czwartek, 26 lutego 2015

Rozdział 34: Ucieczka

Otworzyłam gwałtownie oczy. Nad mym ciałem pochylała się grupa ludzi. O co chodzi? Żadna z twarzy nie była mi znana.
- To chyba Violetta Castillo - przyglądała się dokładnie. Czy wypada krzyknąć " Co się tak gapisz?"
- Widziałem ją w telewizji. - potwierdził pan pod krawatem
- Może ktoś pomoże mi wstać? - oburzyłam się i wyciągnęłam rękę. - Banda osłów - patrzyłam na ludzi z politowaniem.
- Zderzyłaś się z lampą - naśmiewał się przechodzień, który udzielił mi pomocy. Zamroziłam go wzrokiem, lecz nie zwracałam specjalnie uwagi na jego szyderczy uśmieszek, który mógłby oznaczać wiele. Otrzepałam spodnie od piasku. Z lekkim bólem głowy szłam przed siebie. Dokąd ja idę? Zapomniałam. Przystanęłam. Chyba się zgubiłam. W pewnym momencie usłyszałam dźwięk sms'a. Pośpiesznie wyciągnęłam telefon z kieszeni i odczytałam jego treść: Czekam w parku. Leon. Wszystko od razu mi się rozjaśniło. Leon, spotkanie, park. Okay. Będąc już na miejscu, do celu doprowadziła mnie melodia grana przez dawnego muzyka. Chyba nawet znałam słowa. Wspomnienia wracają, niestety. Chłopak nadal mnie nie zauważył. Dołączyłam się do śpiewu.


Hay amor en él aire acércate a mí
Apuesta por lo qué siento
Hay amor en él aire tú confía en mí
Ya ves qué no existe él tiempo
Solo él destino qué a nosotros nos unió
Para siempre 


Brunet w momencie gdy dostrzegł mą postać, zdjął palce ze strun gitary. Instrument odłożył obok ławki.
- Hej - szepnął. Jak na dżentelmena przystało stanął i wyciągnął dłoń przed siebie
- Hej - uśmiechnęłam się. Uśmiech najlepszy na wszystko. Lubisz kogoś - uśmiechnij się, ktoś ci się podoba - uśmiechnij się, nie rozumiesz co mówi ktoś do ciebie, ale kilka razy spytałeś się "co?' - uśmiechnij się, jesteś Violettą - uśmiechnij się. Życie ma mnóstwo powodów do uśmiechu. Nawet taki głupi, niewinny, jak spotkanie chłopaka, za którym szaleje się od dawna... Mocno ścisnęłam dłoń przyjaciela. Zajęłam miejsce obok niego. - Sorry, że tak prosto z mostu, ale po prostu to pytanie mnie dręczy. Ty i Ludmiła... od kiedy jesteście parą?
- Violetta, nie chcę i nie muszę ci na nie odpowiadać - Leon oparł rękę o brzeg ławki. Rozejrzał się w prawą, a następnie w lewą stronę. Chyba kogoś dostrzegł, co go widocznie zaniepokoiło. Zmarszczył brwi, wytężył wzrok.
- Coś... - przyglądałam mu się ze skupieniem - coś się stało Leon? - Sekundy upływały, a chłopak jak zaczarowany obserwował okolicę.
- Musimy stąd iść - poinformował. Jeśli jego oczy byłyby filmem, to bez zwątpienia można by opisać go jako film grozy. On się czegoś bał. Ścisnął silnie mój nadgarstek i ciągnął mnie za sobą kilka przecznic. Natychmiastowo zauważyłam, że Verdas dawno stracił orientacje w terenie, biegł przed siebie, jak najdalej od parku. Na szczęście odmówiłam sobie na dzisiaj szpilki. Chwała mi.  Nie wiem gdzie idziemy, ale z nim mogłabym tak do końca świata.
- Okay - zwolnił chłopak - Tu... - złapał oddech - jesteśmy bezpieczni - okręciłam się wokół własnej osi.
- Tu?! - krzyknęłam z wyrzutem - Jesteśmy w najbardziej tłocznym supermarkecie w Rzymie - stwierdziłam fakt
- Widzieli cię ze mną... - podrapał się po głowie brunet, totalnie zlewając swoją towarzyszkę. Tiptopami zataczał kółka, co chwile zderzając się barkami z klientami sklepu. To naprawdę niepokojące
- Kto? - pytałam, śledząc wzrokiem ruch kolegi
- Oni - krzyknął, choć w tłumie ludzi, którzy wydają stokrotnie głośniejszy hałas, ten Leona był jak cichutki pisk - Dorwą nas... Mnie i ciebie... Wszystko zepsułaś. Musiałaś? No oczywiście, że musiała... - mówił jakby sam do siebie
- Leon, spokojnie. - ułożyłam dłonie na jego ramionach tym samym stopując jego dynamiczny chód. - Opowiedz mi wszystko od początku. Kto nas dorwie i czemu? - brunet wziął głęboki oddech.
__________
1) O czym mówił Leon?

Wiem. Krótki, źle napisany, bez sensu itd. itp. Ja to wiem, okay? Przepraszam, że wam to prezentuję, ale... no nawet wytłumaczenia nie mam. Może jednak komuś się spodoba, co? Plis XD
Reklama musi być. Napisałyśmy pierwszy rozdział. *KLIK* Zapraszam serdecznie.
I ten... Czy tylko moje życie jest tak nudne? Żyję, bo żyję. Ktoś ma podobnie?
Postaram się by następny rozdział był dłuższy i trochę szybciej. Okay, jak zwykle nie mam co pisać pod kreską, więc pożegnam was gifem i do następnej notki
///Ari <3

wtorek, 24 lutego 2015

Style - Francesca

Tym razem pod lupę bierzemy naszą sympatyczną Włoszkę - Francescę - przyjaciółkę głównej bohaterki. Jej styl - no cóż... bardzo różni się od Lodo. Francesca uwielbia luźne sukienki oraz spódniczki do kolan oraz opaski na głowie. Oto w małym "streszczeniu" jej wygląd. Tak jak w wypadku poprzedniego "style" Violetty wybierajcie, który ze zestawów jest najbardziej dopasowany i bliski waszemu gustowi, a który oddalony. Proszę o niekopiowanie zdjęcia, ponieważ bardzo napracowałam się wykonując ten mały kolaż. Szukanie odpowiednich zdjęć zajęło mnóstwo czasu. Dziękuję.

/// Ari <3

czwartek, 19 lutego 2015

Rozdział 33: Przyjaźń czy miłość?

Rozdział dedykuję wszystkim komentatorom <3
_____________

- Koledzy - burknęłam z niedowierzaniem
- Koledzy - potwierdził Leon - W ogóle, co ty tu robisz? Zapraszałem cię? Po co tu przychodzisz? Po co mnie odwiedzasz? Nagle przejmujesz się moim losem? Czy litujesz się nad kaleką? Uwierz mi, że nie potrzebuję litości. Na pewno nie od ciebie. - wybuchł nagle chłopak. Zabolało mnie to.
- Sama nie wiem - usiadłam na łóżko obok niego. Chłopak wywrócił oczyma, lecz pozwolił mi pozostać na tym miejscu. Mógłby przecież mnie zepchnąć na podłogę... Nic nie sugeruję... - Chyba... - tłumaczyłam bardzo powoli - Chyba nie potrafię o tobie zapomnieć. To trudne... To, co nas łączyło to było piękne - wyznałam
- Violetta - westchnął głośno
- Daj mi skończyć - spojrzałam mu głęboko w oczy, jak kiedyś. - Sądzę, że skoro los znów nas spycha na ten sam tor, to..
- Jestem z Ludmiłą - przerwał mi mimo wszystko. Doprowadził siebie do pozycji siedzącej - wiesz o tym. To, co było to przeszłość. Spróbuj ułożyć sobie życie na nowo.
- Leon - ścisnęłam jego dłoń. On czuł, że tego potrzebuję. Wcale się nie wyrywał, lecz ocieplił swój wizerunek uśmiechem. Może lekko wymuszanym, ale zawsze coś. - Mam wszystko. Prawie wszystko. Pieniądze, mieszkanie, sławę, każdego kolesia u swych stóp, a mi zależy właśnie na tobie. Pójdę już. - zsunęłam dłoń z jego dłoni i pogładziłam nią swoje przedramię. To było żałosne. Brawo, Violka. Nigdy więcej nie będę żebrać o miłość. Dalej stałam przy jego łóżku. Nic mnie nie ciągnęło by opuścić ten pokój.
- Jutro zapewne stąd wychodzę - zakomunikował pośpiesznie, a ja jedynie skinęłam głową. No tak. Po co trzymać na obserwacji pacjenta, który dopiero się wybudził... - Może... - chwilę się zawahał. Zdążył szybko przeanalizować, czy jego pomysł ma jakikolwiek sens - może się spotkamy. Jeszcze przed wyjazdem do Buenos Aires? - spytał dość pewnie. Nabrałam rumieńców
- Jasne - odrzekłam chętnie. Otworzyłam drzwi od pomieszczenia szpitalnego. Ludmiła. To ona stała tuż przed nami z zawiedzioną miną. Wyglądała jakby jej serce było ranione od wielu lat a to kolejny zawód. Pewnie pomyślała sobie coś w stylu Stara miłość nie rdzewieje, jak twierdzi przysłowie. Rzeczywiście źle to wyglądało z jej perspektywy.
-  To oczywiste. Banalne wręcz. Wróciliście do siebie. - snuła swoją tezę. Prędko wybiegła ze szpitala, pozostawiając mnie w osłupieniu. Usłyszała prawdopodobnie końcówkę rozmowy. Leon podnosił się z łóżka.
- Co ty robisz? - spytałam i szybciutko pobiegłam go zatrzymać
- Muszę jej to wyjaśnić! - krzyknął Verdas
- Zostań, ja z nią pogadam - zaoferowałam. Nic innego mi nie pozostaje. Niech chociaż on będzie szczęśliwy, szkoda, że u boku Ludmiły... Chłopak nie zaprzestał swojej czynności. - Leon! - wydobyłam z siebie krzyk. On wzdrygnął - Załatwię to - wybiegłam za narzeczoną swojego ex. To skomplikowane koligacje... Tak, tak.

- Ludmiła! - wołałam ją - Lu... - zauważyłam piękne, złote loki. Zmniejszyłam odległość między nimi, a mną. - Ludmiła - dotknęłam jej przedramienia. Kobieta odwróciła się i ukazała swoją twarz, co było zaskoczeniem. - Ups, przepraszam. Pomyłka. - Właśnie, pomyłka. Całe moje życie to pomyłka. Przeanalizowałam cały plac przed szpitalem jeszcze raz. Wzrok zawiesił się na w 99 % prawidłowej osobie. Szpilki, zgrabne nogi okryte drogimi jeansami, oraz włosy zakrywające całe plecy. - Lu, to nie tak. - Przydreptałam do niej, prawdziwej niej z wyjaśnieniami. Blondynka w między czasie zdążyła się wpakować do auta i włożyć kluczyki do stacyjki. Chcąc bądź nie, rzuciłam jej się na maskę. Dziecinny pomysł, lecz skuteczny. Musiałam ją przecież jakoś zatrzymać, to jedyny sposób, jaki wpadł mi do głowy na szybko.
- Kobieto, wiesz, że nie mam skrupułów i bez problemu mogę odjechać z tobą na masce albo bez ciebie. - krzyknęła przez otwarte okno blondyna. To prawda, taka jest Ludmiła. Brak skrupułów. Powolutku zeszłam z czerwonej nawierzchni samochodu. Chcę żyć. W mgnieniu oka zwinna ja zdołałam usadzić swój tyłek na przednim siedzeniu obok kierowcy. - Czego ty chcesz?! - wrzasnęła głośno właścicielka auta
- Wyjaśnię ci coś - Ferro nałożyła czarne okulary na nos i zerknęła na swoje odbicie w lusterku
- Szczęścia - odrzekła, malując wargi czerwoną jak krew szminką
- Nie, właśnie nie. Ja i Leon...
- Starczy. Mam gdzieś te twoje nędzne tłumaczenia. Ja po prostu się tego spodziewałam. Wiedziałam, że nadejdzie taki dzień, w którym zjawi się jaśniepani Violetta i zepsuje mi moją bajkę, zabierze księcia i będzie żyła długo i szczęśliwie - rozsmarowała dokładnie szminkę po całej powierzchni ust, poprawiła swoje loki i zarzuciła je do tyłu. - A teraz wypad - gestykulowała rękoma prośbę, rozkaz, nakaz...
- Ale to nie tak. Choć raz mnie posłuchaj. Ja i Leon nigdy nie będziemy razem - przesylabowałam wypowiedziane zdanie tak, by jego sens dotarł do wszechwiedzącej Ludmiły - Owszem, mamy się jutro spotkać, ale jak przyjaciele. Ten ostatni raz przed wylotem do Argentyny. Jedno spotkanie i nic więcej. Jedna kawa, później jest cały twój. I tak więcej razy go nie zobaczę. - Lu opuściła okulary w dół i zmarszczyła brwi - Naprawdę - potwierdziłam
- Znaj moją dobroć. A teraz spadaj! - odpowiedziała z przekąsem. Gdy opuściłam jej własność, Ferro cisnęła gaz. Z piskiem zniknęła z parkingu przed szpitalem.

Niby normalne spotkanie przyjaciół. Violetta i Leon. Kiedyś trzy słowa zestawione ze sobą oznaczało miłość, troskę, zaufanie... Dziś nie wiadomo czy nawet jesteśmy odpowiednimi kandydatami na kolegów. Jedno spotkanie przed kolejną rozłąką znaczyło wiele. Wciąż skrycie liczyłam na happy end. Leon rzuci mi się w ramiona, uciekniemy razem na koniec świata, pobierzemy się w skryciu przed wszystkimi, wychowamy ładne dzieci, a na starość będziemy się śmiać z przeszłości. To był ten optymistyczny tok myślenia. Realia są znacznie oddalone od mych marzeń. Jestem tego świadoma. Pożegnamy się, wróci do Buenos Aires z tą szmatą i nawet nie zaproszą mnie na ślub. Spędzę cały życie z kotami... Najlepsze jest to, że mam na nie uczulenie... Po porannych przemyśleniach przy śniadaniu wybrałam się do swojego królestwa, pospolicie zwanego szafą. Nałożyłam na siebie czarny, luźny sweter, przylegające do ciała rurki w kolorze ziemi, a na stopy nasunęłam ciemne buty z czerwonymi sznurowadłami. Włosy tradycyjnie rozpuściłam. Nałożyłam delikatny makijaż i tak wyszykowana wyszłam z mieszkania. Zamknąć dom, zamknąć dom, zamknąć dom. Powtarzałam sobie, by nie zapomnieć. Wyjęłam z kieszeni klucz i wykonałam czynność. Szłam ulicą. Mój krok był dość pewny, ale z każdym kolejnym ta pewność znikała. Czułam się osaczona. Nie tak zwyczajnie, nie przez fanów. Czułam, że ktoś za mną podąża, obserwuje i śledzi każdy następny krok. Obejrzałam się za siebie. Na chodniku wędrowało mnóstwo ludzi. Nie ma w tym nic dziwnego. W Rzymie, zarówno jak w każdym innym mieście mieszkają ludzie. Mimo wszystko serce przyspieszyło tempo, a maluteńkie kropelki potu powolutku spływały po skroniach, oddech stał się dynamiczny. Co sekundę odwracałam głowę. Trach... Nagle coś sprawiło mi ból. Upadłam na ziemię.
________
1. Co się stało Vilu?

KOCHANI!!!! LODO W POLSCE!!!! JUŻ DZIŚ! AHAHAHHAHAHAAHAHAHHAHA
Jutro czat z nią w dzień dobry TVN. Ja będę! A wy?
Z tej całej radości dodaję rozdział. Taki trochę dziwny, ale rozdział.
Oczywiście dodam też reklamę: http://amor-violettapl.blogspot.com/ Nie ma jeszcze rozdziału, ale pracujemy nad tym. Są zakładki i tam co nieco  przeczytacie. Historia będzie o życiu aktorów "Violetty" w czasie nagrywania 1 sezonu. Oczywiście pozmieniamy niektóre fakty. Jorge bez tej swojej dziuni ^^ Jakieś parringi będą. Ogl cały blog ma charakter rozrywkowy. Chcemy was rozbawić. Mam nadzieję, że was zainteresowałam i że wpadniecie, zaobserwujecie i będziecie czytać regularnie! <333
WE LOVE LODO! Ja chcę już jutro! Najlepsza niespodzianka. Ojejciu. Nadal nie wierzę! JAJAJJAJAJAJAJAJJAJAJAJ
Dobra ten. Przepraszam za... wszystko co znajduje się powyżej. Dziękuję za komentarze.
/// Ari ;)

środa, 18 lutego 2015

Style

Szybkie podsumowanie: Wykreślankę Lodo wygrało zdjęcie numer 4(te promujące Universo)


Przechodząc od razu do sedna chcę wam przedstawić styl Violetty w 2 sezonie. Moim zdaniem właśnie przez te 80 odcinków wyglądała najlepiej. W 1 sezonie przypominała wielkiego, wyrośniętego przedszkolaka, w 3 króluje róż co - jak dla mnie - jest zbyt dziecinne. Proszę o niekopiowanie obrazka. Napracowałam się. Wyszukiwałam zdjęć długo, więc doceńcie moją pracę. Który ze strojów podanych jest waszym zdaniem najlepiej dobrany, a który najgorszy?



Blog nowy. Zapraszam. Wbijać, komentować itd. Będzie miło. (tak, to reklama)

///Ari <3

czwartek, 12 lutego 2015

Rozdział 32: Szpital, Leon i "ci" panowie

- Narzeczoną? - spytałam z niedowierzaniem. W sumie to odpowiedź na zadane wcześniej pytania, ale... dlaczego wybrał ją? Nie mogłam w to uwierzyć. To się nie układało w logiczną całość. - Ludmiła?! - wybuchłam. Wspomniana dziewczyna puściła dłonie ukochanego i odwróciła głowę w kierunku hałasu. Usłyszała swoje imię. Wstała ze stołka, umieszczonego obok łóżka Leona.
- Cześć  - mruknęła pod nosem blondynka
- Śmieszne - parsknęłam - to chyba jakaś ukryta kamera. To nielogiczne. Wrabiacie mnie - wydobywałam z siebie ironiczny śmiech. Tak, to było nielogiczne. Ludmiła i Leon pięć lat temu żyli jak pies z kotem. Kłócili się o drobnostki, nienawidzili swojego towarzystwa, a teraz Leon oświadczył się swojemu dawnemu wrogowi? - Szkoda, bo nie dałam się na to nabrać. - popatrzyłam z pogardą na Francescę, jakby to ona była sprawczynią całej intrygi. Włoszka spuściła głowę
- To nie tak. Kocham Leona - wyznała cicho Ludmiła.
- A Federico? Co z nim? Podobno tak bardzo go kochałaś! - Wciąż krzyczałam. Chyba zapomniałam się, że jesteśmy w szpitalu, w budynku, w którym należy zachowywać ciszę.
- Federico... - wtrąciła się szatynka - jest ze mną - dopowiedziała szybko. Uniosłam brwi do góry. Kolejne zaskoczenia dnia dzisiejszego. Normalnie jakiś rekord.
- Zresztą, czemu my się jej tłumaczymy? - zwróciła się blondi do swojej koleżanki. - Minęło pięć lat. Zostawiłaś Leona, Studio, w zasadzie to wszystko i bez pożegnania wyjechałaś. Wiesz, co się działo z twoimi rodzicami i Leonem po tym wyjeździe? - mina mi zrzedła - No właśnie. Miałaś ich w dupie. Teraz nie miej pretensji do nas, że jesteśmy szczęśliwi. Straciłaś go.
- Kto powiedział, że ja chcę do niego wrócić? - parsknęłam śmiechem. Ludmiła spiorunowała mnie wzrokiem. Wyminęła mnie tak, by nasze barki się zderzyły. Dorośle. Szła wzdłuż korytarza, zniknęła za rogiem. Francesca w dalszym ciągu stała za mną Wymieniłyśmy ze sobą wzrok. Obejrzałam się za siebie. Zerknęłam na nieprzytomnego jeszcze Leona. Później znów na Włoszkę. Ta natomiast pokręciła przecząco głową
- Nie mieszaj się. Oni są na serio szczęśliwi. Zapomniał o tobie. -  wciąż utrzymywałam mimikę niewzruszoną, obojętną, neutralną.
- Leon nic dla mnie nie znaczy! - wrzasnęłam - nic - powtórzyłam głośniej. Opuściłam szpital. Za dużo emocji jak na jeden dzień. Wciąż zastanawiało mnie od kiedy Leon i Ludmiła są ze sobą tak blisko. Jak? Niby przeciwieństwa się przeciągają, ale... bez przesady. Po co poszłam do tego cholernego szpitala? Dobrze mi się żyło samotnie, bez jakichkolwiek donosów o przeszłości. Teraz moja głowa znów jest pełna głupich przemyśleń. - co by było gdyby... Wieczorem powinnam znaleźć się na próbie do trasy koncertowej, w której miałam odwiedzić stolice najsławniejszych państw, między innymi Buenos Aires. Czy wypełniłam swoje obowiązki? Otóż nie. Siedziałam samotnie w swoim ogromnym salonie na skórzanej kanapie i wgapiałam się w telewizor, wyłączony telewizor. Wypalałam papierosa, to już mój nawyk.
- On i Ludmiła? - analizowałam - Leon... i Ludmiła parą? - te kilka słów nijak nie składało się w sensowną całość. Gwałtownie poderwałam się z kanapy. Energicznym marszem powędrowałam do drzwi, które za sobą zatrzasnęłam. Minęło kilka minut, a znów przyglądałam się swojemu dawnemu ukochanemu.
- To nie jest pora odwiedzin - usłyszałam chłodny niczym zima głos pielęgniarki za sobą
- Dla mnie zawsze jest pora. - burknęłam i zagłębiłam się do pokoju Verdasa. Zajęłam miejsce tuż obok niego.
- Mówiłam, że odwiedzający nie mają tu wstępu. Proszę wyjść - skinęłam głową na denerwującą pracownicę szpitala - Sama pani chciała - kobieta zniknęła za progiem drzwi. I z głowy. Dotknęła najdelikatniej jak potrafię opuszkiem swojego palca dłoń Leona.
- Hej - szepnęłam - Dawno się nie widzieliśmy. - stwierdziłam, nie oczekując na jakąkolwiek odpowiedź. - Ciężko mi to przyznać, ale... tęskniłam. Brakowało mi ciebie. Teraz, gdy tu jestem obok ciebie czuję... nie, to głupie. Ja gadam sama do siebie. - podniosłam swoje ciało z łóżka szpitalnego. Karciłam samą siebie w myślach za to, że się tu zjawiłam. Żałobnym krokiem szłam w stronę drzwi. Coś mnie podkusiło, by odwrócić głowę i ostatni raz zerknąć na narzeczonego Ludmiły. Posłuchałam wewnętrznego głosu, zawsze tak robię.
- Kto ty? - nieprzytomny chłopak powoli otworzył oczy. Komuś mogłoby się zdawać, że to ja dałam mu siłę by wreszcie się ocknął po wypadku. Ale nie, ja tak nie myślę, skądże... To było coś niezwykłego, magicznego. Pewnie przesadzam. Leon mierzył mnie wzrokiem od góry do dołu. Wyglądałam... inaczej, zmieniłam się od naszego ostatniego spotkania. Minęło 5 lat... Fryzura, ubiór, makijaż. Wszystko uległo zmianie. Jedna łza spłynęła po jego policzku. Sama już nie wierzyłam w to co widzę. Leon Verdas płacze? Coś go boli? Nie rozumiem.
- Leon - ponownie usiadłam na łóżku, mocno ściskając jego dłonie.
- Panienko, proszę opuścić szpital lub panience pomożemy - w drzwiach stanął wezwany zapewne przez pielęgniarki ochroniarz.
- Jeszcze chwileczka - szepnęłam, pragnąc krótkiej rozmowy
- Idź - zażyczył Leon, wyzwalając dłonie ze splotu.
- Dobrze

Kolejny dzień zaczął się normalnie, rutyna. Violetta po raz kolejny zrezygnowała z próby do trasy koncertowej, a w zamian tego postanowiła odwiedzić szpital. Czemu? Nie wiem. Zgłupiałam. Nie jest to chyba tajemnicą, że zmierzałam tam w jednym celu. Leon - to ten cel. Dotknęłam dłonią drzwi, które delikatnie, bezszelestnie pchnęłam. Przeanalizowałam ludzi, którzy stali nad łóżkiem bruneta.
- Ten wypadek to dopiero początek. Jeśli nie spłacisz długu to nasz szef osobiście się z tobą rozprawi. Kasa ma być na jutro! - krzyknął jeden z umięśnionych łysolów. Goście nie wyglądali na typowych kolegów Leona. On ma chyba jakieś problemy. Wyglądali jak mafia. Zachowywałam się cichutko jak myszka. Nawet oddech starałam się możliwie spowolnić.
- A jeśli nie, to wiesz... - kiwnął głową do góry drugi. Leon zachowywał kamienną twarz. W żaden sposób nie okazywał strachu. - Twoja dziunia? - spytał po chwili mężczyzna i wymienił ze mną wzrok. Przestraszyłam się, odczuwając ból w brzuchu. Złączyłam dłonie i spuściłam wzrok. Kim oni są? - Ładna - podszedł do mnie i ścisnął me poliki. - Szkoda by było gdyby coś jej się przypadkiem stało... - rzucił ironicznie. Przycisnęła język zębami. Już chciałam nawrzucać przemiłym kolegą, lecz... boję się o Leona. To nie jego środowisko. Coś tu nie gra. Oni są niebezpieczni. Mięśniak zagarnął wzrokiem kolegę. Obydwaj panowie opuścili salę.
- Kim oni byli? - odważyłam się wreszcie
- Koledzy - szepnął zapatrzony w ścianę Verdas
- Mhm... - westchnęłam sarkastycznie
______________
1) Kim są ci panowie?

Otóż słuchajcie wszyscy tu zebrani. To jeden z moich ulubionych rozdziałów. Jestem z niego dumna :P Dziwnie to brzmi. Tak samą siebie chwalić XD Ymm, tak niedługo znów przerwa w emisji 'Violetty'. Buuu!
Ciekawe co ja będę robić po powrocie do domu? Szkoła. Nie, nie. Szkoda słów.
Błagam nie streszczać mi w komentarzach co się wydarzy w kolejnych odcinkach. Specjalnie nie oglądałam po hiszpańsku, plis! Ogólnie to mam blokadę twórczą. Mam napisanych kilka rozdziałów, ale muszę "oszczędzać" z ich dodawaniem aż wena nie wróci. Wszelkie sugestie pisać w komentarzu, od tego są przecież. Uwielbiam słuchać pochwał, jak każdy, ale słowa krytyki są również bardzo istotne. SIĘ ROZPISAŁAM!
Dobra, jeśli ktoś wytrwał to jest bossem, po prostu.
Żegnam, całuję.
///Ari <3

czwartek, 5 lutego 2015

Rozdział 31: Fałszywa obojętność


Ten głos wcale nie był fałszywie znajomy. Spośród tylu twarzy, które przewinęły się przez moje oczy, tę poznałam. Zmierzyłam postać przed sobą od góry do dołu bardzo perfidnie można by rzec. Już wtedy wiedziałam, że jej obecność nie zwiastuje nic dobrego.
- Ale się zmieniłaś! - pisnęła wesoło Włoszka rozkładając ręce w moim kierunku. Chcąc czy nie chcąc, zostałam wyściskana przez dawną koleżanką. Zawsze była nadpobudliwa.
- Dobra, puść mnie - wyślizgnęłam się z jej objęć. Francesca nieznacząco zmieniła się przez pięć lat. Ten sam styl ubioru, ten sam uśmiech na twarzy, tak samo upięte włosy, ten sam charakter, wciąż nieudolna artystka.
- Viola, gratulacje! - krzyknęła z włoskim akcentem. - Widziałam wczoraj w telewizji twój występ. Byłaś cudowna i... - Francesca ekscytowała się moim występem. Nudziła mnie. Pochwały słyszę codziennie, więc jej opinia nie zrobiła na mnie wrażenia. Wywróciłam oczyma i odwróciłam się plecami do niej. Trochę chamskie, bywa.- Hej! - zastopowała mnie Fran. Spojrzałam na nią ze znudzeniem.
- Czego ty chcesz? Śpieszy mi się, a ty gadasz, gadasz i nie potrafisz się zamknąć. Nie interesujesz mnie, więc skończ. - wystawiłam otwartą dłoń przed twarz koleżanki, by przestała mówić. Oby zadziałało.
- Myślałam, że chcesz wiedzieć co u nas, u Leona - usłyszawszy jego imię, wzdrygnęłam. W końcu od zerwania Leon przyśnił się mi kilka razy. Z biegiem lat coraz mniej. Sądziłam, że Verdas to dział zamknięty na amen. W przeciągu tych pięciu lat posiadałam masę chłopaków, lecz niestety, do żadnego z nich nic nie poczułam. Spędziłam z nimi co najwyżej weekend, imprezę lub pokazałam się tylko raz na czerwonym dywanie. Mimo wszystko nigdy nie dałam dopuścić do siebie myśli, że Leon był tym jedynym. Minęło 5 lat! Po tym czasie nie powinnam nawet pamiętać jego nazwiska. Co z oczu to z serca, bynajmniej tak mówią. Jest mi lepiej bez niego
- Mam w dupie jego i was wszystkich. - zaprzeczałam samej sobie. Chciałabym dowiedzieć się jaki jest teraz, czy zajmuje się nadal muzyką, czy ułożył sobie życie z inną... Prawdopodobnie zakochał się i jakoś sobie żyje... Ja mam sławę i pieniądze.
- Leon jest tutaj - dodała szybko Włoszka. Dalej grałam niezainteresowaną. Wzruszyłam jedynie ramionami i głośno parsknęłam. - Po zerwaniu z tobą zaczął jeździć na motorach. 2 dni temu miał mieć tu wyścig, ale... - Francesca trzymała mnie w niepewności, specjalnie urwała w tym momencie.
- Ale co? - zapytałam z oburzeniem w głosie. Nie kontrolowałam tego.
- Podobno cię to nie interesuje - uśmiechnęła się cwaniacko.
- Nie chcesz, to nie mów - ponownie pokazałam Włoszce swoje plecy. W torebce szukałam kolejnego papierosa. Włożyłam go do ust i podpaliłam.
- Miał wypadek. - stanęłam jak wryta. Odwróciłam głowę w stronę koleżanki. Zdjęłam maskę wiecznie obojętnej dziewczyny . - Wypadł z toru. Leży w szpitalu. - Nadal cię nie obchodzi?
- Wszystko z nim okay? - trochę się zmartwiłam, ale może to niegroźny wypadek?
- Właśnie do niego szłam...
- Idę z tobą - zarządziłam. Rzuciłam wpół niewypalonego papierosa na ziemię i przydeptałam go podeszwą.

t9.pngPrzez całą drogę prawie nie rozmawiałyśmy. Jej obecność mnie wręcz drażniła. Śmieje się do ludzi i wita większość przechodniów. Denerwują mnie takie osoby. Czasem nawet nieudolnie próbowała rozpocząć pogawędkę, lecz zbywałam ją zdaniami "nie wiem", "siedź cicho" lub "daj mi spokój". Szpital znajdował się niedaleko parku, w którym napotkałam Włoszkę. I całe szczęście. Pokonałyśmy odległość na pieszo, idąc szybkim tempem, który sama narzucałam. Pielęgniarki i cały personel na pierwszy rzut oka poznały, że zawitała do nich gwiazda - Violetta Castillo, czyli mua. Przed jakimkolwiek udzieleniem informacji o pacjencie najpierw prosiły o autografy i zdjęcia. W końcu nie codziennie ktoś sławny staje z nimi twarzą w twarz. Ależ ja skromna... Debilny pomysł z tym szpitalem. Zrzucił się z motoru, roweru, czy czegoś tam, bo jest kaleką, a teraz jeszcze mamy go odwiedzać. Egoista.
- My w odwiedziny do Leona Verdasa - zakomunikowała Włoszka
- Ah, Violetto, moja córka cię uwielbia. Ja również - gruba kobieta ubrana w biały fartuch wyciągnęła telefon z kieszeni. - Mogę zdjęcie? - zapytała z uśmiechem na buzi. Pstryknęła niespodziewanie jedno zdjęcie. Oślepłam?
- Proszę schować tą komórkę! - krzyknęłam rozdrażniona jej zachowaniem - W której sali leży Leon Verdas?
- 214 - oznajmiła bez większych dąsów

TT3.jpgUchyliłam delikatnie drzwi. On tam był. Nieprzytomny, ale był. Nie sam. Jakaś dziewczyna ściskała jego dłonie. Szeptała coś pod nosem, być może się modliła, z tego co słyszałam. Nie zauważyła nas. Zbyt bardzo skupiła się na Leonie. Krok w tył.
- Au - pisnęła szatynka w chwili, gdy nastąpiłam jej na stopę. Nie miałam zamiaru wchodzić do środka, nie kiedy ktoś już tam był. Zasłoniłam usta dawnej znajomej, by nie wydobyła z siebie żadnego dźwięku.
- Co ona tu robi? Czemu wszyscy uparliście się akurat na to miasto? - szeptałam
- Ona? - upewniała się Francesca, gestykulując głową na postać gościa Verdasa. - Martwi się o niego. W tym miesiącu miał być ich ślub, ale ten wypadek popsuł im plany. Szkoda, tworzą piękną parę. - podsumowała.

__________
1) Kto jest narzeczoną Leona?

Tam dam dam. Namieszałam? Bardzo? Bardzo, bardzo? Nie? Szkoda XD
Jak wam się podoba nieco inna Viola?
A tak z innej beczki, co sądzicie o VL bez Lodo? Jak dla mnie bez nie to tak, jakby nie zabrali połowy ekipy. To ona dodawała energii temu wszystkiego. Według mnie oczywiście. Wy możecie mieć inne zdanie.
Słyszeliście już o tym, że Martina ma zagrać w nowym filmie Disneya? Pewnie tak. Czy tylko ja uważam, że to będzie po prostu "Violetta Film" o np. wakacjach Violi i jej paczki? Ktoś ma jakieś pomysły?

wtorek, 3 lutego 2015

Zabawa - wykreślanka Lodo

Kochani! 
Dlaczego wy mi to robicie? 
W komentarzach były  głosy po równo, więc sama wybrałam która Lodo odpada.
To za trudne. 
Nigdy więcej. 
Piękna Lodo!
Dobra, więc wybrałam numer 5, ale domyślam się które wygra. (Mnie też się ono najbardziej podoba) 



Chcecie nową wykreślankę czy ogólnie nową zabawę. Muszę pomyśleć. Nie mam pomysłu... Jakieś sugestie? 
///Ari <3