środa, 3 grudnia 2014

Rozdział 24: Jestem temu winna

Wyostrzyłam wzrok. Z zaciekawieniem wsłuchiwałam się w słowa policjanta. Ten człowiek musi zapłacić za to co zrobił mojej mamie. Teraz walczy o życie... ta osoba powinna ponieść konsekwencje.
- To pani Angie Saramego - oznajmił. Angie... Angie... Angie? Wymieniłam spojrzenie z Leonem. Złość, zawiedzenie, niedowierzanie, strach, to te emocje towarzyszyły mi mimo podanych leków. Tata wstał z siedzenia i wraz z mężczyzną z mundurem zjechali na parter windą. Jeżeli moja matka umrze i to przez Angie... Ja nigdy jej tego nie wybaczę, nigdy.
- Violu - Leon szturchnął mnie lekko i pokazał palcem faceta w jasnoniebieskim stroju. Stanęłam z nim twarzą w twarz.
- Przykro mi. Ona odeszła... - spuścił głowę. PRZYKRO? Nawet nie próbował udawać współczucia... To stała formułka. "Tak, tak, przykro mi, umarła ci mama, czy pies... co za różnica.." Puste słowa! Za placami lekarza przez drzwi wydostali się równie "przybita" reszta załogi.
- Bzdura, wam nie jest przykro. Nie wiecie, jak to jest. Straciłam matkę, rozumiesz, człowieku?! - wykrzyczałam załzawiona.
- Ja naprawdę wiem jak pani się czuje. But first, let me take a selfie! - rzucił od czapy. Na wierzch wyjął nowiuteńkiego smartphone'a obitego w kolorową obudowę i nie zważając na mój stan oraz fakt, że przed chwilą dowiedziałam się, że jestem półsierotą, on pstryknął nam zdjęcie z rąsi, wystawiając kciuk do góry.
- Ty chyba człowieku jesteś chory! - wrzasnęłam kompletnie zirytowana, rozdrażniona, zła, rozwścieczona wręcz i zlekceważona. JAK DO CHOLERY MOŻNA TAK SIĘ ZACHOWAĆ? - Leon - zwróciłam głowę w jego stronę by zainterweniował i możliwie jak najdotkliwiej przemówił temu baranowi do rozsądku. Ku mojemu zdziwieniu Verdas tańczył układ horse dance do "gangnam style" wraz z moim ojcem oraz policjantem. Odchyliłam głowę to tyłu, mierząc wzrokiem mężczyzn, zachowujących się dosłownie jak dzieciaki.
- Oppan gangnam style! - gestykulował kręcenie lassem Leon. - Viola, tańcz - nakazał. Jego słowa podziałały na mnie jak urok. Bez zastanowienia dołączyłam się do horse dance, co uczyniła reszta załogi szpitala. Muzyka po chwili ucichła, a mój chłopak odśpiewał ostatni wers. Cały szpital znikł, rozpłynął się. Co ze mną? Ja natomiast znalazłam się na kanapie w salonie, we własnym domu. Moje nogi okrywał różowy koc taty. Przetarłam oczy. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, stwierdzając, że bez wątpienia to posesja należąca do Castillo, na sto procent. Jedną kończynę wysunęłam spod okrycia i ustawiłam ją na panele, chyba.
- Au! - czy panele popiskują? Nie? Ups... Przeanalizowałam powierzchnie, znajdującą się pod moimi stopami.
- Leon? - byłam prawie pewna. Nogi z powrotem założyłam na sofce, a mój partner wstał z podłogi w niezwykle zwolnionym tempie. Z ręką umiejscowioną na plecach, stękał i skwasił minę.
- Czy to oznacza, że już z tobą okay?
- Jak to "czy wszystko ze mną okay"? Co się stało? Jak znal... - pytałam jak opętana, do czasu gdy pewna osoba mi nie przerwała.
- Znów zaczniesz nami szarpać? - zawył Federico, który właśnie podniósł wrak człowieka w stylu Leona. Znów? Nie, to pytanie powinnam zadać im, nie sobie. Co tu się tak właściwie działo? Czemu wszyscy z naszej klasy leżą na podłodze jak zabici? Co wydarzyło się po szpitalu, czy w ogóle byłam w szpitalu? To sen... Nic nie trzyma się kupy. Był wypadek, czy go nie było? Pytając samą siebie na pewno niczego się nie dowiem...
- Co tu jest grane? - wybuchłam wreszcie. Leon opadł na kanapę, jak gdyby co najmniej przez kilkanaście godzin pracował ciężko fizycznie. Twarz Verdasa przypominała osobę, która kolejną noc z rzędu żyje na energetyku, bez snu. Nawet taki wesołek, jakim zazwyczaj bywa Fede przypominał wypompowany balonik.
- C... Co? Ty się pytasz "co"?! - przybrał oburzony ton głosu Maxi, który wyskoczył zza kanapy. Przestraszona jego nagłym pojawieniem, odskoczyłam od oparcia sofki. Ogarnęłam się po sekundzie. Moja twarz wyrażała jedynie ciekawość.
- Viola... - marudziła Francesca , podnosząc głowę z blatu stołu.
- Jejku! - pisnęłam na widok jej skóry, pomalowanej w okolicach jednego oka na fioletowo. Zasłoniłam swoje usta dłońmi. A jeśli to nie farba? Czy Fran biła się z kangurem? Ja chyba coś przegapiłam. Włoszka przechyliła głowę na drugi bok i westchnęła głośno. Podparła swą czaszkę o rękę ze smutną miną. Nagle przed moimi oczyma z sufitu, a dokładnie żyrandolu przemknęła błyskawicznie postać, przedmiot... nie wiem właściwie co. Dopiero gdy skleiło się z podłogą, mogłam przerażona stwierdzić, że to Lara. Zeskoczyłam z łóżka i zbliżyłam się do niej. Uklękłam. Odgarnęłam włosy za ucho. Poklepałam ją po ramieniu. Dlaczego nikt nie reaguje?
- Zostaw mnie! Odejdź! - błagała, turlając się po dywanie jak najdalej od mojej postaci.
- Może mi ktoś wreszcie powiedzieć co tu się wydarzyło? Ja kompletnie nic nie rozumiem. - podniosłam pretensjonalnie głos. Najpierw ta scena w szpitalu, a teraz to? Chyba rzeczywiście zwariowałam, oby... Bo jak inaczej wytłumaczyć ten ciąg zdarzeń? Ukryta kamera, przedwczesny żart primaaprilisowy?
- Jesteś niebezpieczna - warknęła Ludmiła. Wypatrzyłam na jej bluzce pomarańczową od bodajże soku plamę. Tak naprawdę nie wiem czemu najpierw zwróciłam uwagę na ten średniej wielkości "wzorek", a jej bujne afro nie zrobiło na mnie wrażenia?
- Ludmiła, czyżbyś znalazła współlokatora? - zaśmiał się Leon. Blondyna uniosła lewą część górnej wargi do góry i potrzęsła głową, co świadczyło tyle, że nie zrozumiała co ma na myśli. Wskazałam palcem za Leonka jej fryzurę, susząc ząbki.
- Zabiję, zabiję, no! - ruszyła w moją stronę. Zasłoniłam swoje ciało rękoma by odeprzeć atak. Na szczęście ta "niezwykle szczelna" tarcza była zbędna. Ferro bowiem upadła na ziemię po tym jak potknęła się o odkurzacz, leżący wpół drogi ode mnie.
- Dobra, przepraszam Ludmiła. Po prostu nie wiem z jakiego powodu wszyscy jesteście tak źle do mnie nastawieni? Może wreszcie ktoś łaskawie mi opowie, dlaczego jesteście w takim stanie? - wyraziłam skuchę co do "supernovej", za którą się uważa. Ciekawość zżera mnie od środka, a tworząc wrogów jeden po drugim, nie dojdę prawdy. Rozłożyłam ręce, wyczekując na tłumaczenia przyjaciół.
__________
1) Czy Violetta zwariowała, czy to wszystko naprawdę miało miejsce?
2) Co wydarzyło się w domu Castillo?
3) Czy rzeczywiście Esmeralda umarła?

Namieszałam odrobinę he he he XD Rozdział dziwny, ale taki miał być. Mało Leonetty, sorki
Dobra, pyśki. Do następnego rozdziału ;)

5 komentarzy:

  1. Aaaaa!!
    Bosski rozdział!!
    Mam rozwaloną głowe!
    Już nic nie ogarniam!
    Viola zwariowała??
    Raczej się naćpała...
    Czy Esmeralda umarła?
    NIe wiem dlaczego ale chciałabym!
    :P
    Czekam na next!
    I znowu pierwsza!
    Buziaki :*
    <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Boski <3
    Dawaj szybko next,bo nie wytrzymam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. cudowne<3 zapraszam do mnie
    http://nie-zatrzymam-sie.blogspot.com/2014/11/prolog.html

    OdpowiedzUsuń