sobota, 4 kwietnia 2015

Rozdział 43: Roxy

Do domu wróciłam późną nocą. Byłabym wcześniej gdyby nie przypadkowy wypad do baru. Wypiłam tam kieliszek wódki, ewentualnie kilka lub całą butelkę. Nie pamiętam, co się tam działo, co robiłam... Mam pustkę w głowie. Sama się sobie dziwię. Czasem mam ochotę strzelić sobie kulką w łeb. Niby cudowne życie, ale siada mi psychika. Nie wiem kim chcę być i co tak naprawdę pragnę. W tej chwili to pewne - święty spokój. Ale czy na zawsze? Człapałam się po schodach. Przytuliłam się do drzwi, które pod moim ciężarem otworzyły mi drogę do własnego pokoju. Nie dotarłam nawet na łóżko. Po prostu upadłam na panele i tam zasnęłam. Mój sen był niespokojny. Koszmar z każdą chwilą stawał się bardziej okrutny. Straciłam w nim Leona, sławę, rodzinę, popadłam w nałóg, a na koniec umarłam w samotności. Przebudziłam się gwałtownie. Sen był tak realistyczny, że musiałam się uszczypnąć, by zaprzeczyć moim urojeniom. Stanęłam naprzeciwko lustra. Ujrzałam swoje odbicie, co nie jest niczym niezwykłym. Pękała mi głowa.
- Przeholowałam wczoraj - dotknęłam opuszkiem palca zimną nawierzchnię. Stoczyłam się. Nienawidzę wracać do przeszłości, ale sytuacje zmuszają mnie do tego. Moje myśli ciągle błądzą wokół jednego pytania "co by było gdyby..." Dokończenia są różne. Co by było gdybym nie wyjechała? Co by było gdybym nigdy nie spotkała Leona? Co by było gdybyśmy nie poszli do tej kawiarni? Każdy czyn ma jakiś sens, istotny sens. Wpatrywałam się ślepo w własne odbicie. Rzeczywiście osiągnęłam dno. Teraz wystarczy mocny kopniak i znów wrócę na szczyt, prawda?
- Mogę wejść? - rozpoznałam głos Leona, który czekał za drzwiami
- Wyglądam jak widmo - odezwałam się. Chłopak wszedł mimo wszystko. Zasłaniałam się rękoma, lecz on i tak się zbliżył do mnie. Zaczął mnie łaskotać, więc musiałam ulec. - Siadaj - wskazałam wzrokiem na łóżko. Zajęliśmy miejsce obok siebie - Chcesz pomówić o tym, co się stało wczoraj? - spytałam - Nie jestem zła - odpowiedziałam niemalże natychmiast
- Nie przyszedłem cię przepraszać - uniosłam jedną brew do góry.
- Nie? - upewniałam się, on pokręcił twierdząco głową
- Nie mam za co cię przepraszać - stwierdził. Wyjątkowy ten jego sposób na zgodę. Jak na razie nieskuteczny - Wkurza nas to, że pomiatasz wszystkimi - oparłam dłonie o materac, odsuwając od niego głowę - Jesteś wredna
- Wiem to - wybuchłam nagle. - Wczoraj pewien człowiek próbował mi to uświadomić, a ja zdzieliłam mu z liścia
- Jesteś z tego dumna? - spytał z wyrzutem. Zaprzeczyłam, jak dziecko, które właśnie dostaje burę.
- Dlaczego ze mną jesteś, skoro uważasz, że jestem tak beznadziejna? - to pytanie nurtuje mnie od pewnego czasu. Przecież mógłby ze mną zerwać. To by rozwiązało jego problemy.
- Nadal kocham dawną Violettę - nie do końca wiem, czy to komplement, czy wręcz przeciwnie. Dawnej Violetty już nie ma - kocham jej delikatność i wrażliwość - dotknął dłonią mojego polika. Wtuliłam się w jego rękę - Ale posiadacie coś wspólnego. Obie macie najcudowniejszy uśmiech na świecie - wykonałam wspomniany gest. Czułam jak płonę rumieńcem. Tak dawno nie słyszałam takiej słodyczy z jego ust. Gdy jest blisko, odkrywam swoje zapomniane cechy.
- Spróbuję - obiecałam. Oplotłam rękoma jego szyję i przyciągnęłam do siebie. Ułożyłam podbródek na jego ramieniu. Wiem, że mi się uda. Nam się uda. Po kilku sekundach odsunęłam go od siebie
- W takim razie przećwiczmy - chłopak wstał z mojego łóżka, rozglądając się po pokoju. Obserwowałam go z podejrzliwością. Co on kombinuje? Verdas chwycił zerowe okulary z biurka i założył je na nos. Spodobała mu się również różowa peruka, którą kiedyś nosiłam na koncertach. Poprawił swoje sztuczne włosy. Pozował jak dziewczyna, tworząc z ust dzióbek, zgiął rękę w łokciu i nadgarstku. - Jestem Rosa i właśnie przez przypadek popchnęłam cię na przejściu - dalej siedziałam przytwierdzona do łóżka. "Rosa" wyciągnęła mnie na środek pokoju. Symulowała zaplanowaną akcję. Leon w przebraniu pchnął mnie barkiem - Ups - zasłonił usta palcami - przepraszam - naśladował głos dziewczyny. Szczerze? Był w tym beznadziejny, za to jaki zabawny - Teraz musisz zaprezentować, jak się zachowasz - szepnął mi na ucho
- Nic się nie stało? - totalnie nie wczułam się w rolę. Udzieliłam odpowiedzi, jakby to było pytanie
- Więcej przekonania! - nakłaniał mnie
- Nic się nie stało, Rosa! - przyznałam z "wczuciem"
- Źle! - wrzasnął i rzucił perukę na dywan - ty mnie nie znasz! - wciąż krzyczał - Jestem normalnym przechodniem - nie opanował się - Czy ty każdego znasz po imieniu?! - spytał z wyrzutem. Dopiero wtedy ochłonął. Podniosłam "bezpańską" czuprynę i włożyłam sobie na głowę
- Jak wyglądam? - ukradłam mu również okulary - Jestem Rosa, ale wszyscy mówią mi Roxy - zaprezentowałam się. Verdas strzelił sobie z otwartej dłoni w czoło. Ja miałam ubaw.


W pozostawionym look'u popołudniem wyszłam z Leonem na miasto. Czasem fajnie odpocząć od samej siebie. W dłońmi splecionymi szłam z nim chodnikiem w kierunku jakieś knajpki.
- Leon? - odwróciliśmy głowy. Za naszymi plecami stała para - Federico i jego narzeczona Francesca. Pomachałam do nich. Loki, które układały mi się na ramionach przypomniały mi, że w tej chwili nie ma z nami Violetty, lecz Roxy.
- Hej - wydobyłam z siebie głos z angielskim akcentem - Jestem Roxy - przytuliłam parę. Byli przerażeni. Po oczach Leosia widziałam, że zaraz wybuchnie śmiechem.
- Co z Violettą? - zainteresował się niczego nie świadomy Fede. Mrugnęłam okiem do bruneta.
- Rzuciłem ją! - ścisnął mnie do siebie Verdas, który zrozumiał moje znaki
- Violetta? - spojrzałam na niego zdenerwowana - Zdradzasz mnie?! - odepchnęłam go od siebie
- Nie, Roxy. Violetta to dział zamknięty - odstawialiśmy teatr przed znajomymi, którzy absolutnie niczego się nie domyślali. My jednak powinniśmy chyba zrezygnować z muzyki i zająć się aktorstwem na poważnie
- Wierzę ci - ociepliłam wizerunek Rosy szczerym uśmiechem. Skradłam buziaka przystojniakowi. Mina Włochów była bezcenna. Leon w końcu nie wytrzymał. Zwijał się ze śmiechu. Klęknął na ziemię i zaczął się turlać. Zaraził mnie tym. Francesca stała nieruchomo. Od czasu do czasu jednak zerkała na Federico.
- Bo tak naprawdę - Leon wciąż śmiał się jak opętany. W kilka sekund przeanalizowałam całą akcję. W przebraniu Roxy jestem innym człowiekiem, lepszym. Może to dzięki niej naprawię swój charakter, a później przedstawię się znajomym jako Violetta, która udawała Roxy. To logiczne? Dla mnie tak.
- Tak naprawdę - wtrąciłam się mu w słowo - znam go od niedawna, ale już wiem, że to miłość na całe życie
_____________
Następny tytuł rozdziału: Potrzebuję zmian


7 komentarzy:

  1. Haha, super! Taki inny, humorystyczny rozdział :) Jak opisałaś Leona jako Roxy, skojarzyło mi się z Mariolką xD Chciałabym to zobaczyć na żywo ;D
    A oni uwierzyli? Serio? Ciągle dziwię się serialowi, jak oni nie poznali Roxy i Fausty xD Więc rozdział jak najbardziej cudny, czekam na kolejny!
    Wesołych świąt :*
    http://leonetta-para-siempre.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahahhahaaahhh Rozdział genialny!
    León jako Rosa w różowej peruce i w okularach... Już się to wyobrażam! xD
    I ten teatrzyk przed Fran i Fede NAJLEPSZY!
    Weny!
    Wesołych świąt!
    Mokrego Dingusa!
    Czekam na next!
    Buziaki♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Odpowiedzi
    1. Wow, tylko tyle jestem w stanie napisać na ten moment...
      Ten rozdział jest fenomenalny i jak na razie to podoba mi się najbardziej ze wszystkich, które napisałaś ♥
      Leon pociesza Viole jakie to słodkie.
      Nasza LEONETTA minęła się z powołaniem, ale muzycy i aktorzy hmmm... nie trudno te dwa zawody razem połączyć.
      Ja se czytam i wyobrażam miny Fede i Fran, noi doszłam do wniosku, że musieli wyglądać dosyć dziwnie kiedy dowiadują się o "zerwaniu" przyjaciół a ci leżą ze śmiechu na ulicy...
      Dobra kończę ten bezsensowny komentarz i zapraszam do mnie dodałam nowy rozdział i zależy mi na opinii fedecescaforever.blogspot.com
      Pozdrawiam twoja wierna czytelniczka Sofia :****

      Usuń
  4. Cudowny :*
    Świetny pomysł z tą Roxy ;))))

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny <3
    Czekam na next ;*

    OdpowiedzUsuń