- Dzień dobry - krzyknęli do oddalonych Castillo. Przywitałam Leona uśmiechem. Wspięłam się na palce i pocałowałam jego polik. Objął mnie ramieniem. We dwójkę zbliżyliśmy się do stołu. Cała szóstka zasiadła. Dużo rozmawialiśmy przez pierwszą godzinę. Głównie o pracy, studio, całym zamieszaniu z gangsterami, w zasadzie o wszystkim, co wiązało się z przeszłością. Żadnej wzmianki o przyszłości. Nie było okazji, a głupio wydawało mi się wciąć o dziecku, gdy temat dotyczył inżynierii lub kuchni.
- Pyszny kurczak, ale chyba lekko niedoprawiony - zasugerowała pani Verdas. Moja mama kaszlnęła. Trafiła w jej piętę achillesową. Nienawidzi, gdy ktoś kwestionuje jej kuchnie. Mamy gosposie, rzadko gotuje matka, ale gdy już to robi to potrawy są wyśmienite. Tylko śmiałkowie krytykują Esmeraldę, a potem tracą życie... Żartuję. Kłótnia jednak wisiała w powietrzu.
- Ja tak nie uważam - broniła się matka - Nam taki kurczak smakuje - powiedziała jakby przez zęby - nie lubię, gdy ktoś ma jakieś zastrzeżenia w moim domu - dopowiedziała ze sztucznie miłym uśmiechem
- W zasadzie to ten kurczak jest suchy i mdły - nastała cisza. Wymieniłam wzrok z ojcem, który już wymyślał jak zmienić temat, a później na Leona, który wcale nie uspokoił mnie spojrzeniem.
- Ty jesteś mdła - odgryzła się matka. Z mojej perspektywy ich rozmowa była całkiem zabawna, ale zapewne ich oczyma to bardzo poważna wymiana poglądów. Pani Verdas odstawiła talerzyk dalej od siebie z gardzącą miną. Nie znałam jej od tej strony. Zawsze wydawało mi się, że jest spokojną i uprzejmą kobietą.Wyobraziłam sobie obie matki jako kickbokserki, a nasza jadalnia na moment przeobraziła się w ring. Nie doszło na szczęście do żadnych rękoczynów, ale swoje wiedziałam. Obie siedziały jak tykające bomby na krzesłach. Dużo nie brakowało by wybuchły. Na szczęście pokazały klasę i nie dały się wytrącić z równowagi. Fakt faktem nie zamieniły ani jednego słowa z nikim, ale przynajmniej było spokojnie.
- Violetta - zwrócił się do mnie ojciec mojego chłopaka. - Kiedy z Leonem planujecie się wyprowadzić od rodziny? - German zakrztusił się posiłkiem. Nastąpiła szybka reakcja. Leon podbiegł do mojego ojca. Objął jego klatkę piersiową od tyłu i zaczął mocno naciskać, by przywrócić oddech tacie. Z przerażeniem spoglądałam na tę akcję, jak w wszyscy w sumie. Gdy wreszcie niechciany kawałek mięsa został wypluty przez ojca, odetchnęliśmy. Wykonał kilka wdechów, a my usiedliśmy
- Myślę, że to za wcześnie by myśleć o tak poważnych krokach - wyraził swoją opinię do narzuconego wcześniej pytania. Leon skinął do mnie głową. Nie wiem, czy to odpowiedni moment, ale lepszy chyba się nie nadarzy.
- Bo w zasadzie - zabrałam głos. Każda par oczów zawisła na mnie. Sekundę odczekałam aż żaden z rodziców nie będzie jadł, ani pił, bo w przeciwnym razie musielibyśmy zamówić ambulans. - To... - przedłużałam. Tak strasznie bałam się ich reakcji. Na dobrą sprawę mam prawie 24 lata. Od dawna mogę podejmować za siebie decyzję. - zostaniecie dziadkami - przekazałam nowinę bardzo radośnie, by może ich trochę uspokoić. Leon ścisnął mocno moją dłoń w oczekiwaniu na kulminację złości Germana. Cała czwórka zamarła. Nastała tak głęboka cisza, że kiedyś niedosłyszalny zegar teraz stał się głośny niczym karabin na wojnie. Co ja mam z tymi wojennymi porównaniami? - Nie cieszycie się? - spytałam. Tata rękoma odepchnął się od stołu, szurając krzesłem o podłogę. Marszem uciekł drzwiami balkonowymi na taras.
- To dla niego szok - usprawiedliwiła go mama i go dogoniła.
- Gratuluję - klepnął syna w ramię pan Verdas. Natomiast jego matka ścisnęła moje dłonie z szerokim uśmiechem
- Bardzo się cieszę - jej słowa były dla mnie ważne. Czułam w niej wsparcie, ale bardzo zawiodłam się na moich rodzicach. Spodziewałam się, że to dla nich szok, ale mimo wszystko powinni zaakceptować fakt, że ich córeczka jest dorosłą kobietą, a niedługo zostanie matką.
Ojciec nawet na sekundę nie chciał wrócić z dworu. Było mi wstyd za niego, bo zachowywał się jak dzieciuch. Rodzice Leona wrócili do siebie około godziny 22. Leon został, ponieważ chciałam mieć go blisko.
- Idę - oznajmiłam, wskazując kciukiem kierunek, czyli taras

- To zły pomysł. Ja muszę z nim pogadać
- Mam pomysł - chwycił mą dłoń i na nią długą chwilę spoglądał - Chodźmy na spacer, a z ojcem porozmawiasz jutro. Lepiej nie naciskać i poczekać aż ochłonie i się z tym prześpi. - zasugerował. Ma racje. Wynikłaby z tego jakaś kłótnia, a to ostatnie na co mam ochotę. - Idziemy? - poprosił.
- Idziemy - potwierdziłam.
______
Następny tytuł rozdziału: Razem