środa, 14 stycznia 2015

Rozdział 28: To koniec

***
- Jejciu, Diego, przestraszyłeś mnie - upuściłam książki, po które automatycznie sięgnęłam wraz z Diego. Jednocześnie dotknęliśmy okładki. Diego celowo przesunął dłoń dalej, by zetknęła się z moją dłonią, niby przypadkowo... Podniosłam wzrok na niego. Jestem świadoma, że Diego zauroczył się moją osobą, być może że nawet mnie kocha, ale jednak w tym zestawieniu nie tylko jego uczucia są ważne. Nasze spojrzenia się wymieniły. Hiszpan serdecznie się uśmiechnął. Ponieważ niedobrze czułam się z zaistniałą sytuacją, natychmiastowo zabrałam rękę do siebie, zostawiając książkę na podłodze. Przywróciłam ciało do pozycji prostej.
- To miłe, że pamiętasz moje imię - oddał mi moją własność, a na jego twarzy zagościł jeszcze wyraźniejszy uśmiech.
- Mamy razem zajęcia, więc pamiętam - wyznałam - To do następnych - próbowałam go spławić, lecz ten uporczywie chciał podtrzymać rozmowę.
- Violu? Mogę tak na ciebie mówić, prawda? - wystawiłam obydwa kciuki w górę. Następnie wykonałam obrót o 180 stopni, tak by chłopak ujrzał tylko moje plecy. Jedyny plan - wiać! To nie tak, że nie lubię Diego'a, po prostu... Nie znam go zbyt dobrze, a on nie rozumie wyraźnych znaków, że nie jestem zbyt zainteresowana znajomością - Violu - skwasiłam się. Kurde. Ze sztucznym uśmieszkiem ponownie skierowałam twarz w stronę kolegi
- Diego, czekam na Leona. O, właśnie tu idzie - wskazałam palcem sylwetkę dobrze zbudowanego faceta, zbliżającego się do naszej dwójki. Leoś od dawna ma konflikt z Diego'em. Kiedy tylko ma okazję lubi mu dopiec. Zauważywszy nas razem, zaraz po próbie w trybie natychmiastowym objął mnie ramieniem. Ściskał tak mocno, że czułam ból.
- Jakiś problem? - zwrócił się do Hiszpana - Toaleta po lewo, wyjście po prawo, a jak chcesz w mordę to podejdź jeden krok bliżej Violetty. - Hernadez wycofał się bez słowa. Wolał uniknąć bójki, czy coś. Z zazdrosnym Leonem nic nie wiadomo.
- Leon - rozpoczęłam karcącym głosem. - Nie musisz od razu tak na niego naskakiwać
- Idziemy na soki? - narzucił propozycję, zmieniając temat.
- Chodźmy - postanowiłam również dalej nie drążyć tematu i nie szukać powodów do sprzeczek. Weszliśmy do lokalu obok szkoły, rozglądając się trochę. Dostrzegliśmy przy jednym ze stolików dwóch znajomych Włochów. Bez dłuższych namysłów przysiedliśmy się do Fran i Fede
- Jakie chcecie soki? - dopytała szatynka, chcąca złożyć zamówienie
- Pomarańczowe - udzielił odpowiedzi za grupę Verdas. Francesca popędziła w kierunku lady.
- Idę z tobą - zakomunikowałam. Czułabym się nieswojo, pozostając w towarzystwie Leona i Feder'a. Leon będąc sam na sam ze mną jest czuły, romantyczny i słodki, jednak gdy w pobliżu gdzieś jest przystojny europejczyk w domyśle Federico, obojgu im odbija. Zbliżyłyśmy się do drewnianego mebla, wyposażonego w szklanki, przekąski, zimne napoje i tak dalej. Ku naszemu zdziwieniu kelnerka wydawała się nam baaaaaardzo znajoma. - Lara? - szepnęłam cichutko na ucho swojej kumpeli z Włoch w nadziei, że przeanalizuje kobietę odwróconą do nas tyłem.
- Lara? - powtórzyła głośniej odważnie. Brawo! Faktycznie, to moja kuzynka ukazała nam swoją twarz.
- Oł, wiecie ja tu tylko szukam komórki. Nie, ja tu nie pracuję - Lara kręciła, próbowała nas nabrać. Pewnie wstydzi się tego, że musi pracować. Nie pochodzi z bogatej rodziny i wielokrotnie pożyczaliśmy jej pieniądze na opłatę czesnego.
- W fartuszku z reklamą knajpki? - zaśmiała się Fran, szturchnęłam ją w brzuch, a to doprowadziła siebie do porządku - Pracujesz tu? - kelnerka spuściła głowę. Coś wydukała pod nosem, ale ciężko stwierdzić co.
- To żaden wstyd! - pocieszyłam ją, na co Lara delikatnie uniosła kąciki ust do góry
- Co podać? - spytała bez dąsów, opierając dłonie o blat
- Cztery soki pomarańczowe - zażyczyłam rozpromieniona. Wyjęłam z torebki pieniądze. Po niespełna kilku minutach napoje były już gotowe. Francesca niosła tackę z nimi na jednej ręce, jak profesjonalistka. W pewnym momencie stanęła.
- Violu, idę do toalety. Zanieś soki chłopakom, okay? - wręczyła tackę mi. Błąd kochana, oj błąd. Szłam dużo wolniej od Francesci i nieustannie się chwiałam. Dzieliło mnie od stolika, przy którym siedzieli faceci zaledwie kilka metrów. Dziwiło mnie jedynie to, że nic do tej pory nie roznieśli. "Aniołki" gadały. Zwyczajnie gadali, co wywołało ogromne zszokowanie z mojej strony. Przecież to duet. Leon i Fede. Fede i Leon... Z tej odległości doskonale słyszałam ich pogawędkę.
- Fajnie, że tak dobrze układa ci się z Violettą -  już chciałam krzyczeć, że niosę soki, lecz kiedy Feder wymówił me imię totalnie o tym zapomniałam. Jakoś tak miło się mi zrobiło, że środowisko zewnętrzne dostrzega miłość jaką się darzymy z Leonem.
- Wiem. - Verdas przyjął pochwałę nadzwyczaj skromnie jak na niego - Gdyby nie to, że podobała się Diego, to nawet bym pewnie na nią uwagi nie zwrócił. Chciałem zemsty na Diego, dostałem miłość od Vilu. Plan wyszedł lepiej niż myślałem -  oczy wypełniły mi się łzami. Dobrze słyszałam? Jestem zemstą? Pięknie. Straciłam panowanie nad rękoma, myślami, nad sobą. Upuściłam tacę z napojami na podłogę. Dopiero wtedy chłopacy odkryli moją obecność. Leon poderwał się z krzesła.
- Jak mogłeś? - wykrzyknęłam. Verdas spuścił powietrze z płuc. Nie zdołał wypowiedzieć nic głośno. Klienci kafejki poodwracali się by zawiesić wzrok na centrum całej afery. Każdy lubi oglądać zamieszania, ale tylko wtedy gdy nie dotyczą ciebie lub kogoś ci bliskiego. - Wcale mnie nie kochasz? - starałam się być twarda i powstrzymać potok łez pod tamą godności. Nie dałam dojść Verdasowi do słowa, wygłaszając monolog rozpaczy - Więc cały nasz związki to ściema i chęć zemsty na Diego? Obiecałeś mi, że więcej cierpieć nie będę, obiecałeś. Jesteś gorszy od Ludmiły, nie, ty jesteś najgorszy na świecie! - mocno wierzyłam w szczerość wypowiadanych słów. Wybuchłam. - Jejciu, jak ja mogłam się w tobie aż tak zakochać?! - odgarnęłam włosy sprzed twarzy. Tama pękła, a łzy wypłynęły z potrójną prędkością - To koniec! - szepnęłam bezsilnie.

_________
To koniec.
Nie, żartuję. Koniec pierwszej części. Planuję zrobić drugą, bardzo różniącą się od tej. Może nie bardzo, ale znacznie, chyba. Sama nie wiem co piszę, nana, nie słuchać mnie.
Trochę przykre, nie uważacie? Sama nie wiem co jest tak przykre. To jest chyba właśnie przykre.
Czekaj. Co?
Ari odbija, Ari to ja, Ari wstawi gifa Ari i wszyscy będą happy? Yes or no?
Dobra. Koniec.
///Ari <3

8 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. A wiec jestem! Pierwsza!!! Plose nie rozdzielaj Leonetty plis? Rozdział boskiiiii

      Usuń
  2. Wow... Jestem w szoku! ;o
    Tego się nie spodziewałam... Naprawdę...
    Myślałam, że się popłaczę, naprawdę.
    To jest tak wspaniale napisane, że miałam łzy w oczach ;'c
    Kompletnie się tego nie spodziewałam!
    Ale jeżeli to prawda, to CHCĘ, żeby Verdas teraz trochę pocierpiał...
    Nie wierzę, że mógł zrobić coś takiego...
    Czekam na część drugą niecierpliwie <3
    Pozdrawiam ;*
    Katarina xoxo

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow.. szok!
    Ale świetny!! Jejciu kiedy druga cześć? Nie mogę usiedzieć w miejscu po tym rozdziale :*
    Czekam na szybki next :*

    OdpowiedzUsuń
  4. świetny po prostu boski a tak przy okazji zapraszam na mojego bloga http://leoniviolettanazawsze.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejo...
    Yyy...nawet nie wiem co napisać...
    To jest tak realistyczne że nadal mam jakieś takie dziwne uczucie w .... płucach?
    Tak..to tak jakbym nie mogła wypuszczać powietrza...
    Ja w to nie wierzę....
    To na pewno nie prawda!!!!
    Proszę pogódź ich szybko!!!
    Leon nie mógł być do tego zdolny...TO NIEPRAWDA!!!!!
    Wiem że traktuje to zbyt poważnie ale to po prostu niemożliwe!!
    Ach...LEOŚ TY IDIOTO ( słodki idioto :* ) TAK SIĘ NIE ROBI!!!
    Ach...błagam cię napisz szybko next bo się uduszę!!!!!
    Buziaki :**
    Koffam
    <3

    ~nieogarniająca~DomciaVerdas~

    OdpowiedzUsuń
  6. Boski <3 Zapraszam do mnie!! http://leonivioletta.blogspot.com/
    Pozdrawiam Nataly ;)

    OdpowiedzUsuń