5 LAT PÓŹNIEJ
Jeśli to jest miłość
Daję wszystkim ją
Jeśli to jest miłość
wszystko prawdą będzie
To jest życie moje i nie chcę zmian
Kiedyś w końcu znajdę swoje miejsce
Ale marzę o szczerej miłości
O kimś, kto będzie mnie mógł pokochać
Znam się i zawsze szukam sposobu
Nie ważne kiedy i gdzie bym była
W mojej grze jest jasny regulamin
Wszystko to czuję
Ja zawsze mam plan
Żeby opakować cię słodko
Mam tylko miłość do zaoferowania, ale jeśli...
Przez miłość wszystko będzie prawdą
To przez miłość daję z siebie wszystko
Moje serce to wszystko co mam
Wygrałam i przegrałam, nigdy się nie poddam
Bo TAKA jestem
Jeśli zakocham się będziesz zawsze na mojej drodze
Blokując moje przeznaczenie
Jesteśmy ze zbyt różnych światów
To jest takie oczywiste
Tylko staram się być szczęśliwa z kimś kto się mną zajmie
Ochroni mnie i nie zapomni o mnie
I pomoże mi znaleźć to o czym marzyłam
Moje szczęście
Ja zawsze mam plan
Żeby opakować cię słodko
Mam tylko miłość do zaoferowania, ale jeśli...
Przez miłość wszystko będzie prawdą
To przez miłość daję z siebie wszystko
Moje serce to wszystko co mam
Wygrałam i przegrałam, nigdy się nie poddam
Bo TAKA jestem
Ja zawsze mam plan
Żeby opakować cię słodko
Mam tylko miłość do zaoferowania, ale jeśli
Przez miłość wszystko będzie prawdą
To przez miłość daję z siebie wszystko
Moje serce to wszystko co mam
Wygrałam i przegrałam, nigdy się nie poddam
Bo TAKA jestem
Przechadzałam się uliczkami Rzymu, nucąc nowo wymyśloną piosenkę. Pracowałam nad nią 2 dni. Z łatwością przychodziło pisanie o zdarzeniach, które kiedyś doświadczyłam. To jedyna chwila gdy zatłoczone miasto choć na moment staje się spokojnym miejscem. Uwielbiam ten park, który odkryłam chyba z 5 lat temu. W każdym razie to było pierwsze miejsce, jakie odwiedziłam po przylocie z Buenos Aires. Od tego czasu to mój ulubiony zakątek na świecie. Panuje tu cisza i spokój. Idealne miejsce by odpocząć od blasku fleszy, rozdawania autografów lub głośnych krzyków fanów. To moja codzienność, do której musiałam przywyknąć. Nie do końca tak wyobrażałam sobie życie gwiazdy. Nie wiedziałam, że sława oznacza kompletny brak prywatności i czasu dla siebie. Sesje zdjęciowe, wywiady, koncerty, nagrania do teledysków czy filmów jest jednoznaczne z brakiem miejsca w grafiku na dłuższy odpoczynek. Przez 5 lat mój charakter podobno przeszedł burzliwą zmianę. Nie wiem, nie dostrzegam tego zbyt, lecz brukowce znają moją przeszłość, teraźniejszość a nawet przyszłość od podszewki." Imprezy, papierosy, chamstwo, skandale, tak w skrócie wygląda weekend dwudziestotrzyletniej dziewczyny - Violetty Castillo". Nagłówki gazet i ich ciekawe tematy... Tak. Przywykłam. Dzięki nim zrozumiałam, że bogactwo to nie wszystko, a jednak tylko ono mi pozostało. Przyjaciele? Te słowo już od dawna nie widnieje w mym słowniku. Lara? - przepraszam, kto to? Nie znam jej. Jakaś nowa służąca?A miłość? Co? Miłość? Ten termin od 5 lat znajduje się na liście słów zakazanych.
- Bo taka jestem - przeczytałam ostatni wers piosenki "Si es por amor". Z kieszeni wyjęłam paczkę papierosów. Ułożyłam jednego między dwa palce i podpaliłam jego koniec. Potrzeba zaspokojona, czas wracać do apartamentu zanim zbiorą się natrętni fani, chcący jedno czy dwa selfie. I tak kolejno fan za fanem... Z mych ust wyleciał dymek. Skończonego papierosa rzuciłam na ziemię i przydeptałam nogą.
- Violetta? - usłyszałam za plecami głos. "zaczęło się", zaklinałam w myślach. Odwróciłam głowę ku hałasowi. Wspomnienia wracają...
__________
1) Kto ujrzał Violettę? Czy to Leon, Francesca, rodzice, Lara, Federico czy może Diego?
Oj kochani. 5 lat później, Violetta wyjechała do Włoszech, do Rzymu, robi karierę.
Mam nadzieję, że pomysł się wam podoba. Violetta sławna, z dala od rodziny, przyjaciół, poniekąd samotna.
Czekajcie na rozwój wydarzeń, bo zapewniam was, że warto. Chyba... nie wiem. XD Chcę wam po prostu coś zdradzić, ale też nie za dużo. Sezon będzie zupełnie inny od poprzedniego, ZUPEŁNIE. W tamtym musiałam jeszcze podporządkować się zasadą Ally, bo zaczęła opowiadanie zabawnie, lekko i tak delikatnie, ja natomiast mam nieco inny charakter. Nie bójcie się. Chyba.
czwartek, 29 stycznia 2015
czwartek, 22 stycznia 2015
Rozdział 29: Żegnaj
Tak, to prawda. Początkowo traktowałem Castillo jak rzecz, coś, co musiałem zdobyć, by dopiec komuś innemu. Z czasem ta nienawiść do Diego, przerodziła się w zazdrość o Violettę, natomiast obojętność w stosunku co do niej w prawdziwą i szczerą miłość. Straciłem ją... z własnej głupoty.
Debilny plan doprowadził do rozpadu naszego związku, choć w sumie gdyby nie chęć odebrania Violi mojemu wrogowi to ten związek nawet nie miałby prawa bytu. Ja dalej rozpaczałbym po rozstaniu z Francescą, a Violetta zatracałby się w muzyce. Teraz dopiero doceniłem miłość do Violetty. Zakochałem się w niej, ona we mnie, ale to nie ma większego znaczenia. Widziałem tylko jak dziewczyna rozpędzona mijała ulice wielkiego Buenos Aires. Chyba straciłem swoją jedyną szansę. Zdębiałem. Nawet gdyby dała mi dojść do słowa, to i tak moje wytłumaczenia byłby mizerne.
- Jakim ja jestem idiotą! - wrzasnąłem, upadając na krzesło.
***
Wreszcie dotarłam na miejsce cała przemoczona od kropel wody spływających z nieba z taką prędkością, co słone łzy po moich polikach. Czułam się upokorzona.
- Dobrze, że jesteś. Idź się przebrać w coś suchego i zaraz schodź na kolację. Olga zrobiła ciasto czekoladowe specjalnie z myślą o tobie - poinformowała mnie mama. Nie dostrzegła mojego smutku, to dobrze. Zdjęłam jedynie przemoczone trampki. Następnie po schodach dostałam się do swojego pokoju. Wpół drogi uderzyłam niechcący barkiem swojego ojca, zagapionego w papiery
- Uważaj! - krzyknął, upuszczając arkusze. Nie dbałam nawet o to. Trzasnęłam drzwiami od pokoju. Oparłam się plecami o drewnianą powierzchnię, zsuwając się stopniowo na podłogę. Ryczałam jak głupia. Nie, nie jak głupia. Jak zakochana księżniczka, która dopiero co odkryła, że życie to nie bajka, a książę to zwyczajny oszust. Pierwszy raz popadłam w taką histerię. Ujrzawszy zdjęcie niegdyś szczęśliwej pary, wstałam. Chwyciłam ramkę w dłonie. Leon jest cudowny. Tak, jest cudowny.
- Dlaczego dałam się tak nabrać?! - rzuciłam przedmiot o podłogę. Kątem oka zauważyłam walizkę, odpoczywającą na szafie aż do kolejnej wakacyjnej podróży. Ustałam na palcach. Chwyciłam pewnie bagaż, który pociągnęłam za sobą. Wraz z torbą upadłam na dywan
- Violetta, wszystko okay? - zamartwiała się mama
- Tak, tak! - odkrzyknęłam. Pośpiesznie zaczęłam wyciągać swoje ubrania, buty oraz wszystko, co uważałam za potrzebne. Zgarnęłam z portfelika swoje oszczędności, które zbierałam nieprzerwanie przez 5 lat. Wymienione rzeczy zostały niechlujnie wrzucone do torby. Przebrałam się w coś suchego. Przysiadłam do biurka. Wyjęłam białą kartkę oraz długopis.
Drodzy rodzice!
Bardzo, bardzo, bardzo was kocham! Pamiętajcie o tym i nigdy nie zapominajcie. Jestem dorosła. Mogę teraz bezkarnie prowadzić auto, głosować na nowego prezydenta, mogę zacząć pracować, założyć rodzinę lub zamieszkać samotnie. To nie ucieczka z domu. Nie jestem dzieckiem - nie uciekam. Piszę do was list pożegnalny. Żegnam was ponieważ czuję, że Buenos Aires to nie mój dom, nie moje miejsce na Ziemi. Pieniądze mam, wystarczy mi na życie. Błagam, nie szukajcie mnie, bo i tak nie znajdziecie. Być może kiedyś się spotkamy, kiedyś do was zadzwonię i zaproszę do siebie. Teraz chcę odejść, bo poza wami nic mnie tu nie trzyma. Przekażcie dyrektorowi Studio, że odchodzę, a Larze, że będę tęsknić. Ten list nie jest pisany z waszej winy. Bardzo mi było u was dobrze. Uwierzcie, że ja również płaczę, pisząc to. Będę spełniać marzenia. Wyczekujcie mojego występu w telewizji, bo nie przestanę śpiewać. Jesteście cudownymi rodzicami i nie możecie obwiniać się o podjęcie przeze mnie takiej decyzji.
Debilny plan doprowadził do rozpadu naszego związku, choć w sumie gdyby nie chęć odebrania Violi mojemu wrogowi to ten związek nawet nie miałby prawa bytu. Ja dalej rozpaczałbym po rozstaniu z Francescą, a Violetta zatracałby się w muzyce. Teraz dopiero doceniłem miłość do Violetty. Zakochałem się w niej, ona we mnie, ale to nie ma większego znaczenia. Widziałem tylko jak dziewczyna rozpędzona mijała ulice wielkiego Buenos Aires. Chyba straciłem swoją jedyną szansę. Zdębiałem. Nawet gdyby dała mi dojść do słowa, to i tak moje wytłumaczenia byłby mizerne.
- Jakim ja jestem idiotą! - wrzasnąłem, upadając na krzesło.
***
Wreszcie dotarłam na miejsce cała przemoczona od kropel wody spływających z nieba z taką prędkością, co słone łzy po moich polikach. Czułam się upokorzona.
- Dobrze, że jesteś. Idź się przebrać w coś suchego i zaraz schodź na kolację. Olga zrobiła ciasto czekoladowe specjalnie z myślą o tobie - poinformowała mnie mama. Nie dostrzegła mojego smutku, to dobrze. Zdjęłam jedynie przemoczone trampki. Następnie po schodach dostałam się do swojego pokoju. Wpół drogi uderzyłam niechcący barkiem swojego ojca, zagapionego w papiery
- Uważaj! - krzyknął, upuszczając arkusze. Nie dbałam nawet o to. Trzasnęłam drzwiami od pokoju. Oparłam się plecami o drewnianą powierzchnię, zsuwając się stopniowo na podłogę. Ryczałam jak głupia. Nie, nie jak głupia. Jak zakochana księżniczka, która dopiero co odkryła, że życie to nie bajka, a książę to zwyczajny oszust. Pierwszy raz popadłam w taką histerię. Ujrzawszy zdjęcie niegdyś szczęśliwej pary, wstałam. Chwyciłam ramkę w dłonie. Leon jest cudowny. Tak, jest cudowny.
- Dlaczego dałam się tak nabrać?! - rzuciłam przedmiot o podłogę. Kątem oka zauważyłam walizkę, odpoczywającą na szafie aż do kolejnej wakacyjnej podróży. Ustałam na palcach. Chwyciłam pewnie bagaż, który pociągnęłam za sobą. Wraz z torbą upadłam na dywan
- Violetta, wszystko okay? - zamartwiała się mama
- Tak, tak! - odkrzyknęłam. Pośpiesznie zaczęłam wyciągać swoje ubrania, buty oraz wszystko, co uważałam za potrzebne. Zgarnęłam z portfelika swoje oszczędności, które zbierałam nieprzerwanie przez 5 lat. Wymienione rzeczy zostały niechlujnie wrzucone do torby. Przebrałam się w coś suchego. Przysiadłam do biurka. Wyjęłam białą kartkę oraz długopis.
Drodzy rodzice!
Bardzo, bardzo, bardzo was kocham! Pamiętajcie o tym i nigdy nie zapominajcie. Jestem dorosła. Mogę teraz bezkarnie prowadzić auto, głosować na nowego prezydenta, mogę zacząć pracować, założyć rodzinę lub zamieszkać samotnie. To nie ucieczka z domu. Nie jestem dzieckiem - nie uciekam. Piszę do was list pożegnalny. Żegnam was ponieważ czuję, że Buenos Aires to nie mój dom, nie moje miejsce na Ziemi. Pieniądze mam, wystarczy mi na życie. Błagam, nie szukajcie mnie, bo i tak nie znajdziecie. Być może kiedyś się spotkamy, kiedyś do was zadzwonię i zaproszę do siebie. Teraz chcę odejść, bo poza wami nic mnie tu nie trzyma. Przekażcie dyrektorowi Studio, że odchodzę, a Larze, że będę tęsknić. Ten list nie jest pisany z waszej winy. Bardzo mi było u was dobrze. Uwierzcie, że ja również płaczę, pisząc to. Będę spełniać marzenia. Wyczekujcie mojego występu w telewizji, bo nie przestanę śpiewać. Jesteście cudownymi rodzicami i nie możecie obwiniać się o podjęcie przeze mnie takiej decyzji.
Do zobaczenia w przyszłości.
Kocham, Violetta
Kocham, Violetta
Zgięłam kartkę w połowie. Ułożyłam ją na widocznym miejscu na biurku. Wymknę się wieczorem, nie chcę by rodzice zniszczyli mój plan. W liście podałam bardzo wymijający powód, przez który wyjeżdżam z Buenos Aires. Nigdy, bynajmniej nie w wieku 19 lat nie podjęłabym decyzji o wyprowadzce z domu rodzinnego, gdyby nie przykra sytuacja z Leonem. Złość, którą czułam skłoniła mnie do tego. Najłatwiej przecież zwyczajnie uciec od problemu niż się z nim zmierzyć.
Zapadł zmrok. To ten czas. Wstałam z łóżka, które następnie zaścieliłam. Wyjęłam schowaną w szafie walizkę. Ubrana już byłam w strój codzienny. Ostrożnie wymknęłam się z pokoju bez szelestów. Na nogach nosiłam trampki by stukot obcasów nie zbudził nikogo. Znajdując się przy drzwiach wyjściowych, zatryumfowałam. Przekręciłam kluczyk. Wyszłam na zewnątrz. Dopiero teraz pozwoliłam sobie ustawić walizkę na kółkach i ciągnąć ją za sobą. Opuściłam swoją posesję. Mam jeszcze czas by zrezygnować i wrócić. W końcu żadnego planu poza przeprowadzką nie mam, a widok Leona codziennie od poniedziałku do piątku chyba nie jest aż tak nieznośny by posunąć się do tak drastycznego kroku? Co? Nie, jednak jest. Pewnie kiedyś będę żałować, lecz teraz jestem zdecydowana. Ostatni raz zarzuciłam wzrok na willę, by obejrzeć ją w całej okazałości.
- Jakoś to będzie - szepnęłam pod nosem - Żegnajcie - pomachałam w kierunku budynku i z głową spuszczoną w dół, wędrowałam chodnikiem do najbliższego przystanku autobusowego. Już nie ma odwrotu. Żegnaj Buenos Aires, żegnaj Argentyno!
____________
Koniec sezonu pierwszego.
wtorek, 20 stycznia 2015
Zabaw - wykreślanka Lodo
Coraz bliżej końca zabawy.
Kto będzie następny? Jorguś? O jejciu, to będzie najtrudniejsza wykreślanka świata!
Nie przedłużam, głosować.
Wyczekiwać kolejnego rozdziału.
Ariana przesyła wszystkim całuski! <3 (hojnie z jej strony)
środa, 14 stycznia 2015
Rozdział 28: To koniec
***
- Jejciu, Diego, przestraszyłeś mnie - upuściłam książki, po które automatycznie sięgnęłam wraz z Diego. Jednocześnie dotknęliśmy okładki. Diego celowo przesunął dłoń dalej, by zetknęła się z moją dłonią, niby przypadkowo... Podniosłam wzrok na niego. Jestem świadoma, że Diego zauroczył się moją osobą, być może że nawet mnie kocha, ale jednak w tym zestawieniu nie tylko jego uczucia są ważne. Nasze spojrzenia się wymieniły. Hiszpan serdecznie się uśmiechnął. Ponieważ niedobrze czułam się z zaistniałą sytuacją, natychmiastowo zabrałam rękę do siebie, zostawiając książkę na podłodze. Przywróciłam ciało do pozycji prostej.
- To miłe, że pamiętasz moje imię - oddał mi moją własność, a na jego twarzy zagościł jeszcze wyraźniejszy uśmiech.
- Mamy razem zajęcia, więc pamiętam - wyznałam - To do następnych - próbowałam go spławić, lecz ten uporczywie chciał podtrzymać rozmowę.
- Violu? Mogę tak na ciebie mówić, prawda? - wystawiłam obydwa kciuki w górę. Następnie wykonałam obrót o 180 stopni, tak by chłopak ujrzał tylko moje plecy. Jedyny plan - wiać! To nie tak, że nie lubię Diego'a, po prostu... Nie znam go zbyt dobrze, a on nie rozumie wyraźnych znaków, że nie jestem zbyt zainteresowana znajomością - Violu - skwasiłam się. Kurde. Ze sztucznym uśmieszkiem ponownie skierowałam twarz w stronę kolegi
- Diego, czekam na Leona. O, właśnie tu idzie - wskazałam palcem sylwetkę dobrze zbudowanego faceta, zbliżającego się do naszej dwójki. Leoś od dawna ma konflikt z Diego'em. Kiedy tylko ma okazję lubi mu dopiec. Zauważywszy nas razem, zaraz po próbie w trybie natychmiastowym objął mnie ramieniem. Ściskał tak mocno, że czułam ból.
- Jakiś problem? - zwrócił się do Hiszpana - Toaleta po lewo, wyjście po prawo, a jak chcesz w mordę to podejdź jeden krok bliżej Violetty. - Hernadez wycofał się bez słowa. Wolał uniknąć bójki, czy coś. Z zazdrosnym Leonem nic nie wiadomo.
- Leon - rozpoczęłam karcącym głosem. - Nie musisz od razu tak na niego naskakiwać
- Idziemy na soki? - narzucił propozycję, zmieniając temat.
- Chodźmy - postanowiłam również dalej nie drążyć tematu i nie szukać powodów do sprzeczek. Weszliśmy do lokalu obok szkoły, rozglądając się trochę. Dostrzegliśmy przy jednym ze stolików dwóch znajomych Włochów. Bez dłuższych namysłów przysiedliśmy się do Fran i Fede
- Jakie chcecie soki? - dopytała szatynka, chcąca złożyć zamówienie
- Pomarańczowe - udzielił odpowiedzi za grupę Verdas. Francesca popędziła w kierunku lady.
- Idę z tobą - zakomunikowałam. Czułabym się nieswojo, pozostając w towarzystwie Leona i Feder'a. Leon będąc sam na sam ze mną jest czuły, romantyczny i słodki, jednak gdy w pobliżu gdzieś jest przystojny europejczyk w domyśle Federico, obojgu im odbija. Zbliżyłyśmy się do drewnianego mebla, wyposażonego w szklanki, przekąski, zimne napoje i tak dalej. Ku naszemu zdziwieniu kelnerka wydawała się nam baaaaaardzo znajoma. - Lara? - szepnęłam cichutko na ucho swojej kumpeli z Włoch w nadziei, że przeanalizuje kobietę odwróconą do nas tyłem.
- Lara? - powtórzyła głośniej odważnie. Brawo! Faktycznie, to moja kuzynka ukazała nam swoją twarz.
- Oł, wiecie ja tu tylko szukam komórki. Nie, ja tu nie pracuję - Lara kręciła, próbowała nas nabrać. Pewnie wstydzi się tego, że musi pracować. Nie pochodzi z bogatej rodziny i wielokrotnie pożyczaliśmy jej pieniądze na opłatę czesnego.
- W fartuszku z reklamą knajpki? - zaśmiała się Fran, szturchnęłam ją w brzuch, a to doprowadziła siebie do porządku - Pracujesz tu? - kelnerka spuściła głowę. Coś wydukała pod nosem, ale ciężko stwierdzić co.
- To żaden wstyd! - pocieszyłam ją, na co Lara delikatnie uniosła kąciki ust do góry
- Co podać? - spytała bez dąsów, opierając dłonie o blat
- Cztery soki pomarańczowe - zażyczyłam rozpromieniona. Wyjęłam z torebki pieniądze. Po niespełna kilku minutach napoje były już gotowe. Francesca niosła tackę z nimi na jednej ręce, jak profesjonalistka. W pewnym momencie stanęła.
- Violu, idę do toalety. Zanieś soki chłopakom, okay? - wręczyła tackę mi. Błąd kochana, oj błąd. Szłam dużo wolniej od Francesci i nieustannie się chwiałam. Dzieliło mnie od stolika, przy którym siedzieli faceci zaledwie kilka metrów. Dziwiło mnie jedynie to, że nic do tej pory nie roznieśli. "Aniołki" gadały. Zwyczajnie gadali, co wywołało ogromne zszokowanie z mojej strony. Przecież to duet. Leon i Fede. Fede i Leon... Z tej odległości doskonale słyszałam ich pogawędkę.
- Fajnie, że tak dobrze układa ci się z Violettą - już chciałam krzyczeć, że niosę soki, lecz kiedy Feder wymówił me imię totalnie o tym zapomniałam. Jakoś tak miło się mi zrobiło, że środowisko zewnętrzne dostrzega miłość jaką się darzymy z Leonem.
- Wiem. - Verdas przyjął pochwałę nadzwyczaj skromnie jak na niego - Gdyby nie to, że podobała się Diego, to nawet bym pewnie na nią uwagi nie zwrócił. Chciałem zemsty na Diego, dostałem miłość od Vilu. Plan wyszedł lepiej niż myślałem - oczy wypełniły mi się łzami. Dobrze słyszałam? Jestem zemstą? Pięknie. Straciłam panowanie nad rękoma, myślami, nad sobą. Upuściłam tacę z napojami na podłogę. Dopiero wtedy chłopacy odkryli moją obecność. Leon poderwał się z krzesła.
- Jak mogłeś? - wykrzyknęłam. Verdas spuścił powietrze z płuc. Nie zdołał wypowiedzieć nic głośno. Klienci kafejki poodwracali się by zawiesić wzrok na centrum całej afery. Każdy lubi oglądać zamieszania, ale tylko wtedy gdy nie dotyczą ciebie lub kogoś ci bliskiego. - Wcale mnie nie kochasz? - starałam się być twarda i powstrzymać potok łez pod tamą godności. Nie dałam dojść Verdasowi do słowa, wygłaszając monolog rozpaczy - Więc cały nasz związki to ściema i chęć zemsty na Diego? Obiecałeś mi, że więcej cierpieć nie będę, obiecałeś. Jesteś gorszy od Ludmiły, nie, ty jesteś najgorszy na świecie! - mocno wierzyłam w szczerość wypowiadanych słów. Wybuchłam. - Jejciu, jak ja mogłam się w tobie aż tak zakochać?! - odgarnęłam włosy sprzed twarzy. Tama pękła, a łzy wypłynęły z potrójną prędkością - To koniec! - szepnęłam bezsilnie.
_________
To koniec.
Nie, żartuję. Koniec pierwszej części. Planuję zrobić drugą, bardzo różniącą się od tej. Może nie bardzo, ale znacznie, chyba. Sama nie wiem co piszę, nana, nie słuchać mnie.
Trochę przykre, nie uważacie? Sama nie wiem co jest tak przykre. To jest chyba właśnie przykre.
Czekaj. Co?
Ari odbija, Ari to ja, Ari wstawi gifa Ari i wszyscy będą happy? Yes or no?
Dobra. Koniec.
///Ari <3
- Jejciu, Diego, przestraszyłeś mnie - upuściłam książki, po które automatycznie sięgnęłam wraz z Diego. Jednocześnie dotknęliśmy okładki. Diego celowo przesunął dłoń dalej, by zetknęła się z moją dłonią, niby przypadkowo... Podniosłam wzrok na niego. Jestem świadoma, że Diego zauroczył się moją osobą, być może że nawet mnie kocha, ale jednak w tym zestawieniu nie tylko jego uczucia są ważne. Nasze spojrzenia się wymieniły. Hiszpan serdecznie się uśmiechnął. Ponieważ niedobrze czułam się z zaistniałą sytuacją, natychmiastowo zabrałam rękę do siebie, zostawiając książkę na podłodze. Przywróciłam ciało do pozycji prostej.
- To miłe, że pamiętasz moje imię - oddał mi moją własność, a na jego twarzy zagościł jeszcze wyraźniejszy uśmiech.
- Mamy razem zajęcia, więc pamiętam - wyznałam - To do następnych - próbowałam go spławić, lecz ten uporczywie chciał podtrzymać rozmowę.
- Violu? Mogę tak na ciebie mówić, prawda? - wystawiłam obydwa kciuki w górę. Następnie wykonałam obrót o 180 stopni, tak by chłopak ujrzał tylko moje plecy. Jedyny plan - wiać! To nie tak, że nie lubię Diego'a, po prostu... Nie znam go zbyt dobrze, a on nie rozumie wyraźnych znaków, że nie jestem zbyt zainteresowana znajomością - Violu - skwasiłam się. Kurde. Ze sztucznym uśmieszkiem ponownie skierowałam twarz w stronę kolegi
- Diego, czekam na Leona. O, właśnie tu idzie - wskazałam palcem sylwetkę dobrze zbudowanego faceta, zbliżającego się do naszej dwójki. Leoś od dawna ma konflikt z Diego'em. Kiedy tylko ma okazję lubi mu dopiec. Zauważywszy nas razem, zaraz po próbie w trybie natychmiastowym objął mnie ramieniem. Ściskał tak mocno, że czułam ból.
- Jakiś problem? - zwrócił się do Hiszpana - Toaleta po lewo, wyjście po prawo, a jak chcesz w mordę to podejdź jeden krok bliżej Violetty. - Hernadez wycofał się bez słowa. Wolał uniknąć bójki, czy coś. Z zazdrosnym Leonem nic nie wiadomo.
- Leon - rozpoczęłam karcącym głosem. - Nie musisz od razu tak na niego naskakiwać
- Idziemy na soki? - narzucił propozycję, zmieniając temat.
- Chodźmy - postanowiłam również dalej nie drążyć tematu i nie szukać powodów do sprzeczek. Weszliśmy do lokalu obok szkoły, rozglądając się trochę. Dostrzegliśmy przy jednym ze stolików dwóch znajomych Włochów. Bez dłuższych namysłów przysiedliśmy się do Fran i Fede
- Jakie chcecie soki? - dopytała szatynka, chcąca złożyć zamówienie
- Pomarańczowe - udzielił odpowiedzi za grupę Verdas. Francesca popędziła w kierunku lady.
- Idę z tobą - zakomunikowałam. Czułabym się nieswojo, pozostając w towarzystwie Leona i Feder'a. Leon będąc sam na sam ze mną jest czuły, romantyczny i słodki, jednak gdy w pobliżu gdzieś jest przystojny europejczyk w domyśle Federico, obojgu im odbija. Zbliżyłyśmy się do drewnianego mebla, wyposażonego w szklanki, przekąski, zimne napoje i tak dalej. Ku naszemu zdziwieniu kelnerka wydawała się nam baaaaaardzo znajoma. - Lara? - szepnęłam cichutko na ucho swojej kumpeli z Włoch w nadziei, że przeanalizuje kobietę odwróconą do nas tyłem.
- Lara? - powtórzyła głośniej odważnie. Brawo! Faktycznie, to moja kuzynka ukazała nam swoją twarz.
- Oł, wiecie ja tu tylko szukam komórki. Nie, ja tu nie pracuję - Lara kręciła, próbowała nas nabrać. Pewnie wstydzi się tego, że musi pracować. Nie pochodzi z bogatej rodziny i wielokrotnie pożyczaliśmy jej pieniądze na opłatę czesnego.
- W fartuszku z reklamą knajpki? - zaśmiała się Fran, szturchnęłam ją w brzuch, a to doprowadziła siebie do porządku - Pracujesz tu? - kelnerka spuściła głowę. Coś wydukała pod nosem, ale ciężko stwierdzić co.
- To żaden wstyd! - pocieszyłam ją, na co Lara delikatnie uniosła kąciki ust do góry
- Co podać? - spytała bez dąsów, opierając dłonie o blat
- Cztery soki pomarańczowe - zażyczyłam rozpromieniona. Wyjęłam z torebki pieniądze. Po niespełna kilku minutach napoje były już gotowe. Francesca niosła tackę z nimi na jednej ręce, jak profesjonalistka. W pewnym momencie stanęła.
- Violu, idę do toalety. Zanieś soki chłopakom, okay? - wręczyła tackę mi. Błąd kochana, oj błąd. Szłam dużo wolniej od Francesci i nieustannie się chwiałam. Dzieliło mnie od stolika, przy którym siedzieli faceci zaledwie kilka metrów. Dziwiło mnie jedynie to, że nic do tej pory nie roznieśli. "Aniołki" gadały. Zwyczajnie gadali, co wywołało ogromne zszokowanie z mojej strony. Przecież to duet. Leon i Fede. Fede i Leon... Z tej odległości doskonale słyszałam ich pogawędkę.
- Fajnie, że tak dobrze układa ci się z Violettą - już chciałam krzyczeć, że niosę soki, lecz kiedy Feder wymówił me imię totalnie o tym zapomniałam. Jakoś tak miło się mi zrobiło, że środowisko zewnętrzne dostrzega miłość jaką się darzymy z Leonem.
- Wiem. - Verdas przyjął pochwałę nadzwyczaj skromnie jak na niego - Gdyby nie to, że podobała się Diego, to nawet bym pewnie na nią uwagi nie zwrócił. Chciałem zemsty na Diego, dostałem miłość od Vilu. Plan wyszedł lepiej niż myślałem - oczy wypełniły mi się łzami. Dobrze słyszałam? Jestem zemstą? Pięknie. Straciłam panowanie nad rękoma, myślami, nad sobą. Upuściłam tacę z napojami na podłogę. Dopiero wtedy chłopacy odkryli moją obecność. Leon poderwał się z krzesła.
- Jak mogłeś? - wykrzyknęłam. Verdas spuścił powietrze z płuc. Nie zdołał wypowiedzieć nic głośno. Klienci kafejki poodwracali się by zawiesić wzrok na centrum całej afery. Każdy lubi oglądać zamieszania, ale tylko wtedy gdy nie dotyczą ciebie lub kogoś ci bliskiego. - Wcale mnie nie kochasz? - starałam się być twarda i powstrzymać potok łez pod tamą godności. Nie dałam dojść Verdasowi do słowa, wygłaszając monolog rozpaczy - Więc cały nasz związki to ściema i chęć zemsty na Diego? Obiecałeś mi, że więcej cierpieć nie będę, obiecałeś. Jesteś gorszy od Ludmiły, nie, ty jesteś najgorszy na świecie! - mocno wierzyłam w szczerość wypowiadanych słów. Wybuchłam. - Jejciu, jak ja mogłam się w tobie aż tak zakochać?! - odgarnęłam włosy sprzed twarzy. Tama pękła, a łzy wypłynęły z potrójną prędkością - To koniec! - szepnęłam bezsilnie.
_________
To koniec.
Nie, żartuję. Koniec pierwszej części. Planuję zrobić drugą, bardzo różniącą się od tej. Może nie bardzo, ale znacznie, chyba. Sama nie wiem co piszę, nana, nie słuchać mnie.
Trochę przykre, nie uważacie? Sama nie wiem co jest tak przykre. To jest chyba właśnie przykre.
Czekaj. Co?
Ari odbija, Ari to ja, Ari wstawi gifa Ari i wszyscy będą happy? Yes or no?
Dobra. Koniec.
///Ari <3
piątek, 9 stycznia 2015
Zabawa - wykreślanka Lodo
Proszę bardzo, kolejna część wykreślanki Lodo.
(nie mam serca jej zakreślać)
Bawimy się dalej.
wyczekujcie rozdziału!
KOCHAM <3
Ariana ma pojemne serduszko, kocha was wszystkich :*
poniedziałek, 5 stycznia 2015
Rozdział 27: Niedopasowany duet
***
- Leon - przeniosła swój wzrok Angie na przystojniaka z gitarą - Otworzysz cały koncert "Voy por ti" - zakomunikowała. Ścisnęłam mocno mojego chłopaka - Ludmiła, ty będziesz następna z "Destinada a brillar"
- Super! Wiedziałam, że mam talent. - znów zaczęła gwiazdorzyć... Wykonałam kołowrotek oczyma - Wy nie mieliście choćby najmniejszych szans by mi dorównać. Jestem po protu stworzona do blasku, wiadomo było, że nikomu bardziej poza mną nie należy się to wyróżnienie. Dlaczego? Bo jestem utalentowana - blondynka już teraz traktuje siebie jako lepszą od pozostałych, równie zdolnych uczniów. Co się stanie po koncercie? Będzie na siłę im wciskać autografy na swoim zdjęciu? Nie, to zbyt mało kreatywne jak na nią. Wybuduje sobie pozłacany pomnik i ustawi go przed szkołą? Tak, to w jej stylu.
- Ludmiła, uspokój się - podniosła głos nauczycielka na dotychczasową gwiazdę tej szkoły. To było dziwne. Zdaje mi się, że postawiła się jej po raz pierwszy. Co jeszcze dziwniejsze - Ferro odpuściła. Bała się o to, że straci rolę? - Następnie na scenę wejdą wszyscy z "euforią". - i znów głośne oklaski zagłuszyły cichy głos Angie - Później zrobimy duet. Ludmiła, Leon zaśpiewacie "Amor en el aire", dobrze? - oczy wyszły mi na wierzch. Przecież oni nie potrafią wysiedzieć pół godziny w jednej sali bez sprzeczki... Skąd pomysł, że zgodzą się na śpiewanie piosenki o miłości w duecie?
- Nie, nie, nie, nie i nie! A dla pewności: NIE! - Ferro natychmiastowo zareagowała. Każdy z zebranych wywnioskował, że jej sprzeciw zmieni decyzję organizatorów. Przecież to panna Ferro, więcej nie trzeba nic dodawać.
- Ludmiła ma rację. My nie możemy tego śpiewać razem. Ja się nie zgadzam - poparł przedmówczynię Leon. - Tę piosenkę napisałem dla Violetty i tylko z nią będę ją śpiewał. - dodał po chwili. Imponował mi swoją postawą, ale z drugiej strony... To tylko koncert. On nic nie oznacza. Nie muszą się przecież ani całować, ani udawać, że są parą. Wychodzą na scenę, śpiewają piosenkę, ukłon. Tyle. Cała filozofia. Tylko... czemu tak okropnie się czuję? Jak można być zazdrosnym o coś, co tak naprawdę nie istnieje?
- Viola, wariujesz - podśpiewałam sobie pod nosem
- Co? - mruknął Leon
- Nic, nic - szepnęłam speszona
- Albo godzicie się na nasze warunki, albo was zastąpimy, a wy nie wystąpicie w żadnej z piosenek - zagroził poważnym tonem głosu nauczyciel. Nie mam zamiaru pozwolić na to, by Leon zaprzepaścił taką szansę wykazania się przed publicznością przez durny spór... Wiem, że jego decyzja również opiera się na moich uczuciach... Cała trójka, a może nawet czwórka wraz z Federico będzie się czuć niekomfortowo podczas występu, ale trudno. Taki jest show biznes.
- Leoś - szepnęłam mu na ucho - Zgódź się. To jest tego warte. Wyobraź sobie siebie na scenie. Ta chwila, gdy reflektory kierują się tylko na ciebie, publiczność wyczekuje popisu wokalnego, a ty zaspokajasz ich pragnienia. Potem ukłon, chwila magiczna. Te owacje i zapewnienie, że dobrze trafiłeś, a muzyka i ty to jedność. Scena to twoje miejsce. Nie ważne z kim, ważne jak tego dokonasz. Masz szansę zostać gwiazdą. - wygłosiłam monolog z głębi serca z nadzieją, że to go ostatecznie przekona. Jeśli te słowa do niego nie trafią, to nie nazywam się Violetta.
- Ale ja nie chcę, nie z Ludmiłą... - musnął opuszkiem palca moją dłoń
- Wybór należy do ciebie. Czy warto poświęcić karierę na rzecz kłótni? Nie bądź głupi - Chyba już sama sobie przeczę... Całą sobą marzę by znaleźć się na miejscu Ludmiły.
- Zgoda! - brunet zakomunikował na forum klasy deklarację, że zaśpiewa ze swoim wrogiem. A co z gwiazdą? Ona otrzymała jedynie ultimatum. Występujesz albo spadasz. "Występuję", brzmiała jej odpowiedź
Dzień w Studio minął niezwykle szybko. Pierwsze przygotowania do koncertu, który planowany jest na za dwa tygodnie zostały zorganizowane na wszystkich lekcjach. Niestety, nie dostałam żadnej solówki, co jest odpowiednią motywacją do ciężkiej pracy. Przynajmniej mam okazję wystąpić publicznie w piosenkach grupowych. Kiedyś nie sądziłam, że marzenia są tak... realne. To dla mnie zaszczyt. Po lekcjach czekałam przy szafkach na Leona. Angie przytrzymała go dłużej wraz z Ludmiłą na ostatniej już dzisiaj próbie. Uczcijmy pamięć o Leonie Verdasie minutą ciszy. Zginął śmiercią tragiczną. Nieeee, żartuję tylko. Postanowiłam, że w między czasie zdążę uporządkować swoje przedmioty w szafce. Nie posiadałam bowiem ochoty na oglądanie kolejnej kłótni rozpoczętej przez blondi.
- Ludmiła chce wody - przedrzeźniałam jej głos, topiąc głowę w szafce. - Och, Leon co za fałsz... Tylko ja tu jestem gwiazdą, ja i tylko ja. Dla mnie stworzony jest wszechświat, och! - w rękach trzymałam książki, które przycisnęłam do piersi. W takiej postawie odwróciłam się o 180 stopni, dostrzegając rozbawioną osobę.
***
- Ym, Fede - dotknęłam ramienia przyjaciela, który z słuchawkami na uszach zmierzał właśnie do swojego domu, jak sądzę, po całym dniu nauki w szkole muzycznej. Chłopak orientując się, że go usiłuję zatrzymać, pozbył się sprzętu z okolic uszu. Odwrócił głowę. Wreszcie nadarzyła się szansa na rozmowę. Dziś stwarzaliśmy ich mnóstwo. Przy każdym momencie, gdy podchodził do mnie albo to ja udawała, że jest przezroczysty, bo czułam, że nie jestem gotowa, albo Ludmiła się wtrąciła między nas lub najzwyczajniej nauczyciele zwracali uwagę byśmy nie hałasowali, gdy inni występują.
- Hej! - krzyknął, rozpromieniony na mój widok. A te dziwne łaskotanie w brzuchu? Och, Federico... Dlaczego jesteś tak cudowny? - porozmawiamy? - uprzedził mnie w zadaniu pytania. Kiwnęłam głową. Jego ton głosu dodawał mi pewności, albo teraz, albo nigdy.
- A o czym? - zgrywałam głupią
- O nas - Powiedział "nas". Gdybym mogła to bym powtarzała ten moment w nieskończoność, jak na kasecie video. "O nas", replay, "O nas", replay, "o nas", replay.
- Nie ma nas - wypowiedziałam z ciężkim bólem serca. Czemu miłość taka jest? Dążysz do osiągnięcia pełni szczęścia, ale zawsze coś stanie ci na drodze. To jest chore. Z jednej strony najlepsza przyjaciółka, z drugiej najwspanialszy chłopak, którego kocham. Kogo wybrać? Dlaczego nie da się tego połączyć?
- Przecież ty chyba chciałaś być ze mną?
- Ale nie kosztem Ludmiły, Federico. To moja przyjaciółka, a... - Włoch przerwał moją wypowiedź
- A ja jestem twoim przyjacielem, tak wiem. Zresztą, ja i tak nie chcę rozmawiać o nas jako parze - znacznie przyciszył ton głosu
- Nadal kochasz Ludmiłę? - rozumieliśmy się bez słów. On zaczął zdanie, ja je kończyłam. Ta przyjaźń ma swoją przyszłość, ale wiązanie się wbrew własnym zasadą byłoby głupotą.
- Ja po prostu muszę... - zawiesił się.
- Musisz? - nakłaniałam go rękoma do kontynuacji
- Muszę ją odzyskać. Pomożesz?
__________
1) Kto podszedł do Violetty?
2) Jak zareaguje Francesca?
Nanananna, rozdział.
Nannanana, Zaraz szkoła....
Testy
Karkówki
FIZYKA!
Oceny
BUUUUUUU!
Narodowy smutek.
Narodowe wagary? Kto chętny? XD
Dziękuję wiernym czytelnikom za komentarze i wyświetlenia, bo tylko dzięki wam jestem tu, gdzie jestem i robię to, co robię, czasem nawet wbrew sobie (lenistwo i te sprawy).
Mam nadzieję, że rozdział przypadł do gustu. Opinie w komentarzach ;)
- Leon - przeniosła swój wzrok Angie na przystojniaka z gitarą - Otworzysz cały koncert "Voy por ti" - zakomunikowała. Ścisnęłam mocno mojego chłopaka - Ludmiła, ty będziesz następna z "Destinada a brillar"
- Super! Wiedziałam, że mam talent. - znów zaczęła gwiazdorzyć... Wykonałam kołowrotek oczyma - Wy nie mieliście choćby najmniejszych szans by mi dorównać. Jestem po protu stworzona do blasku, wiadomo było, że nikomu bardziej poza mną nie należy się to wyróżnienie. Dlaczego? Bo jestem utalentowana - blondynka już teraz traktuje siebie jako lepszą od pozostałych, równie zdolnych uczniów. Co się stanie po koncercie? Będzie na siłę im wciskać autografy na swoim zdjęciu? Nie, to zbyt mało kreatywne jak na nią. Wybuduje sobie pozłacany pomnik i ustawi go przed szkołą? Tak, to w jej stylu.
- Ludmiła, uspokój się - podniosła głos nauczycielka na dotychczasową gwiazdę tej szkoły. To było dziwne. Zdaje mi się, że postawiła się jej po raz pierwszy. Co jeszcze dziwniejsze - Ferro odpuściła. Bała się o to, że straci rolę? - Następnie na scenę wejdą wszyscy z "euforią". - i znów głośne oklaski zagłuszyły cichy głos Angie - Później zrobimy duet. Ludmiła, Leon zaśpiewacie "Amor en el aire", dobrze? - oczy wyszły mi na wierzch. Przecież oni nie potrafią wysiedzieć pół godziny w jednej sali bez sprzeczki... Skąd pomysł, że zgodzą się na śpiewanie piosenki o miłości w duecie?
- Nie, nie, nie, nie i nie! A dla pewności: NIE! - Ferro natychmiastowo zareagowała. Każdy z zebranych wywnioskował, że jej sprzeciw zmieni decyzję organizatorów. Przecież to panna Ferro, więcej nie trzeba nic dodawać.
- Ludmiła ma rację. My nie możemy tego śpiewać razem. Ja się nie zgadzam - poparł przedmówczynię Leon. - Tę piosenkę napisałem dla Violetty i tylko z nią będę ją śpiewał. - dodał po chwili. Imponował mi swoją postawą, ale z drugiej strony... To tylko koncert. On nic nie oznacza. Nie muszą się przecież ani całować, ani udawać, że są parą. Wychodzą na scenę, śpiewają piosenkę, ukłon. Tyle. Cała filozofia. Tylko... czemu tak okropnie się czuję? Jak można być zazdrosnym o coś, co tak naprawdę nie istnieje?
- Viola, wariujesz - podśpiewałam sobie pod nosem
- Co? - mruknął Leon
- Nic, nic - szepnęłam speszona
- Albo godzicie się na nasze warunki, albo was zastąpimy, a wy nie wystąpicie w żadnej z piosenek - zagroził poważnym tonem głosu nauczyciel. Nie mam zamiaru pozwolić na to, by Leon zaprzepaścił taką szansę wykazania się przed publicznością przez durny spór... Wiem, że jego decyzja również opiera się na moich uczuciach... Cała trójka, a może nawet czwórka wraz z Federico będzie się czuć niekomfortowo podczas występu, ale trudno. Taki jest show biznes.
- Leoś - szepnęłam mu na ucho - Zgódź się. To jest tego warte. Wyobraź sobie siebie na scenie. Ta chwila, gdy reflektory kierują się tylko na ciebie, publiczność wyczekuje popisu wokalnego, a ty zaspokajasz ich pragnienia. Potem ukłon, chwila magiczna. Te owacje i zapewnienie, że dobrze trafiłeś, a muzyka i ty to jedność. Scena to twoje miejsce. Nie ważne z kim, ważne jak tego dokonasz. Masz szansę zostać gwiazdą. - wygłosiłam monolog z głębi serca z nadzieją, że to go ostatecznie przekona. Jeśli te słowa do niego nie trafią, to nie nazywam się Violetta.
- Ale ja nie chcę, nie z Ludmiłą... - musnął opuszkiem palca moją dłoń
- Wybór należy do ciebie. Czy warto poświęcić karierę na rzecz kłótni? Nie bądź głupi - Chyba już sama sobie przeczę... Całą sobą marzę by znaleźć się na miejscu Ludmiły.
- Zgoda! - brunet zakomunikował na forum klasy deklarację, że zaśpiewa ze swoim wrogiem. A co z gwiazdą? Ona otrzymała jedynie ultimatum. Występujesz albo spadasz. "Występuję", brzmiała jej odpowiedź
Dzień w Studio minął niezwykle szybko. Pierwsze przygotowania do koncertu, który planowany jest na za dwa tygodnie zostały zorganizowane na wszystkich lekcjach. Niestety, nie dostałam żadnej solówki, co jest odpowiednią motywacją do ciężkiej pracy. Przynajmniej mam okazję wystąpić publicznie w piosenkach grupowych. Kiedyś nie sądziłam, że marzenia są tak... realne. To dla mnie zaszczyt. Po lekcjach czekałam przy szafkach na Leona. Angie przytrzymała go dłużej wraz z Ludmiłą na ostatniej już dzisiaj próbie. Uczcijmy pamięć o Leonie Verdasie minutą ciszy. Zginął śmiercią tragiczną. Nieeee, żartuję tylko. Postanowiłam, że w między czasie zdążę uporządkować swoje przedmioty w szafce. Nie posiadałam bowiem ochoty na oglądanie kolejnej kłótni rozpoczętej przez blondi.
- Ludmiła chce wody - przedrzeźniałam jej głos, topiąc głowę w szafce. - Och, Leon co za fałsz... Tylko ja tu jestem gwiazdą, ja i tylko ja. Dla mnie stworzony jest wszechświat, och! - w rękach trzymałam książki, które przycisnęłam do piersi. W takiej postawie odwróciłam się o 180 stopni, dostrzegając rozbawioną osobę.
***
- Ym, Fede - dotknęłam ramienia przyjaciela, który z słuchawkami na uszach zmierzał właśnie do swojego domu, jak sądzę, po całym dniu nauki w szkole muzycznej. Chłopak orientując się, że go usiłuję zatrzymać, pozbył się sprzętu z okolic uszu. Odwrócił głowę. Wreszcie nadarzyła się szansa na rozmowę. Dziś stwarzaliśmy ich mnóstwo. Przy każdym momencie, gdy podchodził do mnie albo to ja udawała, że jest przezroczysty, bo czułam, że nie jestem gotowa, albo Ludmiła się wtrąciła między nas lub najzwyczajniej nauczyciele zwracali uwagę byśmy nie hałasowali, gdy inni występują.
- Hej! - krzyknął, rozpromieniony na mój widok. A te dziwne łaskotanie w brzuchu? Och, Federico... Dlaczego jesteś tak cudowny? - porozmawiamy? - uprzedził mnie w zadaniu pytania. Kiwnęłam głową. Jego ton głosu dodawał mi pewności, albo teraz, albo nigdy.
- A o czym? - zgrywałam głupią
- O nas - Powiedział "nas". Gdybym mogła to bym powtarzała ten moment w nieskończoność, jak na kasecie video. "O nas", replay, "O nas", replay, "o nas", replay.
- Nie ma nas - wypowiedziałam z ciężkim bólem serca. Czemu miłość taka jest? Dążysz do osiągnięcia pełni szczęścia, ale zawsze coś stanie ci na drodze. To jest chore. Z jednej strony najlepsza przyjaciółka, z drugiej najwspanialszy chłopak, którego kocham. Kogo wybrać? Dlaczego nie da się tego połączyć?
- Przecież ty chyba chciałaś być ze mną?
- Ale nie kosztem Ludmiły, Federico. To moja przyjaciółka, a... - Włoch przerwał moją wypowiedź
- A ja jestem twoim przyjacielem, tak wiem. Zresztą, ja i tak nie chcę rozmawiać o nas jako parze - znacznie przyciszył ton głosu
- Nadal kochasz Ludmiłę? - rozumieliśmy się bez słów. On zaczął zdanie, ja je kończyłam. Ta przyjaźń ma swoją przyszłość, ale wiązanie się wbrew własnym zasadą byłoby głupotą.
- Ja po prostu muszę... - zawiesił się.
- Musisz? - nakłaniałam go rękoma do kontynuacji
- Muszę ją odzyskać. Pomożesz?
__________
1) Kto podszedł do Violetty?
2) Jak zareaguje Francesca?
Nanananna, rozdział.
Nannanana, Zaraz szkoła....
Testy
Karkówki
FIZYKA!
Oceny
BUUUUUUU!
Narodowy smutek.
Narodowe wagary? Kto chętny? XD
Dziękuję wiernym czytelnikom za komentarze i wyświetlenia, bo tylko dzięki wam jestem tu, gdzie jestem i robię to, co robię, czasem nawet wbrew sobie (lenistwo i te sprawy).
Mam nadzieję, że rozdział przypadł do gustu. Opinie w komentarzach ;)
czwartek, 1 stycznia 2015
2015!!!
2015 rok zawitał już dzisiaj, obwieszczenie roku... ;)
Chciałabym by ten post wyjątkowy, ale jak zwykle pewnie mi nie wyjdzie. Cała ja, co zrobić?
Sad, but true.
No... zaczyna się wyjątkowo? Tak, tak, wyjątkowo.
Znów prowadzę dialog sama ze sobą? Eh, przepraszam. Już nie będę.
Zacznijmy od początku. Jestem Ariana, będę tu blogowała... Chyba przesadziłam. (Czy ten post wydaje się już wyjątkowy?)
Zacznijmy od początku, ale nie do końca. Taaaaaaaaaaaaaak. Uwielbiam te gify....
Nowy rok powinnam przywitać radośnie, z dobrą energią dla was, a ja jak zwykle piszę, bo piszę. Co się dziwić jest po 3, sama w chacie, nudy. CO JA GADAM??
Ten post jest bez sensu.
Nowy rozdział będzie niedługo. (tak myślę)
Najważniejsze jest to, że chcę wam życzyć najlepszego roku w życiu lub by przynajmniej 2015 był lepszy niż poprzedni. Nowych przygód, doświadczeń, radosnych chwil i jak najmniej przykrości.
Życzy cała redakcja ( w licznie pojedynczej - Ariana)
Dobra, kończę. Lecę do łóżeczka XD :**
Dobranoc nocnym markom!
Chciałabym by ten post wyjątkowy, ale jak zwykle pewnie mi nie wyjdzie. Cała ja, co zrobić?
Sad, but true.
No... zaczyna się wyjątkowo? Tak, tak, wyjątkowo.
Znów prowadzę dialog sama ze sobą? Eh, przepraszam. Już nie będę.
Zacznijmy od początku. Jestem Ariana, będę tu blogowała... Chyba przesadziłam. (Czy ten post wydaje się już wyjątkowy?)
Zacznijmy od początku, ale nie do końca. Taaaaaaaaaaaaaak. Uwielbiam te gify....
Nowy rok powinnam przywitać radośnie, z dobrą energią dla was, a ja jak zwykle piszę, bo piszę. Co się dziwić jest po 3, sama w chacie, nudy. CO JA GADAM??
Ten post jest bez sensu.
Nowy rozdział będzie niedługo. (tak myślę)
Najważniejsze jest to, że chcę wam życzyć najlepszego roku w życiu lub by przynajmniej 2015 był lepszy niż poprzedni. Nowych przygód, doświadczeń, radosnych chwil i jak najmniej przykrości.
Życzy cała redakcja ( w licznie pojedynczej - Ariana)
Dobra, kończę. Lecę do łóżeczka XD :**
Dobranoc nocnym markom!
Subskrybuj:
Posty (Atom)