wtorek, 14 kwietnia 2015

Rozdział 45: A miało być tak pięknie


Rozdział dedykowany Fran Love <3
________

- Violetta, - Leon skrzyżował ręce na klatce piersiowej, to samo poczyniły dziewczyny. Cała trójka spoglądała na moje usta. Czekali na jakiekolwiek wyjaśnienia. Coś, co będzie jasne i klarowne, bez fałszu.
- Przepraszam - utorowałam sobie drogę między Fran i Ludmi. Szłam wzdłuż korytarza sklepu, bo nie miałam pojęcia jak z tego wybrnąć. Gdy zbliżyłam się do wyjścia, nagle zawyły barierki, które zabezpieczały przed kradzieżami. Spojrzałam w dół. Moje ciało owinięte było drogą sukienką, którą w oczach kasjerki i policjantów chciałam ukraść. Jestem w dupie.
- Złodziejka! - wrzasnęła ekspedientka i wskazała na mą osobę. - Nie dość, że złodziejka to jeszcze chciała się pieprzyć w moim sklepie. Łapać ją! - krzyczała i zaczęła biec w moim kierunku. Jej fałdy podskakiwały rytmicznie wraz ze skokiem.
- To nieporozumienie. Ja chcę kupić tę sukienkę. Zapłacę podwójnie, ale proszę nie dzwonić na policję - starałam się ją uspokoić, podnosząc wartość zakupu. Babka przy tuszy chwilę dumała
- Trzy razy więcej - negocjowała. Ostatecznie rozważyłam rozwiązanie za sprawiedliwe
- Niech będzie

Po spłacie sukienki poszłam się przebrać. Dziewczyny rozmawiały z Leonem. Jeśli zdradzi im wszystko to wezmą mnie za idiotkę, więc w sumie tylko utwierdzą się w przekonaniu. Schowałam perukę do torebki. Gdy wyszłam z przebieralni ich już nie było.

*DZIEŃ ŚLUBU*
Nadszedł dzień wesela Francesci i Federico. Od czasu incydentu w sklepie nie gadałam z Leonem, Fran, Ludmiłą. Siedziałam w domu. To nie tak, że nie próbowałam się z nimi skontaktować. Nie, nie, nie. Dzwoniłam do Leona, ale nie odbierał. Denerwuje mnie już jego zachowanie, choć też jestem winna. Ta cała sprawa z Roxy jest pokręcona. Dziś ślub, a ja nie wiem jako kto mam na niego iść. Jako Violetta, a może jednak Roxy? Chciałabym chociaż wiedzieć, czy Leon wszystko wyśpiewał dziewczynom, czy wciąż mnie kryje. Nie wiem, nie wiem, nie wiem! Ubrałam się w piękną sukienkę i chwilę wahałam się, spoglądając na różowe włosy osadzone na mym fotelu. Nałożyłam na nogi wysokie koturny w kremowym kolorze i znów moją uwagę przykuła peruka. Violetta nie jest zaproszona na przyjęcie, a Roxy to tak naprawdę ja. Nałożyłam róż na głowę. Cokolwiek postanowię będzie to zły wybór. Tak jest zawsze.

Szłam w stronę domu Francesci. Roxy miała pomóc jej w przygotowaniach, pozachwycać się jej suknią ślubną, nanieść ostatnie poprawki w makijażu i fryzurze oraz towarzyszyć w limuzynie.
- Roxy! - krzyknęła radośnie Włoszka, witając mnie. Dzięki, Leon. - Jednak jesteś - wypowiedziała z nutką zdziwienia. To zdziwienie oznacza, że spodziewała się Violetty?
- Czemu jednak? - podpytałam dla pewności
- Znasz Violettę? - czy ona teraz chce mnie zdemaskować. Ja naprawdę nie wiem, co ma na myśli. To jakaś ironia. Poprawiłam perukę, zasłaniając pasmami moją twarz
- To moja kuzynka - nagle przypomniało mi się kłamstwo, które użyczyłam na potrzeby wczorajszego incydentu - Jest Leon? - zmieniłam nagle temat
- Pomaga Federico - odrzekła spokojnie - A ty musisz pomóc mi - wręczyła mi swój długaśny welon, który jak sądzę mam wpiąć jej we włosy. Sukienka, jak i panna młoda prezentowały się ślicznie, naprawdę. I przyznaję to ja. A może nie ja, tylko Roxy. Pogubiłam się w tym. Dziewczyna stała przed lustrem i tańcowała ze szczęścia. Kołysała się w raz jedną stronę, raz w drugą. Śpiewała pod nosem coś po włosku.

Teraz ziemia może
być niebem
To prawda 
to prawda

Gdy mnie przytulasz
nie boję się już
kochać Ciebie
Na prawdę

I czytam to w 
W Twoich oczach
Wierze Ci
Wierze Ci

Głos ma przecudny - to trzeba jej przyznać. Jejciu, ja naprawdę potrafię nie być jędzą. Sączyłam sok porzeczkowy, którym poczęstowała mnie Ludmiła. Ona najwyraźniej też niekiedy... być może... czasami... umie zachowywać się w miarę ludzko. Co chwile poprawiała rozłożystą suknie Fran tak, by prezentowała się najlepiej, jak to możliwe.
- Roxy, jak wyglądam? - spytała ostatecznie. Zwróciła się do mnie przodem, pozując jak miss.
- Ślicznie - skomplementowałam ją bez żadnego fałszu. Nie wiem, czy Violettę byłoby na to stać.
- Podasz mi bukiet? - powierzyła mi niezwykle trudne zadanie. Bowiem musiałam podejść ostrożnie do stolika. Chwycić kwiatki w dłoń i przenieść je jakieś 2 metry, a potem - uwaga to najtrudniejsza czynność - powierzyć je pannie młodej. ZONG! Nawet tego nie wykonałam dobrze. To było tak nieprawdopodobne... nierówno stanęłam na koturnie, która przechyliła się w bok. Straciłam równowagę. Upadłam wprost na Włoszkę... wraz z moim sokiem porzeczkowym... Ona mnie zabije! Dziewczyna z łzami w oczach patrzyła na kiedyś białą jak płatki śniegu tkaninę. Zamarłam. Mi też chciało się ryczeć. Zepsułam jej cały dzień. Nie wyjdzie bez sukienki...
- O matko - wyjąkałam jedynie. Po minucie ciszy, w której uczciliśmy pamięć owej kreacji, rozpoczęłam krótki monolog - Fran, nie jest tak źle... - skłamałam. Już Ludmiła miała się wtrącić, lecz ja ją uprzedziłam. W końcu monolog to wypowiedź jednej osoby, prawda? - Dobra, jest źle - szatynka starała zetrzeć plamę pierwszą lepszą szmatką, lecz tylko ją rozcierała dalej - Stój, czekaj. Coś wymyślimy - uspakajałam ją
- Roxy, ja za pół godziny mam ślub, a moja sukienka jest... - przestała mówić. Z żalem usiadła na skórzany fotel. Schowała twarz w dłoniach i zaczęła płakać. Czułam się okropnie.
- Mam pomysł - wykrzyczałam nagle. Zdjęłam wadzące buty. Zwinęłam kapcie, leżące w holu. - Ludmiła, masz samochód?
- No mam - odpowiedziała niepewnie blondyna
- Super, jedziemy - pociągnęłam ją za rękę - Fran, nie płacz. Przywiozę ci nową sukienkę - zapewniłam szatynkę. W między czasie kazałam Ferro zadzwonić do Camili i Lary, by one na nowo mogły przygotować make-up. Poprzedni... wraz z jej kreacją jest już niestety świętej pamięci. Wbiegłam jak oparzona do domu Violetty. Ludmiła od razu skojarzy fakty, trudno. Teraz muszę uratować uroczystość i to się liczy. Przerzuciłam całą szafę rodziców, na dnie której mama schowała swoją sukienkę ślubną. Czekała na mój wielki dzień. Sądzę jednak, że w tej sytuacji Fran zasługuje na nią bardziej. Zawinęłam sukienkę w opakowanie i wyszłam z domu niezauważona. Ludmiła siedziała za kółkiem. Poprawiała makijaż w przednim lusterku, co w jej przypadku jest normą. Wsiadłam do samochodu. - Wiem, wiem, wiem. I tak. - odezwałam się nagle, kładąc sukienkę na kolanach. Pewnie już zna prawdę.
___________
1) Czy Ludmiła naprawdę wie kim jest Roxy?
 Tytuł następnego rozdziału: Violetta vs. Roxy

JESTEM! Rozdział... ten, jak każdy inny. Mam nadzieję, że jednak przypadł wam do gustu <3
Kocham <3
/// Ari <3

8 komentarzy:

  1. BOSKI!♥
    Oj Viola ma dylemat... :/
    Ale tak kończą się przebieranki i udawanie kogoś innego, choć z drugiej strony mogłaby zostać Roxy na zawsze.
    Ups... Wypadek przy pracy xD
    Można powiedzieć, że "Roxy" Szlachetnie postąpiła oddając tą suknię.
    Zgaduję, że Ludmila się domyśliła. W końcu "kuzynka Violetty" by nie zabrała tej sukienki bez pozwolenia.
    Czekam z niecierpliwością na next♥
    Buziaki♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. Mówiłam że wrócę to wrócę xD
      Świetny rozdział *-*
      Niech Ludmiła nie będzie wiedzieć o Roxy ! XD
      Fran i ślub <3
      Sukienka :'(
      Smuteczek ;-;
      Dziś krótko <3
      Moje wypociny : http://wrocezzemstyjortini.blogspot.com/
      NJEEEE TO NIE REKLAMA XDDD
      Pozdro :*

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. Jej! Jestem 3!
      A co do rozdziału... Jest super? Nie! Super genialny.
      Kiedy oni wreszcie dowiedzą się o sprawie z Roxy?
      No, kiedy?
      Ślub Fedecesci! Wolę Fedmiłe, ale i tak jest supcio!
      I ta sprawa z sukienką.
      Violetta jak to Violetta musi coś zepsuć.
      Ludmiła się domyśla! Nareszcie!
      No, więc na sam koniec przepraszam za moją nieobecność.
      Szkoła i w ogóle.
      Czekam na nexciora!

      Pani Verdas

      Usuń