piątek, 19 grudnia 2014

Rozdział 25: Cukier źle na mnie działa

- Historia od początku miała miejsce u ciebie w salonie chwile po tym jak w tajemniczy sposób wszystkie ciastka upieczone przez Olgę zniknęły. - wypowiedziała nadzwyczaj zmęczonym głosem Francesca. Opadała z sił. Na razie wszystko jeszcze jest dla mnie jasne. Ciastka, chłopaki, salon. Okay. Co dalej? - Zapewne teraz myślisz, że to Leon zjadł każdą sztukę? - zapytała, a ja pokręciłam przecząco głową
- Skądże znowu? - zakpiłam i machnęłam ręką. Ej, ja nie kłamałam. Podejrzewałam WSZYSTKICH chłopaków, nie samego Leona,  z czego wynika, że Fran absolutnie nie miała racji.
- Może dlatego, że to łakomczuch? - zadrwiła z Leosia Ludmiła, uśmiechając się do niego sztucznie. Chłopak odwzajemnił gest. Ależ oni się uwielbiają! Normalnie status na facebooku "w przyjaźni z Leonem Verdas"
- Co się stanie, jeśli ci powiem, że to ty praktycznie każde ciastko pożarłaś? - ponownie wyłonił się zza kanapy Maxi, po czym bezsilnie opadł na podłogę. Chwila, czy on sugeruje, że jestem łakoma? I niby sama zjadłam wszystko? Kpiny! gdyby nawet... co ma to wspólnego z całą sprawą? Kiwałam głową pionowo, by kontynuowali.
- Zostawiłaś mi marne jedno ciastko, dziękuję ci bardzo - zawył Feder i na zasadzie focha, odwrócił się do mnie plecami.
- Okay, okay! - zastopowałam. - Co za różnica kto ile zjadł ciastek? - wstałam z dywanu. Wykonałam kilka kroków ku kanapie, na której się umiejscowiłam, podkurczając nogi do brody. - W jaki sposób ty masz podbite oko? - wskazałam wzrokiem na Fran - ty nawet się nie ruszasz - szturchnęłam barkiem Leona - Ludmiła ma sąsiada na swojej głowie - zaśmiałam się cicho. Blondyna zagarnęła włosy do tyłu. Przez pół sekundy fryzura zmniejszyła swą objętość. Tak jak mówiłam. Pół sekundy i ani setnej dłużej. - Lara spadła z żyrandola... - wymieniałam kolejne mega dziwne zdarzenia
- Daj tłumaczyć dalej - stęknęła Włoszka. Podpierając się rękoma o blat stołu, wywlokła się z dotychczasowego miejsca i zajęła te między mną, a oparciem sofki. Przez ten krótki odcinek drogi bardzo dużo jęczała. Wszystko ją bolało... - Eh... Zjadłaś jedno ciastko. Zasmakowało ci. Zjadłaś drugie ciastko dużo szybciej. Po piątym zagarnęłaś całą tackę nam sprzed nosa. Schowałaś się za kanapą, gdzie trzymając w dłoniach po trzy ciastka, każde zaznaczałaś zębami, że są twoje. Szczerze? Pożerałaś je szybciej niż samochód pożera benzynę - zarumieniłam się. Ja tego tak nie pamiętam. Sądzę, że Fran mnie wrabia. Przypominam sobie jedynie, że po tym pierwszym ciastku się skończyło... A później... kolejne... Za to po tym trzecim... mam pustkę  w głowie. Nie mogę wywołać dalszych wspomnień... - Maxi wpadł na genialny pomysł by zakraść się od strony tylnej i zwinąć ci te ciacha. Były pyszne - rozmarzyła się
- Tak, no i ja zgłosiłem się na ochotnika skoro byłem pomysłodawcą - ciągnął dalej temat wcześniej wspomniany chłopak. - skoczyłem na kanapę i wyczekiwałem odpowiedniego momentu aż uniesiesz tackę odrobinę w górę. Nachyliłem się trochę. Ty pociągnęłaś mnie za rękę i przeleciałem przez oparcie. Upadłem na twarz i coś przeskoczyło mi w kręgosłupie. Nadal boli! - zaakcentował wyraźnie - No... dalej to wiesz... Byłem zbyt leniwy by wstać - tłumaczył się. Pokiwałam głową na boki. Znam ten ból gdy ułożysz się na tyle wygodnie, że nie chce ci się wstać. Tyle, że on nie czuł się komfortowo... Bywa i tak.
- Ja natomiast - wcięła się na nowo Francesca - oberwałam od ciebie z pięści przy kolejnej i ostatniej z mojej strony próbie odebrania ci czegokolwiek. Nigdy nie widziałam takiej furii , jejciu! - wydusiła Włoszka, podnosząc się z kanapy. Udała się do kuchni. Wróciła z workiem lodu, przyłożonym do oka.
- Urządziliśmy sobie nawet zawody, kto odbierze ci tacę to wygrywa - zakomunikował Leon, wciąż nie ruszając niczym poza ustami. Dotknęłam jego ramienia, a on pisnął. Aż ciężko uwierzyć, że to ja wyrządziłam im aż tyle szkód. Cukier źle na mnie działa...
- Ty wygrałaś - stwierdził Feder. Zaśmiałam się, a reszta gości spojrzała na mnie wrogo. Wróciłam do poprzedniej, poważnej mimiki twarzy.
- Powiedzmy, że to, co usłyszałam wyjaśnia wiele. Zastanawia mnie jedno, jak Ludmile zrobiłam to... - gestykulowałam bujną fryzurę blondyny na własnych włosach - coś  - palnęłam. O dziwo, dziewczyna nic nie krzyknęła, nie skrzywdziła mnie, a nawet nie pisnęła, gdy poruszyłam drażliwy dla niej temat.
- To akurat nie zrobiłaś ty - wybuchł śmiechem Leon, wytykając blondynę. Nawet nie zdążyłam mrugnąć, a ta cała wielka diva już miała buraka na twarzy. Moi goście również ostatkami sił wyśmiewali niemiłą koleżankę. Chyba dlatego bo zawsze twierdzi, że jest najlepsza i nigdy w życiu nie ośmieszyła się publicznie. Zawsze starannie ułożone włosy, piękne kreacje, cudne buty, makijaż, dodatki... jejciu! Ona naprawdę dążyła całą sobą do perfekcji. Teraz, ten jeden raz, jeden jedyny ona przez to, co się stało, ma okazję zasmakować, jak to jest być po drugiej stronie, z której bezkarnie drwiła. Niech wie, że to strasznie nieprzyjemne...
- Ludmiła rano prostowała sobie włosy, podczas kąpieli w twojej wannie. - oświadczyła na głos Lara. Oczy wyszły mi na wierzch. Jak można być takim kretynem by wchodzić do wody, trzymając w ręku urządzenie podłączone do prądu? Ona usiłowała się zabić? O to jej chodziło? Spoważniałam.
- Wiem, uh! - blondynka walnęła ręką w stół i po raz setny poprawiła swoje nieposkromione włosy.
- A co z moimi rodzicami? - po części domyślałam się, że cukier spowodował u mnie dziwne zachowanie, być może nawet halucynacje, bądź po prostu ten wypadek mamy po prostu mi się przyśnił...
- Śpią - zredagowała krótko Camila, podnosząc się z ziemi. Wzięła do rąk zwinięty w rulonik śpiwór - Musze spadać, pa! - pożegnała wszystkich
- A co z piosenkami? Jutro mamy je przedstawiać, a mamy tylko jedną... - przypomniało mi się nagle. To istotna uwaga.
- Ludmiła napisze jedną - odrzekła Francesca i wykonała podobne ruchy co rudowłosa. - A jedną zaśpiewa Leon - dodała po chwili. Chłopak uśmiechnął się w moją stronę. Jejciu, jakie on ma słodkie dołeczki. W ten uśmiech mogłabym wgapiać się nieprzerwanie latami. A jak przeczesuje palcami włosy... ideał! Jakie ja mam szczęście, że natrafiłam właśnie na niego.
- Violu, okay? - dotknął mojego ramienia, a ja pokiwałam głową. - Pytałem się czy mogę jeszcze trochę zostać, a ty nic nie odpowiadałaś, pomyślałem... - przerwałam mu
- Gdzie wszyscy? - rozejrzałam się po salonie, w którym pozostała na kanapie tylko już nasza dwójka.
- Przecież żegnali się - wskazał kciukiem drzwi, spojrzenie powędrowało za jego gestem. Uciekli, gdy ja rozmarzałam o Leonie... Wtopa!
- Możesz - odpowiedziałam na jego wcześniej zadane pytanie. Chłopak przekręcił głowę i zmarszczył brwi. - Możesz jeszcze zostać - roześmiałam się.

***
Właśnie wracałam od Violetty. Wyszłam jako... bodajże druga. Co ja noszę w tej torbie, że jest tak niesamowicie ciężka? - myślałam, poprawiając gruby pasek zsuwający się z ramienia. Nim zauważyłam coś mnie odciążyło. Mój wzrok powędrował automatycznie za tym... czymś. Śpiwór na ziemi, cudnie. Schyliłam się po niego, lecz w między czasie również i torba spłatała mi figla. W rezultacie końcowym obydwa bagaże leżały na glebie.
- Pomogę ci, Fran. - usłyszałam za sobą przyjacielski głos. Odwróciłam głowę. Burza blond włosów wskazywała tylko i wyłącznie na Ludmiłę. Zaakcentowałam wdzięczność za jej pomoc uśmiechem, który odwzajemniła. Kątem oka zauważyłam, że ona sama tych bagaży po nocce nie posiada. Znając Ludmiłe, wiem, że zamówiła taksówkę by zawiozły jej wszystko pod dom... - Bo wiesz... - rozpoczęła głosem, który mówi, że Ludmi wcale nie robi tego dla mnie bezinteresownie. Wywróciłam oczyma, czego chyba nie zauważyła. Niosłam tylko śpiwór, Ludmi torbę. Obydwie podążałyśmy w kierunku mojego domu. - Wiem, że tobie podoba się Feder - wiedziałam! Jak brzmi przysłowie? Gdy nie wiesz o co chodzi, zawsze chodzi o pieniądze. W naszym przypadku brzmiałoby ono tak: Gdy nie wiesz o co chodzi, zawsze chodzi o chłopaków. Przyjaciółka zwróciła głowę do mnie i wymieniłyśmy nasze spojrzenia.
- Nie, nie! - kłamałam. To bez sensu by kłócić się o Feder'a. Tak, podoba mi się... Bardzo mi się podoba... Bardzo, bardzo mi się podoba. Okay, kocham go. Ale, kurde, Ludmiła też. A Fede chce być tylko z Ludmiłą. Może udawać, że jest mu obojętna, ale to tylko ukrywanie prawdy. Jeśli już muszę wybierać swoje szczęście lub szczęście przyjaciół, to decyzja jest banalnie prosta. Czuję, że tak trzeba.
- Fran, nie jestem idiotką - jej głos był inny niż zazwyczaj, bez tej charakterystycznej piskliwości. Zwolniła kroku, a ja się dopasowałam.
- Nasza przyjaźń znaczy dla mnie więcej niż Federico... - szepnęłam, odwracając wzrok od Lu.
- Ale ja nic nie czuję do Fede - stanęłyśmy
- Co? - uprzedziła mnie pytaniem osoba, podążająca za nami
________
1) Kto podążał za Ludmiłą i Francescą?

Wesołych <3
///Ari :)





5 komentarzy:

  1. Wróce :)
    ~KellyV.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I Jestem :)
      Tak...
      Viola i jej "cukierowy szał"
      Biedny Leoś i Fran ;c
      Smuteczek ;c
      Ludmiła... i jej szopa na głowie haha :D
      Fran nie przyznaje się do uczuć do Federa... Ciekawe...
      Tym kimś kto powiedział "Co?" na końcu rozdziału to Federico... Prawda?
      Oby nie ;c

      Wesołych Świąt życzę ;*
      ~KellyV.

      Usuń
  2. Boże....
    Ten rozdział rozwala system!!!
    Po prostu bosski!
    Trochę przypomina mój tylko że moi skończyli na policji :P
    Leoś nie mógł się ruszać xD
    Viola nawet nie ogarnęła że wszyscy poszli :D
    Nie no,nadal uśmiecham się do monitora :D
    Po prostu wspaniały rozdział!!!
    Luśka i jej szopa :D
    A "co" powiedział na pewno Feder!
    Jestem pewna!
    Wesołych świąt <3
    No i leoniastego sylwestra!
    Buziaki :*

    ~nieogarniająca~DomciaVerdas~

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakie wspaniałe <33
    Czytałam dzisiaj 5 rozdziałów na różnych blogach i muszę oświadczyć ze ten był najlepszy <33
    Nic tylko pozazdrościć talentu :*
    Czekam na next.
    Wpadajcie do mnie.

    OdpowiedzUsuń