poniedziałek, 10 marca 2014

One Shot "Tak blisko, a jednak daleko" - całość

Niby dziwaczka, ale nikt tak naprawdę nie poznał jej historii. Niby wredna, ale nikt poza białą poduszką nie odkrył jej wnętrza. Niby bez uczuć... Nikt nie dostrzega jej łez wylanych litrami, rozpryskujących się o twardą powierzchnię podłogi. Żaden człowiek nie ujrzał jej prawdziwej twarzy. Nie nadarzyła mu się taka okazja, nie potrafił, nie pomyślał, że za tą grubą skorupą złośliwej kobiety kryje się wrażliwa dziewczyna, nie chciał myśleć. Tajemnicza, podejrzana, specyficzna... Tyle, co do uwag na jej temat.

Violetcie odkąd pamięta, zawsze wpajano do głowy, że jej matka nie żyje. Dla przeciętnego człowieka to ogromny cios, rana, której nie da się załatać, wbity nóż w plecy... Albowiem rodzice są najcenniejszym skarbem, jakim obdarował nas Bóg. Co ze słów "nie masz mamy" trafia do świadomości dwulatka? Nic? Nie! Zaskakująco dużo. Z czasem brak osoby, z którą bawiłeś się non stop w "aku-ku" doskwiera coraz bardziej. "Dlaczego nie ma przy mnie mamusi?", najtrudniejsze do wyjaśnienia pytanie, z jakim musiały zmierzyć się opiekunki. Jedno, małe okienko w pokoju. Pojedyncze drzewo w parku, którego miesiąc po miesiącu liście zmieniają barwy. Zielony, żółty, czerwony, brązowy... aż nadchodzi chłodna zima, a tak niedawno piękne drzewo przeobraża się w pień z kilkoma sterczącymi, suchymi gałęziami. Podobnie jak z małą Violetką nadzieja, z którą budzi się co ranek, że spotka kiedykolwiek swoją matkę bądź ojca obumiera, ale nigdy nie gaśnie.

Stała przed oknem, zachwycając się urokami wiosny. Dziś ma już 18 lat. Rozumie zjawisko naturalne, nieuniknione, pospolicie zwane śmiercią. Gdyby nie fakt, że gdzieś na końcu świata ojciec dziewczyny nadal stąpa po ziemi, ale był skory oddać córkę do adopcji po śmierci żony, pewnie ułożyłaby sobie normalnie życie. Violetta jednak za wszelką cenę pragnęła odnaleźć rodzica. Nie dysponuje planem, który efektywnie doprowadzi ją do mężczyzny, nie wie nawet jak się zachowa gdy go spotka. Spoliczkuje za beznadziejne dzieciństwo, czy... rzuci mu się na szyję z radości, że wreszcie znalazła kogoś bliskiego? Świadomość, że jedyna rodziną jaką posiada to jedno, ale łzy oraz fakt, że dla tej "rodziny" byłaby... jest ciężarem i niepotrzebnymi wydatkami, to drugie.

Violetta dużo podróżowała po Argentynie by natrafić na jakikolwiek ślad jej przeszłości. Informację jakie uzbierała przez rok stanowiły niewielką część, która nie wystarczyłaby na odnalezienie ojca. Siedziała w autobusie. W uszach słuchawki, głowa oparta o szybę, wzrok utopiony w rzeczywistości za oknem. Podążała do dawnego domu brunetki. W głowie wyobrażała sobie sytuację, w której staje twarzą w twarz z ojcem. Układała dialog, jaki z nim przeprowadzi. Nagle poczuła lekkie ukłucie na ramieniu. Wzdrygnęła wystraszona. Przekręciła głowę tak, by umożliwić oczom przeanalizowanie postaci, która wyrwała ją z wyobrażeń.
- Mogę? - zapytał, wskazując wzrokiem miejsce w autobusie obok Violi.  Był to chłopak o niezwykle pięknych rysach twarzy. Przystojniak... A nawet to określenie to za mało. Jego uroda stanowiła problem dla tych, którzy mieli za zadanie ją opisać. Na Violetcie również zrobiła wrażenie, ale w jej sercu miłość jest równoznaczna z bólem i cierpieniem.
- Tsa... Skoro musisz - burknęła obojętnie.
- Okay, znajdę inne miejsce, pomijając fakt, że autobus jest pełny - rozejrzał się po pojeździe, po czym stwierdził.
- Musisz tyle zrzędzić? Siadaj, a jak nie to złap stopa - warknęła podirytowana. Brunet przymrużył oczy i usadził swój tyłek na siedzeniu obok półsieroty. Dziewczyna była wyraźnie zażenowana obecnością kogoś obcego.
- Jestem Leon - wyznał cicho. Koniecznie chciał przypodobać się nieznajomej. Verdas ma specyficzny charakter. Uważa, że nie istnieje osoba na świecie, której nie oczarowałby jego cechy. Miał wysokie mniemanie o sobie, ale starał się tego aż tak nie okazywać. Był człowiekiem otwartym na świat, dlatego bezpośrednio zwrócił się do Violetty.
- Co mnie to?! Milcz, jak do mnie mówisz - rzekła oschle i dalej bezczynnie wgapiała się w przemijające drzewa. Brunet spuścił wzrok ku podłodze.
 Jego głowa powielała myśli związane z dość niesympatyczną dziewczyną. Dlaczego? Sam nie wie. Jednak mimo wszystko tłumaczył sobie, że to wynik jej oryginalnego zachowania. Nigdy nie doskwierały mu problemy z uwodzeniem kobiet. Wystarczyło mrugnięcie okiem, przesłanie buziaczka czy dowolne słowa, wypowiedziane jego słowiczym głosem. Tym w zupełności oczarowywał płeć piękną i wprowadzał do ich głów niemałe zamieszanie. Teraz zderzył się z "trudniejszą sztuką". Ciąg nieustannych powodzeń wreszcie musiał się zakończyć. Przecież nic w świecie nie trwa wiecznie.
- Na którym przystanku wysiadasz? - odważył się zapytać, lecz w odpowiedzi otrzymał głuchą ciszę, zakończą cichym westchnięciem. Wyciągnął dłoń przed siebie i zbliżył do ramienia dziewczyny. Lekko dotknął materiału, który okrywał barki piękności. Delikatnie nim szarpnął. Brunetka gwałtownie otworzyła powieki, które do tego czasu przykrywały jej gałki oczne.
- Co?! - syknęła zdezorientowana - Gdzie... A, to ty...
- Przejechaliśmy już połowę miasta. Gdzie wysiadasz?
- Na ulicy Maradona - wydusiła z siebie zaspana
- Ja też - Verdas oparł się rękoma o fotel i stanął równo na stopach.
- To tutaj? - zadała pytanie ciemnowłosa. Chłopak pokręcił tylko twierdząco głową i kciukiem wskazał szyld na daszku przystanku za oknem. Utrzymywał ciało w pionie podczas hamowania ciężkiego pojazdu, zapierając się mocno nogami. Violetta również opuściła miejsce siedzące i stanęła na korytarzyku autobusowym w oczekiwaniu na zatrzymanie się publicznego środka transportu. Półsierota trzymała drobną dłonią uchwyt, umiejscowiony w górnej partii wozu. Stała naprzeciwko Verdasa. Jej wzrok niekiedy niewinnie mierzył wzrokiem chłopaka. Autobus gwałtownie zahamował. Dziewiętnastolatka mimowolnie, bez kontroli nad ciałem wpadła na bruneta. Nigdy nie dzieliła ją tak mała odległość od jakiegokolwiek nieznajomego. Wymieniała wzrok z chłopakiem, który uśmiechał się pod nosem. Utonął w głębi jej błyszczących niczym diament oczu. Pojazd stanął. Leon i Violetta ciągle utrzymywali się w niezmiennej pozycji. Tłum ludzi zmierzających ku wyjściu, by tylko wydostać się z jeżdżącej sauny, zmusił dwójkę do rozstania. Serce Violi znów biło naturalnym tempem. Niby nieznajomy, a czuła jakby go znała od bardzo dawna, jakby całe dzieciństwo bawili się razem w piaskownicy, jakby część jej życia poświęciła na przebywanie w jego towarzystwie, jakby cały ten czas błądziła w labiryncie, a Leon wyprowadził ją z zaułka...
Razem z falą, którą tworzyli zabiegani ludzie, wydostała się na zewnątrz. Stała wyprostowana i wzrokiem analizowała każde drzewo ją otaczające, każdy budynek i... pięknookiego chłopaka.
- Leon - krzyknęła mimowolnie, gdy jej oczom ukazała się sylwetka bruneta. Verdas odwrócił głowę ku nowo poznanej dziewczynie i zmniejszył odległość między nimi do jednego metra.
- Wołałaś? - upewniał się. Nie dowierzał w jaki sposób zapamiętała jego imię.
- Nie... - pokręciła głową -... tak. Bo ja, ten... My się kiedyś poznaliśmy? - rzuciła po chwili. Przystojny facet przybrał zdziwiony wyraz twarzy. Najwidoczniej w świecie był skołowany. Nie samym pytaniem, ale faktem, że nie tylko jemu nieznajoma osoba wydawała się być tak... znajoma.
- Wątpię - stwierdził niepewnie
- Violetta
- Co? - skrzywił się brunet
- Moje imię... Violetta. - wyciągnęła dłoń przed siebie. Verdas przyjrzał się uważnie gestowi i ścisnął drobną, delikatną rączkę.
- Mmm, Violetta... Ładne imię - przyznał i onieśmielił dziewczynę swoim czarującym, uroczym spojrzeniem. Brunetka wgapiała się bezczynnie w zielone oczy chłopaka. Ten błysk, szczerość oraz niewinny uśmiech wydawał jej się podejrzanie znajomy. Już wcześniej odczuwała niebezpieczną bliskość przystojniaka, lecz teraz ta siła została spotęgowana. - No co? Nie mów, że ci się podobam - poruszał naprzemiennie brwiami, co wywołało u dziewczyny niesforny chichot z głośnym chrząknięciem przy końcu. Viola zawstydzona zasłoniła dłońmi usta - Podobam ci się! - zakrzyknął z przekonaniem pięknooki facet
- Czy ty w ogóle się słyszysz? Znam cię niespełna dwie godziny. Właśnie, że wcale mi się nie podobasz - zrzędziła z przekonaniem, układając dłonie na biodrach. Leon pokiwał głową ironicznie. I tak wiedział swoje. - No tak! Szukam swojego ojca, nie chłopaka tak więc... Ej... Jak ty to robisz? Gadam z zupełnie obcą osobą o czymś, co nie powinno jej w ogóle interesować...
- To ten urok - przeczesał palcami swoją grzywę i znów zaczarował kobietę uwodzicielskim spojrzeniem
- Przestań! - krzyknęła poddenerwowana
- Ale co ja robię?
- Manipulujesz mnie tymi swoimi pięknymi oczami - wyrzuciła z siebie dziewczyna, gestykulując rękoma
- Ha! Przyznałaś, że moje oczy są piękne! - ucieszył się Verdas. Brunetka zmarszczyła brwi. Obróciła się na pięcie i wolnym krokiem zmierzała przed siebie, nie zważając na Leona. Rozglądała się po okolicy, w celu odszukania swojego dawnego miejsca zamieszkania. - Hej, nie obrażaj się. Gdzie idziesz? Violetta... - krzyczał. Ruszył w pogoń za nowo poznaną osobą. Zabiegł jej drogę i stanął przed postacią piękności, uniemożliwiając dalszą wędrówkę. - Teraz tak szybko się mnie nie pozbędziesz, wiesz?
- Człowieku, nudzi się w domu czy jak?
- Tak w zasadzie to masz rację... - kiwnął głową wyszczerzony.
- Dziwny jesteś... - podsumowała Vilu z cwaniackim uśmiechem. Niby słowami odpychała od siebie Verdasa, ale podświadomie chciała by był blisko. - Dobra, tak na serio to wiesz może gdzie jest taki dość
stary, opuszczony dom? Ciemny dach, żółte ściany, niewysoki płot... Ja już nie poznaję tej okolicy. Tyle się tu zmieniło - wykonała obrót wokół własnej osi. Nogą zahaczyła o drugą nogę, tracąc równowagę. Przed bliskim spotkaniem z twardym asfaltem uchronił ją nie kto inny jak pięknooki Leon. Na kilka sekund ich spojrzenia ponownie się spotkały. Kilka zatrzepotań rzęsami Vilu wystarczyło do zauroczenia chłopaka. Sam nie wierzył, że to się dzieje. Spodobała mu się... dziewczyna poznana w autobusie. Przytrzymywał jej ciało, chroniąc zarówno plecy jak i ubranie przed mokrym podłożem. - Ym... możesz mnie puścić? - spytała zakłopotana. Leon roześmiał się szyderczo
- Okay! - odpowiedział zadziornie i lekko odsunął dłonie od pleców półsieroty.
- NIE! - wrzasnęła i znów znalazła się w objęciach Verdasa. Oplotła ręce wokół jego szyi. Chłopak w ramach żartu próbował nastraszyć towarzyszkę, że upadnie na beton, lecz tak naprawdę spuścił dłonie odrobinę niżej. W ten oto sposób kobieta w dalszym ciągu czuła przyjemne ciepło w rozszalałym sercu. - Po prostu pomóż mi wstać - nakazała. Tym razem przystojniakowi na myśl nie przyszło wywinąć ponownie podobny numer. Ustawił ślicznotkę do pionu i wzniósł się wesoło na palcach.
- Komuś się tu coś należy... Dz... Dz.. Dzzzzzz... - wyczekiwał na magiczne słowo z jej ust
- Dzięki. - rzekła krótko
- Pytałaś o opuszczony dom, hę? Na końcu tej ulicy, o ile się nie mylę, jest taka jedno piętrówka, w której nikt już nie mieszka od... lalalala albo jeszcze dłużej.
- Zaprowadź mnie tam - wydała polecenia. Zgodnie z jej bardziej rozkazem niż prośbą udali się wąską dróżką w kierunku dawnego miejsca zamieszkania brunetki. Krótkie kroczki, stawiane w ślimaczym tempie miały za zadanie wydłużyć czas spaceru. Usta zarówno dziewczyny jak i chłopaka były w nieustannym ruchu. Tematy rozmów same nasuwały się im na języki. Czuli, jakby przeżyli ze sobą pół życia albo jeszcze dłużej, jakby w każdej trudnej chwili byli przy sobie, współczuli, pomagali, wspierali...
- ...Wtedy właśnie straciłem matkę - zrzucił z siebie ciężar, który stanowił pewnego rodzaju garb, sztywno przytwierdzony do jego pleców bez możliwości zrzeknięcia się go. Przez te wszystkie lata chował gdzieś w ciemnym zakątku serca wspomnienia z pogrzebu kobiety, która karmiła go własną piersią. Tylko Violetta potrafiła zrozumieć ból, jaki tłamsił w sobie Verdas. Oboje siebie dopełniali i... potrzebowali wzajemnego zrozumienia. Tyle czasu musieli czekać na to przypadkowe spotkanie, by wreszcie zrzucić z siebie plecak okropnych wspomnień.
- Doskonale cię rozumiem, Leon. Sama również straciłam matkę, a ojciec... - zawiesiła się. Nie była tak skora do opowiadania o bolesnej przeszłości. Po jej poliku zleciała pojedyncza łza, która zauważona przez bruneta została natychmiast starta. Chłopak stał naprzeciwko brązowookiej. - Teraz pewnie powiesz, że zachowuję się jak dzieciak, ale...
- Nie. - zaprotestował stanowczo - Łzy nigdy nie są oznaką słabości. Łzy wyrażają emocje. To dzięki nim nadal jestem przy życiu. Nie wstydź się płakać, bo nie w tym rzecz by zgrywać twardziela. Nawet totalni podrywacze, których przykładem jestem ja czasem płaczą. Nie wstydź się łez, Violetto, bo to one odróżniają nas od zwierząt - ułożył dłonie na jej barkach. Prowadząc swój monolog spoglądał głęboko w załzawione oczy dziewczyny, która już uległa urokowi Verdasa. Chłopak przełożył pasemko włosów za ucho brunetki i przytulił ją troskliwie do siebie. Nie zważał na czas stosunkowo krótki do posunięcia się do takiego kroku. - Jesteś bardzo dzielna - szepnął jej do ucha. Viola zdjęła z ramienia przystojniaka swój podbródek i jeszcze raz utopiła wzrok w jego ciemnych, pięknych, błyszczących oczach. W autobusie miała o nim niepozytywne zdanie. Teraz natomiast ujrzała w jego spojrzeniu rycerza, który zmierzył się z potworem zwanym przeszłością, która dzień w dzień, noc w noc nękała i manipulowała niczemu nie winną Violettą. Dzięki tej chwili uwierzyła w lepsze jutro. Moment się wahała... ale w końcu pękła. Serce przyśpieszyło swoje tępo, niczym biegacz na olimpiadzie na pozycji straconej. Czuła, że tylko jedno posunięcie może je uspokoić. Zamknęła oczy. Wciągnęła powietrze wraz z wonią perfum towarzysza obok i przysunęła wargi bliżej warg Leona. Dotarło do jej świadomości, że znają się kilka godzin, ale nie potrafiła zapanować nad emocjami, myślami, które obijały się o jej czaszkę z cichym szeptem "Leon". Dzieliły ich milimetry, oboje słyszeli jak szybko wdychają i wydychają powietrze.
- Stop! - otworzył momentalnie oczy mężczyzna. Odepchnął się rękoma o barki dziewczyny od jej sylwetki. Viola zatrzepotała rzęsami.
- Przepraszam... Przepraszam, przepraszam! To się nie powinno wydarzyć, wiem - poczuła jak wraz z krwią opływa jej ciało poczucie winy i wstydu.
- Nie w tym rzecz. - wprowadził jeszcze większe zamieszanie w całej sytuacji. - Chodzi o to, że... - spojrzał w niebo i głośno westchnął - ja cię skądś znam. Wydajesz mi się być znajoma, zbyt znajoma. To nie tak jak z dziewczyną, którą widziałem kiedyś na przejściu dla pieszych, a potem spotkałem ją w sklepie. Z tobą jest inaczej... Twoje rysy twarzy kogoś mi przypominają. Vio... Vio... Violetta... Jak masz na nazwisko? -  spytał, lękając się odpowiedzi.
- Verdas - wyznała pewnie, oczekując na jego reakcję
- Violetta Verdas... - szepnął pod nosem zrezygnowany - Jestem Leon Verdas.
- Nie kapuję. Le... - wytrzeszczyła oczy - Nie wierzę.
- Ja również, siostro.
- Ale jak...? Jak to możliwe, że cię nie poznałam na samym początku? Gdzie byłeś kiedy sama spędzałam dzieciństwo w przekonaniu, że... w magiczny sposób zniknąłeś wraz z mamą? Że nikogo poza ojcem, który mnie nie chciał, nie istnieje? Dlaczego się nie odzywałeś, nie szukałeś mnie, nie dawałeś żadnych oznak życia? - zataczała panicznie niewielkie kółka, odgarniając włosy sprzed twarzy.
- Te same pytania mogę skierować również w twoją stronę. - zachował stoicki spokój
- Nie pojmuję tego.
- Nie musisz. Wreszcie znalazłaś część rodziny, czy to nie jest najważniejsze?
- Ale...
- Ciii - uspokajał ją - Za dużo myślisz. Przypadkowe spotkanie spowodowało, że znów się widzimy. Tęskniłem, Viluś.
- Ja również... - dziewczyna padła w jego ramiona i mocno przycisnęła do siebie. Jeszcze w jej głowie obijały się pytania "jak?", "dlaczego?", ale odpowiedzi nie były najistotniejsze, choć zaspokoiły by ten głód ciekawości.
_________
Skopałam końcówkę (nie umiem pisać One Shot'ów)
Przez mój swego rodzaju "urlop" straciłam sporą ilość czytelników, ale cóż... czemu się dziwić? Baaaaaardzo was za to przepraszam :( ale chyba jednak potrzebowałam takiej przerwy na zregenerowanie sił. hahahahaa, to nie oznacza, że mój styl pisania się poprawił hahahahahahah, nie!
Prolog - wkrótce, ale nie będziecie musieli na niego długo czekać :D
Wasze blogi... nadrobię, skomentuję i dodam z zakładki "zaproś na bloga" czy jak to się tam zwie nowe blogi do listy czytelniczej.
Tsssa... kogo obchodzą moje zamiary? - sorki, nie mam co pisać xD
Coś z mojego życia? W sumie nic. "Otwórz zimno bo mi okno", "Srak ci naptakał", "bopa cię duli?" hueheszki. Nikt nie rozumie? Aj, no trudno. Ja mam bekę.
Dziwny ze mnie człek? - Yes, of course
OKAY! OGAR!
DO PROLOGU, KOCHANI <333

9 komentarzy:

  1. Super OS ^.^
    Beznadziejny? Ciiicho nie znasz się xD
    Był genialny <333

    OdpowiedzUsuń
  2. super *;* cicho wiwdzialam.ze beda rodzenstwem.;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *wiedziałam
      *rodzeństwem ;)
      przepraszam za błedy :) piszę z telefonu ;)

      Usuń
  3. Nawet nie wiesz jak mi się podoba ten One Shot!
    Hehe srak ci naptakał teksty znane chyba w kazdej szkole :D
    Kopiącego się nie leży!
    Zamknij muchy bo drzwi lecą!
    ITD xD
    Hehe rodzeństwo Verdas :D
    Szczerze?
    Trochę mnie zaskoczyłaś :)
    Nie mogę się doczekać prologu

    Weny czasu i checi na nexta!
    ~Madziuś <333

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja miałam nadzieję na romantyczne zakończenie, a tu BUM! To było swego rodzaju zaskoczenie xd Szczerze to na początku myślałam, że to będą przyjaciele z dzieciństwa. Totalnie nie spodziewałam się czegoś takiego. Końcówka jest śliczna, nie znasz się ;* Ok, na tym kończę ten bezsensowny i dziwny komentarz :D
    Buziak, Martyna ;3

    OdpowiedzUsuń
  5. O kurde! A ja myślałam, że się pocałują i będzie Happy End (czy jak to sie tam pisze x D), a ty mi zepsułaś marzenia! x DDD Ale grunt, to że będzie mieszkać z Leosiem <33333
    Cudny i czekam na prolog ;)
    Teksty znam, znam x D
    Maddy <3 /Fran <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Aaa ja to wiedziałam ;) poprostu wiedziałam (ze sa rodzeństwem) ;P wspaniały One Shot

    OdpowiedzUsuń
  7. Wow totalne zakończenie :) Ja tu myślę "Uuuu zaraz się pocałują !!!" i taki zaciesz a tu BUM !!! Są rodzeństwem <3 Nie zepsułaś końcówki :** Jest super !!!
    Nadal nie mogę uwierzyć że wracasz ale tak się cieszę ...... NIE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ NOWEJ HISTORII <3
    ~ Całuski Kinga Verdas-Blanco

    OdpowiedzUsuń
  8. Kurde, no! Leon i Vilu rodzeństwem?! No nie XD No cóż ale i tak piszesz świetnie KC <3

    OdpowiedzUsuń