wtorek, 21 października 2014

Rozdział 20: Spóźniona

***
Czułam, że ciekawość próbuje zwyciężyć ponad wszystko. Toczyło walkę z rozsądkiem, który mówił, że sama obecność Leona mi wystarcza. Po prostu, ja i on, a reszta to tylko dodatki. Fakt faktem to co dla mnie przygotował było niesamowite. Czy istnieje takie określenie jak coś niesamowitniejsze od niesamowitości? Chyba nie... Jednak z mojego punktu widzenia miałabym prawo nazwać Leona najniesamowitniejszogenialowspaniałoromantycznowyjątkowocudownym facetem na Ziemi i sądzę, że każdy kto by go poznał, przyznał mi by rację. Z nim wszystko jest takie proste i... nieskomplikowane. Kocham Larę jako przyjaciółkę, ale to zupełnie inne uczucie niż darzę Leona.
- Chcesz wiedzieć co to za niespodzianka? - wymachnął dłonią przed mymi oczami. Chyba odrobinę się rozmarzyłam i kompletnie zapomniałam, że on siedzi tuż obok mnie. Ups. Skinęłam głową. Chłopak wstał z koca i wyciągnął ku mnie rękę. Dotknęłam jego dłoni i również usunęłam swoje ciało z materiału. Przystojniak nadstawił łokieć, a ja bez zawahania przełożyłam pod nim rękę. Szliśmy i szliśmy. Momentami twierdziłam, że mój chłopak chce mnie zaciągnąć do Brazylii... Nie nudziłam się, zwyczajnie nogi nie marzyły o wędrówce... długiej wędrówce.
- Leoś - jęknęłam, a on skupił wzrok na mnie. Wyraził mimiką twarzy, że mam kontynuować - Nogi mnie bolą - wyznałam bez owijania w bawełnę.
- Jeszcze kawałek i dojdziemy - uzyskałam informację, która tłumaczona na mój język oznacza "nie denerwuj mnie, będziemy szli jeszcze bardzo długi odcinek drogi i nie jęcz". Tak właśnie przekształciłam sobie to zdanie. Leon nie wypowie mi tego wprost bo... bo po prostu taki jest.
- Leon - stanęłam i spuściłam na dół ramiona z miną zbitego pieska. Odchyliłam do tyłu głowę, ukazując jak bardzo zmęczenie dało się we znaki. Brunet przewrócił oczami, co najwidoczniej było dobrą wróżbą dla mnie. Chłopak zbliżył się do mojego ciała i biorąc głęboki wdech, zdecydował się mnie nieść na plecach aż do końca trasy. Nie podważałam jego decyzji, wręcz przeciwnie. Ścisnęłam go bardzo mocno, bym nie spadła. Bardzo odpowiadała mi taki środek transportu. "Czy masz już dość silników, benzyny i ciągłego stania na czerwonych światłach? Czy ciebie też denerwuje warkotanie motocykli, spaliny samochodu bądź ciągłe przebieranie nogami na rowerze? Jeśli tak to mamy idealnie rozwiązanie. Leon - jako przyszłość motoryzacji. Już dość ze stacjami benzynowymi i zakazami. Leon Verdas do nabycia u rodziny Verdas." Nie, nie, żartuję. Leoś jest tylko mój. Poza tym nie spełnia nawet kryterium 10km/h, więc i tak by nie wypaliło.
- Jesteśmy - wyprostował się, a ja zeskoczyłam na ziemię. Rozejrzałam się dookoła. Słyszałam w tle ciche stękanie Verdasa.
- Hmm - westchnęłam - Czy mi się wydaję, czy szliśmy dwa razy dłuższą drogą do ulicy, skąd odbierze mnie mama? - wydedukowałam jedno z najbardziej prawdopodobnych rozwiązań. Zerknęłam na Leona, który stał ugięty w pół, łapiąc oddech - Jejciu, kochanie - ułożyłam dłoń na jego plecach - Mogłeś mówić, że jestem za ciężka
- Co? - ponownie przyjął prostą pozycję ciała - drobniak mi wypadł z kieszeni i ten... no. - schował monetę do kieszeni, a ja wypięłam w jego stronę język. Zapewne kłamał. Nie chciał żebym dalej kwestionowała jego siłe, więc wymyślił sobie wymówkę z pieniędzmi. - I tak, przeszliśmy dłuższą drogą bo myślałem, że spacer będzie idealnym dopełnieniem naszej randki, ale nie przewidziałem, że kogoś z nas dwóch zaczną boleć nogi. Podpowiem, że tym kimś nie byłem ja
- Moim skromnym zdaniem ta randka była najlepszą ze wszystkich moich randek - ogłosiłam zgodnie z prawdą - zapewne dlatego, że to była moja pierwsza - dodałam nieśmiało i dużo ciszej. Przystojny brunet mimo wszystko zrozumiał co mu przekazałam. Objął mnie ramieniem i pocałował w policzek. - Leoś, bardzo mi na tobie zależy. Jesteś moim pierwszym chłopakiem, pierwszym z którym wszystko jest tak na poważnie. Wiem, że będziemy się kłócić i że czasami będziesz miał mnie dość, ale... Leon, proszę. Nie zrań mnie na tyle żebym żałowała, że cię poznałam. Domyślam się, że to co łączyło cię z Francescą było dla ciebie bardzo ważne. Nie baw się ani jej uczuciami, ani moimi. Nie chce być zabawką na pocieszenie albo przedmiotem, który ma wzbudzić jej zazdrość. Chcę cię kochać i być kochana - starałam się mówić przekonująco. To dla mnie ważne. Nie mam zamiaru robić sobie nadziei i zakochiwać się w nim z każdym dniem coraz bardziej aż w końcu on złamie mi serce, a jedno z moich obaw okazałoby się już nie tylko wytworem wyobraźni.
- A ja chcę być z tobą - uspokoił mnie. W duchu modliłam się by zaraz za tym stwierdzeniem nie pojawiło się żadne "ale", które prawdopodobnie zepsuło by cały dzisiejszy dzień. - Tak, Violetto. Kocham cię. - wypowiedział nieco dziwnie. Tak jakby nie kierował tego do mnie, ale do siebie, jakby sam sobie dopiero teraz to uświadomił - Francesca była ważna, ale to należy do przeszłości. Te uczucie minęło. Teraz mam ciebie. - utopił swój wzrok w mych tęczówkach, trzymając mnie za dłonie. Ja tylko lekko się uśmiechnęłam. Przymknęłam oczy. Wyczułam, że on się do mnie zbliża i że chce przypieczętować tę randkę całusem. Czekałam na to. Niewiele brakowało, a pragnienie jego ust zostałoby zaspokojone. Błysk reflektorów rozświetlił ciemność, jaką stworzyłam, nakładając na gałki oczne powieki. Natychmiastowo odskoczyłam od chłopaka. Leon tylko skwasił się na twarzy i podrapał swój tył głowy.
- Tak. Moja mama już jest - wskazałam kciukiem znajome auto, informując przy tym Leona. On nie wyglądał na specjalnie uradowanego. Pomachałam mu na pożegnanie, z wciąż towarzyszącym mi bananem na twarzy. Następnie otworzyłam drzwi żelaznego pudła i zapakowałam się do środka.

Po powrocie nie mogło się obyć bez pytań z kim, gdzie i dlaczego tak długo byłam. Mój tata chwilami jest zbyt ciekawski, niestety, choć z drugiej strony stokrotnie wolę go takiego niż gdyby kompletnie nie uczestniczył w moim życiu. Udzieliłam mu wymijających odpowiedzi, którego go nie usatysfakcjonowały. Trudno, na ten moment zdanie "chcę mi się spać" powinno mu wystarczyć. Podreptałam na górę. Rzuciłam torebkę na łóżko i wparowałam do garderoby w celu zmiany ubrania na pidżamę. Uwielbiam moje sukienki, ale taka milusia, luźna i słodziaśna pidżamka jest o wiele wygodniejsza. Poczułam się, że zmęczenie wręcz rozkazuje mi położyć się spać, jednak uzależnienie od bloga oraz fanów było silniejsze. Szybciutko zalogowałam się na moje konto i sprawdziłam ile mam wyświetleń. 30 658 231, "naprawdę nieźle", stwierdziłam. Podparłam brodę o wewnętrzną część dłoni. Nawet nie zorientowałam się kiedy moje oczy zaczęły się przymykać. Trwało to moment, a ja zasnęłam na siedząco.

Ta noc minęła mi strasznie. Przez pozycję, w jakiej spałam nabawiłam się okropnego bólu pleców.
- Ałć - zajęczałam po rozprostowaniu się. - Nigdy więcej - przysięgłam, odchodząc od biurka. Z myślą, że godzina nie spłatała mi figla, w rutynowym, porannym tempie odwiedziłam moją garderobę. Wybrałam dla siebie zestaw, zwinęłam torebkę wraz z komórką z łóżka. Przełożyłam pasek przez ramię i postukując obcasem o drewno, zeszłam na dół. Przy stole nie było żywej duszy, nawet śniadanie zniknęło. - Olga? - zapytałam, a gosposia wychyliła się zza futryny, oddzielającej salon od kuchni
- Tak? - wycierała szmatką mokry talerz
- Gdzie wszyscy?
- W pracy - poinformowała mnie. Już chciałam zadać kolejne pytanie odnośnie śniadania, ale szatynka uprzedziła mnie - A ty nie w Studio?
- Zaraz wychodzę - uspokoiłam ją, wciąż będąc w przekonaniu, że zostało mi 45 minut do rozpoczęcia zajęć
- Zaczynacie dziś później? - Olga dalej zasypywała mnie pytaniami, które dawały mi coraz więcej do myślenia.
- Nieee... - przeciągnęłam samogłoskę. Poskładałam całą wypowiedź w całość. Rodzice są już w pracy, a zaczynają ją o tej samej godzinie, co ja lekcje z Studio, Olga zmywa naczynia po śniadaniu, które rutynowo zostało rozłożone tak, byśmy zjedli je całą rodziną, do tego te pytania, czy zaczynam zajęcia później... Wszystko jasne. Panicznie wyjęłam komórkę z torby by sprawdzić czy jestem spóźniona. - Już 11? - krzyknęłam. Biegiem zerwałam się w kierunku szkoły. Musiałam zaspać. Felerny budzik, ugh. Na szczęście przystanek umiejscowiony jest niedaleko mojego domu. Szybko złapałam autobus, który podążał akurat pod same mury On Beat Studia. Po drodze przeglądałam masę sms'ów jakie zostawili mi na przemian Leon i Lara. Martwili się dlaczego nie dotarłam na 3 lekcje. Nie posiadałam czasu by odpisywać na każde po kolei, więc wysłałam jedną wiadomość. "Zaspałam, zaraz będę", napisałam. Wysiadając z publicznego środka transportu, zauważyłam jak tłum ludzi zbliża się do mnie. Część po prostu wsiadła w autobus, ale ta znacznie większa grupka stanęła przy mnie. Naliczyłam, że to zbiorowisko składało się z calusieńkiej mojej klasy. Przyszli mnie przywitać? Jak miło.
- Violuś - krzyknął Leon i niemalże automatycznie mnie przytulił. Te ciepło, zapach jego perfum oraz jego bliskość... Uwielbiam gdy to robi.
- Co się dzieję? Czemu wszyscy tu czekamy i na co? - upraszałam się o odpowiedź na trapiące mnie pytania. Wytypowałam wzrokiem mojego chłopaka, jako tego, który miał mnie doinformować.
- W sumie to nikt nie wie. Wydaję mi się, że to Gregorio i Angie czegoś od nas chcą. To chyba coś poważnego bo słyszałem kłótnie pod pokojem nauczycielskim - rozjaśnił mi brunet.
- Coś na zasadzie "Jam jest Gremlin, przywódca rodu gregoriów spod gatunku siępodupiępodrapię... A ja jestem Angeles, przywódczyni plemienia ,,zniszczę gregoriowy ród siępodupiępodrapię ponieważ mam tajną broń, którą jest drapaczka i posiadam dłuższą nazwę, więc jestem ważniejsza"", tak, ja też słyszałem ich historię - próbował nas rozbawić Federico. Parsknęłam śmiechem, nie z jego jako takiej humorystycznej opowieści, lecz z nauczyciela i nauczycielki przebranych za greckich bogów z gniewną miną.
- Federico, po lekcji do dyrektora - krzyknął mu do ucha mężczyzna, a ten aż się zaczerwienił. Chwyciłam się za małżowinę ponieważ również i mnie drażnił ten krzyk.
- Mówiłem, że to prawda - dodał cicho Włoch
- Federico! - wrzasnęła równie rozwścieczona Angie. Zabolało mnie drugie ucho.
- Po co my tu jesteśmy? - usłyszeliśmy głos spośród tłumu. Nauczyciele ubrani w białe szaty wreszcie ochłonęli. Gregorio ujął do ręki mikrofon, a po sprawdzeniu głośności urządzenia, zaczął stopniowo rozjaśniać nam powód zgromadzenia.
_________
1) Jaki jest powód zgromadzenia?

Rozdział pisany oczami Violi. Podoba się? Mi chyba wygodniej się pisze w trzeciej osobie XD 
Dobra, nie przedłużam bo i tak nie mam nic mądrego do napisania, tak, tak. Pa. 
///Ari :D 

7 komentarzy:

  1. Fajnie. Wolę w trzeciej osobie. Lepiej się czyta.

    OdpowiedzUsuń
  2. Super wolę w trzeciej czekam nań next

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem ^^
    Rozdzial w moje urodzinki ^^
    super sie czytalo *,*
    genialne ale ty to chyba sama wiesz ;)
    czekam a next ;)
    zapraszam do siebie ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. <3
    Z niecierpliwością czekam na next :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Super czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  6. Awwww <3
    Rozdziałek super <33
    Przepraszam, że nie komentowałam ale masa nauki i sprawdzianów ;(
    Masakra ;33
    Mniejsza z tym.
    Leonetta :*
    Co do narracji pisz jak chcesz. Mi obojętne ;)
    Zapraszam do sb na rozdziałek ♥

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie chce robić tu sb żadnej reklamy lub coś tylko po prostu wróciłam na blogera i chce żeby wszyscy to wiedzieli przepraszam jeżeli ten komentarz cię urazi

    WRÓCIŁAM NA BLOGGERRA!!

    OdpowiedzUsuń