poniedziałek, 27 stycznia 2014

One Shot: Do końca życia... albo jeszcze dłużej

Ostatnie promienie słoneczne, wolne dni, czas, który można spędzić leniuchując przed telewizorem cały dzień i całą noc. Tak niektórzy przedstawiają definicję wakacji. Inni sądzą, że najlepsze wakacje to te, w których nie ważne jest miejsce, ale osoby z jakimi ten czas spędzamy. Dajmy na przykład takiego Leona Verdasa. W jego pokoju na ścianie powieszony był czterdziesto dwu calowy telewizor plazmowy, ale i tak do domu wracał tylko wieczorem.
Miał wspaniałych przyjaciół, dziewczynę, pogoda dopisywała, rodzice zdrowi. Czego chcieć więcej od życia? Ono samo w sobie było jak bajka. Leon w swoim świecie pełnił rolę księcia, Viola zaś księżniczki.
Nawet wtedy, kiedy wszyscy zadręczali się myślą, że dni lenistwa zbliżają się ku końcowi, on i jego dziewczyna korzystali z ciepłego, a co najważniejsze wolnego od szkoły południa. Siedzieli na polanie, zajadając się owocami. Kosz piknikowy rozłożony był na kocu w czerwono-białą kratę, dookoła, gdzie nie spojrzeli zieleń. Drzewa, krzewy... Nic dodać i nic ująć. Piękno okalało ich wszędzie. Oni jednak i tak nie przykuwali do "dekoracji" zbyt dużej uwagi. Mieli siebie i tylko to się dla nich wtedy liczyło. Starali z każdym dniem wzmacniać uczucie, które ich łączyło i cieszyć się sobą tak, jakby ta minuta była ich ostatnią minutą na Ziemi.
 Leon zerwał jednego kwiatka, samotnie rosnącego na polanie i podarował go ukochanej brunetce. Dziewczyna zachichotała pod nosem. Verdas spojrzał na nią pytająco. Cichy śmiech nie ustąpił. Leon  dopiero w tym momencie zorientował się, że wręczył swojej dziewczynie chwasta. Co z tego? Liczy się gest. Viola nie dawała żadnych oznak złości, wręcz przeciwnie. Leon otrzymał soczystego buziaka w policzek. Potem, leżąc na kocu, oglądali obłoki. Castillo wtuliła się w jego ciało, on podtrzymywał jej głowę jedną ręką, drugą ułożył na swojej klatce piersiowej.
- A ta przypomina serce - zauważyła
Bardzo chcieli by ta chwila trwała w nieskończoność, ale... to przecież niemożliwe. Nikt nie potrafi wstrzymać czasu. To nie film, czy jakieś fantasy.
Zaczęło się ściemniać, do tego zimne powietrze spowodowało, że Viola dostała tak zwanej "gęsiej skórki". Leon oddał jej swoją koszulę, a sam został w szarym T-shircie.  Do koszyka włożyli zwinięty w kostkę koc, oraz jedzenie, którego nie zdążyli skonsumować. Umieścili go na tyle motoru Leona. Brunet wręczył kask Violi, ona posłała mu uroczy uśmieszek.
- Dziękuję ci za dzisiaj. Miałem doła. Wystarczył jeden dzień z tobą i od razu mi lepiej - oznajmił, po czym przytulił do siebie dziewczynę. Chciał skradnąć jej całusa. Niewiele brakowała, a by osiągnął swój cel. Violetta w ostatniej chwili nasunęła na głowę kask. Zrobiła to specjalnie. Lubi droczyć się ze swoim chłopakiem. Dzięki temu ich związek nie jest przesadnie nasycony słodyczą. W geście żartu posłała mu niewinny uśmiech, który często ugaszcza jej twarzyczkę. Leon nie mógł oprzeć się jej delikatnej urodzie. Pozbawił ją nakrycia głowy, który zupełnie nie pasował do kreacji Violi. Umiejscowił kask na motorze, ujął twarz brunetki w dłonie i pocałował ją namiętnie. Dziewczyna tym razem nie opierała się. Jej ręce automatycznie oplotły jego szyję, oddała pocałunek. To było idealne zakończenie ich randki, dopełnienie całości. Później Leon, jak na dżentelmena przystało, pomógł Violettcie wsiąść na motor. Założył na głowę kask i odpalił cross'a. Gdyby Castillo miałaby podróżować na tej maszynie z kimś innym, do tego w nocy, pewnie by zrezygnowała, ale... jemu ufała. Mocno wtuliła się w jego ciało i zamknęła oczy. W ten sposób czuła się bezpieczniej. Zachowanie Leona nie wskazywało na to, że należał do grupy idiotów, a do tego znał Violettę doskonale. Odczuwał jej strach, dlatego starał się go możliwie załagodzić. Nie jechał zbyt szybko, uważał... Tak, on uważał, ale nie można tego samego powiedzieć o kierowcy srebrnego mercedesa, którym kierował najprawdopodobniej pijany facet, wracający z rodzinnej imprezy. Wiadomo, że prowadzenie po alkoholu jest niedozwolone. Nie wspomnę o tym, że zapomniał włączyć światła. Niestety, zdarzają się tacy debile, którzy łamią wszelkie zakazy po to by zaszpanować. Przeważnie robią to ze swojej osobistej głupoty. Myślą, że nic się nie stanie jak raz ... Chwila, oni w ogóle nie myślą tylko narażają własne oraz cudze życie.
Nie wiedzieć kiedy, gdzie i jak, motor Leona leżał już w rowie. Chwila nieuwagi pijanego mężczyzny, jeden moment, jego głupota, złe oświetlenie doprowadziło do katastrofy. Mógł odesłać samego siebie do aniołków na życzenie. Albo to, albo życie, ale ze świadomością, że przyczynił się do śmierci dwóch nastolatków. Głośny klakson, pisk, zapach spalonej gumy... Trwało to sekundy. Potem znów wszystko ucichło i wróciło do ustalonej przez Boga normy. Zderzenie motoru z samochodem nie należało do słabych... Szczęście w nieszczęściu, że cała trójka przeżyła, choć to zdarzenie mogło zakończyć się gorzej, o wiele gorzej. Kierowca był wstrząśnięty, ale nic poza bólem głowy mu nie dolegało.
Wysiadł z samochodu z przekonaniem, że przejechał jelenia bądź inne leśne zwierze. Widok krwi na masce jego samochodu wcale go nie zdziwił, ale postacie ludzkie leżące plackiem na asfalcie to już inna sprawa. Szatyn chwycił się za głowę. "Pablo, coś ty idioto zrobił?" - karcił się w myślach. Panicznie zataczał kółka, zamiast dzwonić po karetkę. Jego decyzja miała charakter sędziego. Jeśli zadzwoni, sam się pogrąży, ale jego sumienie będzie czyste, z kolei jeśli ucieknie... Chyba każdy zna dokończenie zdania? Właściciel mercedesa okazał się tchórzem. Jak ostatni idiota, którym stanowczo był, wziął nogi za pas i uciekł z miejsca zdarzenia. Leon nie stracił do tej pory przytomności. Czuł ból w nadgarstku, kolanie. Kręciło mu się również w głowie. Obraz, który widział był zamazany, jednak kątem oka ujrzał czerwoną od krwi dłoń. Nie wzruszyło go to wcale. Bardziej przejmował się dziewczyną.
- Violetto ... - wypowiedział ostatkami sił. Później obraz zaczął się pomniejszać, szarzeć aż stał się jednolicie czarny. Ich szanse były w 99% przesądzone. Do tego ona... zawsze podatna na wszelkiego rodzaju choroby... Nie było miesiąca, w którym Violetta nie nabawiła się grypy... Problemy miała również z sercem. Z każdą wizytą u lekarza dowiadywała się, że jest coraz gorzej. Zastanawiał ją fakt, dlaczego nikt z tych pseudo fachowców nie zacznie działać w tym kierunku? "Tego typu choroba dziedziczna ma stopień ..." Bla, bla, bla... Nic nie rozumiała z języka medycyny. Po minie taty, towarzyszącemu jej podczas wizyt, wywnioskowała jednak, że nie jest za dobrze. Próbował zataić jakoś wiadomość, że w każdej chwili jego córka może zniknąć z tego świata. Troszczył się, starał zapewnić opiekę, dbał by każdy dzień przynosił jej wiele radości... Nie chciał stracić córki w takim sam sposób co żonę. Wypadek stanowczo pogorszył sprawę. No bo... jakie są szansę, że w sobotę uczciwy człowiek będzie akurat przechodził obok lasu i zadzwoni po pogotowie, ratując tym samym życie pary? Właśnie... Szanse są bardzo małe, a nawet znikome, jednak... cuda się zdarzają. Znalazł się ktoś taki. Powodem była samotność. Chłopak spacerujący wieczorną porą, rozstał się z dziewczyną. Wszystko mu przeszkadzało. Czuł złość i obrzydzenie do świata, ale mimo pozorów, które stwarzał swoim wizerunkiem bad boy'a, miał złote serce, nie był tchórzem czy robotem bez uczuć. Zrobił wszystko, co potrzeba by uratować zarówno chłopaka, jak i dziewczynę. Viola przypominała mu wyglądem jego byłą. Te same włosy, styl ubierania się... Dołożył wszelkich starań by karetka trafiła na miejsce. Sam nawet chciał dotrzymać towarzystwa lekarzom w pojeździe, lecz nie otrzymał na to zgody. Tyle ich widział. Nie znał pary, ale mimo wszystko pomógł.

3 dni po wypadku

Brunetka leżała nieprzytomna. Przeszła poważną operację - przeszczep serca. Teraz bije ono na nowo, jest mocniejsze, a co najważniejsze, uratowało jej życie. Gdyby tylko wiedziała jak bardzo martwił się ojciec... Przez trzy dni i trzy noce nie zmrużył oka nawet na godzinkę. Czuwał i płakał. Nie odstąpił łóżka szpitalnego Violetty nawet na krok. Inaczej nie mógł postąpić. Nie wybaczyłby sobie gdyby jego córka umierała, a on bawiłby się na imprezach organizowanych przez jego firmę. W takich momentach nikt nie myśli o pracy. Najważniejsza dla niego była, jest i będzie tylko córka. Dwa dni od operacji po raz pierwszy otworzyła oczy. Obraz był zamazany, ale niemal natychmiastowo rozpoznała postać ojca. German znów wylał z siebie potok łez, lecz tym razem nie rozpaczy, ale wzruszenia. Nie bał się okazywać uczuć, nie w takich chwilach.
- Violetto - ścisnął jej dłoń, a ona się blado uśmiechnęła. Nie była świadoma jak niewiele dzieliło ją od trumny i ceremonii pogrzebowej. Miała szczęście, choć wolałabym użyć określenia "cud". Violetta pamiętała niewiele z wypadku. Nie potrafiła podać rejestracji, marki samochodu, a tym bardziej wyglądu sprawcy zdarzenia. Była osłabiona i nikt nie chciał jej przemęczać. To zrozumiałe...
- Gdzie Leon? - zapytała cicho. Tylko to pytanie nasuwało się jej na myśl. Trapiłoby ją tak długo, aż by go koniec końców nie zadała. Mężczyzna spuścił głowę na dół. - Tato czy on... - z jej oka wydobyła się pojedyncza łza, która rozbiła się o powierzchnię poduszki wypełnionej białym puchem.
- Nie, Violu. Jest w innym szpitalu - zapewniał szatyn - nie myśl już o nim i odpocznij, proszę cię - zluźnił uścisk ich dłoni i nasunął kołdrę pod samą jej szyję. Viola ruchem rąk obsunęła ją aż do pasa i chwyciła za nadgarstek rodzica.
- Co z nim jest? - ciągnęła temat. Jej obowiązkiem było zdobycie jak najwięcej informacji o stanie zdrowia Leona. Nie zaspokajała ją odpowiedź "teraz odpocznij" albo "jest w innym szpitalu". Chciała znać konkrety.
- Le... Leon... - zaczął pan Castillo - on ... - spojrzał w oczy swojej niewinnej i schorowanej córki. Czekała choć na jedną dobrą wiadomość. Nie miał serca przekazać jej całej prawdy, niedługo sama ją odkryje - martwił się o ciebie. Jest teraz w innym miejscu...
- Szpitalu? - dopytywała się, a German kiwnął głową
- Na pewno chciałby żebyś odpoczęła. - dodał i ucałował jej czoło. Ton z jakim ojciec przekazywał jej informacje był bardzo poważny, za poważny. Podejrzewała najgorsze, ale stwierdziła, że po co miałby ją okłamywać? Odwróciła się na drugi bok i patrząc na zegarek, wyczekiwała dnia aż wreszcie przytuli swojego chłopaka, zobaczy przyjaciół i powróci do szkoły. 18.01, 18.02, 18.03 - odliczała minuty, aż wreszcie zasnęła.

Lekarze długo nie trzymali jej w szpitalu. Wypisali ją po dwóch dniach od przebudzenia. Stwierdzili, że muszą zwolnić się miejsca dla innych pacjentów, a teraz pannie Castillo nic życiu nie zagraża. Umówili Viole na kilka badań kontrolnych i przepisali odpowiednie leki. German cały czas opiekował się córką. Nie pozwalał jej przyjaciołom być przy niej dłużej niż pół godziny. Po powrocie do domu Violetta całe dnie spędzała w swoim łóżku. Niczego jej nie brakowało... Olga stawiała się na każde zawołanie, o szkołę martwić się nie musiała, Angie dodawała jej otuchy, a Francesca, Fede, Ludmiła, Camila i Maxi odwiedzali ją codziennie. Wszystko było jak należy, ale i tak czuła niedosyt wiadomości. Zastanawiało ją jedno: W jakim stanie jest Leon? Czemu nie zadzwoni albo chociaż nie wyśle głupiego sms'a do niej? Sama robiła to każdego dnia, ale nie otrzymywała odpowiedzi.
Wreszcie tęsknota za ukochanym zwyciężyła. Jedną ręką zdjęła ze swoich nóg kołdrę. W ślimaczy tempie postawiła stopę na dywan. Zaraz po niej drugą. Podpierając się dłońmi, wstała z łóżka. Podeszła o szafy. Ubrała pierwsze, lepsze spodnie, buty, do tego top i kurtkę. Odgarnęła włosy za materiał i upięła je w kucyka. Prześlizgnęła się obok "strażników wieży" i wyszła na dwór. Łapiąc w płuca powietrze, poczuła się o wiele lepiej. Im bliżej była domu Verdasów, tym pewniejsze kroki stawiała. Sąsiedzi dziwili się na jej widok. Myśleli, że nie żyje. Tak długo nie widzieli jej promienistego niczym słońce uśmiechu. Teraz starała się wszystko nadrobić. "Dzień dobry" - powtarzała, kłaniając się nisko przed starszymi mieszkańcami osiedla. Po piętnastu minutach spaceru wreszcie dotarła do celu. Energicznie uderzyła złożoną piąstką w powierzchnię drzwi domu państwa Verdas. Liczyła na to, że otworzy jej brunet, ale doznała zawodu. Czekała i czekała. Była bardzo zdeterminowana i do tego uparta. "Zobaczę go"- powtarzała sobie w myślach. Wreszcie... drzwi się uchyliły, a w nich stanęła zapłakana matka jej chłopaka. Zaraz do niej dołączył pan Verdas. Objął ramieniem kobietę. Oboje wyglądali, jakby nie spali od kilku dnia albo i dłużej. Żywe trupy, możnaby rzec.
- Dzień dobry, ja do Leona. Mogę? - zapytała po chwili. Matka bruneta jęknęła z rozpaczy. Wyślizgnęła się z objęć męża i cofnęła z powrotem do salonu.
- Jak tam twoje serce? - zadał dość dziwne jak dla niej pytanie. Nie wiedziała o przeszczepie, w ogóle nic nie wiedziała
- Dziękuję, dobrze, ale ...
- Odejdź i nie przychodź tu więcej, dobrze? - Mężczyzna zatrzasnął drzwi przed nosem brunetki.
- Gdzie Leon? - krzyknęła i walnęła pięścią w drzwi. Wzięła głęboki oddech i zsunęła się na ziemię. Zaczęła płakać, a twarz schowała w dłoniach. Domyślała się co jest grane, ale nadal nie wiedziała wszystkiego. Któryś z sąsiadów podszedł do niej i pomógł jej wstać. Na pytanie "Co się stało?", nic nie odparła. Wróciła do domu cicho jak myszka. Znajdowała się w korytarzu, a reszta jej rodziny okupowała kuchnię. Stąd doskonale słyszała ich rozmowę.
- Jest mi teraz tak wstyd. Mam wyrzuty sumienia. Zawsze narzekałem na Leona... - usłyszała głos ojca. Podsłuchiwanie to jedyny sposób by w tej sytuacji mogła dowiedzieć się czegoś więcej niż "nic", więc przysunęła głowę do ściany.
- Gdyby nie jego serce Viola miałaby grób obok twojej żony - wypowiedziała podsumowujące zdanie Angie. Córka inżyniera zamarła. Ułożyła dłonie na klatce piersiowej, dokładnie w tym samym miejscu gdzie znajduje się główny organ układu krwionośnego.
- Szkoda chłopaka. Był zawsze taki uprzejmy, dobrze wychowany. Nawet nie wyobrażam sobie co teraz czują jego rodzice. - ciągnął temat German
- Lekarze zrobili wszystko, co w ich mocy. Stracił za dużo krwi. Nie mogli go uratować. German, nie płacz - pocieszała go Angie. Viola dalej słuchała.
- Tak niewiele brakowało... a moja córka...
- German, Viola żyje. Ma nowe serce, wraca do zdrowia... - Angeles przytuliła swojego pracodawce. To też dla niej nie było łatwe, mówić tak o tym, ukrywać prawdę przed Violą. W końcu nie miała pojęcia, że jej siostrzenica wszystko słyszała... Nie przewidziała również zdarzeń, które nastąpiły potem.
- Zabiłam Leona - szepnęła brunetka - Żyję jego kosztem... - dołowała się. Ponownie wyszła na zewnątrz, trzasnęła drzwiami i zaczęła biec przed siebie. Wiatr wiał jej w twarz, chłodził łzy. Violetta wreszcie się potknęła. Mogłoby się wydawać, że dalej nie pójdzie, zostanie w tym miejscu i zaleje się słonymi kroplami. Błąd. W Buenos Aires znajduje się kilkaset mostów i mosteczków. Violetta nie mogła sobie darować
śmierci ukochanego. Tęskniła, a teraz jeszcze dręczy ją fakt, że ma jego serce. Dobiegła do pobliskiego mostu. Stanęła na krawędzi, a odległość jaka dzieliła ją od śmierci to zaledwie centymetry. "Skoczę..." - dodawała sobie odwagi
- Violetto, nie! - usłyszała za sobą krzyk Angie. Ciotka pomknęła za nią, gdy usłyszała trzaśnięcie drzwi. Niczego się nie domyślała, ale była ciekawa. Gdy zobaczyła uciekającą Viole, musiała zareagować.
- Angie, zabiłam Leona... To moja wina
- Nieprawda! Umarł w szpitalu... Lekarze byli bezradni. Błagam, Viola... Nie marnuj życia, które otrzymałaś od niego w prezencie. Jego serce bije teraz tylko dla ciebie. - w oku kobiety zaczęła kręcić się łza. Jedno słowo wypowie nie tak, a straci siostrzenicę - Violu... Pomyśl o ojcu
- Tata... - szepnęła brunetka i zaczęła wspominać sytuację ze szpitala. Zrezygnowała. Ostrożnie starała się odwrócić i wycofać. Angie odetchnęła z ulgą. Podeszła bliżej i podała jej rękę. Violetta ostrożnie stąpała po kamiennym, ale wąskim podłożu. Jeden niewłaściwy ruch... Brakowało trzech centymetrów gruntu, te trzy centymetry wydały wyrok o jej życiu.
- Violetto... nie...

Ta historia nie musi mieć smutnego zakończenia. Violetta i Leon obserwują z góry zmagania z życiem na Ziemi swoich rodzin. Śmierć jest przecież zjawiskiem normalnym... Czasem następuje wcześniej, czasem później, ale taki jest krąg życia. "Miłość na wieki" - tak można określić uczucie, łączące Leona Verdasa i Violette Castillo. Do końca życia albo jeszcze dłużej...
_________________________________
OK! A więc oto proszę One Shot z okazji 200 tysięcy wyświetleń.
Ja wiem, dołujący, źle napisany, bla, bla, bla... EH! TAKIE ŻYCIE!
Nie umiem pisać one shot'ów. Jejciu, beznadzieja... Powinnam na samej górze napisać ostrzeżenie, czy coś...
A tak wgl to dedykuje go Fran Love... ty wiesz czemu ^^
Dobra, on zakańcza moją działalność jeśli chodzi o Leonette, a teraz powiem coś byście dobrze mnie zrozumieli: Z bloga nie odchodzę, zaczynam nową, wesołą historię o aktorach z "Violetty", która mam nadzieję, że wam wynagrodzi ostatnie smutaśne posty, w nowej historii nie oczekujcie Jortini, będę pisała o tym, co mi przyjdzie do głowy, rozdziały będą krótsze, adres zostaje taki jaki jest i ostatnie: zmieniam wygląd bloga. Tak, znowu!
- Urzekła mnie twoja historia - mówi do mnie Krzychu
- Moja twoja też - odpowiadam se taka ja xD
Nie ma to jak wklepać coś od czapy do postu z One Shot'em. Moja mądrość mnie powala
I tak PS. Teddy, nie możesz odejść, czaisz?!!?!?!?!?!?!!!!! Za mało spamu pod postem? xD Ty frajerze, ty!

24 komentarze:

  1. Piękny <3 i taki wzruszający ;-)
    Leon oddał jej swoje serce <3 a ona nie mogła bez niego żyć <3 Nawet śmierć ich nie rozdzieliła <3
    Jednym słowem- cudo <3
    Już nie mogę się doczekać rozdziału nowej historii :-) ale wiedz, że i tak po cichu liczę na Jortini ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniałe. Cudowne. Genialne.
    Nie ma słów, by opisać to tak pięknie jak Ty, więc mam nadzieję, że się nie obrazisz, iż zostawię tragiczbie krótki komentarz. I wcale nie jest źle napisany! Żadnego "ble, ble, ble " ! Jasne? Śliczne, wzruszające i pouczające. Skądś kojarzę taki przebieg wydarzeń, ale za grosz nie wiem gdzie takie coś czytałam.
    Kocham. <3
    Raisa. :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękny. popłakałam się jak małe dziecko to takie... i jeszcze viola zabila sie aby byc przy leonie...
    Zapraszam

    leonetta-znapisami- opowiadania.blogspot.com

    Weronika Marzec

    OdpowiedzUsuń
  4. Ooooo to takie słodkie <3 Ale nie ładnie, zabić Leosia? XD Hahah, czekam na kolejny rozdział nowej historii. I mam nadzieję, że Leonetta też będzie :D

    OdpowiedzUsuń
  5. śliczne ale violetta tez zgineła?

    OdpowiedzUsuń
  6. Płakałam się jezu jak ty pięknie piszesz

    OdpowiedzUsuń
  7. Jejku...jaki cudowny. Nigdy nie czytałam takiego one shot'a, na którym się popłakałam, serio.
    On jest piękny, serio x2 :D <33
    Jestem pod takim podziwem, że nie wiem co mam tu jeszcze napisać, CUDO ♥♥
    Leon oddał jej serce, o matusiu <33 "Jego serce bije teraz tylko dla ciebie"- cudowne słowa <33
    ahhh, <33
    Czekam na nową historię <333

    OdpowiedzUsuń
  8. Boziu ;(
    Takie piękne i takie smutne :(
    Do anonimka:
    Viola zginęła :(
    Fran <3
    PS. Kiedy przestawiasz na EDM?
    PS.2. Śliczny nagłówek :)

    OdpowiedzUsuń
  9. piękny. <3<3 przez ciebie płacze. :( tez bym chciała miec takiego chłopska jakim jest najwspanialszy pod słońcem Leon Verdas

    OdpowiedzUsuń
  10. Piękne:*
    Nie mam słów. Kilka łezek spadło na pościel;c
    www.leonetta-magic-love.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. Ty chyba uwielbiasz mnie doprowadzać do łez !!!! Prawda ???
    Kobieto skąd ty bierzesz pomysły na takie tragedie ??? No ale to było takie piękne, romantyczne i długo by wymieniać......Co to całości to jest świetnie <33 ZAPAMIĘTAJ SB JEDNO !!!! ---------> TY UMIESZ PISAĆ WSZYSTKO ZACZYNAJĄC OD ZWYKŁYCH POSTÓW PRZECHODZĄC DO ROZDZIAŁÓW KOŃCZĄC NA OS !!!!!!!!!! To jest taka jedna rzecz którą masz do KOŃCA ŻYCIA pamiętać !!! :****
    Fajnie że zaczniesz coś wesołego !! Nie liczę na Jortini lubię jak jest zamieszanie :D
    I coś jeszcze mnie twoja mądrość też powala XD hahaha
    Dobra nw co tu jeszcze pisać po prostu po przeczytaniu takiego arcydzieła to mi słów brak <3333
    Do następnego :****
    Kinga Verdas-Blanco

    OdpowiedzUsuń
  12. cudoooo ale ja i tak liczę na Jortini <33

    OdpowiedzUsuń
  13. Jak ja kocham wypadki w opowiadaniach! ^^
    Czyli...Viola skoczyła...a raczej spadła...
    Fajnie! :D

    OdpowiedzUsuń
  14. Świetnie *.*
    Ich miłości nikt nie rozdzieli :*
    To się nazywa...
    Podarował jej własne serce! Teraz biło ono tylko dla niej... ♥
    Wiesz to jest piękne! <3
    Wzruszające... <3
    Gabi <333

    OdpowiedzUsuń
  15. Piękne naprawdę, na samym końcu się poplakalam świetny. Życzę ci dobrej weny no nowe opowiadanie :-)

    OdpowiedzUsuń
  16. oj violetta...
    chciała się zabic potem zrezygnowała ale i tak nie zyje! heh xD
    ale to dowodzi że ich miłość jest na zasadzie: jak mają być razem to nawet w niebie...
    no...długo bez siebie nie wytrzymali...:D
    romantycznie
    kocham twojego bloga

    życzę weny czasu i chęci na napisanie nexta!

    OdpowiedzUsuń
  17. Jeezu;( Jaki Piękny rozdział !:( Poryczałam Się ...Dlaczego Leon umarł...Potem jeszcze Violćia ;cc Jeju Cudowny i trochę smutny...:((

    OdpowiedzUsuń
  18. poryczlam sie totalnie

    OdpowiedzUsuń
  19. Płacze, to było takie piękne! Dziewczyno masz ogromny talent :-)

    OdpowiedzUsuń
  20. Nie odzywam się do ciebie! Żartuję, ale to było takie piękne! Cudo!!!!

    OdpowiedzUsuń
  21. _______________________________________cudowne,___________________________________________________________________________________boskie,_______________________________________________________________________________najpiękniejsze,_______________________________________________________________________ale___________________________________________________________________________________strasznie_________________________________________________________________________________smutne______________________________

    OdpowiedzUsuń
  22. popłakałam sie

    OdpowiedzUsuń
  23. Wspaniały. Popłakałam się

    OdpowiedzUsuń