko. Jestem dorosła i sama mogę decydować, więc jeśli chcesz to wracaj do resto, ja idę po przyjaciół - mówiłam stanowczo
- Viola ?
- Co ?
- Kocham cię - przewróciłam oczami.
- Mam pewien plan ... - myślałam głośno
- Słucham
- Może jak dojdziemy do ich statku to dowiemy się czegoś więcej, a skąd wiemy, może nawet to tam więżą naszych przyjaciół
- Jesteś genialna, idziemy ! - Leon chwycił moją chudziutką dłoń i przedzierając się przez chmurę kurzu biegł przed siebie. W połowie drogi zaczęła boleć mnie ponownie kostka. Wprost idealny moment... Nic nie mówiłam. Utykałam lekko, ale starałam się nie odstąpić boku bruneta. - Viola, ty tańczysz ?
- Co ? - dziwiłam się
- A może chcesz iść do toalety ?
- Nie ! Po prostu ...
- Przede mną się nie ukryjecie - zauważyliśmy powiększoną wersję jednego z potworów. Kosmita był wielkości dużego wieżowca. Dłoń jego wyglądała jak samochód osobowy, posiadająca cztery palce, a wiem o tym dlatego ponieważ zbliżała się do mojej twarzy. W mgnieniu oka znalazłam się we władaniach stwora. Próbowałam się wyślizgnąć, wyszarpnąć po prostu uciec. Niestety nic z tego, postać była zbyt silna jak na mnie. Myślałam, że to już koniec, że stanie się ze mną dokładnie to, co stało się z resztą czyli właściwie nie wiem co, ale na pewno coś strasznego. Na szczęście był jeszcze Leon.
- Ładnie to tak mierzyć się ze słabszymi ? - złożył ręce na klatce piersiowej
- Ty to do mnie mówisz ? - skrzywił się kosmita
- Nie, do tego drzewka. Oczywiście, że to ciebie ty cymbale. Postaw ją na ziemie
- A niby czemu miałbym to zrobić ?
- Bo cię o to proszę ? - brunet dalej prowadził twórczą dyskusję z zielonym ludkiem
- Nie - odpowiedział mu równie stanowczo
- Uszczęśliwia cię takie krzywdzenie innych ? - zapytałam
- Szczerze ? Nie ! Nienawidzę tej roboty, ale co ja mam począć ? Jakoś muszę zarabiać na życie. Moja żona kupiła nam zwierzaka i teraz pracuję w kilku branżach. Jestem baletmistrzem, kucharzem oraz wrednym stworem siejącym postrach na ulicach różnych planet. Wiecie co ? Rzucam tą robotę !
- Czyli co ? Wypuścisz Viole ? - zapytał Leon z nadzieją w głosie
- Oczywiście, mało tego. Pomogę wam zgładzić naszą rasę, a sam wrócę do mojego ulubionego zajęcia jakim jest gra w golfa - zielona istota postawiła mnie na ziemie, a ja nie zdążyłam złapać równowagi. Wpadłam wprost w ramiona mojego kochanego chłopaka. - Wyglądamy na strasznych ?
- Troszeczkę - powiedzieliśmy jednocześnie
- Serio ? No w każdym razie... Jesteśmy bardzo prymitywni. Centrum dowodzenia mamy na naszym pokładzie, kto by się tego spodziewał ? Z moją pomocą wyślecie wszystkich Atopideków na Urana albo poza Układ Słoneczny
- Wchodzimy w to ! - odpowiedziałam za naszą dwójkę
 Leon w czasie wędrówki zauważył moje utykanie, więc wziął mnie na ręce. Początkowo mówiłam, że nie jest to potrzebne jednak gdy mnie uniósł poczułam się tak bezpiecznie w jego ramionach i nie protestowałam dłużej.
- Jesteśmy na miejscu - wyznał stwór
- Ale przecież to tylko otwarta przestrzeń ... - zauważyłam
- Właśnie o to chodzi, że nie. Kilka kroków w przód jest urwisko. Bądźcie tak mili i sami się zrzućcie z niego. Zrobiłbym to, ale zmęczony już jestem. Jak wrócę tu z królem macie być tam, na dole ... - Spojrzeliśmy na niego lekko zdziwieni. Ja myślałam, że to ludzie są zwariowani ... - No co tak się patrzycie ? Zamknijcie oczy i hop ! Z wami gorzej jak z dziećmi. Patrzcie, idziecie pięć kroków przed siebie i lecicieeeeeeee - postępując z własną instrukcją jeden z kosmitów sam się unicestwił. Nagle stała się jasność. Drzewa znów wróciły do życia, ulice scaliły się, a Słońce wyłoniło się zza chmur.
- Co tu jest grane ? - zwróciłam się do bruneta w koszuli
- Ja mam wiedzieć ? - usiedliśmy na ziemi. Ułożyłam głowę na klatce piersiowej mojego chłopaka.
- A może to był tylko jakiś sen, a ja nadal jestem na jawie ?
- Może ... - przytaknął
- Pocałuj mnie - rozkazałam, a chłopak uczynił to, o co prosiłam.
- I cięcie ! - usłyszeliśmy krzyk za plecami. Odwróciliśmy głowy, ujrzeliśmy postać Marotti'ego, a obok niego całą ekipę z kamerami
- Co to ma być ? - pytał z pretensjami Leoś
- Film pod tytułem "Inwazja", a wy gracie w nim główne role - oznajmił zadowolony producent
- Ciekawe dlaczego my o tym nic nie wiemy ...
- Leon, Leon, Leon ... Jak to nic nie wiecie ? Wysłałem wam scenariusz i to kilkakrotnie.
- Yyy ... - podszedł do nas Andreas - Bo wiecie ... Zabrakło chusteczek i no ten, tego ... - Spiorunowaliśmy głupka wzrokiem, a potem zaczęliśmy się śmiać.... Tego dnia nie zapomnę do końca życia, a premierę filmu obejrzę w kinie z wielkim zaciekawieniem. Oczywiście u boku moich przecudownych przyjaciół, którzy nie byli tak mili i nie powiedzieli nam, że to nie jest na serio.
_________________________________________________________________
Atopidekowie* - kosmici z innej galaktyki, których sobie wymyśliłam xD
A więc to One Shot na konkurs u Viluśki, a tak poza to opowiadanko związane z dzisiejszym dniem - Halloween. Tak, wiem, końcówka słaba, przepraszam ! Nie jest aż tak straszne < wgl nie jest straszne > jak miało być <planowałam by ten stwór tym laserem usmażył Angie xD> No, a więc strasznego Halloween moi mili ^^
Nie mam już czasu by się rozpisać, ale jutro dodam zakładkę byście mogli dawać tam swoje propozycje ap ropo zakładek. Może jakaś sonda, no zobaczę :D
No i może malutki konkursik ? Kto chce wziąć w nim udział niech napisze krótkie, straszne opowiadanie. Może być o postaciach z serialu, nie musi. Wszystkie opublikuję na blogu + zareklamuję waszego bloga ^^
Czas macie do końca tygodnia, opowiadanie nie ma być długie lecz straszne ! Mogą pojawić się motywy z Halloween tzn. wampiry, duchy itp. Wierzę w was !
Miałam się nie rozpisywać ... UHG !
Wysyłajcie na adres : fanki.leonetty@tlen.pl

środa, 30 października 2013

Rozdział 2: Zawiodłam się na tobie

- Violetto, podałabyś mi swój numer telefonu ?  - była to Francesca
- O, jasne - wyciągnęłam z torebki moją komórkę i zrobiłam to, o co prosiła. Uśmiechnęłam się do dziewczyny
- Czyli będziesz na imprezce ? - zapytała
- Mam taką nadzieję ...
- Na co masz nadzieję ? - przyszedł do nas mój chłopak i usiadł obok mnie
- Viola zastanawia się czy chce wpaść na przyjęcie
- Naprawdę ? Nie masz się o co martwić, będziemy - postanowił Diego
- Ale ... - zaczęłam
- Tak ? - spojrzał na mnie
- Ah ... już nic
- No to super, widzimy się u mnie o 17, tak ?
- Pewnie, czym się Fran - szatyn pożegnał się z Włoszką, ta posłała do nas triumfalny uśmiech i odeszła razem z Fede w stronę osiedla. Odwróciłam się w przeciwną stronę do mojego chłopaka, wstałam i zaczęłam iść w kierunku Camili, Leona, Marco, Broadway'a i Lary.
- Violetto ! - wołał Diego. Nic nie odpowiedziałam. Chłopak poderwał się z siedzenia i ruszył w moją stronę - Violetto, a tobie co jest ?
- Diego, doskonale wiesz jaki jest mój tata, a mimo wszystko zadecydowałeś za nas oboje. Nie mam pojęcia czy pojawię się na tym przyjęciu, a ty już oświadczyłeś Francesce, że przyjdę. Tak się nie robi ...
- Naprawdę będziesz się teraz o to na mnie wściekać ? - chwycił moje dłonie
- No nie wiem ... - droczyłam się. Diego spojrzał się na postacie za mną. Odwróciłam głowę, by zobaczyć kto go tak bardzo zaintrygował. Kto stał za moimi plecami ? Przyjaciele chłopaka, ćwiczyli jakiś układ taneczny - Diego ?
- Zaraz do was dołączę - wydarł się, a ja przewróciłam oczami i szłam dalej w stronę domu - Oj no, Violetto !
- Zmieniłeś się. W Barcelonie byłeś zupełnie inny...
- Właśnie, że nie !
- Nie poznaję cię, przeszkadzam ci ?
- Nie, skąd taki pomysł ? - udawał głupka
- Może stąd, że nie zwracasz na mnie uwagi, zupełnie jakby mnie nie było. Nie zabraniam ci spotykania się ze swoimi przyjaciółmi, ale proszę nie olewaj mnie
- Nie olewam
- Diego ...
- No dobrze ... Niech ci będzie, ale ja wcale taki nie jestem. Znasz mnie znakomicie. To ja, ten sam Diego którego kochasz. Przyjdę do ciebie przed 17, nie ważne czy pójdziemy razem na tą imprezę, czy się na niej nie pojawimy. Najistotniejsze jest to, byśmy spędzali ze sobą bardzo dużo czasu - przytuliłam szatyna
- Dziękuję - szepnęłam
- Chcesz bym cię odprowadził ?
- Co ? Nie, nie. Zostanę jeszcze chwilę i porozmawiam z Larą i Camilą, chcę je trochę lepiej poznać
- Ok, ja lecę do ... - wskazał chłopaków
- Jasne - podeszłam do wcześniej wspomnianych dziewczyn
- Hej - powiedziała Lara, a Cami się uśmiechnęła - Co tam ?
- A nic ... Idziecie dzisiaj do Francesci ?
- Oczywiście - oświadczyła rudowłosa dziewczyna
- Raczej tak, no chyba, że Leon będzie kazał mi iść naprawiać jego maszynę
- Nie bardzo rozumiem - zakłopotałam się
- A tak, już tłumaczę. Leon jeździ na motocrossie, a ja jestem jego mechanikiem - poinformowała mnie brunetka
- Tak, ale poza tym jest jego najlepszą przyjaciółką od dzieciństwa, a ja ... Jestem jej najlepszą przyjaciółką, tak samo Francesci, Leona, Maxi'ego... - Camila wymieniała dalej swoje koligacje przyjacielskie, a ja i Lara się śmiałyśmy z bruneta, który stał za dziewczyną robiąc przy tym różne zabawne miny - No co ? Ja nie kłamię ...
- Odwróć się - krzyknęła Lara. Ruda dziewczyna zwróciła się w stronę Leona i wręczyła mu telefon.
- A po co mi to ?
- Numer do psychiatry jest pod dwójką - spojrzeliśmy się na nią ze zdziwieniem - No co ? Od lat kumpluję się z Andreasem, tak ? - Dziewczyna w podskokach pobiegła do Broadway'a
- Violetta, prawda ? - chłopak odezwał się do mnie
- Yy tak, Leon ? - znałam jego imię, ale on moje też, więc w sumie jest to tylko forma droczenia się
- Ładnie tańczysz - wydukał, a Lara walnęła go w ramie.
- A po czym to stwierdzasz ? - zaśmiałam się cicho
- Gościu, ale wpadka ... - uśmiechnęła się brunetka i dołączyła do Camili
- Muszę wracać do domu - wyznałam
- Odprowadzić cię ?
- To chyba nienajlepszy pomysł - spojrzałam na Diego, który wspaniale bawił się z chłopakami
- Ok, cześć - patrzyłam jak Leon idzie w przeciwny do mnie kierunek. Odrobinę żałowałam mojej decyzji. Chciał być miły, a ja tak go zlałam.
Wróciłam sama. Czas powrotu niesamowicie mi się dłużył. Przemierzałam alejki ślimaczym tempem. Kiedy przekroczyłam próg domu powiadomiłam domowników o mojej obecności i od razu pobiegłam do gabinetu taty. Chciałam porozmawiać z nim o tym przyjęciu.
- Tato - otworzyłam energicznie drzwi. Pech tak chciał, że akurat mój ojciec rozmawiał przez telefon. Po tonie i słowach, jakich używał wywnioskowałam, że nie jest to raczej prywatna pogawędka. Wybrałam wręcz "fantastyczny moment" ... Mężczyzna rozłączył się i odłożył komórkę na blat biurka
- Słucham - złożył dłonie na klatce piersiowej
- Bo ja ... chcę żebyś wiedział, że cię kocham - zabrakło mi odwagi by wyznać prawdziwy powód
- Ja ciebie też, skarbie, a ty ... nadal spotykasz się z tym pucy-lalusiem ?
- Tato ! - zdenerwowałam się
- Oj no przepraszam, ale lepiej znajdź sobie jakąś przyjaciółkę, a nie uganiasz się za chłopakami. Jesteś jeszcze bardzo młoda, zdążysz się z kimś związać, naprawdę ! Kiedyś... za trzydzieści lat, no góra w wieku emerytalnym ...
- Tato ... - powiedziałam znudzonym tonem
- Taka jest moja tylko sugestia, ale nie obraziłbym się gdybyś wzięła ją pod uwagę
- A co zrobisz gdy ci powiem, że poznałam już parę sympatycznych dziewczyn, a jedna z nich organizuje małe przyjęcie u siebie w domu ?
- No mam nadzieję, że goście będą bawili się świetnie
- Czyli mogę też do niej iść ?
- Co ? Nic takiego nie powiedziałem
- Ale przecież ...
- Znasz te dziewczęta raptem jeden dzień, nie ma mowy, nie zgadzam się - protestował
- Ale tato ... proszę. Jak mam zaprzyjaźnić się z kimkolwiek, kiedy tym mi na to nie pozwalasz ?- krzyknęłam
- Nie tym tonem
- To niesprawiedliwe
- Życie nie zawsze jest sprawiedliwe ... - rzucił, a ja uciekłam na górę.
Siedziałam samotnie na łóżku z myślą, że za chwile przyjdzie do mnie Diego. Cieszyłam się jak głupia ponieważ nie miałam ochoty na wieczorek w towarzystwie taty, Jade oraz jej brata. Czekałam, czekałam i czekałam. Co chwilę sprawdzałam godzinę : 16.05, 16.06, 16.07 ... W końcu znudziło mi się to i otworzyłam pamiętnik. Popatrzyłam na wcześniejszy wpis i przewróciłam kartkę na drugą stronę. Chwyciłam do ręki długopis. Już miałam zacząć się "zwierzać", ale usłyszałam dzwonek do drzwi.
- Diego ! - wrzasnęłam i opuściłam zeszyt na podłogę. Biegnąc po schodach, prawie upadłam. - Ty nie otwierasz, ja ! - wyprzedziłam Olgę.
- Dzień dobry - była to jakaś kobieta, bardzo ładna zresztą.
- Dzień dobry, pani do mojego taty ? Zawołać go ?
- Tak, poproszę - nawet nie musiałam zrywać sobie gardła, mój ojciec stał tuż za mną
- Pani Esmeralda ? - zapytał
- Tak, przyszłam tutaj na umówione spotkanie, mogę wejść ?
- Zapraszam - otworzył drzwi szerzej
Poszłam do jadalni z zawiedzioną miną. Czyli jednak to nie był Diego. Spojrzałam na wyświetlacz komórki-16.59. Miał być przed 17 ... Zapomniał o mnie ? Rzuciłam telefon na stół. Usiadłam na krzesło i podparłam moją głowę rękom. Nagle zobaczyłam, że ktoś do mnie dzwoni. "To na pewno Diego" - myślałam, jednak myliłam się ...
_______________________________________________________________________________
Ok, ok, ok ! Rozdział nie powalający, ale jest.
Leonetta rozwija się pooooowoli, ale nie chcę robić czegoś takiego, że dopiero co się poznali i dwa dni później są parą, dlatego nie gniewać się !
Zmieniłam wygląd bloga - oświadczenie roku hahha, ja sama się z siebie nabijam, no nieważne. W każdym razie, podoba się ? Ten nagłówek ... ah, nienajlepszy, ale mimo starań, lepszego nie udało mi się zrobić
+ na blogu Teddy *klik* pojawiło się opowiadanie o Larze, mojego autorstwa. Bardzo ucieszyłam się, że tak wspaniałej blogerce jaką jest Teddy spodobało się moje badziewie. Mam zaciesza ! Dobra, koniec. Już ogarniam się. Koffam was <3




wtorek, 29 października 2013

One Shot z drugiego miejsca - Viluśka

Siedziałam na mojej malutkiej sofie, która znajdowała się obok okna, przyglądając się wszystkim za oknem. Kątem oka zauważyłam moją ukochaną kotkę, która weszła do pokoju i jednym susem wskoczyła na moje posłanie, tym samym zagrzebując się w niepoukładanej stercie ubrań.
Uśmiechnęłam się pod nosem i moją uwagę z powrotem przykuły przygotowania do Świąt Bożego Narodzenia, mężczyźni jak i kobiety chodzili to w jedną, to w drugą stronę z różnymi koszykami lub innego typu dekoracjami w pudłach i pudełkach. Zaśmiałam się na widok małego chłopca, który niósł ze sobą większego od siebie gwiazdora. Moje rozmyślenia nad tegorocznymi świętami przerwał głos mojego ojczyma. Odwróciłam głowę i spostrzegłam, że jest ubrany w swój wyjściowy garnitur, ze starannie wyprasowaną, czarną muchą przyczepioną do kołnierza.
-Jak wyglądam?- zapytał. Wstałam z mojego dotychczasowego miejsca i obejrzałam mężczyznę od głowy do stóp. Wykrzywiłam lekko głowę.
-Wiesz..gdyby tak przymknąć prawe, a potem lewe oko, to nie jest aż tak źle.- powiedziałam zgodnie z prawdą. Szczupły mężczyzna w za dużym mu garniturze w zielonkawą kratkę nie prezentował się najlepiej. Posłał mi złe spojrzenie i zmarszczył brwi.- Podziękuj sobie, sam chciałeś znać moją SZCZERĄ opinię.- powiedziałam ze stoickim spokojem, odgarniając spływające po mojej twarzy kaskady włosów. Usłyszałam cicho wypowiedziane przekleństwo i zaśmiałam się pod nosem. Mężczyzna zlustrował mnie od góry do dołu i pokręcił głową.
-Jeszcze w pidżamie? Przecież, wiesz, że dzisiaj przyjeżdżają do nas państwo Heredia i Verdas!- wykrzyczał. Zaśmiałam się cicho i popatrzyłam na mój strój. Bufiaste spodnie i gorset nakryty kilkoma warstwami materiału, chyba nie były najodpowiedniejszym strojem, jaki mogłam sobie wybrać do spania. Blondyn pokiwał głową z niedowierzeniem i zmarszczył brwi.- Na dwudziestą.- odparł cicho. Pokiwałam głową ze spokojem i skierowałam się w jego stronę.
-Wyjdziesz czy mam się rozbierać przy tobie?- zapytałam nieco poirytowana postawą ojczyma. Mężczyzna odchrząknął i zrobił się czerwony, gdy sięgnęłam ręką ku moim spodniom, tym samym dając mu do zrozumienia, że jestem do czegoś takiego zdolna.
-Już wychodzę, tylko się nie spóźnij Violetto.- powiedział. Fuknęłam pod nosem. I tak się spóźnię. Usiadłam z powrotem na czerwonym materiale, który zakrywał część szerokiego parapetu. Ostatni raz rzuciłam okiem na przygotowania, które szły pełną parą i podeszłam w ślimaczym tempie do brązowawej komody umiejscowionej na końcu pokoju, zaraz obok niedużego okna, w tamtym momencie zasłoniętego okiennicami. Otworzyłam małe drzwiczki wielkiego mebla i zaczęłam przeczesywać wieszaki w poszukiwaniu jak najlepszej kreacji na dzisiejszy wieczór. Nagle do głowy  wpadł mi pomysł. Wstałam z klęczek iż akurat zbierałam z podłogi moje ubrania, których nie chciało mi się kiedyś złożyć i powiesić i taki oto był skutek. Ruszyłam po dywanie, który zakrywał niemal całą powierzchnię podłogi mojego małego królestwa. Wyciągnęłam jedną książkę z półki, a ta automatycznie przemieniła się w wielkie drzwi, które prowadziły do równie tajemniczego pokoju, który był dla mnie jak drugi dom. Z gracją zbiegłam po kilkunastu schodkach i zatrzymałam się przed drewnianymi drzwiami. Uchyliłam je lekko w tym samym czasie patrząc czy przypadkiem nikt za mną nie idzie. Po upewnieniu się weszłam do środka a na widok zdjęcia przepięknej kobiety z dzieckiem na rękach i mężczyzną ubranym w zbroje za nimi, na moich ustach zagościł szczery uśmiech. Zamknęłam za sobą szczelnie drzwi, jeszcze raz rzucając okiem na czerwonawy korytarzyk. Zaczęłam rozglądać się po pokoju, wszystko było tak jak ostatnim razem, czyli mniej więcej w dniu jej 10 urodzin. Ściany nadal miały ten sam lekko wyblaknięty kolor zieleni, a na podłodze leżała czarna wykładzina w różnorodne wzorki. Na ścianach wisiały malowidła i ozdoby, podobnie było z czarnymi meblami poustawianymi pod ścianami. Podeszłam do największej szafy i delikatnie pociągnęłam za zardzewiałą klamkę w kształcie kuli. Drewniana powłoka przeniosła się na oba boki, tym samym umożliwiając mi przyglądanie się kreacją należącym do mojej matki. Przeglądałam wszystkie, jedna po drugiej bardzo starannie starając się nie pominąć żadnego istotnego szczegółu. Szczególnie spodobała mi się błękitna suknia uszyta z aksamitnego materiału. Jej góra była lekko pomarszczona, a dół sięgający do kostek był całkiem prosty. Czarny materiał, który był przewiązany przez ramię dodawał kreacji szyku, przez co utwierdziłam się w mojej decyzji wybrania tej oto sukni na dzisiejsze spotkanie z rodzinami przyjaźniącymi się z Markiem- moim ojczymem. Skierowałam się w kierunku malutkiej komody, która sięgała mi do kolan, uklęknęłam i bezszelestnie otworzyłam malutkie drzwiczki. Moim oczom ukazało się chyba ze sto par różnych butów. Z obcasem, bez, trampki, balerinki, od koloru do wyboru. Uśmiechnęłam się, moja matka zawsze była zwolenniczką dodatków, w których królowały buty. Wybrałam spośród nich czarne buty, składające się z materiałowych paseczków, ich spód miał czerwoną podeszwę, więc wiedziałam, że musiały kosztować fortunę. Ucieszyłam się z tego wniosku, bo wiedziałam, że moja matka będzie jeszcze bardziej wściekła, i może w końcu pozwoli mi się wyprowadzić z tej cholernej willi. Z moimi łupami, przeszłam jeszcze połowę wielkiego pokoju (http://www.polyvore.com/cgi/set?id=98376421) i w końcu doszłam do pozornie normalnej, kolejnej szafy w tym pomieszczeniu. Otworzyłam ją, a moim oczom ukazała się różowiutka toaletka, która miała swoje miejsce w innym, ukrytym pokoju. Moja mama miała bzika na punkcie swoich kosmetyków, dlatego kazała inżynierom wynaleźć jakiś sposób do ochrony ich. Chciało mi się równocześnie śmiać i płakać, ona była zdrowo kopnięta, bardzie dbała o swój wygląd a swoje dziecko, JEDYNE dziecko. Szybko umalowałam się w ciemnych kolorach i uśmiechnęłam do mojego odbicia. Wyglądałam pięknie. Wstałam z małego czarnego stoliczka, który robił za siedzenie i ruszyłam ku wyjściu. Ach, wiedziałam, że o czymś zapomnę! Szybko zawróciłam i z powrotem wbiegłam do szafy. Usiadłam zrezygnowana.- Co ja z wami zrobię..?- zwróciłam się do moich niesfornych włosów. Otworzyłam pierwszą szufladkę białej komody i wyciągnęłam z niej kilkanaście czarnych wsuwek i nie wiem jak mi się to udało, ale uformowałam na głowie koka. Spojrzałam na zegar, który wisiał na ścianie naprzeciwko.- Cholera! Już 20 minut spóźnienia!- krzyknęłam sama na siebie. Szybko pozbierałam moje ubrania, które walały się na podłodze, i podbiegłam do dotąd zamkniętych drzwi. Szarpnęłam za klamkę a te natychmiastowo ustąpiły. Wbiegłam po drewniano-kamiennych schodkach na górę, szarpnęłam za kamienną klamkę od drzwi, ta ani drgnęła. Wkurzyłam się niesamowicie, mocniej pociągnęłam za drzwi, i muszę niechętnie przyznać, że otrzymałam ten sam, nieuprawniony efekt. Odstawiłam kupkę moich starych rzeczy na podłogę, po czym szarpnęłam z całej siły za klamkę, ta szybko otworzyła drewnianą powłokę, tym samym przyczyniając się do tego, iż osunęłam się z hukiem po schodach, jak sądzę po drodze nabijając sobie mnóstwo guzów.
                                         ***
-Hej, nic ci nie jest?- usłyszałam cichy, opiekuńczy ton, który jak mniemam należał do mężczyzny. Podniosłam do góry moje ciężkie w tamtej chwili powieki, a moim czekoladowym oczom ukazał się ideał. Wysoki, szczupły brunet o przepięknych oczach niczym fabryka czekolady. Ubrany był w nieskazitelnie czystą, białą koszulę, wyposażoną w kilkanaście złotych guzików, oraz czarne spodnie, które wyglądały bardzo… formalnie. Uśmiechnęłam się do niego moim uśmiechem numer pięć, który mówił „witaj, mój książe z bajki”.
-Nie..-wyszeptałam cicho, tym samym unosząc się na łokciach. Spojrzałam w jego głębokie oczy, a ten uczynił to samo. Uśmiechnęłam się szczerze, chłopak złapał mnie lekko za barki, tym samym unosząc do góry, staliśmy od siebie jakieś… dziesięć centymetrów, gdy ten niespodziewanie pochylił się nade mną i wyszeptał.
-Jestem Leon..- spoglądałam to w jego oczy, to na jego pełne usta, które nie dawały mi spokoju od samego początku naszej bardzo krótkiej znajomości.
-Vi..Violetta..-wyszeptałam. Byłam bardzo onieśmielona jego osobą, która za nic nie chciała puścić moich obdartych ramion. Chłopak lekko zarzucił swoje krótkie włosy do góry i zniżył się do mnie jeszcze bardziej, tym samym dotykając lekko moich spragnionych jego osoby ust.
Nie wytrzymałam, zbliżyłam się do niego jeszcze bliżej, tym samy zamykając tą cholerną odległość pomiędzy naszymi ciałami. Nie wiem dlaczego, ale czułam się magicznie, jego język wirował w tańcu razem z moim, a swoje ręce ulokował na mojej talii, tym samy przyciskając mnie jeszcze bliżej swojego ciepłego ciała. Ja zaś zarzuciłam moje szczupłe, lekko patykowate ręce przez jego szyję i złączyłam je ze sobą, tworząc pętle, z której nie miałam najmniejszego zamiaru wypuścić bruneta. Po chwili jednak zabrakło mi tchu, i poluźniłam lekko uścisk wokół szyi chłopaka dając mu tym samym do zrozumienia, że jestem w to niewprawiona i bardzo ciężko mi się już oddycha. Chłopak ostatni raz musnął moje wargi swoimi i wypuścił mnie ze swojego uścisku. Odeszłam kawałek...-Ki..kim jesteś?- zapytałam. Otóż przed moim lekko zdezorientowanym całą sytuacją ciałem pojawił się bardzo szczupły chłopak o kruczo czarnych, kręconych włosach. Chwyciłam za koniec balustrady schodów i podparłam się lekko o ścinę, gdyż moje ciało dawało mi wyraźne znaki, nie wiem tylko czy mówiło bardziej, że jak najszybciej muszę zaczerpnąć cholernie wielki oddech aby nie umrzeć na zawał, co byłoby dość dużą stratą, czy bardziej krzyczał abym ruszyła się z miejsca i uciekła od szatyna. Niestety byłam tak zszokowana, że nie mogłam wykonać ani tego, ani tego.
-Tomas.- powiedział i wystawił rękę do przodu. Spojrzałam na nią z pogardą i najchętniej weszłabym w ścianę, gdyby to było tylko możliwe, wszystko aby być jak najdalej od tego chłopaka, od którego nie wiem czemu, ale odpychało mnie tak silnie jak to możliwe. Chłopak zaśmiał się cicho i wycofał.
                                     ***
Straszny ból, który przeszywał moją czaszkę był nie do zniesienia. Dźwignęłam się na łokciach, tym samym opierając o ścianę..wszystko było dla mnie coraz bardziej zrozumiałe. To był tylko jeden wielkie, cholernie realistyczny sen, który przyprawił mnie gęsią skórkę. Wstałam ze schodów ledwie trzymając się na nogach. Spojrzałam na czarny zegar wiszący nad moją głową.
-Cholera.- wysyczałam przez zaciśnięte zęby. Dotarło do mnie, że spóźniam się już jakieś pół godziny. Wbiegłam na górę. Otworzyłam, tym razem bezproblemowo drzwi i ruszyłam pędem w stronę pomieszczenia, z którego dało się słyszeć lekko przygłuszone rozmowy gości z moimi rodzicami.- Pewnie się wkurzą.- stwierdziłam na głos lekko poprawiając swoją fryzurę, która niestety ucierpiała na tym felernym wypadku, i otworzyłam drzwi. Znalazłam się na dobrze mi znanym, wielkim niebieskawym korytarzu o wielu złotych ornamentach. Uśmiechnęłam się do zdjęcia mojego ojca, który zginął podczas wojny. Portret dokładniej przedstawiał go, ze mną jak się domyślam na rękach. Był taki szczęśliwy... ruda czupryna, nigdy nie ułożona dodawała mu młodzieńczego uroku, a niebieskie, uśmiechnięte oczka jakby pocieszały cię mówiąc "wszystko będzie dobrze". Ruszyłam dalej, tym razem napotkałam przeszkodę nie do ominięcia: schody! Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam schodzić po marmurowej powierzchni. Dało się słyszeć ucichającą rozmowę, co na pewno (chyba) było spowodowane odgłosem moich szpilek, które niestety zostały tak skonstruowane iż musiały się "odzywać" pokonując zmniejszającą się odległość do salonu. Po domu rozległ się szmer pochodzący z salonu. Zaczęłam zdawać sobie sprawę, iż zaraz poznam nowych ludzi, co było dla mnie wielką uciechą. Zobaczyłam wysoką postać mojego ojczyma, a za nią niziutką osobę o rudych włosach upiętych w wysokiego koka- moją rodzicielkę. Uśmiechnęłam się do nich przepraszająco i zeszłam na ich poziom, gdyż dopiero pokonałam kilometrowe schody.
-Violetto nareszcie zaszczyciłaś nas swoją obecnością.- odparł gburowato ojczym. Zmarszczyłam brwi i już chciałam mu się odgryźć, ale w miarę szybko ugryzłam się w język.
-Dla twojej wiadomości miałam małe kłopoty z dobiorem odpowiedniego ubioru. Sam kazałeś mi się wystroić.- zarzuciłam nieco skołowanemu mężczyźnie. On rozluźnił swój mocno zaciśnięty krawat i pokazał wzrokiem na gości wychodzących z pokoju. Zamarłam. Moje źrenice mimowolnie rozszerzyły się na widok Leona. Co mój wymysł robi w rzeczywistości ja się pytam!? Lekko potrząsnęłam głową dla ocucenia i zamrugałam kilka razy. Brunet jakby był moim lustrzanym odbiciem powtórzył mój ruch. Zaśmiałam się pod nosem i lekko spuściłam głowę, przygryzłam wargę, ale nadal wgapiałam się w sylwetkę chłopaka, która stanęła przede mną.
-Leon Verdas.- powiedział. Uśmiechnęłam się na dźwięk jego głosu, był taki sam jak w tym cholernie realistycznym śnie.
-Violetta Castillo.- przedstawiłam się i wyciągnęłam dłoń, aby mógł ją uścisnąć, ale ten ku mojemu zdziwieniu schylił się i nie przestając patrzeć mi w oczy pocałował jej wierzchnią część. Uśmiechnęłam się do niego ukazując rząd moich błyszczących zębów.
-Przejdźmy do salonu!- zarządził mój ojciec. Niechętnie zaprzestałam wpatrywania się w czekoladowe tęczówki mojego kąpana i pociągnęłam go za rękę ku jadalni. Uśmiechnął się do mnie tym uśmiechem numer dziesięć, który mówił mniej więcej "gdzie ty tam ja". Czułam jak nogi się pode mną załamują, ale w odpowiedniej chwili się opanowałam, myśląc jaki to byłby wstyd i to przed Leonem! Wkroczyłam do miętowej sali z białymi kolumnami poustawianymi gdzieniegdzie. Miały one wygrawerowane przepiękne wzory oraz idealnie wykute w marmurze kwiaty. Uśmiechnęłam się na widok mojej ukochanej paprotki, którą dostałam na urodziny od mojego ukochanego tatusia. Skierowałam się w stronę równie białego jak marmurowe kolumny stołu, postanowiłam zasiąść na moim miejscu, zajmuje je ja, i tylko ja, ponieważ to właśnie tu siedział mój ojciec. Ku mojemu olbrzymiemu zdziwieniu na moim dotychczasowym krześle siedział wysoki szatyn o kręcony... TOMAS!? Momentalnie zatrzymałam się w miejscu i nie mogłam wykonać milimetrowego kroku.
-Violu, właśnie. Dobrze, że nie usiadłaś, bo państwo Heredia bardzo chcieliby usłyszeć twój głos.- powiedziała moja zatroskana matka. Od śmierci mojego tatulka nikogo nie nazwałam inaczej niż normalne nazwy członków rodziny, żadnych zdrobnień, nic. Pokiwałam twierdząco moją nadal skołowaną głową i ruszyłam w stronę świerkowego podestu, tym samym puszczając rękę bruneta, którą do tej pory kurczowo trzymałam.
-Co mam zaśpiewać?- zapytałam nieśmiało do mikrofonu. Moja matka podrapała się po prawym boku głowy najprawdopodobniej zastanawiając się nad możliwością wyboru, który dawałam jej dość nie często.
-Może tą piosenkę, no...yy..- zauważyłam jej speszenie, którego w żaden sposób nie starała się ukryć. Wykonałam gest prawą ręką pokazując jej żeby się pośpieszyła bądź też chodziło mi o wysłowienie się. O wydobycie z siebie jakiegokolwiek głosu!- Yyyyy...Nada puede pasar,voy a soltar- zaczęła nucić moja mama. Uśmiechnęłam się w jej stronę i kiwnęłam głową porozumiewawczo.
-En mi mundo?- zapytałam. Na twarzy matki pojawił się wielki uśmiech, była szczęśliwa, że przerwałam tą błazenadę przed gośćmi.
-Właśnie!- zakrzyknęła. Wszyscy popatrzyli w moim kierunku, nieśmiało zwróciłam się w stronę keybord'a stojącego nieopodal. Podeszłam do niego, zagrałam cicho pierwsze nuty utworu i zabrzmiał mój niepewny, cichy głos.
-Ahora sabes que
yo no entiendo lo que pasa
sin embargo sé
nunca hay tiempo, para nada- wiedziałam, że moi rodzice dziwią się potwornie. Zazwyczaj tak się nie denerwowałam, na scenie czułam się lepiej niż w kołysce, niż w swoim pokoju, to przypominało mi ojca. Teraz jednak onieśmielała mnie obecność bruneta, który lustrował mnie wzrokiem. Postanowiłam wziąć się w garść, po tym gdy usłyszałam ciche szepty zdziwienia i drwiny kierowane w moją stronę. Zagrałam jeszcze raz refren a z moim płuc tym razem sto razy odważniej i czyściej wydostał się głos.(chodzi mi o coś takiego:http://www.youtube.com/watch?v=xMDmZsllggg)- Y vuelvo a despertar
en mi mundo
siendo lo que soy
Y no voy a parar
ni un segundo
mi destino es hoy- zobaczyłam wyrazy uznanie malujące się na twarzach ludzi, którzy akurat zasiadali w jadalni.
-Och Violetto faktycznie masz wspaniały głos, ale mogłabyś może jeszcze raz, bo chyba lekko się zestresowałaś?- zapytała wysoka blondynka o przepięknych czekoladowych oczach.
-Oczywiście.- odparłam. Tym razem zdecydowałam sama.- Como quieres.- powiedziałam i puściłam podkład z radia stojącego na komodzie.- Eh Ehh
Oh Ohh
Dime lo que quieras
y no me hagas llorar
No! Juegues conmigo
me hagas ilusionar- tym razem wychodziło mi idealnie. Nie denerwowałam się, czułam wzrok na sobie, ale wisiało mi czy im się spodoba czy nie, robiłam to co uwielbiałam od samego początku mojego krótkiego życia.-Como quieras que te quiera
si te quiera tu
No quieras que te quiera 
como yo quiero quererte- uwielbiałam tą piosenkę, a zwłaszcza refren, który był idealny- żywy, ale opowiadał o miłosnych rozterkach.
-Pięknie.Och idelanie. Brawo, brawo!- słyszałam tylko przekrzykiwanie się gdy zakończyłam. Ukłoniłam się i podeszłam do miejsca, które było wolne- obok Leona. Uśmiechnęłam się do niego ukazując drzemiące w moich policzkach dołeczki.
-Wspaniale zaśpiewałaś.- wyszeptał mi na ucho brunet, gdy schylał się po jedno z około stu dań stojących na stole. Zarumieniłam się lekko, ale zaraz się ogarnęłam i zaczęłam konsumować razem z innymi.
***
-Hej mała, na kolacji zarywał do ciebie ten goguś, ale teraz jesteś moja.- usłyszałam szept, a potem trzask zamykanych drzwi. Odwróciłam się i ujrzałam Tomasa, który zachowywał się dziwnie, bardzo dziwnie, nawet jak na niego. Podszedł do mnie i jednym ruchem powalił mnie na ziemię. Myślałam, że umrę, zadał mi tak potężny cios, że o mało co nie zemdlałam, chociaż myślę, że to byłoby dla mnie lepsze. Chłopak zbliżył się do mnie i już miał mnie pocałować, ale dałam mu z liścia i szybko pobiegłam do drugiego końca pokoju- do okna.- Nie odważysz się!- krzyknął. Słychać było zaniepokojenie w jego głosie, no tak w końcu byliśmy na drugim piętrze.
-Zdziwisz się.- powiedziałam i już miałam skoczyć, ale drzwi otworzyły się z wielkim hukiem a do pokoju wpadł Leon. Popatrzył na mnie i Tomasa i szybko rzucił się mi na ratunek. Podbiegł do mnie najbliżej jak się dało i przytulił mocno do swojego ciała.
-Nie rób tak więcej.- powiedział. Zdziwiłam się mocno, ale odwzajemniłam jego uścisk, lecz zaraz po tym wygramoliłam się z niego i skoczyłam na dół. Lot trwał krótko, ale zdążyłam przemyśleć dalszy plan działania, chciałam uciec. Może i do niczego nie doszło, ale bałam się nawet pomyśleć co stałoby się gdyby nie brunet. Otrzepałam się lekko (strój Violetty) i pobiegłam w stronę stajni. Tak, jazda konna pomagała mi w wielu rzeczach, ale teraz chodziło mi bardziej o to, aby pobyć sam na sam ze sobą. Być może chciałam też zobaczyć mojego konia Targla, ale sądzę, że chodziło bardziej o to pierwsze. Biegłam po zielonej łące i nagle padłam z wycięczenia, oparłam się na rękach, potem zaś resztką sił odwróciłam się na plecy i leżałam. Leżałam długo, na twardej, mokrej ziemi, nic sobie z tego nie robiąc. Rozmyślałam. Rozmyślałam nad tym co mam teraz zrobić. Co mam począć, bo przecież nie wrócę tam i nie będę udawać, że wszystko jest ok, chociaż tak nie jest! Nagle usłyszałam cichy szelest i niespokojny oddech.-Violetto! W końcu cię znalazłem!- wykrzyknął brunet. Podbiegł do mnie i przytulił mocno do swojego rozgrzanego ciała.Uśmiechnęłam się lekko gdy poczułam to tak dobrze znane mi ciepło chłopaka. –Co się stało?- zapytał. W tym czasie prowadziłam walkę, nie, nie to złe określenie: prowadziłam wewnętrzną wojnę przed tym czy powiedzieć mu o zaistniałej sytuacji z Hiszpanem, czy może puścić to mimo uszu i nie wspominać o tym już nigdy więcej. Chłopak pochylił się lekko nade mną tym samym zmniejszając odległość między nami prawie, że do zera. Już prawie czułam jego ciepłe, czułe wargi na moich zimnych dotąd ustach, spragnionych jego osoby.
-Kocham cię.- powiedziałam. Chłopak odsunął się ode mnie lekko, popatrzył w moje czekoladowe tęczówki i w końcu zamknął odległość miedzy nami pocałunkiem. Było jak w moim śnie, nasze języki zacięcie walczące o dominacje. Ta miłość, którą zawarliśmy w złączeniu naszych warg była wręcz niedopisania. Oderwaliśmy się od siebie po kilku minutach, złączyliśmy nasze czoła i wpatrywaliśmy się w siebie. Leon przytulił mnie mocno. Poczułam jego ciepłe ręce na moich plecach, wszystkie troski zniknęły- byliśmy tylko ja i Leon.
-Kocham cię..
_______________________________________________________________________________
Obiecałam, więc jest. Oto one shot z 2 miejsca w konkursie. Autorem jest Viluśka.  Następne dwa, nie wiem kiedy, ale jutro pojawi się rozdział. 
Viluśka, jeśli coś poplątałam ze strojami to przepraszam ;(

poniedziałek, 28 października 2013

Rozdział 1 : Poznaję przyjaciół Diego'a

Wstałam późno, jak na mnie. Wsunęłam na moje stopy ciepłe kapciuszki i zeszłam na dół. W połowie dystansu zobaczyłam Olgę krzątającą się w kuchni. Podeszłam do niej i uścisnęłam ją bardzo mocno. Usłyszałam głos guwernantki wołającej mnie na śniadanie. Stół był już nakryty, a potrawy jakie się na nim znajdowały, wyglądały co najmniej smakowicie. Przysiadłam się do reszty rodziny.
- Kochanieńka, czy wybierzesz się dziś ze mną na zakupy ? Twój styl jest taki niemodny - krytykowała mnie Jade 
- Mam na sobie pidżamy - wyznałam 
- Ale to nic nie zmienia. Uwierz mi, robię to dla twojego dobra. Nikt nie będzie zwracał na ciebie uwagi jeśli pokażesz się na mieście w czymś takim - ciągnęła dalej.
- Jade ... - przerwała jej wypowiedź Angie, za co byłam jej wdzięczna.
- A ty kim jesteś by zwracać mi uwagę ? - oburzyła się dziewczyna mojego ojca 
-Przepraszam - powiedziała Angie i odeszła od stołu tym samym zapoczątkowując niezręczną ciszę. Nagle usłyszeliśmy dzwonek do drzwi 
- Otworzę - zgłosiła się na ochotnika Olgita - Violetto, ktoś do ciebie 
Poderwałam się z siedzenia i ruszyłam w stronę mojego tajemniczego gościa, a był nim Diego. Uśmiechnęłam się do chłopaka i przytuliłam go na przywitanie.
- Dzień dobry, Diego - odezwał się tata, który pobiegł za mną
- Cześć - ojciec spojrzał się na niego srogo - yyy znaczy dobry
- Nie za wcześnie na odwiedziny ?
- Nie wiem... Raczej nie - odpowiedział Diego
- Violetto, i co ty w nim widzisz ? - tata szepnął mi do ucha i odszedł
- Dobra, nie ważne... Chciałbym ci pokazać okolice, co ty na to ?
- Jestem za - wyszłam kilka kroków za próg domu, a Diego wpadł w niekontrolowany napad śmiechu. - Coś nie tak ? - nie odpowiedział. Spojrzałam na moje gołe stopy. Zorientowałam się w tym momencie, że nadal jestem w pidżamie. Zawstydziłam się i pobiegłam na górę się przebrać, a następnie zeszłam na dół.
- Ślicznie wyglądasz - skomplementował mnie mój chłopak
- Dziękuję, idziemy ?
- Tak
- Tato, wychodzę - krzyknęłam

Szliśmy chodnikiem. Diego wskazywał mi rękom różne budynki, miejsca oraz postacie. W pewnym momencie chłopak stanął.
- Pozwolisz ?
- Nie rozumiem ... - oznajmiłam. Szatyn chwycił moją dłoń i zaprowadził do drzewa, przy którym stała gitara. Wziął instrument do ręki i zaczął trącać struny palcami, wydając dzięki temu dźwięk do przepięknej melodii. Bardzo mi się spodobała. - Sam to napisałeś ?
- Tak, a co ? Nie wyglądam na takiego, który pisze teksty piosenek o miłości ? 
- Nie, to jest cudowne, naprawdę ! 
- Zaśpiewaj ze mną - rozkazał
- Nie umiem ... 
- Uwierz w siebie, dasz radę
Escucha y siente
Sube el volumen vas a
Enloquecer, enloquecer, enloquecer - zaczęłam bardzo wolno i nieśmiało. Już Diego miał się dołączyć, ale ja przestałam.
- Dobrze ci szło, odwagi
- Diego... Mówiłam, że nie potrafię
- Masz piękny głos !
- Nie kłam - chłopak nic nie odpowiedział, nie miał okazji. Zauważyliśmy jakiegoś gościa biegnącego w naszą stronę. Zachowywał się bardzo dziwnie, trochę jak klaun, który uciekł z cyrku.
- Nie no nie wierzę, Diego ma dziewczynę ? - usłyszeliśmy
-  Ha, ha, ha, Andreas, co ty tu robisz ? - zapytał znudzony szatyn
- Patrzę na ciebie, a potem na tę laskę i znów na ciebie, i wiesz co stwierdziłem ? W głowie mi się kręci
- Kto to ? - zapytałam cicho
- Kolega ... - szepnął mój chłopak
- Wiecie ile to jest dwa plus dwa ? Bo mnie o to zapytał wczoraj Leon, a ja próbuję odpowiedzieć sobie na to pytanie, ale nie starcza mi palców.
- A Leon to ... - próbowałam wyciągnąć od Diego'a jak najwięcej informacji

- Mój najlepszy kumpel - odpowiedział szatyn - O patrz ! Tam są wszyscy, przedstawię ci ich - ponownie chwycił moją dłoń i pociągnął mnie w stronę grupy ludzi, ludzi którzy tańczyli, grali, śpiewali, wszyscy byli tacy radośni, że aż buchało od nich dobrą energią. Wtedy zobaczyłam jego. Włosy, lekko postawione do góry na żel, niebieska koszula, chłopak wydobywał z siebie dźwięk, nie byle jaki dźwięk, ale najpiękniejszy, zaraz po mojej mamie dźwięk jaki słyszałam w moim życiu. Jego wspaniały uśmiech onieśmielał mnie, czułam wzrok bruneta na moim ciele.
- To jest Violetta - z rozmyśleń wyrwał mnie Diego. Pomachałam do wszystkich.
- Jestem Francesca - przedstawiła mi się czarnowłosa dziewczyna
- A ja Camila - odezwała się ruda rówieśniczka
- A to kolejno Leon - ciągnął Diego. - Fede, Maxi, Marco, Andreas, Lara oraz Broadway.
- A mnie nie przedstawisz ? - usłyszałam nieco piskliwy głos kobiecy
- Tak, a to jest Ludmiła ... Wróg publiczny numer jeden - odezwał się mój chłopak, a ja się zaśmiałam
- Oj, nie schlebiaj mi aż tak. Oprócz tego największy talent On Beat studio, niewątpliwie najśliczniejsza dziewczyna, jaką widział świat oraz ...
- Usta, które się nie zamykają - dopowiedział Leon. Blondynka spiorunowała go wzrokiem. Odgarnęła włosy
- Ludmiła wychodzi - pstryknęła palcami i zrobiła dokładnie to, co powiedziała
- Nie zwracaj na nią uwagi. Ona tak zawsze do nowych uczniów. Jeśli tylko będziesz omijała ją szerokim kołem, będzie wszystko dobrze - zwróciła się do mnie Francesca
- Kołem ? - zdziwiłam się
- Fran pochodzi z Włoszech, nie rozumie wielu naszych przysłów. Musisz się do tego przyzwyczaić - poinformowała mnie Lara
- Tak samo jak ja ! - krzyknął chłopak z wysoooooką czupryną
- Tak, oto mój starszy o rok brat, Fede - oznajmiła Francesca ze znudzeniem
- Najukochańszy, najsłodszy, najbardziej opiekuńczy, najwspanialszy chłopak jakiego można poznać - przechwalał się, a ja powstrzymywałam się od śmiechu
- Fede, i tak nie masz u niej szans. No zobacz tylko : ładna, pięknie się śmieje ... - zaczął Leon, a ja się zarumieniłam
- I do tego jest zajęta ! - wciął się Diego i objął mnie ramieniem. Widziałam zawód w oczach bruneta.
- Coś małomówna jesteś - zauważył Maxi
- Może odrobinę ... - przyznałam
- Słuchajcie, dzisiaj u mnie w domu jest mała imprezka. Mam nadzieję, że wpadniesz Violetto. Będą wszyscy, prawda ? - oświadczyła Włoszka
- Tak ! Będziemy śpiewać i tańczysz, a Leon zadba o przekąski - zakrzyknął Fede
- Ja ? Czemu ja ? To wasze przyjęcie - oburzył się brunet
Kiedy mój chłopak wdał się w dyskusję ze wszystkimi na temat tej zabawy, ja odstąpiłam boku ukochanego i usiadłam sobie na ławeczce. Przyglądałam się każdej twarzy z osobna i już wyrobiłam sobie o nich opinię. Francesca jest bardzo sympatyczna, Fede pozytywnie świrnięty, Cami - zabawna, Marco odrobinę małomówny, Lara ma zaraźliwy śmiech, Maxi wygląda na kawalarza, Andreas ... pomińmy go ... i Leon, chłopak o pięknym spojrzeniu. Wszyscy razem tworzą taką zgarną ekipę, dobrze czuję się w ich towarzystwie.
 Nagle wzdrygnęłam. Poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu. Lekko odchyliłam głowę...
__________________________________________________________________________
Od razu mówię, że rozdział nie wyszedł mi najlepiej, a szkoda ...
Przepraszam, trochę poplątany przez te dialogi xD
Wybaczycie ?
Początek może być nudny i wgl, ale mam taką nadzieję, że akcja zacznie się od next'a. OBY !
Tak, w tym opowiadaniu Fran i Fede to rodzeństwo. Może tak być ? Nie wiem, jakoś tak mnie naszło :)
W Halloween pojawi się One Shot, mojego autorstwa, a co do konkursowych to dodam je, obiecuję. Tylko ... nie wiem kiedy :)
Nad zakładką "Bohaterowie" jeszcze pracuję <czyt. Ally jest zbyt leniwa i zrobiła tylko Violette, Leona i Francesce>

niedziela, 27 października 2013

Prolog

- Witaj Buenos Aires ! - krzyczałam - Jak tu jest cudownie ...
- Violetto, nie rozumiem czym ty się zachwycasz. Jesteśmy na lotnisku i to dopiero od 5 minut, a ty już zakochałaś się w tym miejscu - marudził mój ojciec
- Masz rację, ale już czuję, że to będą najlepsze lata w moim życiu - spośród tłumu udało mi się wypatrzeć chłopaka, który był jednym z powodów dla którego tutaj się przeprowadziliśmy. Pomachałam do niego, a on pokonał odległość kilkunastu schodków po to by znaleźć się obok mnie. 
- Diego ... - westchnęłam i  przytuliłam szatyna 
- Już myślałem, że się rozmyśliłaś i nie przylecisz ...
- Było trochę opóźnień, ale już jestem. Kiedy opowiadałeś mi o tym mieście, wyobrażałam je sobie jako wielkie i zatłoczone, a jest inaczej 
- Wybrałaś już szkołę, do której będziesz uczęszczać ? - zapytał się mnie
- Diego, ja nawet nie wiem jak wygląda mój nowy dom - usłyszeliśmy głośne chrząknięcie ojca, który obładowany był bagażami, nie tylko swoimi, ale i również moimi bo jak twierdził "Jestem bardzo silny i dam radę nieść je całą drogę z lotniska do auta". Diego wyręczył mojego tatę. Zabrał dwie walizki, tym samym robiąc sobie "przody" u szanownego pana Germana Castillo. 
Po drodze spotkaliśmy również Olgę-gosposie, Ramallo- doradcę finansowego ojca oraz Angie- kobieta, która przedstawiła mi się jako guwernantka. Od razu można było zauważyć, że wpadła w oko mojemu ojcu, ale niestety przy samochodzie czekał na nas brat dziewczyny mojego ojca- Matias wraz z swoją siostrą - Jade. Nie dogaduję się najlepiej z tą dwójką już od momentu gdy się poznaliśmy. Wyzwali mnie od "niedojrzałej smarkuli, która za dużo chce wiedzieć". Oczywiście mój ojciec tego nie słyszał, to byłoby zbyt proste... 

Jechaliśmy około pół godziny. Całą drogę rozmawiałam z Diego o naszych wspólnych wakacjach w Barcelonie. Wspominaliśmy pierwsze spotkanie na plaży. Nie zaczęło się najlepiej. Szatyn zabrał mój telefon z torby ponieważ twierdził, że jest on jego. Nasze spotkania stawały się coraz mniej sporadyczne aż w końcu zostaliśmy parą. Ojciec nie był z tego zadowolony, ale po długim czasie oswoił się z tym faktem. Kiedy wakacje dobiegły końca, Diego wyznał mi, że wraca do swojego rodzinnego miasta by kontynuować naukę w szkole muzycznej - studio 21, a co się z tym wiązało ? Także rozpad związku. Na szczęście dowiedziałam się, ze mój kochaniutki tata dostał pracę w Argentynie... 
- Ciągle myślę, że nadal jesteśmy razem w Barcelonie... - zaśmiał się mój chłopak
- Dotarliśmy - powiedział oschle tata 
Ucieszyłam się na widok naszej nowej willi. Kompletnie zapominając o walizkach wbiegłam do domu. Wprawdzie był pusty i niewyposażony, ale i tak mi się podobał. Do wieczora urządzałam mój różowy pokój. Ostatnim elementem jakim w nim umieściłam to fotografia moja i Diego'a.
 Postawiłam ją na biurku i usiadłam na swoje nowe łóżko. Obok mnie umiejscowił się wspomniany chłopak. Pocałował mnie w policzek : 
- Do zobaczenia. 
- Dziękuję ci za pomoc 
- Wpadnę do ciebie jutro - rzucił i wyszedł
Na końcu mojej torby zauważyłam fioletowy zeszyt. Podniosłam go. Przypomniało mi się, że kupiłam go na targu tylko po to by być chociaż w małym stopniu podobna do mamy, która prowadziła sekretnik. Niestety zmarła gdy miałam 5 lat. Nawet nie pamiętam jak wyglądała... Otworzyłam pamiętnik na pierwszej stronie. W ręce wzięłam długopis i zaczęłam opisywać dzisiejszy dzień. Zmęczona tą całą przeprowadzką zasnęłam bardzo szybko.
_____________________________________________________________________________
Proszę bardzo, oto prolog nowego opowiadania. Spokojnie, to blog o Leonettcie. Musicie na nią jednak trochę poczekać.
Prolog nie jest za długi, ale mam nadzieję, że wam się podoba.
Co do tych niedziel ze śmiechem to mi się już nie chce szukać fotek, sorki. Tak, jestem leniwa. xD


Wykreślanka

Odpadło zdjęcie z numerem 8. Które następne ?


Przepraszam za te opóźnienia, ale obiecuję, że dziś pojawi się na blogu prolog do nowej historii. Jeszcze raz przepraszam <3

sobota, 26 października 2013

Epilog

5 LAT PÓŹNIEJ
Siedziałam sobie na skórzanej sofie w salonie. Obok mnie umiejscowił się Leon, który przykrył się połową mojego kocu. Objął mnie ramieniem i ucałował mój policzek. Wtuliłam się w jego ciało i razem patrzeliśmy co dzieję się za oknem. Nagle usłyszeliśmy dzwonek od drzwi. 
- Ty otwierasz ! - krzyknęliśmy równocześnie. Spojrzałam na bruneta błagalnym wzrokiem. On przewrócił oczyma i leniwie się podniósł z siedzenia. Nie zdążył dojść do drzwi, a one same się otworzyły.
- Tęskniliście ? - był to Fede
- Federico ? Wróciłeś ? - przytuliłam przyjaciela
- Tak i zostaję na stałe - odparł Włoch
- Pogodziłeś się już z Francescą ? - zapytałam, a on tylko spiorunował mnie wzrokiem. - Sorki ...
- Nie szkodzi... Nadal jest na mnie zła, chciałbym ją przeprosić, ale nie wiem jak. Ciągle się wścieka o ten wyjazd do Włoszech
- Nie mogła lecieć z tobą ? - główkował mój narzeczony
- To skomplikowane... na początku ona nie wiedziała czy chce, ja chciałem potem ja powiedziałem, że nie, a ona, że tak i się wściekła. Później zapytałem czy jedzie ze mną i odrzekła, że nie ma na to ochoty no i ja, że ok, nie ma sprawy. Kiedy już byłem w Włoszech zaczęła do mnie dzwonić, że mam wracać. Ja się rozłączyłem bo myślałem, że pomyłka i teraz ona nie odbiera ... - powiedział na jednym wdechu. Zaniemówiłam, ale tylko dlatego bo nic nie zrozumiałam. Pokiwałam twierdząco głową i uśmiechnęłam się.
- I co wy o tym sądzicie, ? Przyznacie mi racje ? Leon ...
- Chcesz coś do picia ? - Leon uciekł do kuchni zostawiając mnie z tym problemem
- Tchórz ! - krzyknęłam
- Viola ?  - Fede spojrzał na mnie podejrzliwie
- No dobra Federico, bądźmy szczerzy ... - uratował mnie kolejny dzwonek do drzwi. Otworzyłam je. Tym razem odwiedziła nas Francesca mieszkająca w domu oddalonym od naszego o jakieś 300 metrów. Codziennie się widujemy i codziennie poruszamy temat Federa
- Jak on mnie wkurza ! - wrzasnęła i przeszła przez próg. Zatrzymałam ją jedną rękom.
- Fran, jak miło cię widzieć. Może dziś wyjątkowo porozmawiamy podczas spaceru ? No wiesz, w salonie Leon uczy mojego ojca tańczyć... - skłamałam. To chyba nienajlepszy pomysł by ta dwójka się teraz kłóciła
- To może być zabawne ... - uśmiechnęła się cwaniacko i mnie wyminęła
- Fran, nie ! - goniłam ją
- Viola, ja chyba źle widzę. Co u ciebie robi Fede ? - spojrzeliśmy się na Włocha chowającego się pod ławą
- Niespodzianka !? - krzyknął chłopak z fryzurą postawioną do góry. Kiedy próbował się wydostać spod drewnianego mebla uderzył się w głowę. Fran odwróciła się na pięcie z miną numer 6 czyli "Mam na was wszystkich focha!". Już miała zamiar wyjść, ale Fede ją zatrzymał. Odsunęłam się kawałek by obejrzeć to "przedstawienie" w całej okazałości - Francesco, poczekaj. Przepraszam cię ...
- Za co ty mnie przepraszasz ?
- Nie wiem, ale jestem pewien, że właśnie to chcesz teraz usłyszeć, prawda ? - wytrzeszczyłam oczy. Czy on na serio jest takim głupkiem, czy udaje ?
- Jesteś żałosny - wyznała Włoszka i zbliżała się coraz bardziej do drzwi
- No to co mam powiedzieć ? Może, że to twoja wina ?
- Porozmawiamy jak do tego dorośniesz bo jak na razie to nasze dwuletnie dziecko więcej zrozumie od ciebie ...
- Właśnie, właśnie, a co z naszym Frederic'iem junior ?
- Zostawiłam go na chwile  w domu z Camilą...Jak się cieszę, że wreszcie się nim zainteresowałeś... I to nie jest Fede junior !
- Przepraszam, ale tak szczerze ! Mówiłem ci, że wyjeżdżam do Włoszech, ale nie powiedziałem z jakiej przyczyny. Mój tata zachorował... Myślałem, że jeśli teraz do niego nie pojadę to będę  potem tego żałował do końca życia i, że więcej go nie zobaczę
- Fede ... - Francesca się rozpłakała i przytuliła swojego męża
- Oooo ! - westchnęłam i wtedy Leon podszedł mnie od tyłu i pocałował w policzek - Kocham cię - szepnęłam mu do ucha
- Ale nie tak bardzo jak ja ciebie !
W tym momencie niespodziewanie przez otwarte okno wszedł Andreas i Maxi. Spojrzeliśmy na nich karcącym wzrokiem, a oni tylko się do nas uśmiechnęli.
- No co ? Jedyni single w okolicy nie mają co robić sami w domu - zaśmiał się Maxi, za to nasz głupek z szkolnych lat włączył muzykę z radia. Chłopaki od razu ruszyli do tańca, a ja i Fran tylko po cichu się z nich nabijałyśmy, lecz nie wyobrażam sobie innego życia od tego, które już mam. Jest w nim wszystko o czym marzyłam...
______________________________________________________________________________
Osobiście mi się nie podoba + więcej Fedecesci jak Leonetty, ale ciii. xD
Zabieram się za prolog nowej historii :*
Najszybciej pojawi się zakładka "Bohaterowie". Zaktualizuję ją i zostawię, ale do nowej historii będzie na dole :>




Hej !

Hej, kochani !
Chyba nie wszyscy zrozumieli o co mi chodziło xD
Ja nie rezygnuję z bloga :D Mam taki mini pomysł !
Napiszę epilog tak gdzieś 3,4 lata później i zacznę nową historię. Na początku będzie Dieletta, a później ... och sami zobaczycie i w ankiecie stwierdzicie, czy wam się te nowe opowiadanie podoba. Jeśli nie to spoko.  Wtedy usuwam je, epilog starego tak samo i robię kontynuacje tamtej historii. Wakacje + 3 rok w studio :D Co wy na to ?
Zabieram się do pracy, dziękuję za tylko komków <3
KOFFFAM was :**

czwartek, 24 października 2013

Rozdział 97: Wielkie show, to nie koniec, to początek...

Podniosłam się z siedzenia i wszystkim jeszcze raz podziękowałam nie tylko za tą niespodziankę, ale również za to, że po prostu są.
- No to co, Viola ? Czas się zbierać ... - powiedziała Angie
- Tak - kiwnęłam głową - Widzimy się po wakacjach, kochani - razem z ciotką wyszłyśmy z sali
- Viola - zawołał mnie Diego
- Nie chcę z tobą rozmawiać, odejdź - szłam dalej
- Ale Violetto, no ! - uparł się
- Diego, zaraz mamy samolot, zrozum ! Violetta nie chce cię znać - wstawiła się za mną Angie
- Dlatego muszę to z nią wyjaśnić - naciskał
- No dobrze, Angie poczekaj na mnie. Zaraz do ciebie dołączę
- Dziękuję - ucieszył się
- Mów szybko o co ci chodzi i błagam, nie proś mnie o wybaczenie.
- Wiem, jestem idiotą. Nie umiem tego jakoś dobrze wyjaśnić. Powiem tylko przepraszam. Zachowałem się źle i nic mnie nie wytłumaczy. Prawda jest taka, że dopiero gdy zobaczyłem jak płaczesz uświadomiłem sobie jaki błąd popełniłem.
- Żegnaj - wydusiłam z siebie. Nie mam pojęcia czy to, co przed chwilą powiedział jest na serio, czy może próbuje ponowić próbę zrealizowania swojego planu. Za dużo tego jak na mnie ... Tak, no i Ludmiła. Nie wiem czemu, ale jej wierzę. Ona nie płacze z byle powodu, ale z drugiej strony ma wielkie umiejętności aktorskie.
- Musimy trochę przyśpieszyć jeśli chcemy zdążyć jechać jeszcze na lotnisko - tak też zrobiłyśmy. Od studia do naszego domu wcale nie jest tak daleko, ale Angie ma racje, tylko ... Trochę mi smutno. Nie będę na zakończeniu roku, całe wakacje spędzę sama... Oczywiście będzie ze mną ciotka, którą kocham, ale jednak to nie to samo co Fran, Camila, Maxi czy Fede albo Leon. - Viola, dobrze się czujesz ? Masz jakąś taką nie wyraźną minę ?
- Ja ? Wydaję ci się, Angie.
- Na pewno ? - przystanęłyśmy, a ona spojrzała mi w oczy. Właśnie tego nienawidziłam. Nigdy nie umiałam jej skłamać
- Mam mętlik w głowie - powiedziałam zgodnie z prawdą
- Chodzi o wyjazd, Ludmiłe czy o Diego ?
- Tak - próbowałam się wymigać od odpowiedzi
- Co "tak" ?
- Tak !
- Tak ?
- Tak ! - mówiłam stanowczo
- Dobrze, starczy bo się trochę zakręciłam - zaśmiała się ciotka. Jej uśmiech znikł z twarzy gdy zobaczyła mojego tatę. Miała zamiar zgrabnie go ominąć, ale ja na to nie pozwoliłam
- Słuchajcie, czy mi się tylko wydaję, czy wasza dwójka naprawdę się unika ?
- Wydaje ci się - odpowiedzieli równocześnie
- Przecież widzę, że coś między wami się zepsuło
- Mylisz się - ponownie wypowiedzieli to zdanie w tym samym momencie
- Jesteście tego pewni ?
- W stu procentach - i znów to samo
- O co tu chodzi ?
- Nie chcę o tym rozmawiać - złożyła ręce na klatce piersiowej Angie w geście niezadowolenia
- Ty nie chcesz ? To ja musiałem tłumaczyć się Pablo w twoim imieniu
- Wcale cię o to nie prosiłam
- Czy wy się słyszycie ? - przerwałam tę kłótnie - Dosłownie dorosłe dzieciaki. Jak ja mam brać przykład z was, no powiedzcie ? Bądźcie dojrzali i wyjaśnijcie sobie wasze konflikty w spokoju - zbliżyłam ciotkę i ojca do siebie. Angie odwróciła głowę, tata tak samo. Odeszłam.
W moim pokoju zobaczyłam kompletnie spakowaną walizkę. Wyjrzałam przez okno. Szczątki starego bagażu nadal leżały w ogródku. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Chwyciłam uchwyt walizki, próbowałam bynajmniej, znieść ją na dół. W żaden sposób mi się to nie udawało. W końcu wkurzyłam się i usiadłam bezradnie na torbę. "Poczekam aż tata tutaj przyjdzie" - myślałam. Wyjęłam z kieszeni mój telefon ponieważ byłam ciekawa która to już jest godzina ? 15.12 - zostało półtorej godziny do odlotu samolotu. Pięknie ...
- Tato ! - krzyknęłam lecz nie usłyszałam odpowiedzi.
 Trzeba działać na własną rękę. Podniosłam walizkę i zrzuciłam ją ze schodów. Może nie był to najinteligentniejszy pomysł, ale bagaż w magiczny sposób znalazł się na dole i nie straciłam czasu na dalsze bez efektowne wołanie taty. Ponownie chwyciłam uchwyt. Ciągnąc za sobą bagaż udałam się na zewnątrz.
- Ja też cię kocham - usłyszałam słowa, które padły z ust mojej ciotki.
Bardzo ucieszyłam się, że wreszcie odnaleźli szczęście, a ja będę miała wspaniałą rodzinę w komplecie. Nie chciałam im przerywać dlatego wykonałam kilka kroków do tyłu. Niestety potknęłam się o mały kamyk i wylądowałam na ziemi. Upadek nie jest miłym przeżyciem, a zwłaszcza jeśli zdarza się to coraz częściej...
- Violetto, wszystko w porządku ? - usłyszałam zatroskany głos ojca
- Tak, tak. Już do was idę - podniosłam się z gleby i zrobiłam tak, jak powiedziałam.
Pożegnałam się z moim kochanym tatą, Olgitą i Ramallo, który zapakował moje bagaże do samochodu.

Kiedy znalazłyśmy się już na lotnisku przeczytałam sms-a, którego kiedyś wysłał mi Leon kiedy chłopacy "bawili" się z nami w podchody.
"Witajcie dziewczęta. Zależy nam na całkowitej anonimowości dlatego będziemy pisali pod pseudonimem. Ja jestem super - słodki L, Marco to afro-man, Fede - gangster , a Maxi - glut -czapeczka. Nie znacie naszych imion i tożsamości, ale poznacie jeśli przyjdziecie w wyznaczone miejsce. Będziemy dokładnie co 5 minut wysyłać wiadomości z instrukcją jak do nas dotrzeć. Kierujcie się na północ 
Podpisano 
Tajniacy"
Uśmiechnęłam się do wyświetlacza. Oczekując na odprawę wspominałam sobie ten dzień. Było bardzo zabawnie i te pseudonimy chłopaków ... Na wyświetlaczu ukazał mi się numer Fran. Pośpiesznie odebrałam połączenie :
- Hej, co tam ? - odezwałam się
- Jesteś już na lotnisku ?
- Tak
- A jest ktoś tam z tobą ?
- Angie, tylko Angie. Miał być ktoś jeszcze ? - pytałam zdenerwowana
- Antonio i Pablo zapowiadają nasze show, a Ludmiły i Leona nie ma...
- Tutaj też ich nie ma - odpowiedziałam. Sekundy później zauważyłam dwie postacie. Kogo ? Nie trudno zgadnąć - Fran, muszę kończyć, odezwę się do ciebie później - rozłączyłam się 
- A ty co tu robisz ? - krzyczał Leon na blondynkę
- Oj ty dobrze wiesz, ale co ty tu robisz ?
- Przyszedłem do Violetty
- Nie uwierzysz, ja też - mówiła sarkastycznie.
- Violetta - brunet podszedł do mnie - Jak się cieszę, że jeszcze jesteś
- Czy wy oboje przypadkiem nie powinniście być w studio ? - zapytałam z pretensjami
- Może ... Nie ważne. Violetto, ty musisz wystąpić. Myślałem, że to będzie zwyczajne przedstawienie w teatrze, ale nie. Tym razem będzie telewizja, a tak poza tym, co to za wakacje bez ciebie ?
- Właśnie, widzisz, ja naprawdę się zmieniłam bo gdyby było inaczej teraz śpiewałabym twoją piosenkę, a jestem tutaj. Dla ciebie ...
- Leon, Ludmiła ja naprawdę to doceniam, ale jest już za późno... - odwróciłam się w przeciwną do nich stronę. Poczułam czyiś dotyk w okolicach nadgarstka.
- Dokonałaś takiego wyboru tylko i wyłącznie ze względu na marzenia czy może to moja wina ? - zapytał się mnie Leon. Nie wypowiedziałam ani słowa. - Rozumiem ... W takim razie nie rób tego ze względu na inne osoby. Odejdziemy jeśli powiesz, że tego właśnie pragniesz.
- Tak, chcę wyjechać ... - posmutnieli.
- To wystarczy - wydukał brunet.
- Nie dokończyłam - odezwałam się - chcę wyjechać, ale jeszcze bardziej pragnę zostać tu z wami, bez względu na wszystko
- Naprawdę ? - ucieszyła się Lu. Pokiwałam twierdząco głową
- No to na co czekamy ?  Do mojego samochodu - zakrzyknął Leon i oboje zaczęli biec w jego kierunku. Po kilku krokach przystanęli i spojrzeli się za siebie.
- Viola ? - zmartwiła się blondyna
- Angie... ona już jest w samolocie
- Właśnie, że nie - usłyszałam głos ciotki - Wiedziałam, że zmienisz zdanie - uśmiechnęła się. Przytuliłam ją, a Ludmiła zaczęła się niecierpliwić.
- Violetto, show ! - krzyknęła. Oderwałam się od Angeles i popędziłam do auta Leoniastego.
Jak to na niego przystało jechaliśmy bardzo szybko. Jak zwykle nie zatrzymywał się na czerwonym świetle, a ja nadal się dziwie kto dał mu prawo jazdy ?

- Dotarliśmy - zagłuszył ciszę Leon
- Dzięki za info, sama bym nie zauważyła - czepiała się Ludmiła i wyszła z samochodu - Idziecie ?
- Tak - uczyniłam to samo co blondynka. Przed drzwiami do studio Leon zatrzymał się.
- Porozmawiamy ?
- Teraz ? Leon, śpieszy się nam
- Ale to bardzo ważne
- Leon, nie może to poczekać ? - pytałam
- Nie - mówił stanowczo. Spojrzałam się na Lu, która już była w środku
- No to słucham ... - brunet zbliżył się do mnie. Ujął mnie w talii i zaczął mówić
- Czy coś między nami się zmieniło ?
- Zdecydowanie - odparłam
- Na lepsze czy gorsze ?
- Nie wiem, Leon ...
- Nie powiedziałem ci tego wcześniej, chociaż bardzo chciałem... Kocham cię
- Ty mówisz na serio ?
- Jak najbardziej
- A ciebie nic nie łączy z Larą ?
- Oczywiście, że tak - w moim oku zaczęła kręcić się łza - Lare i mnie łączy wspólne zainteresowanie-motocross
- A ja ?
- Z tobą jest inaczej... Tego nie da się opisać ...
- To jest jak najpiękniejsza melodia ? - dodałam
- Dokładnie - pochylił się do pocałunku
- Violetta, Leon ruszcie się - wołał nas Maxi
- Już idziemy

Dziewczyny bardzo zdziwiły się na mój widok. W pozytywnym sensie ... W pośpiechu pomogły mi się umalować, ułożyć fryzurę i przebrać. W między czasie chłopaki weszli na scenę. Z garderoby wszystko było bardzo dobrze słychać.
Po wystylizowaniu się, razem z dziewczynami stanęłyśmy za "kulisami".
- A teraz wystąpią wszyscy uczniowie studia, do piosenki "Esto no puede termianr" ! - krzyknął Pablo. Usłyszeliśmy głośne brawa.
- Leon, Leon - wołałam chłopaka, chciałam z nim porozmawiać, ale światła zgasły. Zrozumiałam, że nie ma na to czasu. - Hej, ale ja nie znam choreografii ! - przypomniało mi się w ostatniej chwili
- Daj się ponieść - Leon szepnął mi do ucha. Tak też zrobiłam. Wszyscy przyjaciele pod stosowali się do moich kroków i sądzę, że wyszło naprawdę świetnie.
Na końcu występu Leon zbliżył się do mnie i ułożył swoje usta na moich. Oddałam pocałunek, byłam szczęśliwa. To zdecydowanie najlepszy rok w moim życiu. Jestem tego pewna w stu procentach. Odnalazłam wreszcie miłość i przyjaźń. Doznałam paru przykrości, które mnie wzmocniły. Odniosłam wiele porażek, ale i również zwycięstw. Uodporniłam się na wszelakich typów, którzy zabawili się tylko moimi uczuciami, ale i również przekonałam się co do zmiany ludzi na lepsze. Ludmiła wcale nie jest osobą za jaką ją uważałam wcześniej. Zmieniła się nie do poznania, na lepsze. Francesca wreszcie jest szczęśliwa z Fede, a Angie z moim ojcem. Nie wiem do końca co chcę robić w przyszłości, ale jedno jest pewne. Jest w niej Leon, rodzina, przyjaciele i muzyka czyli to, co kocham. Mimo iż kolejny rok w studiu upłynął, to nie koniec mojej przygody z muzyką, to dopiero początek...
________________________________________________________________________________
Jak się pewnie domyślacie oto jest koniec tej historii :D
Mam nadzieję, że ostatni rozdział się podobał. Dodam jeszcze chyba epilog i opiszę tam życie dorosłej Leonetty ;>
Nie wiem co dalej, pisać nowe opowiadanie czy może zostać przy tym i bazgrać 3 rok nauki w studio Violetty ? Z ankiety wynika, że jesteście za tym drugim, ale ja mam mętlik w głowie ... UGH!
Pomyślę jeszcze, a do tego czasu postaram się napisać ten epilog + coś na drugiego bloga.
Koffam was i dziękuję wam za czytanie. Jesteście wspaniali :**




środa, 23 października 2013

Wykreślanka

Hej ...
Kolejna wykreślanka. Odpadło zdjęcie z numerem 3. Które następne ?
Dzisiaj nie będzie rozdziału i nie mam pojęcia kiedy go napiszę. Nie mam pomysłu ani ochoty, przepraszam. 

wtorek, 22 października 2013

Rozdział 96: Prawdziwe oblicze Diego'a

- Fede - wrzasnęłam na przyjaciela, który miał zamiar wyrzucić moją walizkę przez okno. Chłopak nie spodziewał się mnie tak szybko, więc przestraszył go ten krzyk. W rezultacie, mój bagaż zleciał z góry na ziemie. Wyjrzałam przez okno. Zobaczyłam porozrzucane sukienki oraz kawałek połamanego plastiku, kółka od walizki też leżały oddzielnie. - Coś ty zrobił ? - załamałam się
- Sprawdzałem czy bagaże potrafią latać - odpowiedział
- Fede ... Robisz mi to na złość ?
- Nie, oczywiście, że nie. Nie jestem taki, przecież mnie znasz
- Znam, ale ... Teraz nie mam się w czym spakować. Co cię skłoniło, a tak po za tym jak się tutaj dostałeś ?
- Balkon miałaś otwarty ... Viola, bo mi chodzi o to, że ja nie chcę byś wyjeżdżała...
- Fede ... Nie będę tam długo. Zaledwie dwa miesiące, nie więcej
- Dwa miesiące ? A co zrobisz jeśli ktoś będzie chciał byś nagrała w Hiszpanii płytę i będziesz musiała się tam przeprowadzić. Odmówisz im ? Wątpię ... - zaniemówiłam. O tym nie pomyślałam - Tak sądziłem, cześć - wyszedł
Usiadłam bezradnie na łóżko. I co ja mam teraz zrobić ?
- Mogę wejść ? - zapukała Angie
- Jasne - odpowiedziałam
- Gotowa spełniać marzenia ?
- Nie - powiedziałam smutnie
- Liczyłam na nieco inną odpowiedź. To do czego masz wątpliwości ?
- Sama nie wiem, Angie
- Nie zostało ci dużo czasu do namysłu. Za trzy godziny odlatuje nasz samolot - poinformowała mnie ciotka.
- Wiem
- Viola, uśmiechnij się -  ciocia ucałowała moje czoło i wyszła z pokoju, a właściwie to wyminęła się w drzwiach z Francescą.
- Hej, Viola, nie uwierzysz czego się dowiedziałam - mówiła zdyszana
- Słucham ...
- Chodzi o Diego, Leona i Ludmiłe
- Diego, Leona i Ludmiłe ? - upewniałam się - Co z nimi ?
- Naprawdę ufasz swojemu nowemu chłopakowi w stu procentach ?
- Tak, oczywiście. Fran, co ty chcesz mi przekazać ?
- No bo Beto poprosił mnie bym poszła do kantorka po mopy, nie pytaj, chodzi o Andreas'a. Kiedy już się tam znalazłam, nigdzie nie widziałam żadnych szczotek ani czegoś w tym stylu. Potem usłyszałam kłótnie Lu  i Diego. Kiedy zrozumiałam, że ich "rozmowa" dotyczy ciebie zaczęłam to nagrywać. - Włoszka wyjęła telefon z torebki i puściła filmik :
- Diego, myślę, że powinniśmy zrezygnować z naszego planu - zaczęła Lu
- Teraz ? Ona wreszcie jest moją dziewczyną, zerwała z Leonem. Do tego dzisiaj ma wyjechać, więc jeśli nie zaczniesz się pakować to ja pojadę w tą trasę zamiast ciebie. - odpowiedział jej Diego
- Ja się z tego wycofuję i nie pozwolę ci zniszczyć kariery Violetty
- Teraz mi to mówisz ? Jest już za późno ... Zgodziłaś się na ten plan
- Czy ja się nie przesłyszałem ? - wtedy do sali wszedł Leon
- Leon, jak długo tu stoisz ? - martwiła się Ludmiła
- Na tyle by zrozumieć, że oboje chcecie skrzywdzić Viole
- Skrzywdzić Viole ? Nie bądź śmieszny ... - wymigiwał się Diego
- Leon, to on. On chce zniszczyć Violetcie życie, a ja początkowo się do tego przyczyniałam, ale teraz tego żałuję... - tłumaczyła Lu
- Tak, już ci wierzę - powiedział sarkastycznie brunet - Ja myślałem, że ty ją naprawdę kochasz. Jak w ogóle możesz robić coś takiego Violce, czym ci ona zawiniła ?
- Chłopaki... - wtrąciła się blondynka
- Cicho bądź - wrzasnął Diego
Wyłączyłam nagranie w połowie. Nie miałam ochoty słuchać tego dalej. Po moich policzki zaczęły spływać strumienie łez.
- Idę wygarnąć Diego - postanowiła Fran
- Nie, to mój chłopak...
- Nie wierzę ! Czy ty po czymś takim masz zamiar mu wybaczyć, Viola nie bądź głupia
Otarłam łzy i wyszłam z domu. Biegłam do studia, po drodze wpadłam na przechodnich.
- Jak łazisz !? - słyszałam głosy za sobą. Nie dbałam już o nic.
Weszłam do naszej szkoły. Udałam się do sali, w której siedział Diego zakrywając dłonią swoje oko. Kiedy mnie zobaczył poderwał się z siedzenia i przybliżył w moją stronę.
- Violu, płakałaś ? - zamartwiał się. Jeszcze rano uwierzyłabym mu, że naprawdę go to obchodzi, ale teraz ?
- Diego, jak mogłeś ?
- Co ja znowu zrobiłem ?
- Ty wiesz doskonale o czym mówię
- Nie ?
- Kiedy zacząłeś spiskować ?
- Co ?
- Od kiedy knujesz z Ludmiłą ? Czy wszystko to, co mi mówiłeś to były kłamstwa ?
- Violu, ale mi na tobie zależy.
- Diego, ty łgarz ...
- Nie, ja cię ... - wolną rękom dotknął mojego policzka
- Dość ! Nie wierzę ci.Widziałam nagranie...
- Nagranie ?
- Tak, a ja ci ufałam - wybiegłam z sali. Chłopak nawet nie drgnął by za mną pobiec. Rozpłakałam się jeszcze bardziej aż wpadłam po raz kolejny na jakąś osobę. Nie była to obojętna mi osoba lecz Leon.
- Płaczesz ? - zapytał, a ja wtuliłam się w jego ciało. Brunet nawet nie myślał by mnie odepchnąć.
- Dlaczego jestem taka naiwna ?
- Nie jesteś naiwna.
- Ale ja miałam Ludmiłe za przyjaciółkę, starałam się ją pocieszać, a ona ... no i jeszcze Diego- szlochałam
- Spokojnie, Violu, nie tylko ty się nabrałaś. Nie warto płakać przez takich ludzi
- Czuję się okropnie za to jak cię potraktowałam ...
- Leon - zawołał go Pablo. Chłopak odwrócił się do nauczyciela - Federico cię woła
- Przepraszam, muszę iść - pokiwałam twierdząco głową i starłam z moich policzków łzy.
- Wreszcie udało mi się ciebie dogonić - złapała mnie za ramię Francesca - Czy twoja decyzja co do wyjazdu zmieniła się ?
- Nie, Fran. Wyjadę. - Włoszka posmutniała
- W takim razie nie możesz zapomnieć o nas
- O to nie musisz się martwić - szatynka złapała mnie za nadgarstek i wprowadziła do sali, w której rozstawiony był projektor filmowy. Wszyscy poza Diego'em zebrali się w tym pomieszczeniu. Usłyszałam melodie do piosenki "esto no puede terminar". Przyjaciele zaczęli śpiewać, ja z nimi. Potem wskazali mi miejsce, które miałam zająć. Na białym ekranie pojawiły się fotografie. Jako pierwszy popłakał się Andreas.
Przytuliłam chłopaka :
- Ja wrócę - rzekłam
- Ty na serio myślisz, że ja dlatego płaczę ?
- Teraz mam wątpliwości - wyznałam
- Przecież tam nie ma ani jednego mojego zdjęcia - zalał się łzami Andreas
Zaraz za nim Fran i Cami. Ludmiła podeszła do mnie :
- Wiem, że mi nie uwierzysz, ale Diego jest złym człowiekiem
- Tak samo jak ty - powiedziałam oschle, a obok mnie usiadł Leon
- Ty nic nie rozumiesz - rozpłakała się
- Ludmiła ?
- Viola, nie rozumiesz, że ja nie chciałam ? No dobrze, początkowo właśnie o to mi chodziło by was rozdzielić, a ciebie upokorzyć, ale zmieniłam się. Mimo iż jestem dobrą aktorką nie umiem uronić nawet jednej łzy na siłę. To wszystko jest szczere. Już od dawna nie traktuję cię jako wroga i wydaję mi się to nierealne by oddalić cię od Leona. Wy się kochacie - spojrzałam na chłopaka, a on lekko się uśmiechnął. - Widzicie ...
- Ludmi, boję się ci zaufać
- No dobrze... - obróciła się na pięcie i ruszyła w kierunku wyjścia
_________________________________________________________________________________
Gif z ich wspólnymi fotami jest mojego autorstwa ^^ Hahahah
No i jak wam się podoba 2 sezon ? Mi bardzo ! Znów polubiłam Marcesce i co się z tym wiąże ? Także Femiłe, możecie spodziewać się ich na blogu, ale to później ...
Ah i te "podemos" Leonetty. Oglądałam to z 5 razy albo i więcej na yt, ale i tak mam zaciesz :)
No i Diego ... jeszcze bardziej nie lubię typa :/ A dubbing Marco jest taki dziecinny bynajmniej moim zdaniem...