sobota, 27 grudnia 2014

Rozdział 26: Prezentacja piosenek

***
Zakochałem się w Ludmile, pomimo jej wad. Zaoferowałem jej miłość i opiekę. Zapewniłem, że zostanę z nią do końca, nawet gdy między nami coś się zepsuje, jak teraz. Oboje cierpimy po zerwaniu, tak sądziłem. Lecz powrót do siebie to też nienajlepsze rozwiązanie. Mimo wszystko poszedłem za nią, chciałem pogadać, być może pogodzić się. Ta rozłąka za dużo mnie kosztowała. Podążałem za nią w przekonaniu, że gdy stanę z nią twarzą w twarz, wszystko samo się naprawi.
- Ale ja nic nie czuję do Fede -  Ua... A w lewym narożniku nokaut. Federico pokonany przez byłą dziewczynę. Cóż za emocje, proszę państwa.
- Co? - wydusiłem zaledwie. Sam nie mam pojęcia czemu. Do tego, eh... Fran też mnie nie chce. Federico bez dziewczyny. Uh, jak to paskudnie brzmi. Dziewczyny nienawidzą Feder'a. Jeszcze gorzej. Dużo bardziej wolałem opcję "Fede w związku z ciastkami... A, z Ludmiłą również". Gra na dwa fronty, pewnie, gdy w grę wchodzą ciastka. Czekoladowe, mmm. Uśmiechałem się głupio, chyba tego nie kontrolowałem. Dziewczyny spoglądały na mnie nieco podejrzliwie. Zgubiłem wątek. O czym to ja... A tak. - Ludmiła, nie chcesz ze mną już być?
- Ależ chce - krzyknęła nagle. Fran posmutniała. O tak, laski lecą na Feder'a. Zawodnik podnosi się, nie odklepał. Federico dalej w grze. Stoczy swoją ostatnią walkę. Z kim? Kogo mam wybrać? Smutek Fran działa na mnie źle, bardzo źle. Czuję się winny. Dlaczego? Za to Ludmiły szczęście mnie pobudza do działania. Czy ja właśnie kłócę się ze samym sobą? Kocham Fran? A może Ludmi? Obie? Federico stoczy swoją ostatnią walkę z samym sobą. Nie ma już odwrotu.
- Ale ja już nie. - pokręciłem przecząco głową. Włożyłem dłonie w kieszenie. Teraz obie się smuciły. Moja była dziewczyna z zawstydzenia zerknęła na czubki swoich butów - Przepraszam - rzuciłem szybko. Czuję, że dobrze postąpiłem. W ten sposób nie daję nadziei żadnej z nich, a sam mam czas na przemyślenia co do wyboru. Wróciłem do domu.

***
Ranek, Studio.

Dziś dzień prezentacji naszych piosenek. Jestem podekscytowana! Ludmiła wchodzi na scenę, chwyta mikrofon do ręki. My, publiczność tylko obserwujemy. Nasze spojrzenia zawieszone są tylko na niej. Ile ja bym dała, by znaleźć się na jej miejscu. Widać, że ma talent, jest pewna siebie i swoich umiejętności. Te cechy wyróżniają ją spośród tłumu.

Quién le pone límite al deseo
cuando se quiere triunfar
No importa nada, lo que quiero
es cantar y bailar

La diferencia está aquí dentro,
en mi circuito mental 
Soy una estrella destinada a brillar

Oh, oh, oh, somos el éxito
Oh, oh, oh, somos magnéticos
Oh, oh, oh, somos lo máximo
Como sea, dónde que sea, voy a llegar.

Może piosenka sama w sobie opowiada o zadufanej gwiazdeczce, jednak wszystko doskonale komponuje się z jej wizerunkiem. Po zakończeniu występu jako pierwsza zaczęłam klaskać w dłonie. Nie przepadam za Ludmiłą jako osobą, jednakże trzeba przyznać, że nieprzypadkowo trafiła do szkoły muzycznej i stoi na scenie. Nauczyciele docenili jej wysiłek również brawami. Po chwili w sali rozszedł się applause. Artystka ukłoniła się z szerokim uśmiechem, ściskając mocno mikrofon. Byłam w nią zapatrzona, do czasu gdy Leon nie objął mnie znacznie mocniej ramieniem niż dotychczas. Oprzytomniałam. Zatonęłam w jego przewspaniałych oczkach, uśmiechając się.
- Czuję, że już niedługo to ty będziesz stała tam zamiast niej. - ułożył swe dłonie na moich ramionach. Wciąż to do mnie nie dociera. Leon spośród tylu pięknych dziewczyn wybrał akurat mnie.
- Wiesz co ja czuję? - chłopak uniósł brew do góry. Zainteresowałam go. - Czuję, że od kiedy cię poznałam, jestem w stanie zrobić wszystko. Bardzo, bardzo, bardzo cię kocham. - ścisnęłam go najmocniej jak tylko potrafiłam. Leon zakaszlał, a ja się odsunęłam. Na jego polikach ukazały się cudowne dołeczki. Mój chłopak nagle oddalił się ode mnie. Dosłownie wskoczył na scenę. Podszedł do Ludmiły, opierając swój łokieć o jej ramię. Przytakiwał głową, gdy nauczyciele wychwalali jej występ. Sala wybuchła śmiechem.
- Zostaw mnie - rozkazała, odsuwając się od Leona
- Teraz moja kolej - czułam, że zaraz rozpęta się wojna. Niby kiedyś należeli do tej samej paczki, z tego co mi wiadomo, ale nienawidzą się z każdym dniem coraz bardziej. Sam wzrok Ludmiły posiadał w sobie olbrzymią ilość kwasu i nienawiści. Dziewczyna z niechęcią oddała mikrofon w ręce bruneta. Zeszła ze sceny z podniesioną głową. Widać, że przepełnia ją duma. Leon sięgnął po gitarę, a mi przypomniał się ten dzień, gdy go zobaczyłam po raz pierwszy. Wtedy, gdyby ktoś próbował mi wmówić, że ja i on teraz kiedyś będziemy parą, chyba bym parsknęła ze śmiechu. Teraz nasz związek jest realny. Rozegrał pierwsze akordy, na sali zapanowała cisza. Ja znam tę melodię. Śpiewał mi ją na jednej z naszych randek. Tekst był cudowny, od serca. Czułam, że gdy zaczął śpiewać, robił to dla mnie. Uśmiechałam się, bo co innego mogłam zrobić? Byłam mega szczęśliwa. Po zakończeniu występu w klasie rozniosły się jeszcze głośniejsze brawa niż w przypadku Ludmiły.
- Cisza! - krzyknęła wspomniana diva. Po raz kolejny była w centrum uwagi. - Czym się tak zachwycacie? Nie dość, że fałszował to jeszcze beznadziejnie wymyślił linię melodyczną oraz tekst. - wyraziła swoją opinię blondyna. Niestety, albo i stety każdy wywrócił oczami i dalej klaskał w dłonie.
- Cudownie. Naprawdę, Leon. Postarałeś się - wychwalała Angie.
- Dziękuję - skinął głową.
- No to czas na piosenkę grupową - zaprosiła nas na scenę nauczycielka. W dłonie chwyciłam mikrofon. Z mojej twarzy nie potrafiłam choć na moment zdjąć uśmiechu. Czułam, że wreszcie spełniam marzenia. Stałam, oczekując na swoją kolej. On Beat, On Beat, kocham tą piosenkę! Ni stąd ni zowąd poczułam delikatny ból na moim ramieniu. Spojrzałam na Francescę, która lekko pchnęła mnie swoim barkiem. Melodia leciała dalej, a ja chyba z tych emocji pominęłam swoją kwestię. EXTRA! Spaliłam się ze wstydu... Violetta, musisz się ogarnąć! Refren wyszedł nam perfekcyjnie, tak samo jak każda kolejna zwrotka. Może nikt nie zwrócił uwagi na moją pomyłkę?
- Pacany - rozpoczął Gregorio, który w dniu dzisiejszym chyba był przyjaźnie do nas nastawiony. Wydawał się taki milszy i... bardziej wyrozumiały? - To było mniej beznadziejne niż zwykle, dlatego... flalflalfala - zasłonił swoją buzię ręką, przez co nie zrozumieliśmy ani słowa.
- Wykorzystamy te piosenki do pierwszego, oficjalnego koncertu w Studiu On Beat! - sprostowała Angie. Głośne wiwaty w pomieszczeniu świadczyły o tym, że pomysł był epicki. Nie wierzę, że wystąpimy przed szerszą publicznością niż tą co zwykle, czyli uczniami szkoły. To cudowne! - Spokojnie - podśmiewała się nauczycielka. Ona sama cieszyła się jak głupia, to widać, ale jako że jest dorosła musiała ukrywać swoje emocje, Tak to bynajmniej wyglądało z mojej perspektywy. - Znamy wasze możliwości - kontynuowała, gdy szmery ucichły - dlatego już wybraliśmy artystów wykonawczych
_________
1) Kto będzie śpiewał na koncercie?

Ale zagadka xD Nie wiedziałam co wymyślić, więc no... 
Rozdział = beznadzieja. Ale takie też muszą być, bo... bo muszą. Zawsze się zdarzy gorszy, życie. 
Emmm, nie mam pojęcia czym Ariana(w sensie ja) mogłaby was jeszcze zanudzić. 
Może po prostu... do next!

piątek, 26 grudnia 2014

Zabawa - wykreślanka Lodo

Ok, ok. Wracamy do zabawy. Trochę o niej zapomniałam, ale ciiii! 
Zgodnie z waszym życzeniem zdjęcie Lodo numer 6 wyautowało! Szkoda, kochałam je...
Jak każde pozostałe nanan. Lodo jest cudowna lalala. 
Oto pozostały zbiór. Głosować, komentować oraz wyczekiwać następnego rozdziału ;) 
Pracuję nad projektem dla was. Oby wypalił. :*
Cudowna Lodo *o*




wtorek, 23 grudnia 2014

Feliz Navidad

Feliz Navidad!
(wesołych świąt!)

Kochani, tutaj mało aktywna Ariana, która przeprasza za zaniedbywanie bloga. Cóż, nie teraz o tym wypada gadać. Pragnę życzyć wszystkim czytelnikom tego jakże opustoszałego bloga (nie dziwię się) zdrowych, spokojnych, wesołych, szczęśliwych, niezapomnianych, ciepłych, bogatych, rodzinnych oraz wyjątkowych świąt. Niech się spełnią wasze najskrytsze marzenia. Nie będę pisać tu o ocenach, mamy wolne, po co wspominać o... szko... eh, nieważne. Cudownej atmosfery, śniegu, mikusia bogatego ^^, żeby te wolne dni mijały jak najwolniej i  nawet my Polacy - naród, który nie okłamujmy się uwielbia narzekać - byśmy wreszcie byli szczęśliwi, pięknych wspomnień. Co do sylwestra, cóż... i tak z niego niewiele zapamiętacie XD żartuję. XD Bezpiecznego przede wszystkim. 





piątek, 19 grudnia 2014

Rozdział 25: Cukier źle na mnie działa

- Historia od początku miała miejsce u ciebie w salonie chwile po tym jak w tajemniczy sposób wszystkie ciastka upieczone przez Olgę zniknęły. - wypowiedziała nadzwyczaj zmęczonym głosem Francesca. Opadała z sił. Na razie wszystko jeszcze jest dla mnie jasne. Ciastka, chłopaki, salon. Okay. Co dalej? - Zapewne teraz myślisz, że to Leon zjadł każdą sztukę? - zapytała, a ja pokręciłam przecząco głową
- Skądże znowu? - zakpiłam i machnęłam ręką. Ej, ja nie kłamałam. Podejrzewałam WSZYSTKICH chłopaków, nie samego Leona,  z czego wynika, że Fran absolutnie nie miała racji.
- Może dlatego, że to łakomczuch? - zadrwiła z Leosia Ludmiła, uśmiechając się do niego sztucznie. Chłopak odwzajemnił gest. Ależ oni się uwielbiają! Normalnie status na facebooku "w przyjaźni z Leonem Verdas"
- Co się stanie, jeśli ci powiem, że to ty praktycznie każde ciastko pożarłaś? - ponownie wyłonił się zza kanapy Maxi, po czym bezsilnie opadł na podłogę. Chwila, czy on sugeruje, że jestem łakoma? I niby sama zjadłam wszystko? Kpiny! gdyby nawet... co ma to wspólnego z całą sprawą? Kiwałam głową pionowo, by kontynuowali.
- Zostawiłaś mi marne jedno ciastko, dziękuję ci bardzo - zawył Feder i na zasadzie focha, odwrócił się do mnie plecami.
- Okay, okay! - zastopowałam. - Co za różnica kto ile zjadł ciastek? - wstałam z dywanu. Wykonałam kilka kroków ku kanapie, na której się umiejscowiłam, podkurczając nogi do brody. - W jaki sposób ty masz podbite oko? - wskazałam wzrokiem na Fran - ty nawet się nie ruszasz - szturchnęłam barkiem Leona - Ludmiła ma sąsiada na swojej głowie - zaśmiałam się cicho. Blondyna zagarnęła włosy do tyłu. Przez pół sekundy fryzura zmniejszyła swą objętość. Tak jak mówiłam. Pół sekundy i ani setnej dłużej. - Lara spadła z żyrandola... - wymieniałam kolejne mega dziwne zdarzenia
- Daj tłumaczyć dalej - stęknęła Włoszka. Podpierając się rękoma o blat stołu, wywlokła się z dotychczasowego miejsca i zajęła te między mną, a oparciem sofki. Przez ten krótki odcinek drogi bardzo dużo jęczała. Wszystko ją bolało... - Eh... Zjadłaś jedno ciastko. Zasmakowało ci. Zjadłaś drugie ciastko dużo szybciej. Po piątym zagarnęłaś całą tackę nam sprzed nosa. Schowałaś się za kanapą, gdzie trzymając w dłoniach po trzy ciastka, każde zaznaczałaś zębami, że są twoje. Szczerze? Pożerałaś je szybciej niż samochód pożera benzynę - zarumieniłam się. Ja tego tak nie pamiętam. Sądzę, że Fran mnie wrabia. Przypominam sobie jedynie, że po tym pierwszym ciastku się skończyło... A później... kolejne... Za to po tym trzecim... mam pustkę  w głowie. Nie mogę wywołać dalszych wspomnień... - Maxi wpadł na genialny pomysł by zakraść się od strony tylnej i zwinąć ci te ciacha. Były pyszne - rozmarzyła się
- Tak, no i ja zgłosiłem się na ochotnika skoro byłem pomysłodawcą - ciągnął dalej temat wcześniej wspomniany chłopak. - skoczyłem na kanapę i wyczekiwałem odpowiedniego momentu aż uniesiesz tackę odrobinę w górę. Nachyliłem się trochę. Ty pociągnęłaś mnie za rękę i przeleciałem przez oparcie. Upadłem na twarz i coś przeskoczyło mi w kręgosłupie. Nadal boli! - zaakcentował wyraźnie - No... dalej to wiesz... Byłem zbyt leniwy by wstać - tłumaczył się. Pokiwałam głową na boki. Znam ten ból gdy ułożysz się na tyle wygodnie, że nie chce ci się wstać. Tyle, że on nie czuł się komfortowo... Bywa i tak.
- Ja natomiast - wcięła się na nowo Francesca - oberwałam od ciebie z pięści przy kolejnej i ostatniej z mojej strony próbie odebrania ci czegokolwiek. Nigdy nie widziałam takiej furii , jejciu! - wydusiła Włoszka, podnosząc się z kanapy. Udała się do kuchni. Wróciła z workiem lodu, przyłożonym do oka.
- Urządziliśmy sobie nawet zawody, kto odbierze ci tacę to wygrywa - zakomunikował Leon, wciąż nie ruszając niczym poza ustami. Dotknęłam jego ramienia, a on pisnął. Aż ciężko uwierzyć, że to ja wyrządziłam im aż tyle szkód. Cukier źle na mnie działa...
- Ty wygrałaś - stwierdził Feder. Zaśmiałam się, a reszta gości spojrzała na mnie wrogo. Wróciłam do poprzedniej, poważnej mimiki twarzy.
- Powiedzmy, że to, co usłyszałam wyjaśnia wiele. Zastanawia mnie jedno, jak Ludmile zrobiłam to... - gestykulowałam bujną fryzurę blondyny na własnych włosach - coś  - palnęłam. O dziwo, dziewczyna nic nie krzyknęła, nie skrzywdziła mnie, a nawet nie pisnęła, gdy poruszyłam drażliwy dla niej temat.
- To akurat nie zrobiłaś ty - wybuchł śmiechem Leon, wytykając blondynę. Nawet nie zdążyłam mrugnąć, a ta cała wielka diva już miała buraka na twarzy. Moi goście również ostatkami sił wyśmiewali niemiłą koleżankę. Chyba dlatego bo zawsze twierdzi, że jest najlepsza i nigdy w życiu nie ośmieszyła się publicznie. Zawsze starannie ułożone włosy, piękne kreacje, cudne buty, makijaż, dodatki... jejciu! Ona naprawdę dążyła całą sobą do perfekcji. Teraz, ten jeden raz, jeden jedyny ona przez to, co się stało, ma okazję zasmakować, jak to jest być po drugiej stronie, z której bezkarnie drwiła. Niech wie, że to strasznie nieprzyjemne...
- Ludmiła rano prostowała sobie włosy, podczas kąpieli w twojej wannie. - oświadczyła na głos Lara. Oczy wyszły mi na wierzch. Jak można być takim kretynem by wchodzić do wody, trzymając w ręku urządzenie podłączone do prądu? Ona usiłowała się zabić? O to jej chodziło? Spoważniałam.
- Wiem, uh! - blondynka walnęła ręką w stół i po raz setny poprawiła swoje nieposkromione włosy.
- A co z moimi rodzicami? - po części domyślałam się, że cukier spowodował u mnie dziwne zachowanie, być może nawet halucynacje, bądź po prostu ten wypadek mamy po prostu mi się przyśnił...
- Śpią - zredagowała krótko Camila, podnosząc się z ziemi. Wzięła do rąk zwinięty w rulonik śpiwór - Musze spadać, pa! - pożegnała wszystkich
- A co z piosenkami? Jutro mamy je przedstawiać, a mamy tylko jedną... - przypomniało mi się nagle. To istotna uwaga.
- Ludmiła napisze jedną - odrzekła Francesca i wykonała podobne ruchy co rudowłosa. - A jedną zaśpiewa Leon - dodała po chwili. Chłopak uśmiechnął się w moją stronę. Jejciu, jakie on ma słodkie dołeczki. W ten uśmiech mogłabym wgapiać się nieprzerwanie latami. A jak przeczesuje palcami włosy... ideał! Jakie ja mam szczęście, że natrafiłam właśnie na niego.
- Violu, okay? - dotknął mojego ramienia, a ja pokiwałam głową. - Pytałem się czy mogę jeszcze trochę zostać, a ty nic nie odpowiadałaś, pomyślałem... - przerwałam mu
- Gdzie wszyscy? - rozejrzałam się po salonie, w którym pozostała na kanapie tylko już nasza dwójka.
- Przecież żegnali się - wskazał kciukiem drzwi, spojrzenie powędrowało za jego gestem. Uciekli, gdy ja rozmarzałam o Leonie... Wtopa!
- Możesz - odpowiedziałam na jego wcześniej zadane pytanie. Chłopak przekręcił głowę i zmarszczył brwi. - Możesz jeszcze zostać - roześmiałam się.

***
Właśnie wracałam od Violetty. Wyszłam jako... bodajże druga. Co ja noszę w tej torbie, że jest tak niesamowicie ciężka? - myślałam, poprawiając gruby pasek zsuwający się z ramienia. Nim zauważyłam coś mnie odciążyło. Mój wzrok powędrował automatycznie za tym... czymś. Śpiwór na ziemi, cudnie. Schyliłam się po niego, lecz w między czasie również i torba spłatała mi figla. W rezultacie końcowym obydwa bagaże leżały na glebie.
- Pomogę ci, Fran. - usłyszałam za sobą przyjacielski głos. Odwróciłam głowę. Burza blond włosów wskazywała tylko i wyłącznie na Ludmiłę. Zaakcentowałam wdzięczność za jej pomoc uśmiechem, który odwzajemniła. Kątem oka zauważyłam, że ona sama tych bagaży po nocce nie posiada. Znając Ludmiłe, wiem, że zamówiła taksówkę by zawiozły jej wszystko pod dom... - Bo wiesz... - rozpoczęła głosem, który mówi, że Ludmi wcale nie robi tego dla mnie bezinteresownie. Wywróciłam oczyma, czego chyba nie zauważyła. Niosłam tylko śpiwór, Ludmi torbę. Obydwie podążałyśmy w kierunku mojego domu. - Wiem, że tobie podoba się Feder - wiedziałam! Jak brzmi przysłowie? Gdy nie wiesz o co chodzi, zawsze chodzi o pieniądze. W naszym przypadku brzmiałoby ono tak: Gdy nie wiesz o co chodzi, zawsze chodzi o chłopaków. Przyjaciółka zwróciła głowę do mnie i wymieniłyśmy nasze spojrzenia.
- Nie, nie! - kłamałam. To bez sensu by kłócić się o Feder'a. Tak, podoba mi się... Bardzo mi się podoba... Bardzo, bardzo mi się podoba. Okay, kocham go. Ale, kurde, Ludmiła też. A Fede chce być tylko z Ludmiłą. Może udawać, że jest mu obojętna, ale to tylko ukrywanie prawdy. Jeśli już muszę wybierać swoje szczęście lub szczęście przyjaciół, to decyzja jest banalnie prosta. Czuję, że tak trzeba.
- Fran, nie jestem idiotką - jej głos był inny niż zazwyczaj, bez tej charakterystycznej piskliwości. Zwolniła kroku, a ja się dopasowałam.
- Nasza przyjaźń znaczy dla mnie więcej niż Federico... - szepnęłam, odwracając wzrok od Lu.
- Ale ja nic nie czuję do Fede - stanęłyśmy
- Co? - uprzedziła mnie pytaniem osoba, podążająca za nami
________
1) Kto podążał za Ludmiłą i Francescą?

Wesołych <3
///Ari :)





środa, 3 grudnia 2014

Rozdział 24: Jestem temu winna

Wyostrzyłam wzrok. Z zaciekawieniem wsłuchiwałam się w słowa policjanta. Ten człowiek musi zapłacić za to co zrobił mojej mamie. Teraz walczy o życie... ta osoba powinna ponieść konsekwencje.
- To pani Angie Saramego - oznajmił. Angie... Angie... Angie? Wymieniłam spojrzenie z Leonem. Złość, zawiedzenie, niedowierzanie, strach, to te emocje towarzyszyły mi mimo podanych leków. Tata wstał z siedzenia i wraz z mężczyzną z mundurem zjechali na parter windą. Jeżeli moja matka umrze i to przez Angie... Ja nigdy jej tego nie wybaczę, nigdy.
- Violu - Leon szturchnął mnie lekko i pokazał palcem faceta w jasnoniebieskim stroju. Stanęłam z nim twarzą w twarz.
- Przykro mi. Ona odeszła... - spuścił głowę. PRZYKRO? Nawet nie próbował udawać współczucia... To stała formułka. "Tak, tak, przykro mi, umarła ci mama, czy pies... co za różnica.." Puste słowa! Za placami lekarza przez drzwi wydostali się równie "przybita" reszta załogi.
- Bzdura, wam nie jest przykro. Nie wiecie, jak to jest. Straciłam matkę, rozumiesz, człowieku?! - wykrzyczałam załzawiona.
- Ja naprawdę wiem jak pani się czuje. But first, let me take a selfie! - rzucił od czapy. Na wierzch wyjął nowiuteńkiego smartphone'a obitego w kolorową obudowę i nie zważając na mój stan oraz fakt, że przed chwilą dowiedziałam się, że jestem półsierotą, on pstryknął nam zdjęcie z rąsi, wystawiając kciuk do góry.
- Ty chyba człowieku jesteś chory! - wrzasnęłam kompletnie zirytowana, rozdrażniona, zła, rozwścieczona wręcz i zlekceważona. JAK DO CHOLERY MOŻNA TAK SIĘ ZACHOWAĆ? - Leon - zwróciłam głowę w jego stronę by zainterweniował i możliwie jak najdotkliwiej przemówił temu baranowi do rozsądku. Ku mojemu zdziwieniu Verdas tańczył układ horse dance do "gangnam style" wraz z moim ojcem oraz policjantem. Odchyliłam głowę to tyłu, mierząc wzrokiem mężczyzn, zachowujących się dosłownie jak dzieciaki.
- Oppan gangnam style! - gestykulował kręcenie lassem Leon. - Viola, tańcz - nakazał. Jego słowa podziałały na mnie jak urok. Bez zastanowienia dołączyłam się do horse dance, co uczyniła reszta załogi szpitala. Muzyka po chwili ucichła, a mój chłopak odśpiewał ostatni wers. Cały szpital znikł, rozpłynął się. Co ze mną? Ja natomiast znalazłam się na kanapie w salonie, we własnym domu. Moje nogi okrywał różowy koc taty. Przetarłam oczy. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, stwierdzając, że bez wątpienia to posesja należąca do Castillo, na sto procent. Jedną kończynę wysunęłam spod okrycia i ustawiłam ją na panele, chyba.
- Au! - czy panele popiskują? Nie? Ups... Przeanalizowałam powierzchnie, znajdującą się pod moimi stopami.
- Leon? - byłam prawie pewna. Nogi z powrotem założyłam na sofce, a mój partner wstał z podłogi w niezwykle zwolnionym tempie. Z ręką umiejscowioną na plecach, stękał i skwasił minę.
- Czy to oznacza, że już z tobą okay?
- Jak to "czy wszystko ze mną okay"? Co się stało? Jak znal... - pytałam jak opętana, do czasu gdy pewna osoba mi nie przerwała.
- Znów zaczniesz nami szarpać? - zawył Federico, który właśnie podniósł wrak człowieka w stylu Leona. Znów? Nie, to pytanie powinnam zadać im, nie sobie. Co tu się tak właściwie działo? Czemu wszyscy z naszej klasy leżą na podłodze jak zabici? Co wydarzyło się po szpitalu, czy w ogóle byłam w szpitalu? To sen... Nic nie trzyma się kupy. Był wypadek, czy go nie było? Pytając samą siebie na pewno niczego się nie dowiem...
- Co tu jest grane? - wybuchłam wreszcie. Leon opadł na kanapę, jak gdyby co najmniej przez kilkanaście godzin pracował ciężko fizycznie. Twarz Verdasa przypominała osobę, która kolejną noc z rzędu żyje na energetyku, bez snu. Nawet taki wesołek, jakim zazwyczaj bywa Fede przypominał wypompowany balonik.
- C... Co? Ty się pytasz "co"?! - przybrał oburzony ton głosu Maxi, który wyskoczył zza kanapy. Przestraszona jego nagłym pojawieniem, odskoczyłam od oparcia sofki. Ogarnęłam się po sekundzie. Moja twarz wyrażała jedynie ciekawość.
- Viola... - marudziła Francesca , podnosząc głowę z blatu stołu.
- Jejku! - pisnęłam na widok jej skóry, pomalowanej w okolicach jednego oka na fioletowo. Zasłoniłam swoje usta dłońmi. A jeśli to nie farba? Czy Fran biła się z kangurem? Ja chyba coś przegapiłam. Włoszka przechyliła głowę na drugi bok i westchnęła głośno. Podparła swą czaszkę o rękę ze smutną miną. Nagle przed moimi oczyma z sufitu, a dokładnie żyrandolu przemknęła błyskawicznie postać, przedmiot... nie wiem właściwie co. Dopiero gdy skleiło się z podłogą, mogłam przerażona stwierdzić, że to Lara. Zeskoczyłam z łóżka i zbliżyłam się do niej. Uklękłam. Odgarnęłam włosy za ucho. Poklepałam ją po ramieniu. Dlaczego nikt nie reaguje?
- Zostaw mnie! Odejdź! - błagała, turlając się po dywanie jak najdalej od mojej postaci.
- Może mi ktoś wreszcie powiedzieć co tu się wydarzyło? Ja kompletnie nic nie rozumiem. - podniosłam pretensjonalnie głos. Najpierw ta scena w szpitalu, a teraz to? Chyba rzeczywiście zwariowałam, oby... Bo jak inaczej wytłumaczyć ten ciąg zdarzeń? Ukryta kamera, przedwczesny żart primaaprilisowy?
- Jesteś niebezpieczna - warknęła Ludmiła. Wypatrzyłam na jej bluzce pomarańczową od bodajże soku plamę. Tak naprawdę nie wiem czemu najpierw zwróciłam uwagę na ten średniej wielkości "wzorek", a jej bujne afro nie zrobiło na mnie wrażenia?
- Ludmiła, czyżbyś znalazła współlokatora? - zaśmiał się Leon. Blondyna uniosła lewą część górnej wargi do góry i potrzęsła głową, co świadczyło tyle, że nie zrozumiała co ma na myśli. Wskazałam palcem za Leonka jej fryzurę, susząc ząbki.
- Zabiję, zabiję, no! - ruszyła w moją stronę. Zasłoniłam swoje ciało rękoma by odeprzeć atak. Na szczęście ta "niezwykle szczelna" tarcza była zbędna. Ferro bowiem upadła na ziemię po tym jak potknęła się o odkurzacz, leżący wpół drogi ode mnie.
- Dobra, przepraszam Ludmiła. Po prostu nie wiem z jakiego powodu wszyscy jesteście tak źle do mnie nastawieni? Może wreszcie ktoś łaskawie mi opowie, dlaczego jesteście w takim stanie? - wyraziłam skuchę co do "supernovej", za którą się uważa. Ciekawość zżera mnie od środka, a tworząc wrogów jeden po drugim, nie dojdę prawdy. Rozłożyłam ręce, wyczekując na tłumaczenia przyjaciół.
__________
1) Czy Violetta zwariowała, czy to wszystko naprawdę miało miejsce?
2) Co wydarzyło się w domu Castillo?
3) Czy rzeczywiście Esmeralda umarła?

Namieszałam odrobinę he he he XD Rozdział dziwny, ale taki miał być. Mało Leonetty, sorki
Dobra, pyśki. Do następnego rozdziału ;)