***
Jedna łza, a może jednak trochę więcej... spływały po moich polikach. Tak jest praktycznie nieprzerwanie od miesiąca. Od tego momentu nie zdołałam wymusić z siebie nawet malutkiego uśmieszku, który mógłby zwiastować dobre dni. Odkąd odszedł czuję się samotna, a w moim sercu jest pustka, której niczym nie potrafię zapełnić. Zostawił mnie, samolubnie mnie zostawił. Prosiłam go tyle razy "daj spokój z tym motorem". Nie posłuchał. Większość organów jakie są przekazywane do szpitala pochodzą właśnie od motocyklistów. Wiedział o tym, a mimo wszystko wybrał życie z dala ode mnie. Gdybym cofnęła czas, zatrzymałabym go. Teraz... już nic nie zrobię.*miesiąc wcześniej*
- Hej, kochanie - przywitał mnie jak zwykle uśmiechnięty od ucha do ucha. To te jego dołeczki uwielbiałam najbardziej. Był dość wietrzny dzień. Moja sukienka falowała, a włosy odsłaniały calutką twarz. Chłopak nieustannie poprawiał swoją grzywkę. Jego ruch ręki i przeczesywanie jej palcami... Wszystko w nim kochałam, ale najbardziej piękne zdanie, które słyszałam niemalże codziennie. "kocham cię". Zawsze to powtarzał przed okiełznaniem maszyny, jakby przewidywał, co się wydarzy. Chciał bym te dwa najcudowniejsze słowa usłyszała z jego ust jako te ostatnie. Wtedy nie myślałam nad tym w ten sposób.
- Leon, zostań ze mną - ściskałam jego dłonie, tuląc się do umięśnionego ramienia.
- Ostatni wyścig - powiększył dołeczki na policzkach.
- Zawsze tak mówisz - burknęłam
- Wiem - pogłaskał czubek mojej głowy - Ale teraz nie kłamię - wyzwolił rękę delikatnie z moich objęć. Założył na głowę kask. Przesunął plastikową pokrywę do góry, bym znów mogła ujrzeć te jego niebiańskie oczka. Ucałowałam jego nosek. Usta zostały już zakryte.
- Będę na ciebie tutaj czekać - zakomunikowałam. Na jego twarzy pojawił się grymas
- Nie czekaj - poprosił mnie, układając swoją dłoń na moim ramieniu - wrócę wieczorem, zmarzniesz - wyjaśnił szybko. - Kocham cię - powtórzył dwa słowa, które za każdym razem coraz bardziej grawerują się na moim sercu.
- Ja ciebie nie - skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej. Chciałam go zatrzymać tu jeszcze dłużej. Znałam go. Doskonale byłam świadoma, że zacznie się ze mną droczyć.
- Nieładnie tak kłamać - zaprzeczał głową, dąsając się.
- Wiem - przytaknęłam. Verdas wsiadł na swój ukochany motor. "Leonetta" - tak go nazywa. Twierdził, że to jest połączeniem naszych imion. Myślał nad tym pół dnia, ale gdy olśniło to od razu przyszedł mnie powiadomić. Za każdym razem gdy odjeżdża mam dziwne wrażenie, że to spotkanie jest równocześnie naszym ostatnim. Czasem nawet żałuję, że nie mogę mu towarzyszyć, ale to by było nierozsądne. Tylko bym mu przeszkadzała. Gdy usłyszałam warkot silnika, machałam mu na pożegnanie. Leon popisywał się przede mną sztuczkami. Jazda na jednym kole, a następnie bez trzymanki. Przy kolejnych trickach czułam, jak serce przyspieszało tempa. Bałam się o niego, choć wiedziałam, że jest mistrzem w swoim fachu. - Ja ciebie też! - krzyknęłam najgłośniej, jak potrafiłam. Musiał mnie usłyszeć. Chłopak rozpędził się na motorze, a po chwili nie znajdował się w moim zasięgu wzroku. Pogładziłam otwartą dłonią swoje przedramię, na którym już widniała gęsia skórka. Wróciłam do domu, spacerując typowym dla mnie tempem. Nuciłam pod nosem. Stanęłam przed drzwiami wspólnego domu. Stojąc już w środku, uświadomiłam sobie, że po raz kolejny jestem w nim sama. Samotność jest okropna. Zdjęłam szpilki, które cicho odłożyłam na bok. Zmierzałam do kanapy. Dostrzegłam nieład na stoliku od kawy, który zostawił Leon. Ciągle tak robi. W mgnieniu oka posprzątałam po własnym narzeczonym. Jak to pięknie brzmi "narzeczony". Tak niedawno bawiłam się z nim w piaskownicy, dziś dumnie mogę go nazwać przyszłym mężem. Czuję się spełniona. Wiem na sto procent, że to ten właściwy... i że nie opuści mnie aż do śmierci. Zajęłam miejsce na sofce. Podkurczyłam nogi tak, by nie dotykały zimnych płytek. Włączyłam telewizor. Surfowałam po kanałach. Wreszcie natknęłam się na transmisję wyścigów motorów. Wzdrygnęłam gdy dostrzegłam tam przystojniaka - mojego przystojniaka. Był w kasku, to fakt, ale od razu rozpoznałam "Leonettę". Leon popisywał się szybkością i zwinnością. O ile się nie mylę to prowadził. Ze skupieniem obserwowałam zmagania. Zaciskałam kciuki za jego wygraną. Nagle, niespodziewanie upadł na ziemię. Gwałtownie wstałam z kanapy.
- Karetkę, wołać karetkę! - słyszałam krzyki w tle. Brunet leżał nieprzytomny. Zdjęli mu kask i zaczęli reanimować. Stałam nieruchomo, zapomniałam nawet by oddychać. Transmisja została przerwa. Podbiegłam do telewizora i jak psychicznie chora osoba uderzałam w szybę coraz mocniej i mocniej. Łzy lały się strumieniami. Za każdym razem gdy wraca z toru z byle draśnięciem, wysyłam go na badania. Ten wypadek wydawał się być dużo bardziej niebezpieczny niż poparzenie od silnika, czy mała rana. Może nic mu nie będzie? Podobno nadzieja umiera ostatnia. Bez namysłu wsiadłam w samochód. Dotarłam do najbliższego szpitala. Najwyraźniej zjawiłam się tuż przed karetką. Leona nieśli na noszach. Pochylali się nad nim lekarze. W jego pobliżu stworzył się ogromny zamęt, ale ja musiałam być blisko niego.
- Panie doktorze - jęknęłam przy stole, na którym go transportowali w zastraszająco szybkim tempie. Ścisnęłam dłoń narzeczonego. Ryczałam jak dziecko lub gorzej - Leon, bądź silny, bądź silny, dla mnie - dławiłam się własnymi łzami - ty musisz żyć - doktor chłodnie rozdzielił mnie i ukochanego. Chwile jeszcze za nimi biegłam, lecz pan w niebieskim stroju zamknął przed nosem drzwi. Podniosłam wzrok na szyld. "sala operacyjna, nieupoważnionym wstęp wzbroniony.". Nie pozostało mi nic jak czekanie. Usiadłam na krześle najbliższym do cholernych drzwi. Łokcie oparłam na kolanach, a głowę spuściłam do dołu. Starałam odpędzać od siebie najczarniejsze scenariusze. Nieskutecznie. Złe myśli ogarniały cały umysł, męczyły mnie. Kilka godzin spędziłam w niezmiennej pozycji. Wszystkie chwile z nim spędzone mijały mi przed oczyma. To silniejsze ode mnie. Drzwi zatrzeszczały. Wymieniłam wzrok z lekarzem. Doktor zachowywał kamienną twarz.
- Pani jest żoną Leona Verdasa? - spytał, domykając drzwi
- Tak - potwierdziłam, wyczekując na jakąkolwiek informacje na temat stanu zdrowia mojego wprawdzie przyszłego męża
- Niestety - czułam jak grunt usuwa mi się pod nogami. Upadłam na krzesło, na którym spędziłam większość dzisiejszej nocy. "Niestety" z ust lekarza nie zwiastuje niczego dobrego - Próbowaliśmy go ratować, ale... - przełknął ślinę. Chciał być delikatny - odniósł poważne obrażenia wewnętrzne, a rozwijające się od dawna choroby płuc... Przykro mi - zredagował krótko.
- To się nie dzieje naprawdę
Dzień zapamiętam do końca swoich dni. Nigdy nie pozbieram się po takiej traumie. Mój dom na zawsze pozostanie pusty. Od tego momentu jestem bardziej samotna niż kiedykolwiek. Mieliśmy wspólne plany na przyszłość. Mieliśmy siebie i to mi w zupełności wystarczyło. Nie sądziłam, że przysięga "i że nie opuścisz mnie aż do śmierci" sprawdzi się tak szybko. Leonetta go zniszczyła, ale to moja wina, bo to ja go wypuściłam ze swoich objęć.
________
LUDZIE! Mój pierwszy OS w życiu! *Ari się rozkręca*
Jest krótki, przewidywalny, bez sensu i nudny, ale jest!
Nie chcę się chwalić, ale 1 miejsce na blogu F.L!!! NANANANANANANNANANA
Ta radość. *Be happy*
Rozdział przewiduję na wtorek/środę. "dziwność bywa dziwna". WIEM! Te tytuły mnie też powalają.
Nie będę się rozpisywać.
///Ari <3
Jezu przepiękny, wcale nie jest bezsensu !!!!!
OdpowiedzUsuńMożesz mi nie wierzyć ale czytając go płakałam :'( Ten OS jest fantastyczny, jak ja ci zazdroszczę talentu xD
Acha i gratuluję 1 miejsca w konkursie :)
No to kończę bo nic mądrego juz nie napisze ... Czekam na next i życzę weny.
Pozdrawiam Sofie :*********
Super <3333
OdpowiedzUsuńVioletta4official.blogspot.com
Możecie ocenic moje rozdziały?
Ludzie którzy piszą trzy lub więcej wykrzykników są chorzy na umysł...
OdpowiedzUsuńDobra, super masz, a co tym stwierdzeniem anonimie chciałeś osiągnąć, bo za bardzo nie rozumiem?!
OdpowiedzUsuń!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Jestem chora umysłowo jejejejeejje!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
/// Ari <3
MATKOBOSKOCUDNYOSNAJLEPSZYNAŚWIECIE!!!
OdpowiedzUsuńBrak mi słów. To, jak opisałaś ich miłość, jest zniewalające. Po prostu idealne ♥ A Leon... GŁUPI. Świetnie zdawał sobie sprawę z tego, że każdy wyścig może się skończyć tragicznie, a mimo to nadal to robił. Viola go prosiła..
Ryczę.
Czekam na rozdział. :)
http://leonetta-para-siempre.blogspot.com/
Cudowny :*]
OdpowiedzUsuńJak na pierwszy twój Os to naprawdę b. dobrze. Zobaczysz każdy kolejny bedzie lepszy.:))
Cudowny One Shot :D
OdpowiedzUsuńPierwszy One Shot a taki wspaniały , mój pierwszy był koszmarny ;-;
No widzisz ty jesteś uzdolniona :D